Siedziałam
nad brzegiem małego jeziorka, bez zainteresowania wpatrując się w tafle
wody. Niezmącone niczym lustro odbijało mój wizerunek. Zauważyłam, że
za mną pojawia się Kanu, który po chwili przysiadł blisko mnie.
-Dzisiaj nie miałaś misji? Dziwne… - powiedział.
-Też tak uważam - rzekłam szeptem, nie przestając wpatrywać się w wodę.
Nagle
dłoń chłopaka wylądowała na moim podbródku i odwróciła moją twarz w
jego stronę. Wpatrywał się w moje puste oczy, chcąc coś w nich dostrzec.
Nic nie mówiłam. Starałam się odgadnąć, co chodzi mu po głowie, ale bez
użycia Nonegana było to niemożliwe. A ja nie chciałam tego robić. Bałam
się. Po tamtym wypadku przy każdym jego użyciu napadała
mnie migrena, a czasami traciłam przytomność. Moje włosy nieznacznie się
wydłużyły i jakby pojaśniały. Nie wiedziałam dlaczego.
Twarz
chłopaka przybliżyła się do mojej, a on sam zaczął mnie całować.
Sparaliżowało mnie. Rosła we mnie wściekłość, a jednocześnie nie mogłam
mu nic zrobić. Pomagał mi. A to, co teraz robił, było złe… Ale on był
zbyt naiwny, żeby to zrozumieć. Nabrałam głęboko powietrza, gdy jego
ręka znalazła się na mojej piersi. Zmierzyłam go spojrzeniem zielonych
oczu i zastanawiałam się, co zrobić. Otworzył powieki, nie przerywając
pocałunku i to był jego błąd.
Zapominając
o wszystkim, co działo się po uruchomieniu Nonegana, aktywowałam go i
sparaliżowałam Kanu. Upadł bezwładnie na ziemię obok mnie. Jego powieki
się zamknęły, a oddech stał się płytszy. Odchyliłam jedną z powiek i
weszłam w głąb jego umysłu. Odnalazłam chwilę jego pocałunku i
zniszczyłam za pomocą Nonegana. Opuściłam jego umysł i oddaliłam się
nieco od niego.
Miałam
wyłączyć kekkei genkai, gdy zaczęła mnie boleć głowa. Jakby coś
rozsadzało ją od środka. Z głośnym krzykiem upadłam na ziemię i
zasłoniłam rękami uszy. Ale to nic nie dawało. Ból się nasilał, a ja nie
wiedziałam, co zrobić. Wierciłam się i jęczałam. Żadne sposoby
dezaktywowania tego cholernego Nonegana nie skutkowały. Myślałam już, że
moja głowa wybuchnie a ja umrę… I wtedy poczułam jego…
***
Szedłem
wąską ścieżką między drzewami, gdy usłyszałem kobiecy krzyk.
Wyciągnąłem jeden kunai i ostrożnie zacząłem podchodzić w stronę
dźwięku. Wyjrzałem zza zarośli i zobaczyłem jezioro - to było jezioro z
mojego snu. Zdziwiłem się, kompletnie tego wszystkiego nie rozumiejąc.
Dlaczego śniło mi się jezioro, nad którym nigdy nie byłem?
Wyszedłem
zza linii drzew i zauważyłem nieruchomego chłopaka przy wodzie, a nieco
dalej zwiniętą postać. Krzyknęła po raz kolejny, a przeraźliwy dźwięk
rozniósł się echem. Podszedłem bliżej i zauważyłem czarne włosy
opadające na skuloną postać, na jej rękach widać było blizny. Zakryłem
sobie uszy, kucnąłem obok postaci i przewróciłem ją, tak że mogłem
zobaczyć jej twarz.
Zamarłem.
To była Hanami. Miała na sobie przetarte ubranie, a na ręce, której
wcześniej nie widziałem, widniały gwiazdki. Kurczowo zaciskała powieki, a
na twarzy widniał grymas bólu. Dotknąłem dłonią jej delikatnej skóry,
która drgnęła pod moim dotykiem.
-Hanami - szepnąłem.
Poruszyła
się nieznacznie, by następnie znowu krzyknąć. Kierowany instynktem
uchyliłem jedną z jej powiek, szykując się na atak Nonegana, ale on nie
nastąpił. Nawiedził mnie ból, ale nie ten, który zabijał mnie wcześniej.
Ten obejmował moje oczy, paląc je żywym ogniem. Krzyknąłem głośno, ale
nie zamknąłem jej powieki. Nie wiedzieć czemu, byłem przekonany, że to
pomorze nam obojgu. Że gdy będę wpatrywał się w jej oko, to ulżę nam w
bólu.
Po
chwili atak zaczął słabnąć. Oczy mnie bolały i piekły, ale nie tak jak
wcześniej. Kilka minut później pozostało tylko szczypanie, a grymas
zniknął z twarzy Hanami. Chwyciłem jej blade z bólu ciało i przytuliłem
do siebie. Nawet przez płaszcz czułem jej ciepło. Kurczowo ściskałem jej
ciało, jakby miała zaraz zniknąć, zapaść się pod ziemię, jakbym znów
miał ją stracił. Poczułem jak jej dłonie zaciskają się na moim płaszczu.
-Tori - usłyszałem jej cichy szept. W odpowiedzi przytuliłem ją mocniej. -Musisz odejść - powiedziała cicho. Drgnąłem na te słowa, ale jej nie puszczałem.
-Dlaczego? - spytałem.
-Bo cię zabije – szepnęła. - On Cię zabije.
-Kto? – spytałem.
-Nonegan - padła z jej ust odpowiedź. Rozluźniłem uścisk, by mogła podnieść głowę i spojrzeć na mnie.
-Nie
zostawię cię - rzekłem stanowczo. - Rozumiesz? Będę przy tobie już na
zawsze, bo bez ciebie wariuje. Jeśli nie chcesz ze mną być, to mnie
zabij. Bo po raz kolejny nie przeżyje rozstania.
-Ja nad nim nie panuje… On cię zabije. Jak wtedy… on prawie… - zaczęła.
-Ale
żyje! - przerwałem jej. Spojrzałem w jej niebieskie oczy, z których
bezwiednie spływały łzy. - Wróć ze mną - rzekłem szeptem, przytulając ją
mocniej.
-Ale…
-Wróć - nalegałem.
-Dobrze - powiedziała po chwili.
Wpiłem
się w jej usta, a ona oddawała każdy mój pocałunek. Zarzuciła mi ręce
na szyje i zbliżyła jeszcze bardziej. Po chwili oderwaliśmy się od
siebie. Wstałem, nie wypuszczając jej z objęć.
-Puść mnie - powiedziała.
-Nigdy
- rzekłem i podniosłem ją na ręce, chwytając w zgięciu nóg i na
plecach. Wskoczyłem na najbliższe drzewo i, ignorując jej protesty,
ruszyłem w stronę organizacji.
***
Nerwowo
przechadzałam się między stolikami w salonie. Dzisiaj był mój ślub, a
moja siostra siedziała bóg wie gdzie i robiła niewiadomo co. Rodzina…
bosko. Żałowałam tylko, że mój ojciec nie mógł przybyć, chociaż z tego
co słyszałam od Paina zgodził się na ślub. Nie wiedziałam jak i kiedy
się spotkali, ale byłam z tego szczęśliwa. Myślałam, że będzie
przeciwny, bo przecież nie wiadomo z jakiego klanu pochodził Itakoi, ale
jednak myliłam się. Najwidoczniej mój ojciec potrafi zaskakiwać.
Usłyszałam skrzypnięcie i w drzwiach do salonu pojawił się Sasori.
-Uspokój się, kobieto - powiedział.
-Łatwo
powiedzieć. Zaraz wychodzę za mąż, a nie wiem nawet, gdzie jest moja
siostra. Co ona sobie myśli, żeby mnie tak wystawiać.
-Zdajesz sobie z tego sprawę, że może nawet nie wiedzieć, że wychodzisz za mąż?
-Jakby nie uciekała jak tchórz, to by wiedziała!- krzyknęłam.
Byłam
zdenerwowana. Nie, to mało powiedziane. Byłam wkurzona na moją siostrę
bliźniaczkę. Obiecywałyśmy sobie w dzieciństwie, że będziemy druhnami na
swoich ślubach. W sumie to ja ją zmusiłam do tej obietnicy.
-Idź się może ubierz - powiedział Sasori.
Spojrzałam
na niego czarnymi oczyma i przytaknęłam. Ruszyłam do naszego pokoju. W
środku na łóżku leżała luźna biała sukienka na wąskich ramiączkach.
Chwyciłam delikatnie materiał i ruszyłam do łazienki. Ubrałam sukienkę i
nałożyłam białe pantofelki. Rozczesałam czarne włosy i zrobiłam
delikatny makijaż.
Wychodzę
za mąż, za Itakoiego. Kiedyś… denerwował mnie. Zaczepiał, wkurzał.
Kłóciliśmy się co minutę i dopiero teraz zauważyłam, że go kocham. Przez
te wszystkie lata, gdy myślałam, że go nienawidzę, zakochiwałam się w
nim jeszcze bardziej. A zauważyłam to, widząc cierpienie Toriego.
Cierpienie po zniknięciu Hanami. Ten ból ukryty głęboko w jego
spojrzeniu. To pozwoliło mi otworzyć oczy. Ułatwiło zrozumieć.
Najbardziej zdziwiło mnie to, że Tori od dawna kochał się w Hanami. Że
przez kilka lat ukrywał to uczucie, które nagle niespodziewanie wybuchło
w najmniej odpowiednim momencie. Z tego co słyszałam z ust Itakoiego,
zaczęło się to mniej więcej po jej powrocie z misji z Sasuke, gdy leżała
nieprzytomna przez kilka dni.
Wyszłam
z łazienki i skierowałam się w stronę salonu. Już czas… Od dzisiaj będę
mężatką. Uśmiechnęłam się sama do siebie na tą myśl. Mężatka… Ciekawie
to brzmi.
***
-Och, no postaw mnie! - krzyknęłam zdenerwowana.
Tori rozluźnił uścisk, a ja z hukiem upadłam na posadzkę. Wstałam szybko i rzuciłam się na chłopaka z pięściami.
-Mógłbyś
trochę delikatniej? - spytałam podniesionym głosem, w którym jak zwykle
nie można było wyczuć żadnej emocji. Zdradzały je w tej chwili moje
zielone oczy.
Chłopak
uśmiechnął się niemal niewidocznie i odwrócił mnie. Chciałam się
wyrwać, ale zauważyłam przed sobą ludzi z organizacji. W salonie
poustawiane były stoliki, przy których siedzieli członkowie i niektórzy
informatorzy. Przedzielało je szerokie przejście, na którego końcu stała
Aanami ubrana na biało, Itakoi w czarnych ubraniach i Hidan. Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi buziami, ale mina mojej siostry wyrażała tylko wściekłość.
-He
j- odezwałam się niepewnie, cofając się do chłopaka i opierając się o
jego tors, zapewniając sobie w ten sposób schronienie przed furią
Aanami.
-Hej?
- zapytała wściekle moja siostra. - Ja ci zaraz dam hej! - krzyknęła.
Odeszła szybkim krokiem od zdumionych mężczyzn i zaczęła podchodzić do
mnie, zaciskając pięści, które napełniały się jej chakrą. - Znikasz na
prawie cały miesiąc i zostawiasz mnie z nimi wszystkimi tutaj samą! Ty
nawet nie wiesz jakie to uczucie nie wiedzieć, gdzie jest własna
siostra! Po miesiącu nieobecności wracasz sobie jak gdyby nigdy nic.
Pojawiasz się z nikąd, w środku mojego ślubu i wszystko niszczysz! I
myślisz, że wystarczy zwykłe hej?! - spytała kończąc swój monolog.
Widząc,
że jest zaledwie kilka metrów ode mnie, jak małe dziecko schowałam się
za plecami Toriego. Aanami zatrzymała się przed nim.
-Wyłaź!
Dopiero teraz zaczynasz okazywać ludzkie uczucia i emocje, takie jak
strach? - zapytała. Coś we mnie drgnęło. Czy ona właśnie mnie obraziła?
-Ale przecież to tylko ślub… - zaczęłam się tłumaczyć, nie przestając chować się za Torim.
Z
innej perspektywy wyglądało to zapewne dość śmiesznie. Byłyśmy na tym
samym poziome z Aanami, byłyśmy siostrami, a ja bałam się stanąć z nią
twarzą w twarz i jak spłoszona mysz chowałam się za swoim obrońcą.
-Tylko
ślub?! - krzyknęła Aanami. - To najważniejszy dzień w moim życiu!
Powinnaś tu być, by mnie wspierać, a nie uciekać gdzieś i znikać bez
słowa - powiedziała.
Nie
wiedząc czemu, Tori się nagle odsunął, a ja zostałam sam na sam z
rozwścieczoną siostrą. Spojrzałam na nią beznamiętnym wzrokiem z
nieruchomą mimiką twarzy, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało.
Zamachnęła się i uderzyła mnie w bark. Ten sam, który miałam wybity i
który był usztywniony starym bandażem, czego nie widać było przez
ubrania. Odleciałam kawałek w tył, ale nie upadłam. Skrzywiłam się
lekko, czując, że rana znajdująca się na tej samej ręce ponownie zaczyna
krwawić.
-Uspokój
się - powiedział Sasori, który nagle pojawił się znikąd i złapał
wyciągniętą rękę Aanami. - Czy nie chciałaś, żeby przybyła na twój ślub?
- spytał.
Patrzyłam na to wszystko, nie wiedząc co myśleć. Dziewczyna skrzywiła się lekko.
-Ona
ma rację - powiedziała po chwili. - To tylko ślub. Nie ma powodu, by go
organizować. Nie chcę go. Nie mamy prawdziwego kapłana, tylko Hidana. I
nigdzie indziej go nie uznają – powiedziała, po czym ruszyła w stronę
wyjścia ze smutna miną. Wszyscy wstrzymali powietrze, gdy przechodziła
obok mnie.
-Cieszę
się, że jesteś. Martwiłam się… ale chyba nie najbardziej – powiedziała,
zerkając ukradkiem na Toriego. Uśmiechnęła się smętnie i wyszła.
Patrzyłam
na jej sylwetkę znikającą za drzwiami oraz wybiegającego po chwili
Itakoiego. Nikt się nie ruszył. Po chwili podeszło do mnie kilka osób i
zaczęło mnie przytulać. Poczułam uścisk na biodrach i tors Toriego za
plecami. O tak… Teraz to będzie mnie bronił. Kilka osób wyszło bez
słowa, była to oczywiście stara Taka.
Westchnęłam
cicho i odwróciłam się z zamiarem odejścia, gdy znów poczułam ten ból
głowy. Upadłam z hukiem na ziemię, tracąc przytomność. Nie rozumiałam
dlaczego. Przecież nie używałam Nonegana. O co więc chodzi?
Otworzyłam
oczy, szybko oddychając. Miałam sen, ale nie byłam pewna o czym on był.
Wiedziałam tylko, że należał do tych, do których za wszelką cenę po
obudzeniu nie chcemy wracać. Uspokoiłam przyspieszony oddech. Jeszcze
nigdy nie miewałam takich snów, przez które budziłam się z
przyspieszonym oddechem. Westchnęłam cicho i przetarłam dłonią oczy.
Usiadłam
na miękkim łóżku i zauważyłam, że znajdowałam się w pokoju moim i mojej
siostry. Kołdra, która zsunęła się ze mnie przy wstawaniu, odkryła
nieokryte elementy mojego ciała. Zauważyłam, że mój lewy bark nie był
już usztywniony, a przy poruszaniu nie bolał. Westchnęłam cicho. Z moich
rąk zniknęło większość blizn, a głębsze rany zmieniły się w cienkie
przejaśnienia na skórze. Została jedynie blizna na brzuchu po ciosie
kunaiem Toriego. Lekarze w Konoha zszyli mi co prawda krawędzie rany,
powstrzymali krwawienie, ale blizny nie potrafili usunąć. I to niby był
najlepszy szpital w Kraju Ognia?
Szczelina
między drzwiami do łazienki a podłogą rozświetlona była jasnym
blaskiem, a do moich uszu dochodził dźwięk wytryskującej wody.
Westchnęłam po raz kolejny i przysunęłam się do krawędzi łóżka.
Spuściłam nogi na dół i stanęłam na nich. Podeszłam do mojej szafy i
wygrzebałam z niej dużą bluzkę, która okazała się własnością Toriego. Co
ona tu robi? - spytałam samą siebie. Włożyłam ją na siebie i upewniłam
się, czy aby na pewno zasłania wszelkie części intymne mojego ciała.
Ruszyłam w stronę łóżka, ale zatrzymałam się w połowie drogi.
Z
niepewnością wpatrywałam się w drewniany mebel, jakby miał za chwilę
się na mnie rzucić. Przypomniało mi się to uczucie, z którym się
ocknęłam i jakoś straciłam ochotę na samotny sen. Wyciszyłam najbardziej
jak potrafiłam swoją czakrę i opuściłam pokój.
Przemierzałam
ciemne korytarze organizacji, kierując się w stronę tego jednego
pokoju. Po kilku minutach skradania, co uniemożliwiały zapalające się
latarnie, dotarłam do drewnianych drzwi. Uchyliłam je lekko i, nim blask
latarni wkradł się do pokoju, weszłam do pomieszczenia.
Malutkie
okienko oświetlało duże łóżko, na którym nieruchomo leżała postać
chłopaka. Nie byłam pewna, czy śpi, ale nie obchodziło mnie to. Na
palcach podeszłam do mebla i położyłam się za jego plecami. Materac
lekko ugiął się pod moim ciężarem. Zbliżyłam się do chłopaka i
delikatnie wtuliłam w jego plecy. Poczułam uścisk silnego ramienia i
zostałam przysunięta do jego klatki piersiowej. Uniosłam głowę do góry i
spojrzałam w jego otwarte oczy. Czyli jednak nie spał…
Schowałam
twarz pod jego podbródkiem i przysunęłam się jeszcze bliżej. Po kliku
minutach zasnęłam. Czułam się bezpiecznie w tarczy utkanej z jego dwóch
silnych ramion.
Wcześniej pisałaś, że nie było jej dwa miesiące, a teraz że miesiąc, to jak w końcu ;>
OdpowiedzUsuńUuu a miał być romantyczny ślub udzielony przez Hidana-księdza a tu takie coś..
Ale nie narzekam, bo w końcu wróciła! Na początku myślałam, że Tori zobaczy jak się całuje z tym chłopakiem i znowu będzie źle i wgl, ale na szczęście są już razem *.*