.

.

Rozdział 26 - Bliźniacza misja

Szybki bieg. Przyspieszony, a jednocześnie wyciszony oddech. Stopy zadziwiająco cicho uderzające w grube gałęzie drzew, by chwile później przeskoczyć na następne. Delikatność poruszania się z niesłychaną prędkością. Mały wysiłek fizyczny, mimo szybkiego biegu. Wyćwiczone, uspokajające dwa wdechy, jeden wydech. Szybkie wyhamowanie.
Uśmiech wkradający się na twarz, by chwilę później wyszeptać do siebie „Już blisko”. Jeszcze większa prędkość. Jeszcze dłuższe kroki. Wyhamowanie. Znajomy widok rozpościerający się przed oczami.
Ciche uderzenie w ziemię i szybki bieg po jeziorze, w sobie tylko znanym kierunku. Zostawienie na brzegu, za sobą, tylko trzech słów „Nareszcie w domu”.

***
Westchnęłam cicho i opadłam na zimny blat stołu. Wplątałam dłonie w krótkie kruczoczarne włosy, którymi zaczęłam się bawić, okręcając końcówki wokół palca.
- Czyli nic nie wiadomo? – mruknęłam cicho.
- Niestety – padła odpowiedź. – Sama również brałaś udział w poszukiwaniach i na nic nie natrafiłaś.
Ponownie westchnęłam przyznając memu rozmówcy rację.
Siedzieliśmy w kuchni, przy śniadaniu i dyskutowaliśmy na temat naszych zgub. Mijał już miesiąc od ucieczki Toriego, jak i zniknięcia Hanami, a nam dalej nic o nich nie wiadomo. I my nazywaliśmy siebie najsilniejszymi ninja rangi S? Przecież nawet nie potrafimy znaleźć dwójki naszych członków…
Złapałam za kanapkę leżącą przede mną na talerzu i bez entuzjazmu się w nią wgryzłam.
- Mija już miesiąc, a my jej nie znaleźliśmy…
- Jest w ciągłym ruchu, więc nic dziwnego. Szpiedzy Sasoriego donoszą, że osoba pasująca do rysopisu Hanami pojawiała się w Deszczu, Liściu, Piasku i Wodospadzie.
- Jeżeli Hanami chce się ukryć, to doskonale wie jak to zrobić. Weźmy na przykład to, jak trudno było ją znaleźć ostatnim razem, mimo iż siedziała w swojej jaskini – powiedział Sasuke pojawiając się w pomieszczeniu.
- Sprawdzałeś tam? – spytałam, choć dobrze wiedziałam jak będzie brzmiała odpowiedź.
Tak jak myślałam, wujek posłał mi zirytowane spojrzenie. Zaśmiałam się w duchu przypominając sobie jak często patrzył na mnie w ten sposób mój ojciec. Jak ja dawno nie widziałam staruszka Itachiego… Ciekawe jak radzi sobie bez nas. Nie czas jednak na to. Jestem pewna, że kiedy Hanami wróci, to będzie miała świeższe informacje co do jego osoby, w końcu bywała u niego kilka razy, jak jeszcze była w siedzibie.
- Jedynym tropem – mruknął Pain, który o dziwo zaszczycił nas swoją obecnością przy śniadaniu – jest wzmożona aktywność ANBU wszystkich tych wiosek. Szpiedzy twierdzą, że ktoś włamał się do archiwum. I tak w każdej wiosce. Przypuszczam, że Hanami czegoś szuka, lecz po co i co to jest, to nie mam pojęcia. Myślę, że jak znajdzie odpowiedzi na nurtujące ją pytania, to wróci.
Drgnęłam lekko, gdy po moim ciele przeszły dreszcze. Poczułam jakby moja siostra była gdzieś obok. Zawsze tak reagowałam na jej niespodziewane przybycie. Skupiłam się bardziej i wysiliłam w poszukiwaniu jej chakry, jednakże nic nie znalazłam.
Przełknęłam kanapkę i podniosłam głowę ze stołu, swój wzrok kierując na drzwi. Zamarłam, gdy we framudze zobaczyłam kobiecą postać odzianą w czarny płaszcz. Pewnym ruchem ściągnęła kaptur okalający jej twarz, a moim oczom ukazała się dziewczyna z niesamowicie białymi włosami i szarymi oczami – Hanami.
- Hanami – szepnęłam.
- Cześć siostrzyczko – mruknęła a na jej twarzy pojawił się tak dawno nie widziany i niespotykany zarazem uśmiech.
Zdjęła z siebie płaszcz, a ja zauważyłam, że jej białe włosy sięgały łydek. Było to zadziwiające, gdyż kiedy widziałam ją po raz ostatni, to były zaledwie do pasa. Jej włosy rosły w zadziwiającym tempie, chociaż to również było efektem ubocznym aktywacji jej kekkei genkai.
W dniu kiedy się obudziła, jej wygląd przebiegł całkowitej odmianie. Jej włosy całkowicie zbielały, a oczy przybrały szarą barwę. Zupełnie jak u naszej matki, której wygląd zmienił się przez wpływ Nonegana. Co dziwne, zmianie uległ nie tylko ten aspekt, bo przecież uczucia Hanami zostały całkowicie odblokowane. Przez tydzień po obudzeniu, napływ emocji wzbudzał u niej mocne migreny. Nauczyła się je zagłuszać i na jej twarz znów wkradła się maska obojętności.
Nie zdążyliśmy się jeszcze przekonać jakiej przemianie uległy jej umiejętności, ale myślę, że Hanami nie próżnowała przez ten miesiąc i sama to odkryła.
Weszła głębiej do pomieszczenia i usiadła przy stole, swój wzrok kierując na Lidera. Zmarszczyła lekko brwi, które szybko się wygładziły. Nic dziwnego, sama zareagowałam podobnie. Prawdziwą postać i twarz Peina widziałyśmy tylko raz, jeszcze jako małe dzieci. A teraz, po tylu latach, on znów zawitał w swej postaci w skromne progi naszej organizacji. Sama jeszcze do końca nie wiedziałam co go do tego skłoniło, ale cokolwiek by to nie było, musiało być dość ważne.
- Pein? – mruknęła.
Mężczyzna kiwnął głową z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Dawno nie widziałam twej prawdziwej postaci, wujku – mruknęła białowłosa – Gdzie podziała się twoja ulubiona ścieżka?
- Dostała inne zadanie, nie jest tu już potrzebna. A gdzie ty się podziewałaś? – spytał czerwonowłosy, mimo iż domyślał się prawdy.
- Tu i ówdzie. Musiałam pozwiedzać kilka wiosek – mruknęła, zabierając kanapkę z talerza i wpychając ją sobie do buzi.
- Powiedzmy, że zadowala mnie ta odpowiedź. Dobrze się składa, że  już jesteś, bo mam dla was misję.
- Nas? – spytałam, nieco ożywiona. Już dawno nie byłam na misji z siostrą.
- Dla Hanami, Ciebie i Itakoiego – powiedział Lider – ale myślę, że porozmawiamy o tym jutro. Twoja siostra powinna wypocząć, nim wyruszycie na misje.
Hanami kiwnęła głową, lecz dalej siedziała w miejscu, jakby ignorując polecenie Peina. Mimo iż nie było to bezpośrednie, wiadomo było, że ma iść spać teraz, a nie później.
- Coś jeszcze? – spytał.
- Dlaczego pokoje innych są niedostępne, a ich samych tutaj nie ma?
Lider uśmiechnął się sam do siebie. Cóż… Hanami zazwyczaj sama dochodzi prawdy i stara się przenigdy nikogo o nic nie pytać, a teraz najzwyczajniej w świecie zadaje najnormalniejsze pytanie prosto w twarz Liderowi. Być może jest zbyt zmęczona by rozpoczynać samodzielne dochodzenie w tej sprawie.
- Coraz częściej wokół naszej siedziby pojawiały się zagubione patrole ANBU. Założyliśmy, że zapewne ściągała ich tutaj nasza połączona silna chakra, która najwidoczniej zdołała przepływać poprzez bariery. Wychodzi na to, że za bardzo sobie odpuściliśmy i zapomnieliśmy o ukrywaniu chakry, nawet w organizacji. Ponadto najwięcej zleceń ostatnimi czasy mieliśmy w okolicy, a to raczej skupia uwagę wiosek. No i co zuchwalsze oddziały zaczęły śledzić naszych członków. A ponieważ im więcej ANBU zabijamy w okolicy, tym bardziej zwracamy na siebie uwagę, to postanowiłem przeprowadzić reorganizację Akatsuki. Jest to o wiele łatwiejszy i wygodniejszy sposób, niż przenoszenie całej siedziby… Skazałem naszych członków na łaskę losu i wygoniłem póki co z siedziby. Błąkają się po krajach i czekają na zlecenia, które dostają od moich ścieżek. W głównej siedzibie została tylko nasza czwórka i nowa, ale ona niedługo również nas opuści. Będzie to miało związek z waszą misją – powiedział Lider, spokojnie tłumacząc zdanie po zdaniu.
Hanami nie była zbyt przejęta jego wypowiedzią, więc wychodzi na to, iż nie interesowało jej to za bardzo.
- A co z pokojami? – mruknęła.
- Cała siedziba stoi tylko dzięki mojej chakrze i mogę kształtować ją, jak mi się tylko żywnie podoba. Skoro członków już tu nie ma, po co ich pokoje mają stać puste i marnować moją energię? Znacznie wygodniej było je zlikwidować.
Hanami kiwnęła głową i ociężale wstała z zajmowanego krzesła, by chwilę później zniknąć za drzwiami. Uśmiechnęłam się, widząc białe końcówki jej włosów znikające za framugą. Przypomniały mi się stare dobre czasy i nasze wspólne misje jako ANBU Konohy, jak i drużyna, choć szybko przeskoczyliśmy poziom geninów. Już nawet nie pamiętam większości z nich.

***
Delikatnie otworzyłam drewniane drzwi, kryjące za sobą tyle wspomnień. Teoretycznie jest to pokój, jak pokój, lecz dla mnie miał sentymentalne znaczenie. Aż dziw, że myślę o tym w ten sposób. Czy cokolwiek, kiedykolwiek w moim życiu miało dla mnie podobne znaczenie? Chyba nie. Lecz nigdy wcześniej nie czułam się tak jak wtedy gdy byłam z nim. Nie czułam się potrzebna i kochana, wymagana i niezbędna. Sprawił, że zobaczyłam jak to jest kochać. Dzięki niemu wiem co to miłość i cierpienie. Kochałam, a on mnie zranił. Lecz mimo wszystko nie potrafię go znienawidzić. Nie wiem co go kierowało, gdy odchodził, jednak czuję, że robił to ze względu na mnie i kto wie, gdyby nie jego odejście, to czy kiedykolwiek bym się obudziła? Czy kiedykolwiek zaczęłabym czuć? Czy kiedykolwiek dowiedziałabym się co to jest sentymentalne znaczenie? Bardzo możliwe, że nie.
Cicho weszłam do pomieszczenia, które zatrzymało w swoich objęciach wspomnienia naszych ostatnich wspólnych chwil. Niepościelone łóżko, porozrzucane gdzieniegdzie jego, jak i moje, ubrania. Mimo iż jego zapach już dawno stąd uleciał, to wciąż dało się wyczuć jego obecność w tym pomieszczeniu.
Objęłam się ramionami, gdy poczułam, że znów coś blokuje mi oddech. Jakiś ciężar spadał na moje płuca i utrudniał oddychanie. Osunęłam się na podłogę. Cierpienie. Tym jest prawdziwe cierpienie. Gdy nie można złapać oddechu, gdy brakuje nadziei, gdy nie ma się chęci ani sił by iść dalej. Starałam się to przezwyciężyć, lecz dobrze wiedziałam, że tylko tłumiłam w sobie to uczucie. Nie potrafię walczyć ze swoimi emocjami. Mogę je wyciszyć lub ukryć, lecz nie przezwyciężę ich. Czuć… nigdy nie spodziewałabym się, że będę coś czuła.
Wytarłam łzy bezradności spływające po moich policzkach. A przyrzekałam sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Zmuszałam się do coraz trudniejszych ćwiczeń, coraz bardziej wymagających włamań, do ciągłych poszukiwań, aby tylko nie myśleć o ogarniającym mnie i przerażającym uczuciu. Byleby znów nie płakać. Wystawiałam się na coraz to gorsze niebezpieczeństwa, nie raz ryzykowałam własnym życiem i kilka razy o mały włos go nie straciłam. A mimo to, te negatywne emocje wciąż we mnie tkwiły i coraz bardziej się kumulowały.
Zachowuje się i myślę jak człowiek. Jak prawdziwa zakochana kobieta. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie mi dane tak się czuć. Ale jestem również shinobi. Przede wszystkim. Jestem ninja rangi S, byłam w jednym z lepszych oddziałów ANBU, jestem Uchiha, a my nie dajemy się pokonać emocjom. Wszyscy, tylko nie my.

Podniosłam się z ziemi i wkroczyłam głębiej do pomieszczenia. Zdjęłam materiał z prawego ramienia, a moim oczom ukazały się wytatuowane gwiazdki. Wokół kilku z nich pojawiły się ledwo widoczne symbole. To w nich pieczętowałam chakre na czarną godzinę.
Wykonałam pieczęcie, a na łóżku w obłoku dymu ukazał się mój plecak, zapieczętowana mapa i pudełko, w którym była moja nowa broń.
Spędziłam całą drogę powrotną nad dostaniem się do zawartości pudełka z mapą, lecz moje trudny zdały się na marne. Nie znalazłam żadnej techniki, która byłaby w stanie ją odpieczętować. Przynajmniej żadnej znanej mi techniki.
Z należytą czcią wyjęłam broń z półmetrowego pudełka oznaczonego orientalnymi wzorami. Moim oczom ukazał się sztylet długości przedramienia, może nieco krótszy. Jego głownia była prosta i mocna, wykonana z czarnego materiału, przypominającego kryształ. Rękojeść miał dość prostą, z metalu o barwie bursztynu, wokół niej owinięta była warstwa przetopionego drutu, który zwiększał przyczepność broni do ręki. Spełniał również rolę estetyczną, gdyż wyglądał jak ogon węża, który na końcu rękojeści miał swą głowę. Całość miała przemyślaną budowę, gdyż owa głowa ułatwiała podparcie kciuka przy zadawaniu ciosu. Takim sztyletem można było z łatwością zadać śmiertelne rany, nawet bez odpowiedniego treningu. Mimo wszystko nie była to zwykła broń. Mówiono na niego Kokuryū, czyli czarny smok, co miało związek z jego wyglądem.
Smoki, gdyż tak nazywano sztylety tego typu, były ulubionym narzędziem skrytobójców i wykonywane były w Wiosce Takumi, tylko na specjalne zlecenie. Każdy ze sztyletów różnił się kolorem klingi i rękojeści, jednakże wszędzie pojawiał się motyw smoka. Każdy ze sztyletów, mimo przeznaczenia do cichych zabójstw, miał swoje charakterystyczne właściwości, zupełnie jak bronie mistrzów miecza z Kiri. Znane jest dwanaście odmian ów broni i każdy z nich został wykonany dla innego skrytobójcy i przystosowany do jego technik walki i wymagań. Ten natomiast posiadał niezwykłą umiejętność, gdyż pozwalał kumulować w nim chakre, tworzyć i rozpraszać za jego pomocą różnorakie jutsu, a także niekiedy łamać nieskomplikowane pieczęcie. Lecz nie tylko dla tych umiejętności tak łaknęłam go posiadać. Kokuryū kiedyś należał do mojej matki i specjalnie dla niej został wykonany.
Ona dzięki swemu kekkei genkai została znakomitym asasynem*, a każdy taki zabójca pokazywał się ze Smokiem. To świadczyło o jego kwalifikacjach i o zaawansowaniu w sztuce cichego zabijania. Kokuryū zniknął wraz ze śmiercią mojej matki, lecz udało mi się trafić na jego ślad i dowiedziałam się, że Czarnego Smoka w swoim posiadaniu ma znany kolekcjoner broni. W zamian za niego chciał Kryształowy Sztylet, który zmuszona byłam wykraść z archiwum Takigakure.
Odłożyłam broń do pudełka i zatrzasnęłam wieczko. Jeszcze nie miałam okazji go wypróbować, lecz mam nadzieję zrobić to na owej misji. Zostawiłam pudełko na łóżku.
Rozejrzałam się po pokoju granatowowłosego i bez zastanowienia podeszłam do jego szafy. Otworzyłam ją i kucnęłam przy półce z bluzkami, szukając dla siebie odpowiedniej piżamy. Wyciągnęłam kawałek czarnego materiału i z nim w ręce zniknęłam za drzwiami łazienki. Z niej również uleciał zapach Toriego.
Szybko się rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic, oblewając swoje ciało ciepłą wodą. Przypomniały mi się zimne wody w jaskiniach Takigakure, które o mały włos  zabrałyby mnie ze sobą na dno i momentalnie zabrakło mi chęci na spędzanie pod strumieniem dużej ilości czasu. Umyłam się w krótkim czasie i wycierając puchowym ręcznikiem, podeszłam do lustra. Spojrzałam na swoje odbicie.
Jeszcze nie zdążyłam przyzwyczaić się do nowego wyglądu. Stanowczo za rzadko na siebie patrzyłam. To była dla mnie odmiana, gdy czarne włosy nagle stały się białe. Czy moja matka czuła się tak samo gdy jej wygląd się zmienił?
Nałożyłam na siebie czarną koszulkę Toriego i wyszłam z łazienki. Odłożyłam moje rzeczy z łóżka, na losowe półki w komodzie i położyłam się na materacu. W mojej głowie zaświtały wizje spędzonych wspólnie nocy, gdy spałam ufnie wtulona w jego tors. Przypomniałam sobie zdarzenie z hotelu i kolejny wybryk w lesie.
Na me usta wkradł się nieśmiały uśmiech. Zamknęłam oczy i starając się walczyć z wciąż pojawiającym się obrazem chłopaka, usiłowałam zasnąć. Udało mi się to po chwili. Oddałam się w słodkie objęcia Morfeusza.

Wstałam rano, a po krótkim prysznicu i ubraniu się wyszłam z pokoju. Swe kroki od razu skierowałam do pokoju Lidera wiedząc, że reszta już na mnie czeka. W sumie to oni wywołali mnie ze snu.
Bez pukania otworzyłam drewniane drzwi i weszłam do pomieszczenia. O dziwo w moim kierunku nie został rzucony żaden przedmiot. To było bardzo dziwne, jak na Paina. Szczególnie, że zawsze rzucał czymkolwiek w każdą osobę, która wchodziła do jego gabinetu bez pytania. Coś jest nie tak…
- Dobrze, że już jesteś – powiedział, dłonią wskazując mi krzesło, na którym zapewne miałam usiąść.
- Co to za misja? – spytała moja siostra bez swojego zwykłego entuzjazmu.
- Udacie się do rezydencji daimyō kraju trawy, w celu jego zabicia. Wysyłam waszą trójkę, gdyż sytuacja jest o tyle śmieszna, że opłacił nas, byśmy zabili jego syna, a ten z kolei zapłacił nam za śmierć swego ojca – powiedział Pein – Za dwa tygodnie odbywają się huczne urodziny pana feudalnego. Zaproszono na nie gejsze z kilku zaprzyjaźnionych krain, w tym was dwie. Pod przebraniem przenikniecie do jego domu i
zabijecie ojca oraz syna. Dobrze by było zachować dyskrecję, choć sama ich śmierć przyciągnie sporą uwagę.
- A co z tym wspólnego ma ta blondynka? – zapytał Itakoi.
- Otóż Chimi Moriou jest konkubiną syna daimyō. Zlecenie dostaliśmy jakiś czas temu, a ona jest niezbędna, żeby przygotować was do nowej roli. Ty, Itakoi, robisz za ich ochroniarza, blondynka zajmie się wcieleniem was w role gejsz, a wy zabijecie cele. Wszystko jasne? – spytał.
Kiwnęliśmy głowami.
- Świetnie, dziewczyny, idźcie do salonu, tam Mariou dobierze wam stroje i makijaże. Ach… i nie mówcie jej o tym, że macie zamiar zabić również jej męża. O tej części zadania nie ma najmniejszego pojęcia.
Opuściliśmy pomieszczenie. W głowie wciąż analizowałam zadanie. Spodziewałam się czegoś ciekawszego, ale to też będzie dobry moment by wykorzystać nowy sztylet. Co prawda, zapewne Pein spodziewa się, że użyje Nonegana… Ale oni nie wiedzą o nim wszystkiego. Ja sama również wiem niewiele, ale to co odkryłam nie jest zadowalające i w żadnym razie pocieszające.
Itakoi zniknął w swoim pokoju, pewnie po to, by zapakować ekwipunek na misję. Co prawda na dotarcie do rezydencji daimyō mieliśmy sporo czasu, ale im szybciej wyruszymy, tym zwiększymy pewność, że dotrzemy na czas. Według mnie dotarcie do kraju trawy spokojnie mogłoby zająć pięć dni, szybkim biegiem. A my w żadnym wypadku nie zamierzamy tak podróżować. Przecież zawsze mamy czas.
Weszłam do salonu i zauważyłam, że cały zagracony był jakimiś pudełeczkami, a w ich centrum poruszała się blondynka, co chwilę coś poprawiając i układając.
- O już jesteście. Tak się cieszę, że w końcu mogę wrócić do domu! – powiedziała, z uśmiechem na ustach.
Westchnęłyśmy cicho i zajęłyśmy miejsca wskazane przez dziewczynę. Na początku wzięła się za Aanami. Zaczęła związywać jej włosy, układać, zmieniać i tak w kółko, by w końcu zadowolić się uroczym koczkiem. Nałożyła na jej twarz delikatny makijaż, który co chwilę poprawiała. Następnie pomogła ubrać jej jakieś kimono, by nas w końcu z niezadowoleniem polecić założyć inne. Trwało to stosunkowo dużo czasu, ale nawet ja mogłam stwierdzić, że po tych zabiegach moja siostra wyglądała uroczo. Dziwne stwierdzenie jak na mnie, ale była śliczna.
Następnie zabrała się za mnie. Przez kilkadziesiąt minut szarpała się z moimi długimi, białymi włosami, co raz pomlaskując i z niezadowoleniem coś zmieniając. Z cierpliwością znosiłam jej tortury. Misja to misja, a ja nie mam zamiaru jej zawalać tylko i wyłącznie ze względu na moją niechęć do noszenia kimono. Wpięła w moje włosy kilka ozdóbek i uśmiechnęła się sama do siebie. Następnie delikatnie mnie pomalowała, mamrocząc coś pod nosem o uwydatnieniu oczu i kazała nałożyć ciemnofioletowe kimono. Wykonałam jej polecenie i chwilę później stałam obok siostry wystawiona na baczne spojrzenie blondynki.
Krytycznym okiem oceniała strój, fryzurę, makijaż, by następnie delikatnie się uśmiechnąć.
- Gotowe. Niestety, ale nim dojdziemy do rezydencji będziemy musieli się zatrzymać w hotelu, gdyż w lesie nie uzyskam identycznego efektu – powiedziała.
Pomogła nam zdjąć ubrania i schowała je do pudełek. Uwolniła nasze włosy spod okupacji spinek i dekoracji, a ostatecznie pozwoliła zmyć makijaż.
Wszystko to było tylko i wyłącznie po to, by mogła dobrać nam ostateczne stroje i cały wygląd. Bądź co bądź, ale jak to ona powiedziała w lesie nie zrobiłaby z nas gejsz.
- Czy wiecie jak…
- Może i jesteśmy zabójczyniami, ale wiemy jak zachowywać się przy stole. Jesteśmy z klanu Uchiha – wtrąciła się moja siostra w połowie zdania.
 Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdyż chciałam powiedzieć to samo. Oprócz walki nasz ojciec zadbał o nasze dobre wychowanie, więc nie mamy problemu z udawaniem gejsz i tym podobnych.
Dziewczyna kiwnęła głową i pozwoliła nam odejść by spakować się na misję.


Weszłam razem z Aanami do naszego pokoju, wcześniej zabierając swoje manatki z pokoju Toriego. Do plecaka dopakowałam kilka potrzebnych rzeczy. Wzięłam pieniądze oraz kilka kanapek, które przygotowała Aanami i byłam gotowa do drogi. Zapieczętowałam go w gwiazdkach i ruszyłam do kuchni, gdzie moja siostra szykowała jeszcze jedzenie dla swojego narzeczonego. Bądź co bądź, ale Itakoi zawsze miał zwierzęcy apetyt, ale to chyba nic dziwnego, zważywszy na jego umiejętności.
Kilka minut później przechodziliśmy przez jezioro i kierowaliśmy się w stronę Kraju Trawy, tym samym rozpoczynając naszą pierwszą wspólną misję w Akatsuki.

***
* - tu: skrytobójca, nie ma to nic wspólnego z serią Asassin’s Creed

2 komentarze:

  1. Coś jest nie tak, skoro nie ma tu komentarzy... Nie przejmuj się, wystarczy że dodasz jakiś nowy rozdzialik... (huehuehue) Serdecznie pozdrawiam, keep working! xoxoxox

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo normalnie z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej ;D Uczucia Hanami podczas wizyty w pokoju Toriego.. opisałaś to wszystko tak jakbyś sama była w jej skórze i przeżywała to wszystko. No i czytając ten fragment, sama mogłam się wczuć w postać, super działa na wyobraźnię! ;3

    OdpowiedzUsuń