.

.

Rozdział 15 - Czego oczy nie widzą, tego sercu brak...

AKT 2

Wpatrywałem się w zachodzące za horyzont słońce. Rozświetlało ono swoimi promieniami niebo, koloryzując je na czerwono. Ostatnie blaski wielkiej gwiazdy nie robiły na mnie największego wrażenia, w głowie wciąż analizowałem zdarzenia sprzed tygodnia.
Hanami, po tym jak powiedziała mi, że mnie kocha, wbiła sobie kunai w brzuch, przecinając jedną z tętnic i poważnie niszcząc część organów. Gdyby nie Aanami, nie przeżyłaby tego. Zabrali ją do szpitala i po kilku godzinach operacji, a może nawet kilkudziesięciu, jeśli wliczyć w to przeszczepy narządów, doprowadzili jej stan do stabilnego. Klika dni po tej operacji, gdy w końcu się obudziła, zniknęła. Po prostu zwiała ze szpitala ze wszystkich stron pilnowanego przez ANBU. Nie widziano jej od tamtej pory. Ale ja przyrzekłem sobie, że ją znajdę. Po głowie chodziło mi jej ostatnie zdanie, które wypowiedziała do mnie przed operacjami… Po tym wypadku.  
Powiedziała: „Jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by mieć pewność, że osoba, którą kochamy jest bezpieczna… To się nazywa miłością”.
A ja? Jak mam żyć spokojnie i bezpiecznie nie wiedząc, gdzie ona jest? Jak mam spać nie mając pewności czy ona też może? Jak mam jeść nie wiedząc czy ona nie głoduje? Jak mam żyć nie wiedząc czy ona żyje? Jak mam żyć bez niej? Gdy nie ma jej przy mnie?
Zdenerwowany zacisnąłem w pięść prawą dłoń… Tą, przez którą jej tu nie było. Dźwięk zgniatanego papieru uświadomił mnie, że właśnie zgniotłem kartkę z danymi naszego następnego celu.  
- Tori, znajdziesz ją, na pewno. Ona gdzieś czeka na ciebie - powiedział gdzieś za moimi plecami mój brat, kładąc mi rękę na ramieniu - Tylko powiedziałeś jej to? Powiedziałeś jej, że kochasz się w niej odkąd skończyła czternaście lat?
- Powiedziałem, że też… że też ją kocham – odparłem – Chodźmy. Zabijmy tego kolesia, bym mógł szybko wrócić do siedziby.
- Myślisz, że ona tam jest? Że wróciła?
- Nie wiem - odpowiedziałem, po czym odwróciłem się i zacząłem iść, zostawiając za sobą czerwone niebo i skąpany w zachodzącym słońcu krajobraz.
Hanami, gdziekolwiek jesteś i tak cię znajdę

Po półgodzinnym marszu w końcu dotarliśmy do wioski, w której przebywał nasz cel. Wioska Trawy była zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory widziałem. Liczne kasyna i reklamy potrafiłyby niejednego skusić, by wpadł tam na chwilę. Spacerowaliśmy przez zatłoczone ulicę. Przechodnie jakoś nie przejmowali się zbytnio tym, że środkiem ulicy idzie sobie Akatsuki, jakby to dla nich było codziennością.
Wydostaliśmy się z głównej ulicy i po kilkunastu minutach marszu polną ścieżką między domami dotarliśmy przed plac wielkiej posiadłości. Itakoi szedł przodem, a ja podążałem za jego śladem, myślami błądząc gdzieś daleko. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Mój brat zapukał kilkakrotnie i kulturalnie czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. Tym nieszczęśnikiem została pokojówka i zanim zdążyła powiedzieć wyuczoną kwestię padła nieżywa na kamienną posadzkę z kunei’em wbitym w brzuch. Jako że drzwi były tylko lekko uchylone, to wyważyliśmy je z kopniaka i weszliśmy do środka.
Stworzyłem kilka klonów, które miały zająć się służba, a sam z Itakoi’m ruszyliśmy na spotkanie naszej głównej ofierze. Sam nie wiedziałem, dlaczego Pain kazał wybić cały dom, ale jakoś za bardzo mnie to nie interesowało - misja to misja. A później tylko mógłbym… Eh… nie czas na to, teraz trzeba zabić tego gościa.
Wparowaliśmy jak burza do jego gabinetu, rozwalając uprzednio mahoniowe drzwi. Zastaliśmy go akurat podczas gwałtu pokojówki. Krew we mnie zawrzała, a demon poruszył się niespokojnie. Wszystko przez to, że dziewczyna miała czarne włosy… takie jak Hanami. A jeśli nią, też ktoś tak pomiata? - pomyślałem.
Itakoi zauważył, jak ze złości zaciskam rękę w pięść i postanowił działać, zanim obudzi się we mnie demon. Podszedł wolnym krokiem do faceta, który jakby nas nie zauważył i brutalnie ściągnął go z dziewczyny, z której policzków kapały łzy. Ta, przerażona, zamarła w pozycji, w której trwała i wpatrywała się w punkt na ścianie, trzęsąc się z przerażenia. Była tak roztrzęsiona, że miałem ochotę podejść i ją przytulić… ale nie to miałem zrobić. Mimo iż serce podpowiadało inaczej, musiałem ją zabić. Misja to misja.
Za pomocą kartek, w których ukryte były ostrza, zamknąłem ją w szczelnej kuli, która zaczęła się zacieśniać. Po chwili dało się słyszeć tylko krzyk konającego. Kartki znikły, a dziewczyna z licznymi ranami leżała nieruchomo z otwartymi oczami, jakby patrzyła na mnie. Gdy spojrzałem w jej twarz, ujrzałem Hanami i poczułem jakbym zabił ją, a nie tą pokojówkę. Ale misja to misja… To nie było już dobrym wytłumaczeniem. Z jej powodu nie mogłem już zabijać z czystym sumieniem, nie mogłem już zabijać dziewczyn.
Itakoi położył mi dłoń na ramieniu, co pozwoliło mi odgonić te myśli. Opuściliśmy gabinet i zmierzaliśmy do wyjścia, gdy zauważyłem przerażającą rzecz w jednym z pokoi. Wszedłem do środka i z przerażeniem wpatrywałem się w ściany obklejone zdjęciami. Na wszystkich była jedna dziewczyna… czarne włosy… czarne oczy… Hanami. Były to ujęcia jeszcze sprzed jej odejścia - pobyt w Konoha, nasz wypad na zakupy, misja z Sasuke, później misja ze mną… oraz zdjęcia jak unosi się w powietrzu z rękami podniesionymi do góry, jak jakiś facet ją bije, jak inny ją dotyka… W ten sposób musieli ją przełamać… wtedy… Na końcu jest zdjęcie, jak leży w moich ramionach…
- Hanami… - szepnąłem cicho. W pomieszczeniu pojawił się Itakoi, który zamarł, widząc te zdjęcia.
- To prawie całe jej życie… - zaczął – Spójrz - powiedział, wskazując palcem ramkę stojącą na biurku.
Na zdjęciu znajdowała się Hanami i Aanami jako dzieci, z szerokimi niewinnym uśmiechami na twarzy…
- Hanami… - powtórzyłem.
- Całe życie… To on kazał ją porwać - powiedział Itakoi.
- Hanami… gdzie jesteś? - powiedziałem szeptem.
Opuściliśmy dom i ruszyliśmy w drogę powrotną, przedzierając się przez tłumy ludzi. Byłem zdruzgotany. Te zdjęcia… Jej życie… Porwanie… Hanami…
Ten tłum mnie przytłaczał. Nigdy nie mieszkałem w wiosce, więc było to dla mnie coś okropnego. Rozglądałem się niepostrzeżenie po ludziach, szukając tej najważniejszej dla mnie osoby, lecz nigdzie jej nie było…
Książę - usłyszałem w mojej głowie. Zatrzymałem się w miejscu, rozglądając po tłumie.
Książę. Znów to samo…
Książę, nie szukaj mnie - powiedział głos.
Wiedziałem, że to Hanami, ale nigdzie jej nie widziałem. Spróbowałem uzyskać połączenie z jej myślami, ale blokowała mnie, czyli gdzieś tu była.
Książę, nie szukaj mnie… Proszę - powtórzyła.
Hanami, gdzie jesteś? - spytałem sam siebie, licząc na jej odpowiedź, ale nie otrzymałem jej. Zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła…
Mam jej nie szukać? Zwariowała? Ja tu szaleję, bo jej nie ma, a ona mówi, że mam jej nie szukać? Krzyczałem w myślach.
Ruszyliśmy z powrotem do organizacji. Gdy słonice chyliło się ku zachodowi, przekroczyliśmy kamienny próg labiryntu. Po przejściu przez korytarze stanęliśmy przed drzwiami do gabinetu ojca. Zapukaliśmy i po usłyszeniu „wejść” otworzyliśmy drzwi i wykonaliśmy polecenie. Nie krępowałem się w tej ciemności, przywykłem do niej. Gdy Itakoi złożył raport i wyszedł, chciałem poprosić ojca o to, bym mógł wyjść ją poszukać.
- Zapomnij - powiedział.
- Ale… - zacząłem się spierać.
- Słuchaj. Itakoi przekazał mi w myślach, że całą misję byłeś nieobecny, po zabiciu dziewczyny ledwo się nie załamałeś. Dobrze wiedziałem, że to on zlecił porwanie Hanami, dlatego dałem ci tą misję, byś mógł się zemścić. Ale ty za bardzo się nią przejmujesz. Ona wróci. Prędzej czy później wróci. Sasuke i Aanami już jej szukają, więc nawet nie próbuj się spierać i wyjdź! - krzyknął.
Zdenerwowany opuściłem pomieszczenie i trzasnąłem drzwiami.
Hanami, wrócisz?

***
Musiałam. Dobrze zrobiłam. Ale czy posłucha? Czy zaprzestanie? Posłuchaj mnie Książę. Wrócę. Na pewno. Tylko czekaj. Kocham Cię. Wiesz o tym… zaczekaj…

Siedzi wpatrzona w horyzont, jak lalka.
Oczy są martwe, nie żyją, jak u lalki.
Oddychasz? Żyjesz? Czujesz?
Dwie ręce wynurzają się z ciemności
Łapią ją w pasie i zabierają.
Oddychasz? Żyjesz? Uciekaj.
Powiedz coś, cokolwiek… ma lalko.
Zanikasz w ciemności, w ciszy…
Krzyczę, biegnę, lecz stoję w miejscu.
Oddychasz? Żyjesz? Wróć.
Odwracasz głowę i patrzysz na mnie.
Twe oczy żyją, wpatrują się we mnie.
Po policzkach spływają łzy i znikasz.
Czy oddychasz? Czy żyjesz? Wróć!

1 komentarz:

  1. No niee jak ona tak mogła odejść?! Błagam niech ją znajdą jak najszybciej, moje serduszko krwawi jak czytam o takim cierpiącym Torim ;cc

    OdpowiedzUsuń