.

.

Rozdział 2 - Test

- Kłamiesz! - krzyknął, chwytając mnie za szyję i przyciskając do ściany. – Powiedz, jak na imię miał twój ojciec!
- I-ita…chi - wychrypiałam, co chwilę nabierając powietrza. Uścisk na szyi nie zelżał ani trochę tylko wzmocnił się.
- Mój brat miał dzieci z Haruno? - spytał.
Nie no, inteligent, jak on na to wpadł?
- Nie, urodziłyśmy się z przestrzeni między nimi. Oczywiście, że tak! Wujku! - krzyknęłam na tyle głośno na ile mogłam, a nazwanie go wujaszkiem jeszcze bardziej pogorszyło sprawę, gdyż miałam już coraz mniej powietrza.
- Gadaj gdzie on jest! Zabije go, a potem was!
- Na pewno - powiedziałam z ironią. - Za słaby jesteś, by spróbować zaatakować ojca. - Dobrze wiedziałam, że się wkurzy. Znałam go tylko z opowieści Itachi'ego, ale nigdy nie lubił być nazywany słabym.
- Zamknij się! - krzyknął i jeszcze bardziej wzmocnił uścisk.
Spróbował złapać mnie w swoje genjutsu. Nie ze mną takie numery. Szybko aktywowałam swoje kekkei genkai i, jak to potocznie mówi moja siostra, przełączyłam na umiejętność szybkiego zabijania przez rozrywanie synaps. Jeśli kiedykolwiek złapał człowieka mocny ból głowy, to i tak nie wiedział, jak boli rozrywanie synaps. Dokładnie sama nie znałam tego bólu, ale moje ofiary znały aż za dobrze.
Moje oczy zmieniły barwę na szarą i zwęziły się, tak że wyglądały na źrenice zmutowanego kota. Spojrzałam na niego i poczułam,  jak uścisk stopniowo słabnie. Po kilku dłuższych minutach zelżał całkowicie, a Sasuke zaczął się zwijać na podłodze i syczeć z bólu. Podobało mi się to i to w tym wszystkim było najgorsze.  Był odporniejszy na moje ataki, ponieważ posiadał Sharingana, jednak to nie oznaczało, że nie mogłam go zabić, a gdy moja umiejętność poczuję krew, to tracę nad nią kontrolę.
Za chwilę pewnie zabiłabym całą organizacje, gdyby nie to, że poczułam uderzenie w kark. Zapewne runęłabym ogłuszona na ziemię, gdyby nie fakt, że był to dokładnie punkt, w który trzeba uderzyć, by dezaktywować moje kekkei genkai nim przejmie nade mną kontrolę.
Odwróciłam się  i zauważyłam za mną Aanami z wkurzoną miną. Za nią w drzwiach stało całe Akatsuki oraz Itakoi - mój przyjaciel, który był przybranym synem Paina.
- Co ty robisz?
- Eh… Ten oto tu leżący nas wujaszek, Sasuke Uchiha, usiłował mnie udusić i wyciągnąć informację o pobycie naszego ojca, by go zabić, a następnie uśmiercić nas - powiedziałam na jednym wdechu.
Byłam niemalże pewna, że moje oczy są zielone i błyskają w nich co raz iskierki wkurzenia - jak zawsze, gdy byłam bardzo „zdenerwowana”. Ojciec zawsze mówił, że wyglądałam wtedy jak matka przed aktywowaniem kekkei genkai.
- To jest… Sasuke… Uchiha? - wysapała moja siostra.

- Ehe, przecież właśnie to powiedziałam.
- Ale to nie znaczy, że musiałaś mu rozrywać mózg! Według mnie zdecydowanie wystarczyłoby, gdybyś go sparaliżowała! – wykrzyczała. - Ale nie, ty jesteś jak ojciec - zawsze musi być efektywnie!
- Ojciec miał racje, jesteś bardzo podobna do matki! - powiedziałam i odwróciłam się w stronę Sasuke.
Uchiha siedział na podłodze wyraźnie obolały, jednak zauważyłam, że poczuł się bardziej dotknięty, gdy spojrzał w moje oczy. Jego mina wyrażała ból, jakby zobaczył coś, co stracił, a chciałby odzyskać. Zwróciłam się z powrotem w stronę zebranych. Jak zauważyłam zostali tylko Aanami, wciąż ze zdenerwowaną miną, Tori, jak zwykle obojętny, i Itakoi z uśmiechem na ustach.
- Hana! - powiedział radośnie. Podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił.
- Dobrze, już dobrze Hanuś!
- Itakoi! - krzyknęłam, ale w moim głosie nie było słychać złości tylko nutkę rozbawienia. O ile dało się to usłyszeć w nie emocjonalnym głosie, ale Itakoi był zdolny do wszystkiego.
- O, patrz! I już twoje oczka są czerwone, widzisz?! Ja zawsze potrafię cię rozbawić.
- Pfff…
- Dobra, już dobra - powiedziała Aanami. - Ja wracam do salonu. Idziesz, Tori?
Zabawne, ale ja zawsze lepiej dogadywałam się z Itakoi’m niż z Tori’m. Nie lubiłam go i zawsze po naszym spotkaniu któreś z nas leżało w śpiączce i częściej to był on. Zawsze konkurowaliśmy na walki umysłowe. Jego Rinnegan z moim potocznie nazywanym tak Noneganem. Itakoi natomiast był moją bratnią duszą. Interesowały nas różne rzeczy, mieliśmy inne poglądy, patrzyliśmy inaczej na życie, lecz zawsze się fantastycznie dogadywaliśmy i byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. On - wesoły, ja - ponura. Itakoi był przybranym synem Paina. W czasie gdy Konan była w ciąży z Tori’m, znalazła w lesie koło jeziora dwuletnie dziecko, Itakoi’ego. Zabrała go do organizacji i zaopiekowała się nim. Gdy odeszła, Pain wychowywał również jego.
Tori ruszył do salonu z Aanami, a ja nagle poczułam, jak bardzo jestem głodna. Rzuciłam się do lodówki i wyciągnęłam jogurt, który, uprzednio trzy razy sprawdzając datę ważności, zaczęłam jeść.
Podczas wcinania jogurtu rozmawiałam z Itakoi’m na różne tematy. Od tego „kto się ostatnio we mnie zabujał?”, po „kiedy ostatnio myłam włosy szamponem miodowym?”. Zbierałam się właśnie do pójścia do pokoju, żeby się przespać, gdy usłyszałam w głowie głos Paina.
-Jutro o siódmej rano macie test. Chcę wiedzieć, czego nauczył was Itachi.
Eh… nienawidziłam, gdy on to robił. Gdyby był bliżej mnie, zapewne już bym go zaatakowała moim kekkei genkai.
Po usłyszeniu komunikatu pożegnałam się z Itakoi’m i poszłam spać. W pokoju zastałam bliźniaczkę, która układała się do snu. Poszłam się wykąpać i już po chwili leżałam w łóżku w objęciach mojego przystojnego ziomka Morfeusza.

Wstałam o szóstej i po krótkim prysznicu i porannej toalecie ubrałam się w stanik sportowy, bluzkę zrobioną z siatki,  krótkie szorty i buty do łydek. Na koniec nałożyłam pas z kaburą na kunai’e i przypięłam katanę. Narzuciłam jeszcze płaszcz i ruszyłam do kuchni na śniadanie.
Zastałam już krzątającą się tam Aanami. Postawiła na stole kanapki i dwie herbaty. Wzięłam się za jedzenie. Po posiłku ruszyłyśmy na polanę, na której miał odbyć się test. Gdy się tam znalazłyśmy, bez zbędnych ceregieli zaczęliśmy egzamin. Miałyśmy pokonać każdego członka organizacji.

Zaczęłam pierwsza. Na pierwszy ogień poszła Karin. Biedaczka. Aktywowałam Nonegana i spojrzałam w jej umysł za pośrednictwem oczu. Zaczęła się walka. Krótka wymiana ciosów, mechaniczne - unik, blok, cios, unik, kontra, blok i tak w kółko. Po chwili leżała jak długa na ziemi, gdy cisnęłam ją kunai’em w brzuch. Cios był celny i trafiłam pięć centymetrów nad pępkiem, po czym ściągnęli Karin z pola walki.
Kolejny przeciwnik - Hidan. Znowu mechaniczne ciosy, kilka jutsu i leży. Kolejni przeciwnicy byli tak samo łatwi.

Gdy nadchodził koniec zawodników, na polu walki pojawił się Sasuke. Walką była trudniejsza niż inne, choć żadna nie była  łatwa. Byłam wyczerpana, lecz mogłam dalej walczyć i używać różnych technik. Walka między Noneganem, a Sharinganem zawsze była wyrównana i tylko szczęście decydowało, kto wygra.
Po kilkudziesięciu minutach wymiany ciosów i jutsu Sasuke ruszył ku mnie z Chidori. Dobrze znałam tą technikę i wiedziałam jak ją odparować, ale nie miałam tyle czakry, by użyć owego jutsu. Używając kekkei genkai sparaliżowałam jego rękę przez co błyskawica uderzyła w ziemię daleko przede mną. Znowu poczułam, że Sasuke usiłuje mnie złapać w genjutsu. Co gorsza, miałam za mało energii, by się temu przeciwstawić. Zaryzykowałam i włączyłam piaty stopień Nonegana - zabijanie. Nie udało mi się. Miałam za mało energii, by go kontrolować. Cała ziemia wokół mnie na średnicy dwudziestu metrów zapłonęła.

Było to tylko złudzenie. Kolejny etap. Usłyszałam, jak przez mgłę, ryki zabijanych zwierząt. Później urwał mi się film. Wiedziałam tylko jedno - było źle. Miałam nadzieję, że nikogo nie zabiję.

1 komentarz:

  1. Aaaaa ale załatwiła Sasuke na początku, dobrze mu tak! Fragment 'Jego mina wyrażała ból, jakby zobaczył coś, co stracił, a chciałby odzyskać.' to wtedy jak miała zielone oczy i bardzo przypominała Sakure? Hmm czyli Sasek coś do niej ten teges kiedyś? ;>
    Coraz ciekawsze robi się to jej kekkei genkai!

    OdpowiedzUsuń