Węch, słuch, wzrok -
to zmysły którymi posługuję się dzisiejszy ninja. Nasza walka ściśle związana
jest z wszystkimi trzema, a gdy zabraknie jednego z nich, bez odpowiednich
treningów, nasze szanse na zwycięstwo są potwornie skurczone, jeśli nie
minimalne, a wszystko zależy jedynie od szczęścia. Lecz można wyćwiczyć się
tak, by móc walczyć jedynie przy pomocy dwóch zmysłów. Tak jak można nauczyć
się bić Do tego potrzeba odpowiednich, długich treningów "bez
światła" jak nazywał je ojciec. Treningów z czarną opaską na oczach,
treningów słuchu i węchu.
Stałam z założonymi na piersiach rękami przy łóżku, na
którym spała białowłosa. Wpatrywałam się w jej drżące powieki, pragnąc by
odzyskała wzrok gdy je otworzy, jednak wiedziałam, że bez operacji jest to
niemożliwe. A ją będę mogła ją wykonać, tylko przy użyciu specjalistycznego
sprzętu, którego teraz nie mam.
Przed badaniem Hanami poprosiła mnie o pomoc w treningach
"bez światła" - " nie chcę być bezradna" - powiedziała.
Miała racje. Bez wyszkolonych innych zmysłów była
bezradna, jej walka dotychczas opierała się głównie na oczach, węch i słuch
schodził na daleki plan. Teraz wszystko musi się zmienić.
***
- Ja wiem - usłyszałem za plecami głos syna.
- Wiesz co? - zapytałem.
- Kto jest moim ojcem, spotkałem go.
Zamarłem.
- Wiedziałeś, kim on jest? Że jestem synem
Daimyō, że moja umiejętność jest dziedziczna?
- Nie, nie wiedziałem.
- Kłamiesz - krzyknął zrzucając mi papiery z biurka -
Spójrz na mnie i powiedz, wiedziałeś?
Powoli się odwróciłem i spojrzałem na niego ze złością w
oczach.
- Ciszej, bo obudzisz dziewczyny. Kontroluj się -
powiedziałem tracąc cierpliwość, widząc, że wszystkie moje misternie układane
dokumenty leżą w bezładzie na podłodze.
- Cholera jasna, powiedz tak czy nie? - krzyczał.
- Tak, wiedziałem, możesz się już zamknąć i zdać mi sprawozdanie
z tej cholernej misji? - krzyknąłem.
- Ile lat to przede mną ukrywałeś?
- Cały czas, ale postanowiłem ci o tym powiedzieć teraz.
- Dlaczego? Bo znudziło ci się okłamywanie mnie? - spytał.
- Nie. Bo Tori potrzebował brata.
- Mylisz się. Tori potrzebował ojca. Masz swój zwój -
powiedział rzucając nim we mnie - Co w nim jest? - warknął.
- Zlecenie zabójstwa klanu Sakury. Klanu szpiegów i
złodziei. Mord opłacony przez nieżyjącego już feudała. Tego, którego zabiła
Hanami - powiedziałem spokojnie.
- Skąd się o tym dowiedziałeś?
- Szpiedzy. To Sakura wynajęła ich do rozwikłania tej
sprawy. Dotarli oni do tego Daimyō i dowiedzieli się o ukrytym zwoju ze
zleceniem. To jest jedyny dowód - powiedziałem przyglądając się leżącemu przede
mną przedmiotowi.
- Mój prawdziwy ojciec tego szukał.
- Biologiczny. To ja cię wychowałem, więc ja jestem twoim
prawdziwym ojcem. Zapewne chciał użyć tego by zdetronizować tamtego feudała.
Przemyślane.
Itakoi opadł ciężko na krzesło po drugiej stronie biurka.
- Hanami wie, że zabiła zabójcę swojej rodziny? - spytał,
chowając twarz w dłoniach.
- Nie, nie wie. Wolą Sakury było by doszła do tego sama.
Po za tym według szpiegów to jeszcze nie koniec. Są pewne ciekawe powiązania,
bardzo możliwe, że rozkaz zabicia przeszedł przez byłego Daimyō od
kogoś innego.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. On wpatrując się w
podłogę, ja przypatrując się mu. Widać było po jego twarzy, że w głowie szaleje
mu burza myśli.
- Co zamierzasz zrobić? - spytałem - W sprawie swojego ojca.
- A co mam zrobić? Pójść do niego „Cześć jestem Itakoi,
twój syn, poznaliśmy się. Ach i zapomniałem wspomnieć, jestem zawodowym
mordercą i wiesz co, uwielbiam to” - rzekł z ironią.
Uśmiechnąłem się. Jednak wychowałem go na swojego syna.
- Powinieneś tam pójść. Ale niech ta wypowiedź zostanie
tajemnicą. Z trudnością przechodzi mi to przez gardło, ale powinieneś się
ustatkować. Chciałeś być z Aanami, więc zabierz ją stąd, weźcie normalny ślub.
A raczej nienormalny, bo jesteś synem feudała.
- Ty naprawdę to powiedziałeś?
- Nie martw się, przy ludziach się tego wyprę.
Itakoi zaśmiał się cicho.
- Pozwolisz nam odejść? – spytał.
- Dlaczego miałbym was zatrzymywać? Nie możesz przecież
całe życie siedzieć w Akatsuki na moich rozkazach, trochę wyobraźni.
- Ty tak robisz - rzekł.
- Ja to inny przypadek. Jestem swoim własnym szefem. No i
ja mam plan i wizję. Ciężko będzie nam bez medyka, jeśli Aanami odejdzie.
Sasori i jego skromna wiedza o leczeniu zginął. Ale radziliśmy sobie i bez
tego, gdy nie było jeszcze z nami Sakury - powiedziałem - Więc tak, pozwolę Ci
odejść. I myślę, że Itachi pomyślnie przystanie na propozycję ślubu jego córki
z synem Daimyō.
- Ostatnim razem był przeciwny? - zapytał zdziwiony.
- Może trochę, ale udało mi się przekonać go do jedynej
słusznej racji – mojej - powiedziałem tajemniczo.
Itakoi wstał i z uśmiechem ulgi opuścił mój gabinet.
Wpatrywałem się w zamykające się drzwi za jego plecami. Straciłem już jednego
syna, teraz pora na drugiego. Tori
kretynie gdzie ty jesteś? Jak się przede mną ukrywasz?
***
- Gotowa? - zapytałam siedzącą na środku pomieszczenia
Hanami.
Dziewczyna skinęła głową. Zawahałam się.
- Pamiętaj, musisz się skupić i wsłuchać. Najpierw
zaczniemy z dzwoneczkami, więc, gdy usłyszysz ich dźwięki szybko się uchylaj.
- Wiem, wiem. Widziałam jak ty to robisz - rzekła z
ignorancją.
- Ale ja robię to już od kilku lat, a ty dopiero
zaczynasz.
- Nie gadaj tylko rzucaj - ponagliła mnie.
Sprawdziłam ponownie wyważenie senbona z przywiązanym do
jego końca dzwoneczkiem.
- Rzucasz?
- Rzucam, rzucam - powiedziałam z cichym westchnięciem.
Energiczne wzięłam kilka senbonów i rzuciłam je wszystkie
w jej stronę. Dziewczyna siedziała po turecku i w ostatniej chwili wstała i
odskoczyła na bok, jednak kilka z nich i tak wbiło się w jej ciało.
- Shimatta - warknęła i zaczęła wyciągać igły.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak, rzucaj dalej - powiedziała, siadając z powrotem w
tym samym miejscu.
- Mówiłam żebyś się wsłuchiwała. One mogą nadlatywać z
różnych stron i musisz zlokalizować też i inne, żeby wiedzieć jak uciec nie
raniąc się przy tym.
- Dobra wiem. Rzucaj - powiedziała zdenerwowana.
Cała Hanami. Denerwuje się, gdy coś nie wychodzi jej za
pierwszym razem i ćwiczy do tego momentu aż jej wyjdzie. Nawet przez kilka dni
bez przerw, aż padnie ze zmęczenia.
- Rzucaj - warknęła.
Ponownie chwyciłam kilka senbonów z dzwoneczkami i
rzuciłam w jej stronę. Czekała aż przybliżą się do niej i szybko umknęła.
Jednak ponownie kilka z nich wbiło się w jej ciało.
Przypomniałam sobie jak ojciec robił mi taki trening.
Zamykaliśmy się w jednym z pokojów w naszym domu, stającym w wymarłej dzielnicy
Uchiha. Zawiązywałam przepaskę na oczach i siadałam czekając na senbony z
dzwoneczkami. Miało mnie to przygotować na późniejsze życie, gdy stracę wzrok przez
Sharingana. Najpierw męczył mnie senbonami z dzwoneczkami, później wyczulał
mnie na chakrę, dzięki mojej drugiej energii wiatru wyczulał mnie na zmiany
powietrza. A następnie odebrał mi nawet słuch i zablokował przepływ chakry, bym
mogła wyczulić się na drgania ziemi pod stopami. Było to zwodnicze, bo ninja
potrafią zminimalizować te drgania - a przynajmniej Itachi potrafił zrobić to
po mistrzowsku. Przez lata wyćwiczyłam w miarę dobre rezultaty, ale do ojca
wiele mi brakowało.
- Jeszcze raz - warknęła.
Rzuciłam kolejne igły. Ponownie starała się ich umknąć,
lecz nie udało jej się.
- Jeszcze raz - niemal krzyknęła.
- Nie - powiedziałam spokojnie - Nie zrobisz tego na siłę.
Musisz odpocząć - dodałam.
- Nie chcę - powiedziała.
- Wiem, że nie chcesz, chodź opatrzę Cię. Muszę spotkać
się z Liderem. W tym czasie możesz pomedytować na dachu. Pamiętaj, że te
treningi wymagają dużo skupienia. A nic nie pomaga bardziej niż medytacja na
świeżym powietrzu.
- Tak wiem.
- Pamiętasz jak ojciec godzinami siedział na dachu i
nasłuchiwał? - zapytałam cicho chichocząc, przypominając sobie, że zawsze wtedy
starałam się go zajść i zaatakować z zaskoczenia - nigdy mi się to nie udało.
- Pamiętam. Niech Ci będzie, przerwa na chwilę - rzekła
zrezygnowana.
Na jej prawe ramię szybko wskoczyła jaszczurka. Hanami
wstała i podeszła do mnie. Chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju, w
którym spałyśmy. Zaczęłam leczyć jej rany zadane przez igły, a ta poddawała się
temu zamyślona.
- O czym myślisz? - zapytałam.
- Zrobię to dzisiaj - rzekła - Nie wiem, co się stanie,
gdy wykonam to jutsu na większą skalę niż jedynie część wspomnień, więc dobrze
by było gdybyś była wtedy przy mnie - dodała.
- Dobrze. Będę przy tobie - Odpowiedziałam po chwili.
- Idę do Lidera – dodałam - Zaprowadzić Cię na dach?
- Nie, poradzę sobie - rzekła.
Skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Ruszyłam korytarzem w
stronę gabinetu rudego.
- Aanami. No więc czego potrzebujesz? - spytał Pain, gdy
tylko przekroczyłam próg jego gabinetu.
- Wszystko masz wypisane na tej kartce - powiedziałam
rozsiadając się na krześle.
Rzuciłam kawałek papieru na stół.
- Nielicha ta lista - powiedział.
- I problem Hanami nie jest mały - rzuciłam.
- Co z nią?
Westchnęłam cicho. Od kiedy on się tak nią interesuje?
Chociaż w sumie zawsze był bliżej z nią, niż z kimkolwiek innym... No chyba, że
z Torim, ale do tego się nie przyznawał.
- Trzyma się. Zamierza usunąć Toriego z pamięci -
powiedziałam.
Pain spojrzał na mnie zaskoczony. Ale po chwili ów grymas
znikł z jego twarzy zastąpiony codzienną maską obojętności.
- Odradzałaś jej to? - spytał.
- Nie, sama jej to zaproponowałam.
- Żeby zapomniała o moim synu, który ją kocha i którego
ona kocha...
- Żeby zapomniała o twoim synu, którego kocha, a który ją
zostawił - powiedziałam spokojnie.
- Ona też go zostawiła... - rzekł ostro.
- To co to za związek, skoro cały czas zostawiają siebie
nawzajem? - spytałam podenerwowana.
Co też Pain może o tym wiedzieć? Czy kiedykolwiek przejął
się swoim synem? Czy kiedykolwiek zainteresował się nim, choć trochę?
- Aanami - warknął oburzony, lecz po chwili uspokoił się i
dodał - Być może masz rację.
- Nie "być może", a mam - zapewniłam.
- W obecnej sytuacji to będzie najlepsze wyjście,
zważywszy, że... - przerwał.
- Że co?
- To nie jest rozmowa na teraz. Przekażę listę dalej, w
niedługim czasie - czyli około kilku tygodni, będziesz mieć wszystkie potrzebne
rzeczy. Możesz już odejść - powiedział.
Wstałam oburzona przerwaniem rozmowy w tak ważnym
momencie. Myślę, że chciał mi powiedzieć o zagrożeniu, które wisi nad Hanami.
Opuszczając gabinet mocno trzasnęłam drzwiami i wpadłam na
Itakoiego.
- Coś się stało? - spytał widząc moją zdenerwowaną minę.
- Lider się stał - warknęłam.
- Aanami... Musimy porozmawiać - zaczął.
- O nie. Pewnie zaraz wyskoczysz z jakąś hiper ważną
przemową i zdenerwujesz mnie jeszcze bardziej. Pogadamy później. Widziałeś
Hanami?
- Ale Aanami...
- Zrozum, później. Możesz przecież zaczekać, prawda?
- Dobrze... Niech ci będzie. Ale nie myśl, że nie
porozmawiamy. To jest ważne i dotyczy nas obojga. Hanami szła na dach...-
rzekł.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Ale nic nie powiedziałam,
jedynie wyminęłam go i ruszyłam korytarzem w stronę schodów na dach.
***
- To na pewno tędy? - spytałam.
- Tak, tak. Uważaj właz - zapiszczała mi jaszczurka do
ucha.
Delikatnie go podniosłam i wyszłam na zewnątrz. Poczułam
powiew powietrza na skórze i zimny deszcz na ciele. Za trzęsłam się mimowolnie
i otuliłam szczelniej dwoma kocami. Ruszyłam przed siebie i zatrzymałam się pośrodku
dachu - tak przynajmniej stwierdziła jaszczurka. Siadłam i głośno westchnęłam.
- Co teraz? - zapytała jaszczurka.
- Teraz siedzimy cicho i słuchamy - powiedziałam.
Siedziałyśmy więc obie na dachu smagane wiatrem i oblewane
hektolitrami zimnej, deszczowej wody. Zamknęłam oczy i starałam się słuchać.
Było to trudne. Mój słuch i tak już się wyostrzył rekompensując ślepotę, tak,
że słyszałam krople, które z hukiem uderzały w dach. Jednak nie zagłuszało mnie
to całkowicie, bardziej denerwowało. Nie wiem dokładnie, co miałam usłyszeć.
Coś, co na pewno nie było tym hukiem.
- Przestań się ruszać - warknęłam do jaszczurki, którą
biegała po dachu bez powodu.
- Skąd wiesz, że biegam? - powiedziała.
- Słyszę... - zaczęłam niepewnie - W miejscu, w którym
jesteś niema huku - dodałam.
- Czyli już wiesz, po co tu jesteś! - krzyknęła wskakując
na mnie.
- Rzeczywiście - powiedziałam cicho - Ale to jest mylące.
W pewnym momencie słyszałam cię w trzech miejscach.
- Musisz więc poćwiczyć - rzekła i zeskoczyła ze mnie,
zaczynając biegać po dachu - Mów gdzie jestem - dodała.
Westchnęłam cicho i wsłuchałam się w zmieniający się rytm
uderzeń wody w dach. Zaczęłam pojmować, o co chodzi w tych wszystkich
treningach, o co chodzi w kierowaniu się słuchem.
Nagle usłyszałam jakąś zmianę. Huk wody się zmienił, ale
inaczej, w wyraźne, ciężkie kroki masywnej postaci. Była to osoba, która weszła
na dach, której wcześniej nie było.
- Witaj - odezwałam się na ślepo.
- Witaj – usłyszałam znajomy męski głos.
Westchnęłam głośno. To chyba czas na nieprzyjemną rozmowę.
***
- Lider - usłyszałem ciche mruknięcie z jej ust.
- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałem.
Spojrzałem spokojnie w niebo i nagle przestało padać.
- Istny bóg - mruknęła cicho białowłosa - Zabrałeś mi
wzrok.
- Słuchanie za pomocą deszczu to iście na łatwiznę... -
odrzekłem jej.
- Być może…
- Itachi - zacząłem.
- Itachi to, Itachi tamto... On ma w tym wprawę... Wie co
ma robić - ja nie. Ja po prostu jestem ślepa - powiedziała ze złością w głosie.
Zobaczyłem jak za trzęsła się pod mokrym płaszczem.
- O co chodzi z tym Noneganem? Co się stało?
- A cóż się miało stać? - spytała - Po tej całej aktywacji
się zepsuł.
- A ty wiedziałaś o tym wcześniej?
- Tak. Jakby nie patrzeć to moje oczy. Zauważyłam, że coś
było z nimi nie tak – rzekła.
- Co było? – dopytywałem.
Nie lubiłem nie znać odpowiedzi, a to był taki przypadek,
w którym jej nie znałem. Musiałem się dowiedzieć prawdy. Musiałem dociekać.
- W Konohagakure mnie sparaliżowało, w Sunagakure straciłam
przytomność, w Takigakure o mało co nie utonęłam. Nie dało się nie zauważyć
nieprawidłowości... - mruknęła cicho.
- Za tydzień Aanami wykona operacje – powiedziałem, chcąc
ją pocieszyć, choć nie wiedziałem dlaczego.
Okłamała nas wszystkich. Okłamała mnie. Naraziła ich misję
na niepowodzenie, a siostrę i Itakoiego na niebezpieczeństwo. Zdawała sobie
dobrze z tego sprawę, może dlatego chciałem ją pocieszyć, uspokoić. Najłatwiej
było zmienić temat.
- Świetnie. Do tego czasu będę ślepa...
- Słyszałem, że zrobisz to dzisiaj... – rzekłem.
Spojrzała w moją stronę niewidzącymi oczami, jakby chciała
mnie nimi przeniknąć. Nic nie powiedziała, lecz wyraz jej twarzy mówił
wszystko. Zamierzała to zrobić i była pewna swojej decyzji.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytałem - On
wciąż cię kocha i wróci.
- Nie wiesz tego. Ja czuję, że nie wróci... Niczego nigdy
nie byłam bardziej pewna. Właśnie tego chce - rzekła.
- Może tak będzie lepiej – powiedziałem.
- Najlepiej - mruknęła cicho.
Ostrożnie wstała z siadu, a jaszczurka wskoczyła na
jej ramię. Zaczęły kierować się w stronę zejścia z dachu. Spojrzałem na nie po
raz ostatni, gdy zniknęły za włazem i podniosłem głowę ku niebu. Zaczął padać
deszcz.
Patrzyłem na zalewane deszczem ulice Amegakure. Ludzie
przechadzali się ukryci pod płaszczami, znikając co raz w mijanych barach.
Ulice opustoszały i tylko najodważniejsi się nimi przechadzali. Zawsze zostają
tylko najodważniejsi.
Spojrzałem na ulice pode mną i zeskoczyłem. Zbiegałem po
budynku, przyczepiając się do niego za pomocą chakry, by zatrzymać się na samym
dole i zeskoczyć na bruk. Rozejrzałem się w około i wszedłem do tunelu przede
mną. Zmierzałem w sobie tylko znanym kierunku, do miejsca, o którym istnieniu
tylko ja wiedziałem. Do osoby, której kryjówkę tylko ja znałem, o której
istnieniu tylko ja pamiętałem.
***
Pozdrawiam,
Hanami
Edit. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych postach, proszę o podanie w komentarzu swojego numeru gg, tyczy się to również tych, którzy do tej pory byli powiadamiani i chcą być dalej, gdyż wyparowała mi lista ;/
Edit. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych postach, proszę o podanie w komentarzu swojego numeru gg, tyczy się to również tych, którzy do tej pory byli powiadamiani i chcą być dalej, gdyż wyparowała mi lista ;/
Nowy rozdział... *.*
OdpowiedzUsuńBył świetny.
Błędów nie zauważyłam.
Pain pozwolił Itakoiemu odejść wraz z Aanami?? A co będzie z Hanami, hm? Zostanie sama?
Mam nadzieję, iż Tori zdąży do tego czasu wrócić, a Hanami nie usunie sobie jeszcze pamięci...
Btw., ładny szablon!
Pozdrawiam i weny życzę!
Na pewno jakieś są ;) Jestem o tym przekonana ;)
UsuńDziękuję ;)
Tego to już nie zdradzę, należy uzbroić się w cierpliwość, a w moim przypadku dużo cierpliwości i czekać na rozwinięcie wątków ^^
Dziękuję, trochę siedziałam nad jego ustawieniem ;P
Dziękuję ponownie, również pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
Hanami
Oooo no niech nie odchodzą.. W sumie z jednej strony Pain jest taki egoistyczny i władczy, ale z drugiej strony no właśnie, już stracił jednego syna więc niech ma chociaż drugiego..
OdpowiedzUsuńNo i a końcówka, czyżby.. Konan? ;>