.

.

Prolog

Dwie postacie biegły w stronę muru Konohy, by następnie odbić się od ziemi i poszybować nad fortyfikacją. Ubrane w czerń na tle nocnego nieba, przypominały raczej dwa kruki, niż jakiekolwiek osoby. Z gracją wylądowały po drugiej stronie i biegiem ruszyły w stronę lasu. Przedzierały się przez las, skacząc po drzewach z prędkością geparda.
Było ciemno. Żadne zwierzę nie odważyło się poruszyć, przez co puszcza wydawała się bardziej cichsza i tajemnicza niż w rzeczywistości była. Nic nie mąciło otaczającego je spokoju, oprócz dwóch przyspieszonych oddechów. Biegły nie zatrzymując się ani na chwilę, nie odpoczywając, nie rozmawiając, jakby miały jasno obrany cel. Może była to ucieczka, może pędziły, by wypełnić misję, a może po prostu opuszczały tą wioskę. Ponieważ noc… była najlepszą porą do odejścia.
Słońce zaczęło świtać. Postacie były już wiele kilometrów od wioski, lecz dalej się nie zatrzymywały. Nie zostawiały żadnych śladów, by nikt nie mógł ruszyć w pościg. Około południa zatrzymały się na chwilę przed długim jeziorem. Po jego drugiej stronie znajdowała się góra, a ze wszystkich innych stron otaczały je rozmaite drzewa. Popatrzyły się na siebie. Spod nałożonych kapturów, można było zobaczyć tylko skrawek twarzy, lecz wydawało się, jakby jedna do drugiej się uśmiechała.
Po krótkim postoju, skumulowały czakrę w stopach i zaczęły przebiegać przez jezioro. Na tafli wody pojawiały się chwilowe fale w miejscu, gdzie postawiły nogę, lecz po chwili znikały i woda przybierała znowu kształt lustra. Nie zatrzymując się ani na moment biegły w stronę skały.
Po kilku minutach znalazły się na drugim brzegu. Stanęły przy głazie, po czym jedna wyciągnęła spod płaszcza ręce i zaczęła składać pieczęć. Po chwili owy kamień przesunął się, ukazując wejście do jaskini. Po raz kolejny spojrzały na siebie, jakby się upewniając czy lepiej wejść, czy zawrócić. W końcu przepełnione odwagą ruszyły ku ciemności.
Gdy tylko przekroczyły próg, głaz wrócił na swoje miejsce, a korytarz zniknął w czerni. Chwilę później jedna z pochodni, wiszących na ścianie, zapłonęła światłem ukazując drogę w głąb. Gdy coraz bardziej zagłębiały się w jaskinię, każda kolejna pochodnia zapalała się, by następnie, gdy przejdą w okolice blasku drugiej, zgasnąć.
Jaskinia w rzeczywistości była plątaniną korytarzy i każdy, kto nie znałby jej planu, zapewne by się zgubił. Lecz nie one. Szły od drzwi do drzwi, dążąc ku tym jednym, za którymi miały nadzieję zobaczyć osobę z przeszłości, osobę którą bardzo dobrze znały i która zapewniłaby im schronienie. Idąc korytarzami, ku tym jedynym drzwiom mijały licznie pomieszczenia. Dobrze wiedziały do czego służą, bywały już to nie raz. Gdy minęły wejście, na którym wisiał znaczek „Kuchnia” usłyszały rozmowy.
- Przecież mamy jeszcze dwa pokoje.
- Jakie dwa pokoje?
- No Konan i bliźniaczek - powiedział mężczyzna, lecz jakby z obawą w głosie.
- Te pokoje pozostaną wolne - rzekł głębokim męskim głosem, przepełnionym władzą drugi.
- Po co? Skoro one i tak nie wrócą, a my potrzebujemy nowych rekrutów. Zwłaszcza po odejściu… - nie skończył, bo przerwał mu drugi.
- Pozostaną puste! - krzyknął.
Postacie przystanęły i spojrzały ku sobie, by następnie luźnym krokiem ruszyć ku pomieszczeniu, z którego dochodziły głosy. Weszły cicho, zresztą cały czas poruszały się bezgłośnie, i stanęły w progu. Białowłosy mężczyzna, który wcześniej nie uczestniczył w rozmowie, wstał i zaczął mówić:
- Nie rozumiem cię szefie, ale… – urwał, wpatrując się w dwie postacie stojące w pokoju. Z pośpiechem chwycił swoją kosę i stanął w pozycji bojowej. Reszta mężczyzn i jedna kobieta, obejrzeli się szybko w stronę drzwi, by następnie uczynić to, co wcześniej ich towarzysz. Na ich twarzach widać było zdziwienie, lecz jedna pozostawała spokojna.
Jedna z przybyłych postaci uśmiechnęła się lekko, lecz wyglądało to jakby krzywiła się z bólu albo z drwiny. Kaptur, okalający jej twarz, zakrył jednak ten grymas, tak że zebrani go nie zauważyli. Poczuła dziwne ukłucie w głowię. Wiedziała, co to znaczyło, ktoś zgłębiał jej myśli. Kolejny grymas zagościł na jej twarzy.
- Witaj wujku - powiedziała w głowie do osoby, która przeglądała jej myśli.
Na twarzy mężczyzny, która ówcześnie pozostawała spokojna, pojawiło się lekkie zdumienie, by następnie przejść w niewidoczny uśmiech ulgi, który zauważyły tylko zakapturzone postacie. Jednocześnie podniosły ręce w kierunku zebranych, jakby jeden umysł sterował ich ruchami, na co twarze reszty przybrały ostrzejszy wyraz. Nie zważając na ukryte groźby widoczne na ich obliczach, podniosły ręce w górę i jednym pociągnięciem zdjęły okalające ich twarze kaptury. Przed zebranymi stały dwie dziewczyny o podobnych rysach twarzy, podobnym kolorze oczu i podobnym kolorze włosów - bliźniaczki. Wszystkich wmurowało. Jedna dziewczyna z krótkimi włosami, uśmiechnęła się szeroko i pełnym szczęścia głosem powiedziała:

- Hejka chłopaki!

3 komentarze:

  1. Aaa dobre :D Tajemniczy, jakby pełen grozy początek i na zakończenie takie 'hejka chłopaki' Nieźle nieźle ^^
    Przyznam, że natknęłam się na twojego bloga podczas oglądania nowych rozdziałów umieszczonych na Katalogu Naruto. Pewnie normalnie nic bym sobie z tego nie zrobiła, ale zwróciłam uwagę na tytuł nowego rozdziału 'Danse Macabre'. Ostatnio na polskim mieliśmy o kulturze średniowiecza i straaaasznie mi się ten zwrot spodobał i zastanawiałam się czy nie użyć by go do czegoś w mojej historii xD No więc, weszłam na twój blog i oto jestem, historia zapowiada się ciekawie, więc lecę czytać dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmm *.* Podoba mi się!
    Yh dziś już nie zdążę tego wszystkiego ogarnąć, ale postaram się poczytać jutro :D Bardzo ciekawy prolog.
    Zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki ;)
    Życzę miłego czytania ;P

    OdpowiedzUsuń