.

.

Rozdział 4 - Sensei

Minęło kilka dni od tego nieudanego testu. Oczywiście Pain był pod wrażeniem umiejętności, które pokazałam przed atakiem, a przynajmniej tylko tak mówił. Aanami miała druga próbę. Oczywiście nie udało jej się pokonać Sasuke, ale była blisko… Chodziłam całymi dniami bardziej ponura niż zwykle, cały czas zastanawiając się,  kto był moim księciem. 
Pewnego dnia na śniadaniu Pain miał dla nas ogłoszenia. Oprócz kłótni, kto ma iść po zakupy,  odkąd pamiętam zawsze był z tym problem, ważnym ogłoszeniem było przydzielanie misji i zespołów. Gdy większość organizacji dostała zadanie i dowiedziała się z kim idzie, wyszła z kuchni zostawiając mnie, Aanami, Sasori’ego i Sasuke samych.
- Eee.. wujku… a gdzie nasze misje? - zapytała Aanami.
- Póki co nie dostaniecie żadnej. Za to przydzielę wam sensei’ów, byście mogły rozwinąć swoje umiejętności przed jakąkolwiek wyprawą – powiedział Pain - Twoim nauczycielem Aanami będzie Sasori, gdyż razem z nim będziesz mogła rozwijać swoje umiejętności medyczne. Natomiast twoim, Hanami, Sasuke.
- No, chyba cię coś swędzi! - powiedziałam, energicznie podnosząc swoje szanowne cztery litery z krzesła.
- Nie wcale mnie nic nie swędzi…
- No, to chyba dzisiaj nie lałeś!
- Byłem dzisiaj w ubikacji…
- No, to…
- Hanami, do czego zmierzasz? - przerwał mi Pain.
- Sasuke nie może być moim sensei’em! - powiedziałam lekko podniesionym głosem pozbawionym jakiejkolwiek emocji.
- Dlaczego?
- Bo prędzej się pozabijamy, niż on mnie czegoś nauczy!
- Nie uważam tak, Sasuke jest dla Ciebie idealny, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej szkolił Cię Itachi! - zaczął krzyczeć Pain.
- Ale on ma Sharingana! Powinien uczyć Aanami!
- Pomoże ci kontrolować Nonegana! A Aanami uczy Sasori!
- Ale ja nie chcę!
- A mi lata i powiewa to, co ty chcesz!
- Ale…
- Dość! Powiedziałem, że tak ma być to będzie! Za karę jeszcze dzisiaj będziesz miała pierwszy trening za piętnaście minut, a jak się na nim nie pojawisz, to ci wtargnę do głowy i zrobię burze myśli! - wykrzyczał Lider - Koniec dyskusji!

Zrezygnowana opadłam na krzesło. Reszta zebranych przypatrywała się uważnie naszej kłótni. Po jakichś piętnastu minutach ciszy Pain wyszedł, a za nim Aanami i Sasori. Sasuke poruszył się lekko na krześle.
- Zbieraj się, za piętnaście minut trening. Na sali… - powiedział i zrobił to, co wcześniej pozostali.
Położyłam głowę na stole. Po kilku minutach wstałam i ruszyłam ku mojemu pokojowi. Oczywiście kilka razy zatrzymywał mnie ktoś z Akatsuki, narzekając, że tymi swoimi krzykami szkła w oknach powybijałam. Będąc w pokoju chwyciłam kaburę z kunai’ami i swoją katanę. Przyodziałam płaszcz i buciki, nie noszę ich po siedzibie bo jeszcze podeszwy zetrę, i, przemierzając niezliczone korytarze, ruszyłam ku salce treningowej. Sasuke siedział już tam, wpatrując się w ścianę.
- Rozciągnij się - polecił.
Bez słowa skargi, co było u mnie niespotykane, wykonałam czynność i po pół godziny (nie chciało mi się szybciej) byłam już rozgrzana i przygotowana na dalszy trening. Jakiż był mój zawód, gdy zamiast czegoś nowego powtarzałam stare ćwiczenia, na przykład rzut kunai’em do ruchomego celu. Dlaczego stare? Bo zawsze tak zaczynał się mój trening z ojcem. Jeśli by się tak przyjrzeć wujaszkowi, to nie był brzydki, a do tego bardzo podobny do mojego tatusia. Kolejnymi ćwiczeniami okazały się proste jutsu atakujące, klonowanie, zmiana wizerunku i takie duperele, ogółem było nudno.
Po jakichś trzech godzinach żmudnego treningu zobaczyłam, że się zmęczyłam, co było u mnie niespotykane - zapewne jeszcze nie do końca doszłam do siebie po ostatnim ataku. Sasuke przysiadł niedaleko mnie.
- Opowiedz mi o swoim kekkei genkai – polecił.
- Po co chcesz wiedzieć?
- Żeby się dowiedzieć, jak mam cię uczyć nad nim panować - skłamał.
Dobrze wiedziałam, że to nie był powód, dla którego chciał wiedzieć o moim Noneganie.
- Nie wiem od czego zacząć… Sama nie wiem o nim za dużo, tylko tyle, ile sama odkryłam…
- Jak włączyła go twoja matka? I dlaczego?
- No, tak… Warto chyba od tego zacząć. No cóż… Wiem tylko tyle, ile wyczytałam z jej pamiętnika. Wiem, że moja matka się kiedyś w tobie kochała… oraz o tym, że ty w niej nie. Ale przespałeś się z nią, co było dla niej najgorszym ciosem, bo wiedziała, że robisz to tylko dlatego, że nalegała – dodałam, patrząc znacząco na niego, lecz ten nie zareagował na moje słowa - Po waszej wspólnej nocy, po tym jak odszedłeś drugi raz, zaszła w ciąże. W głębi serca wiedziała, że nie chce tego dziecka. Bała się o nie… ale postanowiła je urodzić i wychować. Żyła z tym postanowieniem kilka miesięcy, aż do czasu gdy poroniła - powiedziałam.
Spojrzałam na twarz Sasuke, był zdruzgotany tymi wiadomościami. Nie byłam pewna czy kontynuować, lecz zaczęłam mówić dalej:
- Później kilka kartek jest wyrwanych, ale wiem, że przyszedł do niej ojciec i zaproponował dołączenie do Akatsuki. A że nic ją już nie trzymało w Konoha, to odeszła. Cały czas była w depresji po stracie dziecka i nie dawało jej to żyć. Pewnego dnia wpadła na pomysł, że mogłaby wykasować sobie uczucia. Później znowu nie ma kilku kartek, ale domyślić się można, że znalazła książkę, w której było napisane o Noneganie. Pisało, że jest to kekkei genkai, którego pełnej aktywacji nie przeżyła żadna osoba i dlatego nie ma żadnego klanu z nim – wyjaśniłam Jest to umiejętność, przy której aktywowaniu osobnik ma wykasowywanie wszystkie uczucia i emocje, a do tego również wspomnienia, które były z nimi związane. Przy pomocy ojca aktywowała Nonegana. Nie miała pojęcia, że jest on dziedziczny. Zapomniała zupełnie o tobie i o tym, co do ciebie czuła, choć wiedziała, że byłeś kiedyś w Konoha. A to, że się w tobie zakochała, wiedziała tylko z pamiętnika. Dalszej historii nie ma co opowiadać, bo jej skutki masz przed sobą. Wiem tylko, że matka nigdy nie kochała ojca taką miłością jak ciebie. Była ona szczera, prawdziwa i odwzajemniona, lecz mimo to inna od tamtej – rzekłam - Pierwszej miłości nigdy się nie zapomina – dopowiedziałam, po czym ponownie spojrzałam na Sasuke.
Wyglądał tak, jakby analizował całą moją wypowiedź.
- Opowiedz, co wiesz o swoim Noneganie.
- Jest sześciostopniowy. Za jego pomocą mogę czytać myśli, wykrywać prawdę, paraliżować, wykasowywać pamięć, zabijać, czego mogłeś doświadczyć na skórze i odpierać ataki umysłowe. To takie połączenie Rinnegana z Sharinganem, zmutowane kilkakrotnie i bardzo trudne do opanowania. Moja matka miała tylko cztery stopnie. Nie potrafiła paraliżować i wykrywać prawdy.
- Interesujące - powiedział.
Zapadła między nami cisza. Popatrzyłam mu w oczy. Nie był zainteresowany tym, co powiedziałam o kekkei genkai, a raczej historią mojej matki.
- Kochałeś ją? - spytałam, wyrywając go z zamyśleń.
- Co?
- Pytam się czy ją kochałeś… Moją matkę.
Nie odpowiedział.
- Wtedy, gdy pierwszy raz użyłam na tobie Nonegana i po dezaktywacji, spojrzałam na ciebie, miałam zielone oczy, jak te matki. Wtedy na twojej twarzy zobaczyłam ból, jeszcze gorszy jak ten po rozrywaniu synaps… Ból po stracie kogoś bliskiego.

- Koniec treningu - powiedział i zostawił mnie samą na sali treningowej.
Posiedziałam tam chwile, rozmyślając o wszystkim i o niczym, a szczególnie o moim księciu i wyszłam, ruszając do salonu.
Był prawie pusty, na kanapie siedział rozwalony Kisame, oglądając jakąś głupią telenowele, przy stoliku prowadził rozrachunek Kakuzu, a na fotelu siedział granatowowłosy Tori. Jeszcze raz… granatowowłosy? Czy to możliwe by Tori był moim księciem? Nie, to nie możliwe…
- Co się gapisz? - spytał.
Popatrzyłam na niego jednym z moich bardziej pogardliwych spojrzeń, co nie zrobiło na nim wrażenia. Zamiast tego poczułam znajome ukłucie w głowie. O nie! Ty mi w głowie czytać nie będziesz, pomyślałam, po czym zaatakowałam go moją umysłową kataną. I resztę popołudnia spędziłam walcząc z Tori'm, na myśli.

Oczywiście, gdy już wygrywałam, to użył podstępu - podszedł do mnie i zaczął mnie łaskotać, ale to i tak nie pomogło mu wygrać, natomiast bardzo rozśmieszyły go próby uśmiechnięcia się przez moje usta… Dostał za to z kopniaka w brzuch i zaczęliśmy się bić, rozwalając przy tym cały salon, ale Kisame z Kakuzu najwyraźniej tego nie zauważyli. Zresztą to chyba i lepiej.  


Co widzisz gdy patrzysz na mnie? Ją?
Co widzisz gdy dotykasz mnie? Ją?
O czym myślisz gdy widzisz mnie? O niej?
Co słyszysz gdy mówię do Ciebie? Ją?
Co czujesz gdy walczę z tobą? Ją?
Co widzisz gdy myślisz o mnie? Ją?
Co słyszysz gdy śpiewam dla Ciebie? Ją?
Co odpowiesz gdy spytam kogo kochasz? Ją?
Ale jej nie ma. Jestem tu ja.
Jestem jak ona i wiem co to strach.
Więc bez obawy. Podejdź to do mnie.
Przytul mnie czule i powiedz co czujesz.
Powiedz, że kochasz ją nie mnie.
Powiedz, że czujesz ją nie mnie.
Powiedz, że widzisz ją nie mnie.
Powiedz, że słyszysz ją nie mnie.
Powiedz, że myślisz o niej, nie o mnie.
Powiedz to do mnie. A  ja powiem to do niej.

1 komentarz:

  1. '-No, to…
    -Hanami, do czego zmierzasz?' Genialna była tamta wymiana zdań i jej zakończenie xD
    Nonegan, zdaje się być aż za mocny, no i Kekkei Genkai - czyli coś co dziedziczy się linią krwi, więc Sakura nie mogła go sama aktywować, ale rozumiem, że zmodyfikowałaś to na potrzeby opowiadania ;D
    Ogólnie fajny rozdział, coraz bardziej lubię Toriego!

    OdpowiedzUsuń