Pisany pod natchnieniem: [klik] i [klik], tą drugą polecam pod wszystkie części rozdziału pisane kursywą ;P
----
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się pośrodku niczego. W miejscu, gdzie
nic nie było oprócz mnie. Z nieba spadały białe okruszki. Śnieg. Spoglądałam
jak swobodnie zlatują z błękitnego nieba na ziemię, jak układają się na niej
niczym białe dywany. Zauważyłam, że sama leżałam na owym kobiercu.
Chwyciłam w dłoń garść śniegu i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nim
nie był. Nie przypominał go ani konsystencją, ani temperaturą. Podobny był
jedynie z kształtu. Zaskoczona zauważyłam, że był to papier. Tony kartek
pociętych na małe skrawki i zalegających na ziemi. A ja leżałam na jednej z
fałd.
Wyciągnęłam rękę przed siebie, w stronę nieba, chcąc coś chwycić. Choć
sama do końca nie wiedziałam, czym owa rzecz była. Miałam wrażenie, że jest już
blisko, że wystarczy, że wyciągnę dłoń a chwycę to. Jednakże nic tam nie było.
A z nieba wciąż, niczym deszcz, sypał się papier.
Zacisnęłam dłoń w pięść i przymknęłam oczy. A gdy je otworzyłam,
zobaczyłam centralnie nad sobą, sylwetkę mężczyzny bez twarzy. Nie miał na
sobie maski. Jego twarz po prostu była czarną plamą. Przestraszona zakryłam
usta dłońmi, jakbym chciała uciszyć mój niemy krzyk.
Kim był ten ktoś? Dlaczego mam wrażenie, że był kimś dla mnie ważnym?
Dlaczego nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy? Czy to właśnie jego chciałam
chwycić?
Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, lecz przeszła przez niego, niczym
przez zjawę. Jakby tak naprawdę go tu nie było. W tym samym momencie rozpadł
się na tysiące kartek, które wylądowały na mnie, dusząc mnie i przygniatając do
ziemi. Odbierały mi powietrze… zabijały.
Otworzyłam oczy. Nie poznawałam
pokoju, w którym byłam. Czułam jedynie tępy ból głowy, spowodowany wczorajszą,
sporą dawką alkoholu. Jednakże nie przyniósł on spodziewanego efektu, bowiem tylko
pod jego wpływem mogłam się uwolnić od snów, które towarzyszą mi każdej nocy od
przywrócenia mi wzroku.
Wciąż pamiętam jak przeraziła mnie
feeria barw, które raziły mnie po oczach. Przyzwyczajona bowiem byłam do
ciemności. Jednak w szybkim tempie wszystko wróciło do normy, a ja mogłam
swobodnie patrzeć na wszystko. Kilka dni po tym Aanami wraz z Itakoim odeszli
do jego ojca, zostawiając mnie samą.
Nie powiedziałam jej o snach, nie
chciałam jej martwić. Jednak gdy odeszła, zaczęły się nasilać, stały się bardziej nużące, męczące.
Pojawiały się coraz częściej, nawet na jawie. A jedynym sposobem by je wyciszyć
był alkohol.
Trudno pomyśleć, że było to
miesiąc temu. Miałam wrażenie, jakby od ich odejścia minęła wieczność. Zapewne
to rutyna dnia w Ame tak na mnie działała. Ciągle płaczące niebo, szarość, brak
misji, uziemienie. Jedynym urozmaiceniem były kłótnie pomiędzy Deidarą i
Yoshito na temat ich wzajemnego wyglądu. Bywało to całkiem zabawne zważywszy,
że obaj mają długie włosy. Co prawda Yoshito miał mniej kobiece rysy twarzy,
ale to nie zmieniało faktu, iż z włosami przesadził.
Był on tak naprawdę szarooki – jak
ja, z białymi włosami – jak moje, sięgającymi mniej więcej do łydek – jak u
mnie, związane były niemalże przy końcu gumką. Na twarz spadało mu kilka
krótszych, niesfornych kosmyków. Jakby ktoś nas razem zobaczył faktycznie
mógłby nas wziąć za rodzeństwo. Zaśmiałam się w duchu. Twierdził, iż byliśmy
kuzynostwem, choć nie bardzo mu wierzyłam.
Obróciłam głowę, by spojrzeć na
drugą stronę łóżka i zobaczyłam kompletnie mi nieznanego mężczyznę. Zapewne
spotkałam go wczorajszego wieczora w barze i razem wylądowaliśmy w jego
mieszkanku. Ostatnio często mi się to zdarzało, cena za zapomnienie o snach.
Cicho wstałam z łóżka i szybko się
ubrałam. Omiotłam po raz ostatni pomieszczenie i wyskoczyłam przez okno. Był to
domek jednopiętrowy, więc nie było to dla mnie wielkim wyczynem. Zaczęłam
kierować się w sobie tylko znanym kierunku, z kieszeni spodni wyciągając karton
papierosów. Zapaliłam jednego z nich i z uwielbieniem zaciągnęłam się jego
tytoniowym dymem. Było to dobrym sposobem na uciszenie porannego kaca.
Weszłam do jednej z pobliskich
tawern i zamówiłam sake. Usiadłam przy jednym ze stolików i zaczęłam pić podany
mi przez kelnera trunek. Jedyna skuteczna metoda na kaca – upić się ponownie.
Nic więc dziwnego, że w niedługim czasie opróżniłam całą szklaną butelkę.
Zostawiłam wyliczoną kwotę na drewnianym, brudnym blacie stołu i wyszłam, nie
pożegnawszy się z nikim.
Znalazłam się na opustoszałej,
brudnej uliczce. Przy ścianach leżały niesprzątane śmieci, przez co zalęgły się
w nich szczury. Najbardziej upadła dzielnica Ame. Żaden szanujący siebie
przestępca nie odważyłby się tu wejść. Jednak dla mnie było to niczym. Zdarzało
mi się już spać w gorszych miejscach. To cud, że dzisiaj obudziłam się u kogoś
w domu.
Nie miałam pojęcia jak wrócić do
kryjówki, a w głowie zaczynałam odczuwać skutki sake. Z pijackim uśmiechem na
ustach wskoczyłam na dach sąsiedniego budynku i zaczęłam przemieszczać się w
nieznane. Zdziwiło mnie to lekko gdy po chwili znalazłam się w pobliżu
więzienia. Czyżbym jednak nie uciekła w nocy tak daleko jak mi się wydawało?
Czy znowu Pain mnie śledził i czeka w swoim biurze na mnie, by ponownie mnie
zrugać? Zachowuje się gorzej niż moja matka – przejmuje się mną. Jakby mu na
mnie zależało, czy coś…
Z cichym westchnięciem weszłam do
budynku i zaczęłam wspinać się po starych, zakurzonych schodach. Miałam ochotę
położyć się gdzieś, w którymś opuszczonym pomieszczeniu i zasnąć tak, by nie
musieć wstawać, aż do wieczora. A wtedy znowu uciec, by po raz kolejny się
upić. Tylko po to by nie widzieć przed oczami owego mężczyzny bez twarzy z
mojego snu.
Ku mojemu nieszczęściu na
korytarzu zderzyłam się z Sasuke, który spojrzał na mnie krytycznym spojrzeniem.
Nie dziwiłam mu się, wyglądałam jak menel. Nie myłam się chyba od kilku dni.
- Co ty z sobą robisz? Nie plam
mojego nazwiska – warknął w moją stronę i próbując odejść uderzył w ramię.
Jednak ja złapałam go szybko,
przycisnęłam do ściany i przyłożyłam mu przedramię do szyi podduszając.
- Hej, Orochimaru, spóźniłeś się.
Miałeś nauczyć mnie nowej techniki – wywarczałam do niego.
Jego oczy zadrżały ze zdziwienia.
- Co ty gadasz? – spytał.
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami.
Puściłam go i złapałam się za głowę. Czułam się dość dziwnie. Jakby ktoś wyciął
mi kawałek z życia, jakbym przed chwilą nie była sobą, choć dobrze wiedziałam
co zrobiłam. Złapałam się za głowę i zmrużyłam powieki. Coraz częściej zdarzają
mi się takie małe „wpadki” po operacji. Gdy nagle zaczynam mówić coś bez sensu,
coś co nie ma dla mnie znaczenia. Coś, czego wcześniej nie wiedziałam.
- Wszystko z tobą w porządku? –
zapytał.
Posłałam mu zamglone alkoholem
spojrzenie.
- Nie pij już więcej. Idź spać –
warknął i odszedł.
Jednak ja byłam pewna, że sen
niczego nie załatwi. Coś się we mnie zmieniało. Jakbym się psuła.
Sen nie przychodził łatwo. Chyba
nawet tego nie chciałam. Bo po co? By znów się męczyć z czymś czego nie
rozumiem? Z kimś kogo nie pamiętam choć chyba powinnam. Bałam się. Mogłam to
stwierdzić śmiało. Ja, morderca, złodziej, wyszkolony ninja niemalże codziennie
stawiający na szali własne życie, bałam się zwykłego snu. Snu, który powinien
być wybawieniem od stresu, który władał mną codziennie. Zabawne co może zrobić
jeden człowiek w moich myślach.
Przewróciłam się na drugi bok
czując tępe kłucie w głowie i ocierającą się o niemożliwość suchość w gardle.
Przymknęłam oczy rozmasowując skronie, po raz kolejny zastanawiając się co by
było, gdybym jednak nie odzyskała wzroku. Czy te wszystkie sny i dziwaczne
słowa wypowiadane przeze mnie, ale nie umyślnie, występowałyby, gdybym nie
widziała? Pewne było, że na pewno nie odeszła by Aanami. Czy to wszystko
wiązało się z jej brakiem? Mój umysł cierpiał po jej zniknięciu, w momencie gdy
ponownie zaczęłyśmy się dogadywać?
Z cichym westchnięciem wstałam i
rozejrzałam się po pokoju, po którym walały się tony ubrań. Odkąd nie ma
Aanami, nie ma kto mi nawet posprzątać. Podniosłam się z łóżka i po narzuceniu
pierwszych lepszych ubrań wyszłam z pomieszczenia w stronę kuchni.
Jak zwykle było tam pusto. Nic
dziwnego w końcu po reorganizacji Akatsuki nawet w głównej siedzibie było
pusto. Teraz znajdowałam się tutaj tylko ja, nowy, Sasuke, Deidara i Lider.
Jednak wszyscy mieli swoje sprawy na głowie, ważniejsze niż przesiadywanie w
kuchni. Wyciągnęłam kubek z szafki i powoli wypełniłam go wodą z kranu, by
następnie podnieść go do ust i zacząć łapczywie pić.
- Wizerunek upadku człowieka –
usłyszałam za plecami głos nowego, za co w odpowiedzi rzuciłam mu pogardliwe
spojrzenie.
- Tak dziękujesz siostrze za
przywrócenie wzorku? Upijając się jak szmata? – pytał.
- Nic nie wiesz – warknęłam – więc
się nie wypowiadaj.
Wyszłam z pomieszczenia. Szłam
korytarzami starego więzienia w celu opracowania drogi ucieczki. Jakby nie
patrzeć wczorajsza jest już pewnie zablokowana przez Lidera, albo będzie
obstawiona. A jakoś musiałam wyjść z siedziby, żeby móc się upić i spokojnie
usnąć.
***
Usłyszałem pukanie do drzwi i z
cichym westchnięciem zniechęcenia zezwoliłem na wejście. Do pomieszczenia
wszedł Sasuke i nie odzywając się ani słowem rozsiadł się na krześle naprzeciw
mnie. Nie odzywał się, więc przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Ja - pogrążony w
papierach, on - w myślach.
Uważnie mu się przyglądając
odłożyłem długopis, dając odpocząć dłoni jak i oczom po wielogodzinnym
wpatrywaniu się w kolumny liczb. Kto by pomyślał, że rachunkowość jest tak
nużąca i trudna? Kakuzu dotychczas się tym zajmował, ale teraz wszystko spadło
na mnie. Przetarłem dłonią oczy i zmęczonym spojrzeniem obrzuciłem
pomieszczenie, starając się zapomnieć o tym ile kosztuje roczny zapas alkoholu,
papieru toaletowego, a nawet żarcia. Kto by pomyślał, że za to tyle
się płaci?
- Co Cię do mnie sprowadza? -
spytałem.
- Hanami. Coś jest z nią nie tak -
rzucił.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem
się ironicznie, zanurzając dłoń w swoich czerwonych włosach.
- Mówisz? Zupełnie tego nie
zauważyłem - odpowiedziałem.
Sasuke spojrzał na mnie zimno.
Wstałem z fotela ignorując strzyknięcie wszystkich stawów, co było wynikiem
zasiedzenia. Ahh… powalczyłoby się trochę - pomyślałem.
- Chodź, coś Ci pokażę -
powiedziałem.
Wstał i razem opuściliśmy gabinet,
by następnie schodząc po starych, zakurzonych schodach opuścić siedzibę i
zagłębić się w tunelach.
Niedługo po tym znajdowaliśmy się
pod małym domkiem stojącym w biedniejszej dzielnicy miasta. Pewnie otworzyłem
drzwi i razem weszliśmy do środka. Małym korytarzem zmierzaliśmy do
jedynych zamkniętych drzwi, by po przejściu przez nie znaleźć się w
pomieszczeniu wypełnionym stęchłym powietrzem. Unosił się w nim zapach
skrzepłej krwi i pleśni. Pokój ten okazał się być sypialnią, gdzie na łóżku z
rozrzuconymi włosami leżał mężczyzna, wyglądający jakby spał.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? -
zapytał Sasuke.
Podszedłem do łóżka i jednym
ruchem zrzuciłem kołdrę z łóżka. Naszym oczom ukazał się materac w całości
zabrudzony krwią. Odwróciłem mężczyznę na plecy. Na jego brzuchu znajdowało się
multum czerwonych, zalepionych skrzepłą krwią ran, oczy otworzone były w
przerażeniu, a usta zamarłe w niemym krzyku.
- Został uduszony. Po śmierci
zadano mu sześćdziesiąt ran kłutych - powiedziałem.
- Po co mi to mówisz? -
zapytał.
- To trzydzieste morderstwo w tym
miesiącu - dodałem.
- W Amegakure grasuje seryjny
morderca? - spytał głupio.
- Owszem. Mam dowód, że Hanami
była tu zeszłej nocy. Tak jak przy wszystkich wcześniejszych morderstwach.
Lądują z baru razem z nią w ich pokojach i nigdy z nich nie wychodzą .
- Chcesz powiedzieć, że… - zaczął.
Skinąłem głową.
- To ona. Ale wydaje mi się, że
robi to nieświadomie - rzekłem.
- Bardzo możliwe, dzisiaj rano… -
zaczął, ale go uciszyłem.
- Wyłaź Yoshito! - warknąłem.
Do naszych uszu doszedł cichy
śmiech i po chwili przez okno wskoczył białowłosy, nonszalancko zarzucając
włosy na plecy.
- W czym mogę pomóc? - zapytał,
jakbym właśnie go nie przyłapał na podsłuchiwaniu.
Syknąłem cicho, starając się
opanować nerwy.
- Nie ładnie podsłuchiwać
pracodawców - rzuciłem.
- Dzięki temu wciąż żyję -
odpowiedział - Więc mówicie, że tego dokonała moja mała kuzyneczka? Pysznie -
dodał.
- Owszem to ona. Dlatego będziesz
ją dzisiaj śledził i przyprowadzisz do organizacji nim znowu do tego dojdzie -
powiedziałem wskazując ręką na zmasakrowane ciało.
Białowłosy skinął głową i cicho
pogwizdując wyskoczył przez okno. Męczący, aczkolwiek konieczny był przypływ
młodej krwi do organizacji. Jakby nie patrząc Młody miał specyficzne, cenione
umiejętności złodzieja i po części skrytobójcy.
- Co planujesz zrobić? - spytał
Sasuke, beznamiętnie wpatrując się w zmarłego.
- Pomóc jej. Cokolwiek się dzieje,
to ona nieświadomie morduje ludzi. Ciekawi mnie, jak to się dzieje…
***
Po raz kolejny wychyliłam
podsuniętą mi przez barmana czarkę z sake i bezceremonialnie odstawiłam ją na
blat.
- Cześć piękna - usłyszałem kobiecy
głos przy uchu - Śliczne masz te włoski.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Kobieta przysiadła się obok mnie nieproszona i niby przypadkowo położyła dłoń
na moim udzie. Mrugnęła do mnie i uśmiechnęła się lubieżnie.
- Co taka śliczna dziewczyna robi
w takim miejscu sama? - spytała, jednocześnie napełniając moją czarkę.
- Mogłabym zapytać o to samo… -
odrzekłam jednym ruchem opróżniając podsunięte mi naczynie i dając się
kokietować dziewczynie.
Nie widziałam różnicy w tym kto
mnie podrywa. Zawsze równało się to z darmowym alkoholem na zapomnienie i
noclegiem.
Po wypiciu kilku kolejek poczułam
jak zaczyna wirować mi w głowie. Z cichym śmiechem dałam się kobiecie
wyprowadzić z baru i oparta na niej przemierzałam uliczki Amegakure.
Wylądowaliśmy w jej mieszkaniu
gdzie ta zaczęła mnie obsypywać pocałunkami, ja pozostawałam bierna. Dałam się
jej zaprowadzić do sypialni i popchnięta wylądowałam na, nie bardzo miękkim
łóżku. Dziewczyna ułożyła się obok i zaczęła mnie powoli rozbierać.
Poczułam, że wirowanie w głowie
się nasila i po chwili straciłam przytomność. Zdążyłam jeszcze tylko uświadomić
sobie, że kobieta niewątpliwie dosypała mi czegoś do alkoholu i zaśmiać się
cicho pod nosem.
Wysunęłam przed siebie rękę chcąc zasłonić rażące światło. Podniosłam
się do siadu i zauważyłam, że leżę na polanie pośrodku lasu. Usłyszałam cichy,
męski głos nucący jakąś nieznaną mi piosenkę.
Zobaczyłam, że niedaleko ode mnie na trawie leży mężczyzna z rękami
założonymi pod głową.
Wstałam i podeszłam do niego, z przerażeniem spostrzegając iż nie ma
on twarzy. Gdy znalazłam się metr od niego przestał nucić i odwrócił głowę
pozbawioną twarzy w moją stronę.
- Długo jeszcze będziesz mnie nie pamiętać? - zapytał.
Wszystko się rozmyło, a ja ponownie znalazłam się w świecie z wiecznie
sypiącym białym papierem, leżąc na jednej z hałd stworzonych przez niego. Znów
byłam sama, lecz do moich uszu dochodziła melodia nucona przez człowieka bez
twarzy.
Obudziłam się rano, w głowie wciąż
słysząc nuconą przez niego melodię. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i ze
zdziwieniem zorientowałam się, że pokój ten nie należał do poznanej wczoraj w
barze kobiety. Przewróciłam się na drugi bok i spostrzegłam, że miejsce na
łóżku obok mnie było puste, choć ciepłe.
Nie rozmyślając nad tym długo,
podniosłam się na łokciach i rozejrzałam się wokół łóżka w celu znalezienia
swoich ubrać. Nigdzie ich nie widziałam.
Usłyszałam dźwięk otwieranych
drzwi i po chwili zza nich wysunął się białowłosy, owinięty jedynie w biały,
puchowy ręcznik. Jego długie jasne włosy przykleiły się do jego mokrego ciała,
a po umięśnionym brzuchu wolno spływały stróżki wody.
- Już wstałaś - oznajmił, jakby
nieco zdziwiony.
Roztropnie podniosłam kołdrę i z
przerażeniem zauważyłam, że jestem naga. Spojrzałam na chłopaka
pytająco.
- Czy my...? - zaczęłam
beznamiętnie, opanowując emocje.
Chłopak spojrzał na mnie
zaskoczony, nie rozumiejąc i zaśmiał się cicho.
- Oczywiście, że nie, głupia -
warknął chłodno - Dostałem polecenie przyprowadzić Cię do organizacji, więc tak
zrobiłem. Byłaś już naga jak cię zabierałem - dodał.
Zaśmiałam się cicho, mimo
pulsującego bólu w czaszce.
- Nie posądzałam Cię o taki
chłód w głosie. Czemu go ukrywasz, skoro spotykasz go z naszej
strony na co dzień? - zapytałam siadając, jednocześnie ignorując fakt, że
kołdra się ze mnie zsunęła i odsłoniła nagą klatkę piersiową.
- Za bardzo lubię sprzeczać się z
blondynką - powiedział z uśmiechem - Jestem chłodny tylko w samotności, gdyż
tylko wtedy morderca może zdejmować złudną maskę. Czyżbyś zapomniała?
- Wychowano mnie na wojownika
walczącego w obronie słabszych. Szkolono mnie na ninja, słuchającego rozkazów,
nie na mordercę dążącego za kasą. Nie musze się kryć -
odpowiedziałam.
- Nie zdziw się jak przez to
zginiesz - rzucił - Zbieraj się, nie spędzisz u mnie całego dnia, kuzyneczko.
- Przestań tak do mnie mówić, nie
jesteśmy spokrewnieni - powiedziałam.
Wstałam i ubrałam się w leżący na
krześle płaszcz Yoshito. Opuściłam jego pokój nim zdążył mi odpowiedzieć. On
nie mógł być moim kuzynem! Przecież tylko ja, jedynie ja mam przeklętego
Nonegana!
Po drodze do swojego pokoju
weszłam do kuchni, by napić się wody i uspokoić suchość w gardle. Na moje
nieszczęście znajdował się tam Deidara i Sasuke.
Z cichym westchnięciem podeszłam
do zlewu i nalałam wody do kubka, by następnie ochoczo wypić jego zawartość.
- Tak wcześnie w organizacji? -
usłyszałam pytanie blondyna.
- Obudziłam się u nowego, podobno
Lider kazał mnie sprowadzić - rzekłam, rozsiadając się na krześle.
- Masz na sobie jego płaszcz -
wtrącił Sasuke.
- A co mam łazić nago? Nie ma
sprawy - warknęłam w odpowiedzi.
- Co ty ze sobą robisz? - zapytał.
Poczułam lekki zawrót głowy.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?
Nie wiesz jak się czuję! Ty nigdy nawet nie miałeś rodziny! - wrzasnęłam i
zdziwiona złapałam się za głowę.
Czułam jakby coś rozsadzało ją od
środka, a przed oczami przelatywały mi nie moje wspomnienia, nie moje sny, nie
moi znajomi, nie moje życie. Przytłoczona ich nadmiarem spadłam z krzesła i
zwinęłam się na podłodze, zakrywając uszy dłońmi gdy znikąd zaczęły dochodzić do
mnie głosy. Z bólu krzyknęłam i zwymiotowała.
Usłyszałam czyjś podniesiony głos.
Ktoś podniósł mnie z podłogi. Atak nie ustępował, lecz w przerwach między
czyimiś wspomnieniami ujrzałam nad sobą zimną twarz rudego.
- Błagam, napraw mnie -
wyszeptałam i zemdlałam.
***
- Wiesz o co chodzi? - zapytał
Sasuke.
- Owszem, właśnie potwierdziła
moją teorię. Całkiem zabawne. Najwidoczniej po zablokowaniu wspomnień o Torim,
uwolniła inne - cudze, które pieczętowała wcześniej. A ponieważ uczestniczyła w
przesłuchaniach w Konosze, więc całkiem dużo nie jej przeżyć wyciekło do jej
mózgu i przejmują nad nią kontrolę - stwierdziłem - Ciekawe jednak co sprawia,
że nagle zaczynają nią władać.
- A moje? - zapytał Sasuke - Moje
wspomnienia też cytuje - rzucił zły.
- Najwidoczniej twoje też czytała.
Myślę, że po usunięciu tych nie jej przeżyć wszystko wróci do normy, a ona
przestanie świrować - rzuciłem.
- Jak to zrobisz? - spytał Yoshito
pojawiając się jak zwykle znikąd.
- Tego jeszcze nie wiem. Zabierz
ją do pokoju. Deidara - posprzątaj tutaj - powiedziałem i wyszedłem kierując
się do biura, ignorując zrozpaczone jęknięcie blondyna.
Westchnąłem cicho. Gdyby nie
obietnica dana Sakurze, gdybym nie był ojcem chrzestnym Hanami, gdyby nie jej
oczy - nie interesowałbym się pomocą dziewczynie i pozwalał staczać się dalej.
Jednak sytuacja jest inna, a ona jest użytecznym i ważnym pionkiem. Muszę pomóc
ukochanej mojego syna i wrócić jej dawną sprawność umysłu, bo bez niej będzie
bezużyteczna.
By to zrobić zmuszony jestem
sprowadzić Ningendō. Tylko wtedy będę pewny powodzenia. Niestety nie jestem
moim synem, który używa wszystkich umiejętności Rinnegana w jednym ciele. Ja
jestem liderem Akatsuki. Posiadam potężne sześć ścieżek i jestem niepokonany.
Tylko dlaczego muszę bawić się w rodziców Hanami?
***
Otworzyłam oczy i zauważyłam wiecznie sypiący papier imitujący śnieg.
Do moich uszu dochodziła nucona przez męski głos melodia.
Czułam ból w boku więc złapałam się za niego i ze zdziwieniem
zauważyłam, że ubrudzony jest ciepłą cieczą. Zaciekawiona podniosłam dłoń do
oczy i spostrzegłam, iż cała była zabrudzona krwią. Byłam ranna. Ale dlaczego?
Wciąż sypał na mnie papierowy śnieg, a ja leżałam sama, wykrwawiając
się powoli i wsłuchując w melodie nuconą przez męski głos. Było mi zimno, ale
nawet nie próbowałam się ogrzać. Mimo rany i męczącej samotności czułam się
bezpiecznie w tym zamkniętym świecie wypełnionym sztucznym, niegasnącym
światłem i papierem.
Tylko dlaczego tu byłam?
Poczułam, że coś mokrego kapie mi na twarz. Otworzyłam oczy i zauważyłam
nad sobą mężczyznę bez twarzy. To z jego nieistniejących oczu skapywały na mnie
łzy.
- Umierasz - wyszeptał.
Skinęłam głową i podniosłam rękę próbując go dotknąć. Jednak ponownie
dłoń przeszła przez niego, jakby w ogóle nie istniał.
- Kim jesteś? - spytałam.
- Uważaj na siebie. Grozi Ci niebezpieczeństwo - rzekł.
- Nie. Tutaj nic mi się nie stanie - stwierdziłam pewnie.
- Umierasz- wyszeptał.
- Nie rozumiem Cię - odpowiedziałam zmieszana.
Zaśmiał się cicho.
- Jak zawsze - odrzekł.
Jego włosy zsunęły się z ramion i załaskotały mnie w policzki.
- Napraw mnie -wyszeptałam smutno, gdy zauważyłam, że papier na którym
leże przesiąknięty jest krwią.
- Długo jeszcze będziesz mnie nie pamiętać? – zapytał cicho i zniknął.
Otworzyłam oczy i zauważyłam nad
sobą Ningendō - jedno z ciał Lidera.
- Skończyłem - powiedział
znudzonym głosem - Jesteś cała.
R E K L A M A
Dobra, moim zdaniem najlepszy rozdział! Hanami staczająca się na dno – rewelacja. W sensie takim, że przecież nie ma nic bardziej wzruszającego, niż oszpecone piękno, prawda? Te słowa ‘napraw mnie’ idealnie odzwierciedlały sytuację. Ogółem te sny.. Świetny pomysł. Mogłabym wychwalać i wychwalać, mam wrażenie jakby przez tą, swoją drogą, dość znaczną, przerwę w pisaniu, twój styl się zmienił i rozwinął. Było naprawdę dobrze, ciekawie, poruszająco i refleksyjnie. Lider kolejny raz okazał się.. hm dupkiem. Już myślałam, że troszczy się o Han, ale on robi wszystko dla własnego interesu. Tego Nowego jakoś nie lubię. Facet bez twarzy to oczywiście Tori, również nie mogę się doczekać, kiedy go sobie w końcu przypomni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, buziaki ;3
Jeśli chodzi o to, to ktoś mi kiedyś napisał, że Hanami jest zbyt doskonała. Więc postanowiłam ją "popsuć", żeby nie odnoszono takiego wrażenia ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Pozdrawiam,
Hanami
JeJUU! Przeczytałam wszystko i chcę więcej ! :D
OdpowiedzUsuńPostaram się spełnić to życzenie ;P
Usuń