Ostrożnie otworzyłem drzwi i zauważyłem Hanami ubraną w krótkie spodenki i
niezakrywającą brzucha bluzkę. Stała na środku pomieszczenia i ćwiczyła
taijutsu. Odwróciła się w stronę jednej ze ścian, podbiegła do niej i odbijając
się od niej nogą zrobiła salto w tył. Następnie stanęła na jednej nodze, a
drugą wyciągnęła w górę, robiąc idealnie prosty turecki szpagat. Usłyszałem
cichy świst i złapałem szybko lecący w moją stronę kunai.
- Chcesz czegoś konkretnego czy tak po prostu mnie podglądasz? - spytała
dziewczyna.
- Jak zwykle poważna - rzuciłem sarkastycznie. - Mam wiadomość od Aanami – dodałem,
chcąc ją zaciekawić,
Hanami stanęła normalnie i chwilę później znalazła się przy mnie.
- Mów, wujaszku.
- Za tydzień, razem z Itakoim biorą ślub. Oczywiście mamy zaproszenia -
rzuciłem.
- I jak mają zamiar ugościć największych przestępców ludzkości w domu
feudała, gdzie na pewno będą przedstawiciele władzy? - zapytała.
- Ciebie akurat będzie im łatwo ukryć. Będziesz cały czas przy Aanami. A co
do mnie i Sasuke... Hmm, nie wiem. Może Sasuke w ogóle nie pójdzie. W końcu
Itachi tam może być - rzuciłem.
- Ojca na pewno tam nie będzie, sam wiesz dlaczego - stwierdziła
dziewczyna, poważnym głosem, patrząc na mnie wzrokiem, mówiącym bym lepiej
przyznał jej rację.
- Jak uważasz. W każdym bądź razie wyruszacie jutro rano - powiedziałem i
odwróciłem się z zamiarem odejścia.
- Wyruszamy?
- Tak, ty z Yoshito.
- A-po-co-mi-on-tam? - spytała dziewczyna, sącząc każdy wyraz, jakby mówiła
do kogoś niepełnosprytnego.
- Bo nie puszczę cię samej...
- Nie traktuj mnie jak dziecka - warknęła poirytowana.
- Nie traktuję, jestem zapobiegawczy. A po twoich ostatnich wybrykach...
Wolę cię mieć na oku - rzuciłem.
- Zabijałam i co z tego. Każdy z nas to robił - odpowiedziała.
Zacisnąłem dłoń w pięść.
- Owszem, zabijaliśmy, ale dla misji. Ja zabijałem dla misji... Reszta, po
dołączeniu do mnie, również - syknąłem.
- Ale wcześniej... - zaczęła - Zresztą, dobrze wiesz, że nie byłam sobą...
Nie pije już od kilku tygodni, jestem w końcu zdrowa, a ty zapewniałeś, że z
moją głową wszystko w porządku - odpowiedziała.
Nabrałem tlenu w płuca z zamiarem odpowiedzenia jej.
- Wiem, że dopóki Aanami mnie nie przebada, to nic nie wiadomo. Zdaje sobie
z tego sprawę - rzuciła i westchnęła cicho. - To kiedy wyruszamy?
- Jutro, punkt szósta – rzekłem i wyszedłem, za plecami usłyszałem jeszcze
jej zniechęcone westchnięcie.
***
Leniwym krokiem wyszedłem z budynku, w którym obecnie znajdowała się
siedziba tejże jakże dumnej i groźniej organizacji znanej jako Akatsuki. Po
dłuższym przebywaniu tutaj stwierdzam, że organizacja ta zrzesza jeszcze
groźniejsze typki niż mówiono, ale co się z tym wiąże, są oni jeszcze bardziej popieprzeni
niż mi się wydawało.
Na przykład taki Deidara. Znany jako wybuchowe dziecko ze skłonnościami
psychopatycznymi. Okazuje się jednak, że on w zupełności jest stuprocentowym
psychopatą, znęcającym się w swoim pokoju, gdy myśli, że nikt nie patrzy, nad
małymi stworzonkami, wysadzając je od środka. Jednakże bawi się swoimi glinianymi
zabawkami jak pięcioletnie dziecko, a do tego wygląda jak dziewczyna. Czy to
normalne?
Ale to nie wszystko! Sam Lider, wszechmocny użytkownik Rinnegana, którego
pseudonim powoduje gęsią skórkę u każdego jego wroga, w rzeczywistości jest
straszniejszy niż mi mówiono, ale cierpi na kompleks niedocenionego ojca.
Sasuke natomiast, ten który zamordował Orochimaru, zachowuje się jak emo,
cierpi na kompleks młodszego brata. Gdy spojrzy na mnie, to czasami przechodzą
mnie zimne dreszcze, ale patrząc na Hanami mięknie jak dziewica na widok
nagiego faceta. A mimo to mam wrażenie, że jakby chciał, to by mnie zamordował
nim zdążyłbym zareagować. A przecież ja nie jestem jakimś tam podrzędnym ninja
czy złodziejaszkiem. Pochodzę z klanu Shin i od dawna trudnię się w mrocznym
fachu. Co prawda, nie mam takiego stażu w morderstwach jak oni, gdyż głownie
używałem swych umiejętności do szpiegowania i złodziejstwa. I jak słyszałem,
Hanami też zdążyła się już w tym wprawić.
A jeśli chodzi o nią. Cóż, ona była z nich wszystkich najdziwniejsza.
Owszem, jak zdążyłem zauważyć, jej zdolności nie były przeciętne. Niekiedy sam
się dziwiłem, jak to możliwe, że w tak młodym wieku, bo przecież miała niecałe dziewiętnaście
lat. A finezja i swoboda, z jaką mówiła o zabijaniu, były niekiedy
przerażające. Ale mimo tego, że czasami mi imponowała – co oczywiście nie
przytrafiało się często - była to rozpieszczona, niewdzięczna dziewucha, z zadziwiającymi
skłonnościami do nałogów oraz z jakimiś dziwnymi kompleksami porzuconego
dziecka.
Usłyszałem świst nadlatującej broni, więc uchyliłem się odruchowo, a broń
uderzyła w ścianę za mną.
- Punkt szósta, mówi ci to coś? - warknęła dziewczyna wstając z murka, na
którym siedziała.
- Może i coś mówi, ale niewiele. A o co chodzi? - spytałem, w odpowiedzi
słysząc jej głośne westchnięcie.
-Chodźmy, zanim się zestarzeję - powiedziała.
- A to już się nie stało? - zapytałem, uśmiechając się pod nosem z jej
miny.
Bez słowa odwróciła się do mnie tyłem i ruszyła w stronę tuneli.
***
Po wyjściu z wioski deszczu, zatrzymałam się na chwilę i przykucnęłam
uważnie przypatrując się otaczającym mnie krzakom. Usłyszałam jak chłopak
zatrzymał się kilka metrów dalej i czułam jak wpatruje się we mnie oczekująco.
- Naprawdę? – zapytał retorycznie. – Najpierw spieszyłaś się jak nie wiem co
i rzucałaś we mnie ciężką bronią za spóźnienie, a teraz sobie odpoczynki urządzasz?
Jeszcze dobrze nie wyszliśmy z granic wioski – rzucił podirytowany.
Uśmiechnęłam się retorycznie.
- To wcale nie była ciężka broń – rzekłam.
Do moich uszu doszło ledwie słyszalne szumienie w krzakach i nagle na łąkę
wybiegła mała jaszczurka. Wyciągnęłam ku niej lewą dłoń, na którą ta wskoczyła
jakby z niechęcią.
- Witaj przyjaciółko – wyszeptałam w jej kierunku.
Zwierzątko spojrzało na mnie sceptycznie.
- Pozbyłaś się tego całego alkoholu z krwi? – spytała, ignorując moje
przywitanie.
Przesunęłam dłonią po twarzy, ukrywając w ten sposób obejmujące mnie
podirytowanie. Odkąd pierwszy raz zawitałam w barze, po odejściu Aanami, Anbā
odmówiła ze mną jakiejkolwiek współpracy, twierdząc, że na kilometr moja krew
śmierdzi alkoholem. Zapewniła mnie też, że gdyby przyjęła ją jako zapłatę za
obowiązki summona, zapewne padłaby trupem od stężenia procentów. Od tamtej pory,
praktycznie jej nie widziałam, ale jakiś czas temu przywołałam ją z małym
zadaniem.
- Owszem. Sprawdziłaś? – spytałam, przechodząc do meritum sprawy.
- Wujaszek mówił prawdę. Tak jak powiedział, we wskazanym miejscu stoi głaz
– odpowiedziała.
- Dziękuję. Jeśli nie chcesz mi towarzyszyć, możesz odejść. Decyzja należy
do ciebie – zapewniłam.
Zwierzątko przypatrzyło się mi uważnie, po czym usadowiło na ramieniu, z
dala od ręki z wytatuowanymi gwiazdkami.
- Możemy iść – rzekłam do Yoshito, po czym zaczęłam iść w przeciwnym
kierunku niż zamierzaliśmy.
- Dokąd idziesz? – zapytał chłopak. – Kraj Trawy jest w drugą stronę –
dodał.
- Wiem, mamy dużo czasu. Proponuję wycieczkę do Kraju Ognia, a raczej jego
granicy z Dźwiękiem – odpowiedziałam.
- Nie proponujesz - już podjęłaś decyzję, a to co innego. Zresztą, Lider
kazał nam iść do Trawy, to idziemy do Trawy. W Kraju Ognia jestem spalony i nie
będę po nim spacerował jakby nigdy nic.
- Jesteśmy z Akatsuki, w każdym kraju jesteśmy spaleni – dodałam,
przewracając oczyma.
- Powiesz mi, gdzie ty chcesz dojść w ten tydzień?
- No przecież Ci już powiedziałam. Na granicę Ognia z Dźwiękiem – rzuciłam,
jakby to było najoczywistsze na świecie.
- Cholera jasna, Hanami, dobrze wiesz o co mi chodzi. Nie zachowuj się jak
pieprzone, trzyletnie dziecko, jak Deidara – warknął.
- Och, och, Yoshito, ukazałeś swe prawdziwe oblicze. A przecież mówiłeś, że
nie przystoi to mordercom. Pójdziemy tam w odwiedziny dawno znienawidzonej
osoby – powiedziałam.
- Nigdzie nie idziemy. A jeśli będziesz się spierać, to siłą zaciągnę Cię
do tego pałacu. Myślisz, że tego nie zrobię? – zagroził.
Spojrzałam na niego z chęcią mordu w oczach i bezwiednie aktywowałam długo
nieużywane kekkei genkai. Właściwie zapomniałam zupełnie o tym, że czasami
zdarza mi się go nie kontrolować i morduję na prawo i lewo kogo popadnie, dopóki
nie zorientuję się, że go używam.
Zauważyłam jak chłopak skrzywił się nieznacznie na twarzy, na której chwilę
po tym ukazał się wredny uśmieszek. Jego tęczówki się rozjaśniły – choć
wydawało się, że bardziej już nie mogą – a gałka oczna z białego zmieniła kolor
na czarny, który kontrastował z bielą tęczówek pozbawionych źrenic. Pierwszy
raz widziałam coś takiego.
Nagle poczułam tępy ból w głowie, rosnący z sekundy na sekundę. Czułam
jakby ktoś rozrywał mi mózg na strzępy i oczami wyobraźni widziałam pękające,
spalające się i wybuchające synapsy. Dobrze wiedziałam, czym może skończyć się
to uczucie. Śmiercią, jaką fundowałam wielu swoim przeciwnikom.
Zmrużyłam oczy i świadomie zaatakowałam białowłosego, skupiając na tym
wszelkie swoje siły, niemalże odcinając się od świata. Poczułam jedynie jak
jaszczurka przestraszona zeskakuje z mojego ramienia. Mimo mojego ataku, ból w
głowie nie ustępował, ale też nie zwiększał się. Natomiast twarz Yoshito
wykrzywiła się w okropnym grymasie, który zmył z jego ust wredny uśmieszek.
Czułam jak ciśnienie mojej krwi podskoczyło, jak pędzi przez moje naczynia
krwionośne, jak pulsuje jakby miała zaraz wybuchnąć. Zacisnęłam dłoń w pięści,
zagryzłam zęby, by nie krzyknąć z powodu zadawanego mi bólu, zignorowałam
płynące mi po policzkach łzy i to dziwne uczucie, jakby chcącej się uwolnić
krwi. Liczyło się dla mnie jedynie to, by go zranić, skrzywdzić, okaleczyć.
Pokonać, by przystał na moją „propozycję”, by ruszył ze mną w miejsce pochówku
mojej matki. A jeśli zginąłby tutaj, to chętnie ruszyłabym tam sama.
Zauważyłam, jak żyłka na szyi chłopaka zaczyna niebezpiecznie pulsować, a
następnie wybucha zalewając jego ubranie krwią. Jednocześnie szkarłat
przysłonił mi oczy tak, że musiałam dezaktywować Nonegana, by je przetrzeć.
Czyżby to był właśnie mój koniec, albo czyżbym znów miała oślepnąć zalewając
się krwią. Czy tak właśnie skończy się moje pierwsze, po tak długiej przerwie,
używanie umiejętności więzów krwi.
Jednak, ku mojej uldze, nie oślepłam, a krew łatwo dało się zetrzeć w moich
oczu, bym mogła ponownie spojrzeć na chłopaka. Siedział na ziemi, przyciskając
dłoń do rany na szyi. Poczułam krew wpływającą do mych ust i zaczęłam obmacywać
swą twarz w poszukiwaniu krwawienia. Pośrodku nosa, pomiędzy oczami znajdowała
się mała, lecz dość głęboka, obficie krwawiąca rana. Zatamowałam krwotok
palcem, również siadając na ziemi.
Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie moment z dzieciństwa. Po czym,
chwilę później, ignorując krwawiącą ranę, zaczęłam śmiać się demonicznie,
rękami ściskając się za bolący brzuch, brudząc jednocześnie płaszcz świeżą
krwią. Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem.
- Aż tak cię to śmieszy? – zapytał.
Machnęłam ręką w odpowiedzi, jakby chcąc odpędzić od siebie to głupie
pytanie.
- Nie to – rzekłam, gdy zapanowałam nad śmiechem. – Właśnie zdałam sobie
sprawę z tego, że w dzieciństwie matka chciała mnie zabić – dodałam swobodnie.
Chłopak przyjrzał mi się uważnie, zapewne czekając na wyjaśnienia. I ku
swojemu zdziwieniu, wbrew sobie, mu ich udzieliłam.
- Jak byłam mała, chyba miałam cztery lata – sprostowałam – strasznie
pokłóciłam się o coś z matką i nie wiedząc nawet o tym uruchomiłam Nonegana –
Shinsongana, jak wolisz. W każdym bądź razie ona też „włączyła” swoje czarne
oczęta. Nie pamiętam bólu. Wyraźnie jednak widzę jej wybuchającą twarz,
dzielącą się na pół. Później do końca miała na swej, niegdyś nieskazitelnej
twarzy, bliznę, mimo że mogła ją usunąć kiedy tylko by zechciała – rzekłam. –
Dziwne, prawda? Moja własna matka chciała mnie zamordować!
Yoshito skinął głową i zaczął grzebać w plecaku, który pojawił się znikąd,
w poszukiwaniu opatrunków. Wreszcie wyciągnął bandaże i opatrzył sobie nimi
szyję, a później zabrał się za opatrzenie mnie. Musiałam wyglądać komicznie z
plastrem przylepionym pomiędzy oczyma. Gdy skończył, spojrzał uważnie w moje
oczy, znajdując się niecałe dwadzieścia centymetrów od mojej twarzy.
- To był twój Shinsongan, prawda? – zapytałam i nim zdążył odpowiedzieć
dodałam: – Dlaczego wyglądał tak dziwnie?
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Po raz pierwszy użyłaś go po ślepocie? – zapytał retorycznie, lecz mimo
to skinęłam w odpowiedzi. – Twoje oczy wyglądają tak samo jak moje. Ślepota
była ostatnim etapem całkowitej aktywacji oczu. Teraz możesz dopiero nazwać się
pełnoprawnym użytkownikiem Oczu Śmierci.
- Jak ty przechodziłeś aktywację? Bo ja wielokrotnie traciłam przytomność
na dość długo, paraliżowało mnie, prawie się utopiłam i oślepłam. Jak
przebiegało to u Ciebie? - zapytałam,
wciąż wpatrując się w jego pozbawione źrenic szare tęczówki.
- Podobnie. Za każdym razem są takie same symptomy, lecz w różnej
kolejności. Ja, zamiast oślepnąć w ostatniej fazie, leżałem pół martwy przez
dwa miesiące. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ciężko jest chodzić po takim
czasie, gdy już częściowo zanikły Ci mięśnie – rzucił. – Na szczęście, ojciec pomógł
mi to opanować.
- Twoi rodzice żyją? Żyje ktoś jeszcze z klanu Shin? – spytałam, z szeroko
otwartymi oczyma.
- Niedawno twierdziłaś, że nie jesteśmy kuzynostwem, a twoja matka nic nie
miała wspólnego z moim klanem – stwierdził.
Spuściłam głowę zawstydzona.
- Owszem, ale ty również masz Oczy Śmierci, tak jak ja. A więc musi to coś
znaczyć – rzekłam, odwracając głowę i wpatrując się w niebo.
- Skoro tak mówisz. Hmm, nie ma nad czym się rozgadywać. Moi staruszkowie
żyją sobie gdzieś tam i ciągną swoje niecne żywoty zarabiając dorywczo na
morderstwach i szpiegowaniu. Matka miała czarnego Shinsongana, ojciec białego –
więc ja miałem pięćdziesiąt na pięćdziesiąt szans, że odziedziczę jeden lub
drugi. Na szczęście – albo nieszczęście - odziedziczyłem białego. Koniec
historii – rzekł wstając. – Nie martw się z powodu matki. Może moi rodzice nie
chcieli mnie zabić, ale lekko nie miałem. Chociaż teraz na to patrząc, to moje
dzieciństwo, w porównaniu z twoim, było rajem – dodał po chwili zastanowienia.
- Nie ma się co dziwić temu, że jesteś taka dziwna – mruknął, pod nosem
myśląc, że nie usłyszę.
Zignorowałam jego uwagę i rzekłam, jednocześnie zmieniając temat:
- Zaraz będzie padać. Nie chce mi się iść w deszczu. Po wizycie w Amegakure
mam go po dziurki w nosie.
- Jak uważasz. Niedaleko powinna być jakaś karczma. Jak się pośpieszymy, to
może zdążymy przed deszczem.
Bez słowa ruszyliśmy we wskazanym przez chłopaka kierunku. Niebo powoli
zasłaniało się ciemnymi chmurami i zaczynał wiać porywisty wiatr. Anbā nerwowo
popiskiwała na moim ramieniu i chowała się pod kołnierzem mojego płaszcza.
Nigdy nie sądziłam, że jaszczurki mogą aż tak bardzo bać się burzy. Chociaż
właściwie ona różniła się od innych ze swojego gatunku diametralnie, no i była summonem.
Może miała jakieś niemiłe wspomnienia?
Nim rozpętało się piekło, wbiegliśmy na ganek drewnianego lokalu służącego
miejscowym za tawernę, a przejezdnym za hotel. Zdjęliśmy szybko i schowaliśmy
nasze płaszcze, po czym energicznie weszliśmy do środka. Panowała tu alkoholowa
atmosfera, z własnym cuchnącym mini klimatem, a uroku dodawał panujący w
pomieszczeniu półmrok. Przeszliśmy na drugi koniec pomieszczenia do lady, gdzie
chcieliśmy zabukować pokój, przemykając się przez dym znajdujący się we
wnętrzu. Dym tak gęsty, że z łatwością można go było kroić za pomocą katany.
Gdy udało nam się przekrzyczeć znajdujących się tu ludzi, usłyszeć numer
naszego pokoju (był tylko jeden wolny i na nieszczęście – dwuosobowy) i dostać
klucz, podeszliśmy do baru, by również dać się ponieść panującej tu atmosferze
i odprężyć po dzisiejszym starciu. Zapewne musieliśmy wyglądać dziwnie tacy
zabandażowani i zakrwawieni, ale nikt nie zwracał na nas uwagi. Właściwie nie
różniliśmy się wiele od innych gości lokalu.
Chłopak zamówił butelkę sake, a ja z chęcią przystałam na szklankę wody z
cytryną. Mimo usilnych próśb Yoshito – a nawet, co dziwne - barmana, nie
skusiłam się na wódkę. Bądź co bądź, byłam trzeźwa od całkiem niedawna, a nie
zamierzałam do tego wracać. Teraz, kiedy z moją głową było w porządku i choć
dalej miewałam te dziwne sny – a nawet trochę częściej - nie miałam powodu,
żeby uciekać do alkoholu. Mogłam śmiało cieszyć się wolnością od tego nałogu i
walczyć z innymi. Jednym z nim był, na przykład, domniemany seksoholizm
(Deidara podobno znalazł u mnie jego objawy), przez który postrzegałam Yoshito
nie tylko jako starszego kuzyna, ale również jako niezłe ciacho.
Przetarłam twarz dłonią, chcąc uciec od tych myśli i rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Zauważyłam, że przy jednym ze stolików czterech mężczyzn dziwnie
się nam przygląda i ku mojemu zniechęceniu, taksuje mnie wzrokiem. Westchnęłam
cicho i odwróciłam się do lady, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć. Lecz, ku
mojemu nieszczęściu, poczułam na ramieniu ogromną dłoń należącą do jednego z
tamtych mężczyzn.
- Cześć śliczna, może zostawisz braciszka i dołączysz się do mnie i moich
kolegów – wyszeptał mi do ucha, głosem, który chyba miał być uwodzicielski.
Zastanowiło mnie, dlaczego nazwał Yoshito moim bratem. Lecz po przyjrzeniu
się towarzyszącemu mi chłopakowi wszystko zrozumiałam. Bądź co bądź, przez
takie same włosy i oczy wyglądaliśmy jak bliźniacy.
- Nie dziękuję. Zostanę tutaj – powiedziałam, próbując się wyślizgnąć spod
jego wielkiej łapy.
- Nie wstydź się maleńka. Nie ma czego, zobaczysz – będzie fajnie – dalej
szeptał mi do ucha, zaciskając dłoń jeszcze bardziej.
- Powiedziała chyba, że się nie skusi – warknął w jego stronę Yoshito,
obdarzając go lodowatym spojrzeniem.
- Do ciebie nie mówię bachorze. Jeszcze raz się wtrącisz, a zobaczysz –
powiedział wygrażając mu pięścią.
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Z czego się śmiejesz, dzieweczko? – spytał mężczyzna, a jego dłoń niby
przypadkowo zjechała na moją pierś.
To przelało czarę. Niewiele myśląc chwyciłam za stojącą na blacie szklaną
butelkę i rozbiłam mu ją na głowie, nim ten zdążył zareagować. Zielone szkło
posypało się na ziemię, obsypując wszystkich feerią barw powstałych z
odbijającego się od niego światła. Gdy mężczyzna upadł na ziemię, zza stolika
wyłonili się jego koledzy i skoczyli na nas. Spojrzałam znudzona na Yoshito,
ale widząc jego zawziętą minę, uśmiechnęłam się demonicznie.
- Czas na zabawę – wymruczałam mu do ucha i wstałam, przygotowując się na
atak pierwszego z napastników.
Zamachnął się na mnie wielką łapą, rozcinając w powietrzu „stojący” dym
papierosowy. Z łatwością uniknęłam jego powolnego ataku. Złapałam za jego ramię
nim je zabrał, przyciągnęłam do siebie i kopnęłam z kolanka w brzuch. Puściłam jego
rękę gdy zgiął się w pół, po czym uderzyłam w twarz z prawego haka. Zamroczony
opadł na ziemię, a ja, przeskakując go podbiegłam do kolejnego napastnika.
Kątem oka zauważyłam, że Yoshito sprawnie zajął się czwartym. Złożyłam dłonie w
kilka pieczęci i nim mężczyzna zdążył zareagować, przebiłam go – lecz nie
śmiertelnie – przy pomocy Chidori Eisō.
Upadł na ziemię łapiąc się za obficie krawiącą ranę.
Poczułam za plecami obecność Yoshito.
- Trochę przesadziłaś z tym Chidori.
W końcu to zwykły człowiek.
- Zaatakował mnie – wycedziłam przez zęby. – To była obrona własna –
warknęłam.
Chłopak westchnął cicho, ale powstrzymał się od komentarza. Wiedziałam co
chce powiedzieć: „Z łatwością zabiłabyś go i bez tego...”.
Z wnętrza lokalu wyłonił się właściciel. Zamarł na widok ciał na ziemi,
lecz gdy usłyszał całą historię, zaczął nas przepraszać. Zapewne wiedział, że
nie jesteśmy jakimiś byle jakimi gośćmi czy przechodniami. W ramach
wynagrodzenia, noc w jego hotelu miała być darmowa, tak samo jak śniadanie i
trunki. Nie ma to jak spuścić komuś lanie i jeszcze dostać za to nagrodę.
Właśnie to lubię w tej pracy. Chociaż, to właściwie najczęściej Lider daje mi
jakąś premie.
Zawlekliśmy się na górę do naszego pokoju. Bez słowa ruszyłam do łazienki i
umyłam się po bójce, wciąż czując na piersi uścisk tego obskurnego głupca.
Wyszłam, ubrana jedynie w puchowy ręcznik, ze skórą czerwoną od szorowania.
Chłopak, który stał przy oknie, obrócił się w moją stronę i zlustrował
wzrokiem. Zatrzymał oczy na wytatuowanych gwiazdkach, po czym przeskoczył na
oczy.
W świetle, co raz pojawiających się gromów, z jasnymi, niemalże świecącymi
w ciemności oczyma i trupio białymi włosami, wyglądał niemalże demonicznie.
Niemalże, bo bardziej niż strach, czułam do niego pociąg i niejako rodzącą się
sympatię. Bądź co bądź, był taki jak ja, przeżył prawie to samo. Mógł mnie
zrozumieć bardziej niż Aanami czy Pain, a już na pewno bardziej niż Sasuke.
Przeskoczyłam po zimnej podłodze na łóżko, po czym usadowiłam się na nim
wygodnie, chowając zmarznięte stopy pod kołdrę. Złożyłam dłonie w pieczęcie, po
czym przywołałam zapieczętowany w gwiazdkach plecak. Wygrzebałam z niego
bieliznę i powoli wsunęłam ją na swoje ciało. Odrzuciłam ręcznik w stronę
łazienki, pozostając jedynie w staniku i majtkach, po czym ułożyłam się na
łóżku, by włożyć na nogi sięgające kolan skarpetki. Gdy je włożyłam, spokojnie
stanęłam na zimnych deskach, nie przejmując się chłodem. Odniosłam ręcznik do
łazienki i wróciłam do pokoju przeczesując długie włosy palcami.
Chłopak wciąż stał przy ścianie i wpatrywał się we mnie uważnie. Od czasu
ślepoty nauczyłam się zauważać więcej rzeczy. Na przykład, jego zadziwiająco
szybko unoszącą się klatkę piersiową, to jak nieśmiale, zbyt głośno przełyka
ślinę i nerwowo drapie się po głowie. Podeszłam do niego i oparłam dłonie na
jego torsie, pragnąc choć trochę zabawić się jego kosztem.
- O co chodzi, Yoshito? Wszystko w porządku? – wyszeptałam mu do ucha,
udając zaniepokojenie, lecz w duszy śmiejąc się z gęsiej skórki, która pojawiła
się na jego brodzie.
- Wszystko w porządku. Pójdę się umyć – rzekł i próbował mnie wyminąć.
- Na pewno? – zapytałam, „przypadkowo” całując jego ucho.
Chłopak odskoczył ode mnie jakby przestraszony.
- Daj spokój. Jesteśmy z tej samej rodziny! – warknął i ruszył do łazienki.
Lecz złapałam go za dłoń, nim zdążył się oddalić, zatrzymując go
jednocześnie.
- Tylko nazwiskiem, nasze pokrewieństwo, to dziesiąta woda po kisielu. Nic
oprócz oczu i włosów nas nie łączy. Dlaczego więc by się nie zabawić? –
spytałam, wpatrując się w miejsce w którym stał przed chwilą.
Poczułam jak się obraca, po czym obraca również mnie. Nim zdążyłam
uśmiechnąć się triumfalnie, ten wpił się w moje usta. Westchnęłam cicho, dając
się poprowadzić do łóżka. Może Deidara miał racę i rzeczywiście mam problem z
seksem? Jakby nie patrzeć, przez krótki okres czasu miałam multum partnerów.
Można by rzec, że nie mam żadnej pewności co do ich czystości, ale ja
wiedziałam. Nie zarazili mnie niczym. Byłam tak zapobiegawcza, żeby po
wytrzeźwieniu od razu się przebadać.
Poczułam pod plecami miękki materac, w momencie gdy Yoshito pchnął mnie na
łóżko.
Obudziłam się okryta cienką kołdrą, schowana pod kurtyną białych włosów.
Miejsce obok mnie było puste, a fakt, że było zimne mówił, że od bardzo dawna.
Westchnęłam cicho. Wstałam i nago ruszyłam do łazienki, z której jednak nie
dobiegały żadne dźwięki.
Czyżby Yoshito bał się porannej rozmowy? – spytałam samą siebie, wchodząc
do łazienki i znikając pod prysznicem.
Po kąpieli szybko się ubrałam, spakowałam i zeszłam na dół na śniadanie.
Jak się spodziewałam, chłopak siedział już przy ladzie baru, zajadając się w
najlepsze jajecznicą. Bez słowa usiadłam obok niego i zamówiłam to samo. Nie
odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Mi całkowicie to nie przeszkadzało, ale
chłopak wydawał się poddenerwowany tym faktem.
- Jak skończysz, to idziemy. Czekam
na dworze – warknął.
Zaśmiałam się cicho i powoli skonsumowałam posiłek. Uśmiechem zapłaciłam
barmanowi, pamiętając wczorajszą umowę z szefem i wyszłam na zewnątrz. Bez
słowa ruszyliśmy w dalszą drogę.
Do pałacu pana feudalnego Trawy, dotarliśmy po kilku dniach milczącej
podróży. Swe myśli mogłam wymienić jedynie ze sobą, a głos chłopaka słyszałam
jedynie w ekstremalnych wypadkach. Mimo, że szliśmy ramię w ramię, nie
zwracaliśmy na siebie najmniejszej uwagi. Nie miałam żadnych wątów do Yoshito,
ale skoro on miał do mnie, to postanowiłam mu w tym nie przeszkadzać.
Jednak gdy docieraliśmy do murów pałacu, postanowiłam przerwać panującą
ciszę.
- Jeżeli nie będziesz się do mnie odzywał, to domyślą się, że coś się
wydarzyło. A chyba tego nie chcesz. Bo wiesz, mi tam wszystko jedno – rzuciłam,
nawet na niego nie patrząc.
- Nic się nie wydarzyło – warknął w odpowiedzi, na co zaśmiałam się cicho.
- Jak uważasz. Ale to nie przejdzie z takim zachowaniem – odpowiedziałam,
spoglądając na niego i nieznacznie się przybliżając. – Musisz ze mną rozmawiać,
misiaczku – wyszeptałam całując go.
Chłopak odepchnął mnie, niczym największe zło. Jakbym zarażała jakąś
śmiertelną chorobą. Jakbym była potworem. Ale, o dziwo, nie przerażało mnie to.
O dziwo, nie czułam się tym przygnębiona, nie smuciło mnie to. Nie odtrącało. W
głębi duszy cieszyłam się z tego. W głębi duszy śmiałam się demonicznie. A
śmiech ten burzył ściany mego wewnętrznego domostwa, gdzie chował się mój umysł
przed urazą. Gdzie skrywałam najmroczniejsze sekrety. Gdzie kurczowo zaciskała
rękę moja przyjaciółka śmierć. Demoniczny śmiech rozburzył więzienie mroku,
który chełpliwie pielęgnowałam od jakiegoś czasu. Złości na osobnika, który
pojawiał się nieustannie w mojej głowie. Pragnienia zemsty, śmierci człowieka
bez twarzy. Tego, przez którego czułam pustkę.
Ale to jeszcze nie pora. Jeszcze nie nadszedł ten, który mnie nawiedza. Nie
byłam nawet pewna czy kiedykolwiek istniał. Czy żyje. Czy mnie zna. Wiedziałam
jedynie, że go nienawidzę. Że pragnę go zabić.
Podbiegłam do chłopaka, który mnie wyprzedził i niezniechęcona jego
odtrąceniem, złapałam go za rękę. O dziwo, tym razem mnie nie odepchnął.
Jedynie zacisnął swoje palce na mojej dłoni.
***
Rozdział napisany został już na początku miesiąca, jednakże w między czasie Anayanna z powodu pewnych problemów musiała zrezygnować z poprawiania moich rozdziałów - Serdecznie dziękuję Ci za pomoc.
"W drodze" został sprawdzony przez mojego chłopaka. Jestem mu wielce wdzięczna, gdyż sprawdzał go mimo gorączki, a bądź co bądź to jednak jest te 11 stron.
Poszukuję korektora. Chętnych proszę o maila (zakładka Autor)
R E K L A M A
Ministerstwo FF o Naruto | Spis FF o Naruto | Katalog Naruto | Eoi | Krucze Szablony | I-A-F
Ministerstwo FF o Naruto | Spis FF o Naruto | Katalog Naruto | Eoi | Krucze Szablony | I-A-F
Pozdrawiam,
Głupi blogger nie powiadamia mnie o twoich rozdziałach, a choć nie ma tu nigdzie daty, jestem prawie pewna, że moje spóźnienie jest karygodne ;__;
OdpowiedzUsuńO matulu, jak ja uwielbiam ostatnio Hanami. Dziewczyny z problemami, dręczone przez demony przeszłości, mordercze i niebezpieczne, gubiące się w nałogach to chyba jakiś mój fetysz. Prawie każda bohaterka mojego opowiadania pasuje do tego schematu, nawet jeśli powstało ono jak na razie tylko w mojej głowie xd
W każdym razie ten cichy, demoniczny śmieszek Hanami umiałam sobie bez problemu wyobrazić, kiedy bawiły ją reakcje Yoshito.
A tak wgl.. nie Hanami wcale nie jesteś seksoholikiem, to był przecież tylko twój jakiś tam kuzyn xd
Końcówka mnie zasmuciła.. No bo chce zabić Toriego i wgl.. Chyba normalnie w wolnej chwili przeczytam sobie historię od początku bo tyle się już w między czasie wydarzyło.. Prawie nie pamiętam jak to było kiedy próbowali być razem.. No nie, jak sobie teraz uświadomiłam jak ta historia się potoczyła i co się stało z bohaterami, to mnie zamuł dopadł xD
Pozdrawiam, buziaki ;3
Przepraszam, że piszę tutaj, ale nie znalazłam nigdzie miejsca na spam.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do
Liebster blog award na blogu http://ituka-chan.blogspot.com/
Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego. Pozdrawiam i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów!
OdpowiedzUsuń