AKT 2
Wpatrywałem
się w zachodzące za horyzont słońce. Rozświetlało ono swoimi promieniami niebo,
koloryzując je na czerwono. Ostatnie blaski wielkiej gwiazdy nie robiły na mnie
największego wrażenia, w głowie wciąż analizowałem zdarzenia sprzed tygodnia.
Hanami,
po tym jak powiedziała mi, że mnie kocha, wbiła sobie kunai w brzuch,
przecinając jedną z tętnic i poważnie niszcząc część organów. Gdyby nie Aanami,
nie przeżyłaby tego. Zabrali ją do szpitala i po kilku godzinach operacji, a
może nawet kilkudziesięciu, jeśli wliczyć w to przeszczepy narządów,
doprowadzili jej stan do stabilnego. Klika dni po tej operacji, gdy w końcu się
obudziła, zniknęła. Po prostu zwiała ze szpitala ze wszystkich stron
pilnowanego przez ANBU. Nie widziano jej od tamtej pory. Ale ja przyrzekłem
sobie, że ją znajdę. Po głowie chodziło mi jej ostatnie zdanie, które
wypowiedziała do mnie przed operacjami… Po tym wypadku.
Powiedziała:
„Jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by mieć pewność, że osoba, którą kochamy jest
bezpieczna… To się nazywa miłością”.
A ja?
Jak mam żyć spokojnie i bezpiecznie nie wiedząc, gdzie ona jest? Jak mam spać
nie mając pewności czy ona też może? Jak mam jeść nie wiedząc czy ona nie
głoduje? Jak mam żyć nie wiedząc czy ona żyje? Jak mam żyć bez niej? Gdy nie ma
jej przy mnie?
Zdenerwowany
zacisnąłem w pięść prawą dłoń… Tą, przez którą jej tu nie było. Dźwięk zgniatanego
papieru uświadomił mnie, że właśnie zgniotłem kartkę z danymi naszego
następnego celu.
- Tori,
znajdziesz ją, na pewno. Ona gdzieś czeka na ciebie - powiedział gdzieś za
moimi plecami mój brat, kładąc mi rękę na ramieniu - Tylko powiedziałeś jej to?
Powiedziałeś jej, że kochasz się w niej odkąd skończyła czternaście lat?
- Powiedziałem,
że też… że też ją kocham – odparłem – Chodźmy. Zabijmy tego kolesia, bym mógł
szybko wrócić do siedziby.
- Myślisz,
że ona tam jest? Że wróciła?
- Nie
wiem - odpowiedziałem, po czym odwróciłem się i zacząłem iść, zostawiając za
sobą czerwone niebo i skąpany w zachodzącym słońcu krajobraz.
„Hanami,
gdziekolwiek jesteś i tak cię znajdę”
Po
półgodzinnym marszu w końcu dotarliśmy do wioski, w której przebywał nasz cel.
Wioska Trawy była zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory widziałem.
Liczne kasyna i reklamy potrafiłyby niejednego skusić, by wpadł tam na chwilę.
Spacerowaliśmy przez zatłoczone ulicę. Przechodnie jakoś nie przejmowali się
zbytnio tym, że środkiem ulicy idzie sobie Akatsuki, jakby to dla nich było
codziennością.
Wydostaliśmy
się z głównej ulicy i po kilkunastu minutach marszu polną ścieżką między domami
dotarliśmy przed plac wielkiej posiadłości. Itakoi szedł przodem, a ja
podążałem za jego śladem, myślami błądząc gdzieś daleko. Zatrzymaliśmy się
przed drzwiami. Mój brat zapukał kilkakrotnie i kulturalnie czekaliśmy, aż ktoś
nam otworzy. Tym nieszczęśnikiem została pokojówka i zanim zdążyła powiedzieć
wyuczoną kwestię padła nieżywa na kamienną posadzkę z kunei’em wbitym w brzuch.
Jako że drzwi były tylko lekko uchylone, to wyważyliśmy je z kopniaka i
weszliśmy do środka.
Stworzyłem
kilka klonów, które miały zająć się służba, a sam z Itakoi’m ruszyliśmy na
spotkanie naszej głównej ofierze. Sam nie wiedziałem, dlaczego Pain kazał wybić
cały dom, ale jakoś za bardzo mnie to nie interesowało - misja to misja. A
później tylko mógłbym… Eh… nie czas na to, teraz trzeba zabić tego gościa.
Wparowaliśmy
jak burza do jego gabinetu, rozwalając uprzednio mahoniowe drzwi. Zastaliśmy go
akurat podczas gwałtu pokojówki. Krew we mnie zawrzała, a demon poruszył się
niespokojnie. Wszystko przez to, że dziewczyna miała czarne włosy… takie jak
Hanami. A jeśli nią, też ktoś tak pomiata? - pomyślałem.
Itakoi
zauważył, jak ze złości zaciskam rękę w pięść i postanowił działać, zanim
obudzi się we mnie demon. Podszedł wolnym krokiem do faceta, który jakby nas
nie zauważył i brutalnie ściągnął go z dziewczyny, z której policzków kapały
łzy. Ta, przerażona, zamarła w pozycji, w której trwała i wpatrywała się w
punkt na ścianie, trzęsąc się z przerażenia. Była tak roztrzęsiona, że miałem
ochotę podejść i ją przytulić… ale nie to miałem zrobić. Mimo iż serce
podpowiadało inaczej, musiałem ją zabić. Misja to misja.
Za
pomocą kartek, w których ukryte były ostrza, zamknąłem ją w szczelnej kuli,
która zaczęła się zacieśniać. Po chwili dało się słyszeć tylko krzyk
konającego. Kartki znikły, a dziewczyna z licznymi ranami leżała nieruchomo z
otwartymi oczami, jakby patrzyła na mnie. Gdy spojrzałem w jej twarz, ujrzałem
Hanami i poczułem jakbym zabił ją, a nie tą pokojówkę. Ale misja to misja… To
nie było już dobrym wytłumaczeniem. Z jej powodu nie mogłem już zabijać z
czystym sumieniem, nie mogłem już zabijać dziewczyn.
Itakoi
położył mi dłoń na ramieniu, co pozwoliło mi odgonić te myśli. Opuściliśmy
gabinet i zmierzaliśmy do wyjścia, gdy zauważyłem przerażającą rzecz w jednym z
pokoi. Wszedłem do środka i z przerażeniem wpatrywałem się w ściany obklejone
zdjęciami. Na wszystkich była jedna dziewczyna… czarne włosy… czarne oczy…
Hanami. Były to ujęcia jeszcze sprzed jej odejścia - pobyt w Konoha, nasz wypad
na zakupy, misja z Sasuke, później misja ze mną… oraz zdjęcia jak unosi się w
powietrzu z rękami podniesionymi do góry, jak jakiś facet ją bije, jak inny ją
dotyka… W ten sposób musieli ją przełamać… wtedy… Na końcu jest zdjęcie, jak
leży w moich ramionach…
- Hanami…
- szepnąłem cicho. W pomieszczeniu pojawił się Itakoi, który zamarł, widząc te
zdjęcia.
- To
prawie całe jej życie… - zaczął – Spójrz - powiedział, wskazując palcem ramkę
stojącą na biurku.
Na
zdjęciu znajdowała się Hanami i Aanami jako dzieci, z szerokimi niewinnym
uśmiechami na twarzy…
- Hanami…
- powtórzyłem.
- Całe
życie… To on kazał ją porwać - powiedział Itakoi.
- Hanami…
gdzie jesteś? - powiedziałem szeptem.
Opuściliśmy
dom i ruszyliśmy w drogę powrotną, przedzierając się przez tłumy ludzi. Byłem
zdruzgotany. Te zdjęcia… Jej życie… Porwanie… Hanami…
Ten
tłum mnie przytłaczał. Nigdy nie mieszkałem w wiosce, więc było to dla mnie coś
okropnego. Rozglądałem się niepostrzeżenie po ludziach, szukając tej
najważniejszej dla mnie osoby, lecz nigdzie jej nie było…
Książę -
usłyszałem w mojej głowie. Zatrzymałem się w miejscu, rozglądając po tłumie.
Książę. Znów
to samo…
Książę,
nie szukaj mnie - powiedział głos.
Wiedziałem,
że to Hanami, ale nigdzie jej nie widziałem. Spróbowałem uzyskać połączenie z
jej myślami, ale blokowała mnie, czyli gdzieś tu była.
Książę,
nie szukaj mnie… Proszę - powtórzyła.
Hanami,
gdzie jesteś? - spytałem sam siebie, licząc na jej odpowiedź,
ale nie otrzymałem jej. Zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła…
Mam
jej nie szukać? Zwariowała? Ja tu szaleję, bo jej nie ma, a ona mówi, że mam
jej nie szukać? Krzyczałem w myślach.
Ruszyliśmy
z powrotem do organizacji. Gdy słonice chyliło się ku zachodowi,
przekroczyliśmy kamienny próg labiryntu. Po przejściu przez korytarze
stanęliśmy przed drzwiami do gabinetu ojca. Zapukaliśmy i po usłyszeniu „wejść”
otworzyliśmy drzwi i wykonaliśmy polecenie. Nie krępowałem się w tej ciemności,
przywykłem do niej. Gdy Itakoi złożył raport i wyszedł, chciałem poprosić ojca
o to, bym mógł wyjść ją poszukać.
- Zapomnij
- powiedział.
- Ale…
- zacząłem się spierać.
- Słuchaj.
Itakoi przekazał mi w myślach, że całą misję byłeś nieobecny, po zabiciu
dziewczyny ledwo się nie załamałeś. Dobrze wiedziałem, że to on zlecił porwanie
Hanami, dlatego dałem ci tą misję, byś mógł się zemścić. Ale ty za bardzo się
nią przejmujesz. Ona wróci. Prędzej czy później wróci. Sasuke i Aanami już jej
szukają, więc nawet nie próbuj się spierać i wyjdź! - krzyknął.
Zdenerwowany
opuściłem pomieszczenie i trzasnąłem drzwiami.
Hanami,
wrócisz?
***
Musiałam.
Dobrze zrobiłam. Ale czy posłucha? Czy zaprzestanie? Posłuchaj mnie Książę.
Wrócę. Na pewno. Tylko czekaj. Kocham Cię. Wiesz o tym… zaczekaj…
Siedzi
wpatrzona w horyzont, jak lalka.
Oczy
są martwe, nie żyją, jak u lalki.
Oddychasz?
Żyjesz? Czujesz?
Dwie
ręce wynurzają się z ciemności
Łapią
ją w pasie i zabierają.
Oddychasz?
Żyjesz? Uciekaj.
Powiedz
coś, cokolwiek… ma lalko.
Zanikasz
w ciemności, w ciszy…
Krzyczę, biegnę, lecz stoję w miejscu.
Oddychasz?
Żyjesz? Wróć.
Odwracasz
głowę i patrzysz na mnie.
Twe
oczy żyją, wpatrują się we mnie.
Po
policzkach spływają łzy i znikasz.
Czy
oddychasz? Czy żyjesz? Wróć!
No niee jak ona tak mogła odejść?! Błagam niech ją znajdą jak najszybciej, moje serduszko krwawi jak czytam o takim cierpiącym Torim ;cc
OdpowiedzUsuń