.

.

Rozdział 30 - Ciemność cz.I


Węch, słuch, wzrok - to zmysły którymi posługuję się dzisiejszy ninja. Nasza walka ściśle związana jest z wszystkimi trzema, a gdy zabraknie jednego z nich, bez odpowiednich treningów, nasze szanse na zwycięstwo są potwornie skurczone, jeśli nie minimalne, a wszystko zależy jedynie od szczęścia. Lecz można wyćwiczyć się tak, by móc walczyć jedynie przy pomocy dwóch zmysłów. Tak jak można nauczyć się bić Do tego potrzeba odpowiednich, długich treningów "bez światła" jak nazywał je ojciec. Treningów z czarną opaską na oczach, treningów słuchu i węchu.
Stałam z założonymi na piersiach rękami przy łóżku, na którym spała białowłosa. Wpatrywałam się w jej drżące powieki, pragnąc by odzyskała wzrok gdy je otworzy, jednak wiedziałam, że bez operacji jest to niemożliwe. A ją będę mogła ją wykonać, tylko przy użyciu specjalistycznego sprzętu, którego teraz nie mam.
Przed badaniem Hanami poprosiła mnie o pomoc w treningach "bez światła" - " nie chcę być bezradna" - powiedziała.
Miała racje. Bez wyszkolonych innych zmysłów była bezradna, jej walka dotychczas opierała się głównie na oczach, węch i słuch schodził na daleki plan. Teraz wszystko musi się zmienić.

***

- Ja wiem - usłyszałem za plecami głos syna.
- Wiesz co? - zapytałem.
- Kto jest moim ojcem, spotkałem go.
Zamarłem.
- Wiedziałeś, kim on jest? Że jestem synem Daimyō, że moja umiejętność jest dziedziczna?
- Nie, nie wiedziałem.
- Kłamiesz - krzyknął zrzucając mi papiery z biurka - Spójrz na mnie i powiedz, wiedziałeś?
Powoli się odwróciłem i spojrzałem na niego ze złością w oczach.
- Ciszej, bo obudzisz dziewczyny. Kontroluj się - powiedziałem tracąc cierpliwość, widząc, że wszystkie moje misternie układane dokumenty leżą w bezładzie na podłodze.
- Cholera jasna, powiedz tak czy nie? - krzyczał.
- Tak, wiedziałem, możesz się już zamknąć i zdać mi sprawozdanie z tej cholernej misji? - krzyknąłem.
- Ile lat to przede mną ukrywałeś?
- Cały czas, ale postanowiłem ci o tym powiedzieć teraz.
- Dlaczego? Bo znudziło ci się okłamywanie mnie? - spytał.
- Nie. Bo Tori potrzebował brata.
- Mylisz się. Tori potrzebował ojca. Masz swój zwój - powiedział rzucając nim we mnie - Co w nim jest? - warknął.
- Zlecenie zabójstwa klanu Sakury. Klanu szpiegów i złodziei. Mord opłacony przez nieżyjącego już feudała. Tego, którego zabiła Hanami - powiedziałem spokojnie. 
- Skąd się o tym dowiedziałeś?
- Szpiedzy. To Sakura wynajęła ich do rozwikłania tej sprawy. Dotarli oni do tego Daimyō i dowiedzieli się o ukrytym zwoju ze zleceniem. To jest jedyny dowód - powiedziałem przyglądając się leżącemu przede mną przedmiotowi.
- Mój prawdziwy ojciec tego szukał.
- Biologiczny. To ja cię wychowałem, więc ja jestem twoim prawdziwym ojcem. Zapewne chciał użyć tego by zdetronizować tamtego feudała. Przemyślane.
Itakoi opadł ciężko na krzesło po drugiej stronie biurka.
- Hanami wie, że zabiła zabójcę swojej rodziny? - spytał, chowając twarz w dłoniach.
- Nie, nie wie. Wolą Sakury było by doszła do tego sama. Po za tym według szpiegów to jeszcze nie koniec. Są pewne ciekawe powiązania, bardzo możliwe, że rozkaz zabicia przeszedł przez byłego Daimyō od kogoś innego.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. On wpatrując się w podłogę, ja przypatrując się mu. Widać było po jego twarzy, że w głowie szaleje mu burza myśli.
- Co zamierzasz zrobić? - spytałem - W sprawie swojego ojca.
- A co mam zrobić? Pójść do niego „Cześć jestem Itakoi, twój syn, poznaliśmy się. Ach i zapomniałem wspomnieć, jestem zawodowym mordercą i wiesz co, uwielbiam to” - rzekł z ironią.
Uśmiechnąłem się. Jednak wychowałem go na swojego syna.
- Powinieneś tam pójść. Ale niech ta wypowiedź zostanie tajemnicą. Z trudnością przechodzi mi to przez gardło, ale powinieneś się ustatkować. Chciałeś być z Aanami, więc zabierz ją stąd, weźcie normalny ślub. A raczej nienormalny, bo jesteś synem feudała.
- Ty naprawdę to powiedziałeś?
- Nie martw się, przy ludziach się tego wyprę.
Itakoi zaśmiał się cicho.
- Pozwolisz nam odejść? – spytał.
- Dlaczego miałbym was zatrzymywać? Nie możesz przecież całe życie siedzieć w Akatsuki na moich rozkazach, trochę wyobraźni.
- Ty tak robisz - rzekł.
- Ja to inny przypadek. Jestem swoim własnym szefem. No i ja mam plan i wizję. Ciężko będzie nam bez medyka, jeśli Aanami odejdzie. Sasori i jego skromna wiedza o leczeniu zginął. Ale radziliśmy sobie i bez tego, gdy nie było jeszcze z nami Sakury - powiedziałem - Więc tak, pozwolę Ci odejść. I myślę, że Itachi pomyślnie przystanie na propozycję ślubu jego córki z synem Daimyō.
- Ostatnim razem był przeciwny? - zapytał zdziwiony.
- Może trochę, ale udało mi się przekonać go do jedynej słusznej racji – mojej - powiedziałem tajemniczo.
Itakoi wstał i z uśmiechem ulgi opuścił mój gabinet. Wpatrywałem się w zamykające się drzwi za jego plecami. Straciłem już jednego syna, teraz pora na drugiego. Tori kretynie gdzie ty jesteś? Jak się przede mną ukrywasz?

***

- Gotowa? - zapytałam siedzącą na środku pomieszczenia Hanami.
Dziewczyna skinęła głową. Zawahałam się.
- Pamiętaj, musisz się skupić i wsłuchać. Najpierw zaczniemy z dzwoneczkami, więc, gdy usłyszysz ich dźwięki szybko się uchylaj.
- Wiem, wiem. Widziałam jak ty to robisz - rzekła z ignorancją.
- Ale ja robię to już od kilku lat, a ty dopiero zaczynasz.
- Nie gadaj tylko rzucaj - ponagliła mnie.
Sprawdziłam ponownie wyważenie senbona z przywiązanym do jego końca dzwoneczkiem.
- Rzucasz?
- Rzucam, rzucam - powiedziałam z cichym westchnięciem.
Energiczne wzięłam kilka senbonów i rzuciłam je wszystkie w jej stronę. Dziewczyna siedziała po turecku i w ostatniej chwili wstała i odskoczyła na bok, jednak kilka z nich i tak wbiło się w jej ciało.
- Shimatta - warknęła i zaczęła wyciągać igły.
- Wszystko w porządku? - zapytałam.
- Tak, rzucaj dalej - powiedziała, siadając z powrotem w tym samym miejscu.
- Mówiłam żebyś się wsłuchiwała. One mogą nadlatywać z różnych stron i musisz zlokalizować też i inne, żeby wiedzieć jak uciec nie raniąc się przy tym.
- Dobra wiem. Rzucaj - powiedziała zdenerwowana.
Cała Hanami. Denerwuje się, gdy coś nie wychodzi jej za pierwszym razem i ćwiczy do tego momentu aż jej wyjdzie. Nawet przez kilka dni bez przerw, aż padnie ze zmęczenia.
- Rzucaj - warknęła.
Ponownie chwyciłam kilka senbonów z dzwoneczkami i rzuciłam w jej stronę. Czekała aż przybliżą się do niej i szybko umknęła. Jednak ponownie kilka z nich wbiło się w jej ciało.
Przypomniałam sobie jak ojciec robił mi taki trening. Zamykaliśmy się w jednym z pokojów w naszym domu, stającym w wymarłej dzielnicy Uchiha. Zawiązywałam przepaskę na oczach i siadałam czekając na senbony z dzwoneczkami. Miało mnie to przygotować na późniejsze życie, gdy stracę wzrok przez Sharingana. Najpierw męczył mnie senbonami z dzwoneczkami, później wyczulał mnie na chakrę, dzięki mojej drugiej energii wiatru wyczulał mnie na zmiany powietrza. A następnie odebrał mi nawet słuch i zablokował przepływ chakry, bym mogła wyczulić się na drgania ziemi pod stopami. Było to zwodnicze, bo ninja potrafią zminimalizować te drgania - a przynajmniej Itachi potrafił zrobić to po mistrzowsku. Przez lata wyćwiczyłam w miarę dobre rezultaty, ale do ojca wiele mi brakowało.
- Jeszcze raz - warknęła.
Rzuciłam kolejne igły. Ponownie starała się ich umknąć, lecz nie udało jej się.
- Jeszcze raz - niemal krzyknęła.
- Nie - powiedziałam spokojnie - Nie zrobisz tego na siłę. Musisz odpocząć - dodałam.
- Nie chcę - powiedziała.
- Wiem, że nie chcesz, chodź opatrzę Cię. Muszę spotkać się z Liderem. W tym czasie możesz pomedytować na dachu. Pamiętaj, że te treningi wymagają dużo skupienia. A nic nie pomaga bardziej niż medytacja na świeżym powietrzu.
- Tak wiem.
- Pamiętasz jak ojciec godzinami siedział na dachu i nasłuchiwał? - zapytałam cicho chichocząc, przypominając sobie, że zawsze wtedy starałam się go zajść i zaatakować z zaskoczenia - nigdy mi się to nie udało.
- Pamiętam. Niech Ci będzie, przerwa na chwilę - rzekła zrezygnowana.
Na jej prawe ramię szybko wskoczyła jaszczurka. Hanami wstała i podeszła do mnie. Chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju, w którym spałyśmy. Zaczęłam leczyć jej rany zadane przez igły, a ta poddawała się temu zamyślona.
- O czym myślisz? - zapytałam.
- Zrobię to dzisiaj - rzekła - Nie wiem, co się stanie, gdy wykonam to jutsu na większą skalę niż jedynie część wspomnień, więc dobrze by było gdybyś była wtedy przy mnie - dodała.
- Dobrze. Będę przy tobie - Odpowiedziałam po chwili.
- Idę do Lidera – dodałam - Zaprowadzić Cię na dach?
- Nie, poradzę sobie - rzekła.
Skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Ruszyłam korytarzem w stronę gabinetu rudego.

- Aanami. No więc czego potrzebujesz? - spytał Pain, gdy tylko przekroczyłam próg jego gabinetu.
- Wszystko masz wypisane na tej kartce - powiedziałam rozsiadając się na krześle.
Rzuciłam kawałek papieru na stół.
- Nielicha ta lista - powiedział.
- I problem Hanami nie jest mały - rzuciłam.
- Co z nią?
Westchnęłam cicho. Od kiedy on się tak nią interesuje? Chociaż w sumie zawsze był bliżej z nią, niż z kimkolwiek innym... No chyba, że z Torim, ale do tego się nie przyznawał.
- Trzyma się. Zamierza usunąć Toriego z pamięci - powiedziałam.
Pain spojrzał na mnie zaskoczony. Ale po chwili ów grymas znikł z jego twarzy zastąpiony codzienną maską obojętności.
- Odradzałaś jej to? - spytał.
- Nie, sama jej to zaproponowałam.
- Żeby zapomniała o moim synu, który ją kocha i którego ona kocha...
- Żeby zapomniała o twoim synu, którego kocha, a który ją zostawił - powiedziałam spokojnie.
- Ona też go zostawiła... - rzekł ostro.
- To co to za związek, skoro cały czas zostawiają siebie nawzajem? - spytałam podenerwowana.
Co też Pain może o tym wiedzieć? Czy kiedykolwiek przejął się swoim synem? Czy kiedykolwiek zainteresował się nim, choć trochę?
- Aanami - warknął oburzony, lecz po chwili uspokoił się i dodał - Być może masz rację.
- Nie "być może", a mam - zapewniłam.
- W obecnej sytuacji to będzie najlepsze wyjście, zważywszy, że... - przerwał.
- Że co?
- To nie jest rozmowa na teraz. Przekażę listę dalej, w niedługim czasie - czyli około kilku tygodni, będziesz mieć wszystkie potrzebne rzeczy. Możesz już odejść - powiedział.
Wstałam oburzona przerwaniem rozmowy w tak ważnym momencie. Myślę, że chciał mi powiedzieć o zagrożeniu, które wisi nad Hanami.
Opuszczając gabinet mocno trzasnęłam drzwiami i wpadłam na Itakoiego. 
- Coś się stało? - spytał widząc moją zdenerwowaną minę.
- Lider się stał - warknęłam.
- Aanami... Musimy porozmawiać - zaczął.
- O nie. Pewnie zaraz wyskoczysz z jakąś hiper ważną przemową i zdenerwujesz mnie jeszcze bardziej. Pogadamy później. Widziałeś Hanami?
- Ale Aanami...
- Zrozum, później. Możesz przecież zaczekać, prawda?
- Dobrze... Niech ci będzie. Ale nie myśl, że nie porozmawiamy. To jest ważne i dotyczy nas obojga. Hanami szła na dach...- rzekł.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Ale nic nie powiedziałam, jedynie wyminęłam go i ruszyłam korytarzem w stronę schodów na dach.

***

- To na pewno tędy? - spytałam.
- Tak, tak. Uważaj właz - zapiszczała mi jaszczurka do ucha.
Delikatnie go podniosłam i wyszłam na zewnątrz. Poczułam powiew powietrza na skórze i zimny deszcz na ciele. Za trzęsłam się mimowolnie i otuliłam szczelniej dwoma kocami. Ruszyłam przed siebie i zatrzymałam się pośrodku dachu - tak przynajmniej stwierdziła jaszczurka. Siadłam i głośno westchnęłam.
- Co teraz? - zapytała jaszczurka.
- Teraz siedzimy cicho i słuchamy - powiedziałam.
Siedziałyśmy więc obie na dachu smagane wiatrem i oblewane hektolitrami zimnej, deszczowej wody. Zamknęłam oczy i starałam się słuchać. Było to trudne. Mój słuch i tak już się wyostrzył rekompensując ślepotę, tak, że słyszałam krople, które z hukiem uderzały w dach. Jednak nie zagłuszało mnie to całkowicie, bardziej denerwowało. Nie wiem dokładnie, co miałam usłyszeć. Coś, co na pewno nie było tym hukiem.
- Przestań się ruszać - warknęłam do jaszczurki, którą biegała po dachu bez powodu.
- Skąd wiesz, że biegam? - powiedziała.
- Słyszę... - zaczęłam niepewnie - W miejscu, w którym jesteś niema huku - dodałam.
- Czyli już wiesz, po co tu jesteś! - krzyknęła wskakując na mnie.
- Rzeczywiście - powiedziałam cicho - Ale to jest mylące. W pewnym momencie słyszałam cię w trzech miejscach.
- Musisz więc poćwiczyć - rzekła i zeskoczyła ze mnie, zaczynając biegać po dachu - Mów gdzie jestem - dodała.
Westchnęłam cicho i wsłuchałam się w zmieniający się rytm uderzeń wody w dach. Zaczęłam pojmować, o co chodzi w tych wszystkich treningach, o co chodzi w kierowaniu się słuchem.
Nagle usłyszałam jakąś zmianę. Huk wody się zmienił, ale inaczej, w wyraźne, ciężkie kroki masywnej postaci. Była to osoba, która weszła na dach, której wcześniej nie było.
- Witaj - odezwałam się na ślepo.
- Witaj – usłyszałam znajomy męski głos.
Westchnęłam głośno. To chyba czas na nieprzyjemną rozmowę.

***

- Lider - usłyszałem ciche mruknięcie z jej ust.
- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałem.
Spojrzałem spokojnie w niebo i nagle przestało padać.
- Istny bóg - mruknęła cicho białowłosa - Zabrałeś mi wzrok.
- Słuchanie za pomocą deszczu to iście na łatwiznę... - odrzekłem jej.
- Być może…
- Itachi - zacząłem.
- Itachi to, Itachi tamto... On ma w tym wprawę... Wie co ma robić - ja nie. Ja po prostu jestem ślepa - powiedziała ze złością w głosie.
Zobaczyłem jak za trzęsła się pod mokrym płaszczem.
- O co chodzi z tym Noneganem? Co się stało?
- A cóż się miało stać? - spytała - Po tej całej aktywacji się zepsuł.
- A ty wiedziałaś o tym wcześniej?
- Tak. Jakby nie patrzeć to moje oczy. Zauważyłam, że coś było z nimi nie tak – rzekła.
- Co było? – dopytywałem.
Nie lubiłem nie znać odpowiedzi, a to był taki przypadek, w którym jej nie znałem. Musiałem się dowiedzieć prawdy. Musiałem dociekać.
- W Konohagakure mnie sparaliżowało, w Sunagakure straciłam przytomność, w Takigakure o mało co nie utonęłam. Nie dało się nie zauważyć nieprawidłowości... - mruknęła cicho.
- Za tydzień Aanami wykona operacje – powiedziałem, chcąc ją pocieszyć, choć nie wiedziałem dlaczego.
Okłamała nas wszystkich. Okłamała mnie. Naraziła ich misję na niepowodzenie, a siostrę i Itakoiego na niebezpieczeństwo. Zdawała sobie dobrze z tego sprawę, może dlatego chciałem ją pocieszyć, uspokoić. Najłatwiej było zmienić temat.
- Świetnie. Do tego czasu będę ślepa...
- Słyszałem, że zrobisz to dzisiaj... – rzekłem.
Spojrzała w moją stronę niewidzącymi oczami, jakby chciała mnie nimi przeniknąć. Nic nie powiedziała, lecz wyraz jej twarzy mówił wszystko. Zamierzała to zrobić i była pewna swojej decyzji.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytałem - On wciąż cię kocha i wróci.
- Nie wiesz tego. Ja czuję, że nie wróci... Niczego nigdy nie byłam bardziej pewna. Właśnie tego chce - rzekła.
- Może tak będzie lepiej – powiedziałem.
- Najlepiej - mruknęła cicho.
Ostrożnie  wstała z siadu, a jaszczurka wskoczyła na jej ramię. Zaczęły kierować się w stronę zejścia z dachu. Spojrzałem na nie po raz ostatni, gdy zniknęły za włazem i podniosłem głowę ku niebu. Zaczął padać deszcz.
Patrzyłem na zalewane deszczem ulice Amegakure. Ludzie przechadzali się ukryci pod płaszczami, znikając co raz w mijanych barach. Ulice opustoszały i tylko najodważniejsi się nimi przechadzali. Zawsze zostają tylko najodważniejsi.
Spojrzałem na ulice pode mną i zeskoczyłem. Zbiegałem po budynku, przyczepiając się do niego za pomocą chakry, by zatrzymać się na samym dole i zeskoczyć na bruk. Rozejrzałem się w około i wszedłem do tunelu przede mną. Zmierzałem w sobie tylko znanym kierunku, do miejsca, o którym istnieniu tylko ja wiedziałem. Do osoby, której kryjówkę tylko ja znałem, o której istnieniu tylko ja pamiętałem.


 ***

Pozdrawiam, 
Hanami
Edit. Jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowych postach, proszę o podanie w komentarzu swojego numeru gg, tyczy się to również tych, którzy do tej pory byli powiadamiani i chcą być dalej, gdyż wyparowała mi lista ;/

3 komentarze:

  1. Nowy rozdział... *.*
    Był świetny.
    Błędów nie zauważyłam.

    Pain pozwolił Itakoiemu odejść wraz z Aanami?? A co będzie z Hanami, hm? Zostanie sama?
    Mam nadzieję, iż Tori zdąży do tego czasu wrócić, a Hanami nie usunie sobie jeszcze pamięci...

    Btw., ładny szablon!

    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jakieś są ;) Jestem o tym przekonana ;)
      Dziękuję ;)
      Tego to już nie zdradzę, należy uzbroić się w cierpliwość, a w moim przypadku dużo cierpliwości i czekać na rozwinięcie wątków ^^

      Dziękuję, trochę siedziałam nad jego ustawieniem ;P

      Dziękuję ponownie, również pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt,
      Hanami

      Usuń
  2. Oooo no niech nie odchodzą.. W sumie z jednej strony Pain jest taki egoistyczny i władczy, ale z drugiej strony no właśnie, już stracił jednego syna więc niech ma chociaż drugiego..
    No i a końcówka, czyżby.. Konan? ;>

    OdpowiedzUsuń