Uniknęłam
dokładnie wymierzonego kopnięcia wyprowadzonego przez dziewczynę. Walczyłyśmy
używając samego taijutsu, a nasza walka była na wyrównanym poziomie. Na jej
nieszczęście nie była szybka, w przeciwieństwie do mnie. Dzięki temu mogłam
przewidzieć i sparować jej cios oraz szybko wyprowadzić kontratak. Mimo iż nie
była szybka, to była cholernie dokładna. Jej ciosy były silne i idealnie
wymierzone. Moje taijutsu było na wysokim poziomie, ale jej było lepsze.
Wkurzała mnie ta sytuacja, choć nie wiedziałam dlaczego. Być może przez to, że
zbytnio skupiłam się na ninjutsu i całkowicie zapomniałam o doskonaleniu
taijutsu?
W całym
swoim osiemnastoletnim życiu zrobiłam niewiele błędów i dzisiejszy na pewno do
nich się zaliczał. Ku mojemu niezadowoleniu zbytnio skupiłam się na walce z
dziewczyną i zapomniałam o jej wilku, który aż zbytnio rwał się do walki. W
mgnieniu oka wypadł z zarośli i zaatakował, rozcinając swym wielkim pazurem
moje ramię. Przeklęłam cicho pod nosem. Spojrzałam morderczym wzrokiem na
wilka, a w tym samym czasie dziewczyna zaatakowała kopnięciem. Ku jej
nieszczęściu byłam całkowicie na to przygotowana. Złapałam ją za kostkę,
pociągnęłam, okręciłam się wokół własnej osi i rzuciłam nią o najbliższe
drzewo. Nie czekając aż się ocuci, ruszyłam między drzewa.
Jeśli chcą walczyć z tą nikłą przewagą dwóch na
jednego, to się grubo mylą, że im na to pozwolę. Bądź co bądź, ja też mam swego
asa w rękawie – pomyślałam.
Złożyłam pieczęcie Kage Bunshin no Jutsu, a wokół mnie pojawiły się moje ulepszone
klony. Równie szybko jak się pojawiły, zniknęły, wbiegając na drzewa i
ustawiając się wokół polany na której walczyłyśmy. Złożyłam kolejne pieczęcie i
wyszeptałam Karasu Bunshin no Jutsu. Obok mnie powstał mój klon stworzony z kruków. Ruszyłam powrotem w
stronę dziewczyny, w myślach układając plan walki. Ale dopóki jeden z moich
klonów nie dostanie się do jej głowy, to nie będę miała pewności co do jego
powodzenia.
Wybiegłam zza drzew i
zaatakowałam dziewczynę kunaiem. Bez problemu odbiła mój atak swoim ostrzem.
Wyrzuciłam ponownie nóż, a przeciwniczka ponownie sparowała atak. Odsunęłam się
od dziewczyny i energicznym ruchem zebrałam wyrzucone przeze mnie noże.
Wyskoczyły one z ziemi, w którą się wbiły, i mknęły ponownie ku dziewczynie.
Przeciwniczka obejrzała się za siebie i ku swojemu zdumieniu odkryła, że kunaie
wracają. Nie ma to jak Sōshuriken no Jutsu. Chyba po raz pierwszy mogę podziękować Sasuke
za jego nauki.
Dziewczyna zaczęła
uskakiwać przed lecącymi w jej stronę shurikenami. Westchnęłam cicho. Mój
kruczy klon wyprowadził jej wilka daleko poza obszar naszej walki. Cóż… znałam
się trochę na technikach walki klanu Inuzuka i miałam jakieś odczucie, że ona
walczy podobnie. Przerwałam technikę, a shurikeny opadły bezwładnie na trawę…
póki co. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-Może
byśmy w końcu zaczęły walczyć na poważnie? Mam dość tych podchodów –
powiedziałam. Dziewczyna niedyskretnie rozejrzała się po polanie.
-Gdzie
on jest? – spytała z jadem w głosie.
-Chyba
powinnaś lepiej pilnować swoich zabawek – powiedziałam spokojnie, ignorując jej
pytanie, na które doskonale znałam odpowiedź.
-Może i
zajęłaś czymś mojego wilka, ale potrafię walczyć i bez niego – rzekła.
-Nie
wątpię – powiedziałam, śmiejąc się w duchu z niepewności w jej głosie.
Wykonała
pieczęcie, a spod jej nóg zaczęła wypływać stróżka wody. Czyli jednak woda? –
spytałam samą siebie.
Ciecz
sunęła po ziemi w moim kierunku. Co dziwne, nie znałam tego jutsu, ale mi to
nie przeszkadzało. Miałam dziwne przeczucie, że owa woda chce mnie uwięzić…
zupełnie jak jutsu klanu Nara. Chyba napadła mnie sama przeszłość, bo z tymi
wszystkimi typami walki miałam już do czynienia. Miała taijutsu jak Hyuuga,
walczyła z wilkiem jak Inuzuka, a teraz używa jutsu podobnego do klanu Nara? Co
najmniej dziwne.
Odwróciłam
się od dziewczyny plecami i pędem wskoczyłam na drzewo, przyczepiając się do
niego czakrą. Z triumfem zauważyłam, że owa woda dotyka również kostek
dziewczyny. O biedna, ma pecha, ponieważ woda jest idealnym przewodnikiem dla
prądu.
Odbiłam
się od kory i złożyłam pieczęcie mojego ulubionego Raitona. I nie chodzi mi o
Chidori wujaszka… Nie… chodzi mi o moją technikę.
Moje
dłonie owinęły błyskawice, które z uwielbieniem przeskoczyły na wodę, gdy tylko
uderzyłam w nią pięścią. Woda zadziałała idealnie i po chwili błyskawice
zaczęły łaskotać dziewczynę po kostkach, paraliżując jej nerwy. Nie czekając
długo, złożyłam kolejne pieczęcie, a kunaie ponownie się uniosły. Pomknęły w
jej stronę, po czym oplotły nitki wokół ramion, by następnie przytwierdzić ją
do drzewa. Zacisnęły się jeszcze mocniej wokół jej ramion. Poczułam jak kąciki
moich ust unoszą się w perfidnym uśmiechu.
Złożyłam
dłonie w pieczęć Węża - Smoka - Królika – Tygrysa i wypowiedziałam: Katon: Ryūka no Jutsu. Ogień przemknął
na nicie i zaczął kierować się w stronę nieruchomej dziewczyny. Jej jedno
widoczne oko otworzyło się w przerażeniu. Nie dziwiłam się jej, bądź co bądź
zaraz zostanie spalona żywcem.
Nagle z
zarośli wybiegł jej wilk. Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ dobrze wiedziałam,
że już dawno poradził sobie z moim klonem i mknął w naszym kierunku. Mam przecież
swoich sześciu szpiegów.
Spojrzałam
w stronę wilka. Popatrzył na dziewczynę, do której coraz bardziej zbliżały się
płomienie. Zawarczał, ukazując mi swoje ostre zęby, po czym ruszył w moim
kierunku. Westchnęłam cicho, przygotowując się na atak. Ku mojemu zdziwieniu
nagle zniknął, by po chwili znaleźć się za moimi plecami i pociągnąć za włosy,
by położyć mnie na ziemi. Sytuacja nie była za ciekawa, przynajmniej dla mnie.
Wilk szarpał moje włosy i odciągał od drzewa, do którego została przywiązana
sparaliżowana dziewczyna. Włożyłam rękę do kabury i, ku swojemu zdziwieniu,
odkryłam, że nie ma już w niej kunai. Przeklęłam pod nosem.
Złożyłam pieczęć i
wyszeptałam: Kuchiyose: Raikō Kenka, a po chwili w mojej dłoni z obłoku
dymu wyłonił się kunai. Machnęłam nim do tyłu w kierunku wilka, ale nie w celu
zaatakowania go. Jednym cięciem obcięłam włosy i uwolniłam się. Wstałam
energicznie i rzuciłam w niego kunaiem. Szybko umknął ataku, by po chwili
zniknąć i pojawić się obok dziewczyny, która była już powoli spalana przez
płomienie. Machnięciem łapy zerwał nitki i złapał ją w pysk za ubranie, by
umknąć do lasu. Spojrzałam w stronę jednego z drzew, w myślach polecając
klonowi śledzenie ich.
Miałam
chwilę dla siebie. Przyjrzałam się uważnie ranie na ramieniu. Nie była głęboka,
ale rozcięcie przeszkadzało mi w walce. Cholerny wilk. Nagle w mojej głowie
zaświtała myśl. Powinszowałam w duchu mojej inteligencji i temu, że nie wpadłam
na to wcześniej. Przypomniałam sobie w myślach pieczęcie, by po chwili je
wykonać.
Dzik - Pies - Ptak
- Małpa –
Baran.
Przejechałam kciukiem
po ranie, a następnie dotknęłam nim ziemi. Wyszeptałam Kuchiyose no Jutsu,
a po ziemi rozciągnęły się symbole. Z wielkiej chmury dymu wyłoniło się
zwierzę.
- Witaj
przyjacielu – powiedziałam.
----
Uniknąłem lodowych
igieł, które mknęły w moim kierunku z ogromną szybkością. Po chwili zawróciły i
ponownie zaczęły mnie atakować. Westchnąłem cicho. Złożyłem dłonie w pieczęć Tygrysa,
po czym wypowiedziałem: Katon: Gōryūka no Jutsu. Nabrałem powietrza
do płuc, a następnie je wydmuchnąłem. Zamieniło się ono w kule ognia, która
następnie przekształciła się w głowę smoka, który pochłoną marne lodowe jutsu.
Uniosłem
kącik ust w geście niezadowolenia i ponownie ustabilizowałem TĄ specyficzna
głupią czakrę.
Używając
Rinnegana uniosłem przeciwnika i rzuciłem nim w najbliższe drzewo. Osunął się
po korze, a ja uciszyłem wywołany przeze mnie deszcz. Ta walka była dla mnie
zwykłą zabawą. Nie miał ze mną żadnych szans. Jego poziom może i był dobry, ale
nie dla mnie. Nie dla kogoś, kto był uczony przez ninja rangi S. Nie dla kogoś,
kto posiada Rinnengana i mimo iż ta głupia specyficzna czakra postanowiła się
buntować, to i tak wygram. Bo ja, ja jestem synem Lidera. Synem człowieka
uważanego za Boga.
Potarłem
dłonią po policzku, w który jakimś cudem udało mu się mnie zranić. Skupiłem tą specyficzną czakrę, a rana
zaczęła się zasklepiać i po chwili nie było po niej ani śladu, żadnej blizny.
Mężczyzna
zaczął się podnosić. Westchnąłem. Spojrzał na mnie z przerażeniem widocznym w
jego oczach.
-Czym
ty jesteś? – spytał przerażony.
-Mówiłem,
żebyś nie przeceniał swoich umiejętności. Jestem członkiem Akatsuki i nie masz
ze mną szans. Jestem twoim końcem – powiedziałem, uśmiechnąłem się demonicznie
i złożyłem odpowiednie pieczęcie.
Otoczyła
go kula stworzona z kartek i powoli zaczęła się wokół niego zacieśniać. Na
chwile moją uwagę przerwała wilk walczący z wielką jaszczurką, którzy wylecieli
zza linii drzew, by ponownie zniknąć po drugiej stronie. Wróciłem do
kontrolowania kartek, ale ponownie mi coś przeszkodziło, a mianowicie jeden z
klonów Hanami, który usadowił się na drzewie za moimi plecami. Przyjrzałem się
jej uważnie, ale ta zdawała się nie zwracać na mnie uwagi.
Nagle
zza drzew wyleciało ciało dziewczyny w masce, która uderzyła z hukiem w moją
kulę i rozwaliła ją na kawałki. Westchnąłem cicho. Chwilę później z tej samej strony wyłoniła
się Hanami otoczona jakimś jutsu, które miało fioletowo czarny kolor oraz
przeskakującymi po jej ciele błyskawicami.
W
zastraszająco szybkim tempie podbiegła do przeciwniczki, złapała ją za ramie,
zrobiła obrót i rzuciła nią o najbliższe drzewo. Przeciwnicza zmieniła się w
kawałek drzewa. Hanami dezaktywując dziwne jutsu i podeszła do mnie.
Przyjrzałem
się miejscu, w którym wcześniej siedział mężczyzna i zauważyłem, że go tam nie
było. Nie przejmowałem się tym. Przecież i tak zaraz go odnajdę, ale w obecnej
chwili bardziej skupiłem się na Hanami.
Zmrużyła
oczy i spojrzała na jedno z drzew naprzeciwko nas. Otworzyłem umysł przed
czarnowłosą, a ona instynktownie zrobiła to samo.
-Jesteś
pewna? – zapytała swojego klona.
-Tak –
odpowiedziała fałszywa Hanami.
Dziewczyna spojrzała
na mnie i powiedziała cicho:
-Zaraz tu będą,
zostawiłam tam dla nich coś ciekawego.
Kiwnąłem głową, nie
starając się uzyskać odpowiedzi, bo Hanami z natury była już tajemnicza.
Przyjrzałem się jej.
Miała niegroźną, acz obficie krwawiącą ranę na prawym ramieniu, kilka zadrapań,
lecz raczej wyszła z tej walki bez szwanku. Odwróciła twarz w moją stronę, a
ja, ku swemu zdziwieniu, stwierdziłem, że jej włosy zostały skrócone, jakby
ucięte w pośpiechu. Kilka nierównych pasm opadało na jej lewe oko, zasłaniając
je kompletnie. Z przodu włosy, mimo iż nierówne, były dłuższe, natomiast z tyłu
kończyły się tuż przy karku. A wszystko upiększały nierówne końcówki.
Chciałem się jej
spytać, co się stało z jej włosami, ale uprzedziła mnie swym pytaniem.
-Co powiesz na Hanami
no Jutsu?
Nie musiała mnie
błagać, bo sam nawet chciałem to zaproponować. Uśmiechnąłem się i złożyłem
dłonie w pieczęcie. Obok mnie pojawił się mój papierowy klon, by równie szybko,
jak się pojawił, schować się w gęstwinie korony. Hanami również zaczęła powoli
składać pieczęcie. Zmrużyła oczy i przeprowadziła kolejną rozmowę ze swoim
klonem. Zdołałem tylko wywnioskować, że się zbliżają.
Nagle zza drzewa przed
nam wyłoniły się postacie naszych przeciwników. Nie mieli wesołych min, czyli
zgadywałem, że niespodzianka od Hanami nie była przyjemna. Ale takie prezenty
są normalne u mojej dziewczyny…
Moja dziewczyna,
ciekawie to brzmi.
Moje wywody przerwała
para, która przystanęła na skraju polanki i bacznie się nam przyglądała.
-Czas na zabawę? –
spytała Hanami w myślach. Przytaknąłem.
Nagle zza naszych
pleców, z korony drzew wyłoniły się kartki papieru przypominające płatki wiśni.
Westchnąłem cicho, by złożyć kolejne pieczęcie, tym razem Futona, bez którego
papier nie doleciałby do celu. Zza naszych pleców wystrzelił wiatr, który
popchnął kawałki dalej. Uśmiechnąłem się, bo teraz przyszedł czas na
najciekawsze… Przyszedł czas na wkład dziewczyny.
Otworzyliśmy nasze
umysły przed sobą jeszcze bardziej,
byśmy mogli zmieszać nasze czakry. Bez tej operacji jutsu by się kompletnie nie
powiodło, wiem bo już próbowaliśmy. Dziewczyna zamknęła oczy, a ja zrobiłem to
samo.
Moja czakra zaczęła
się mieszać z inną. Ta, należąca do dziewczyny była… hmmm, jakby to określić…
Figlarna? Delikatnie muskała moje strumienie czakry. Miała nieokreślony kolor,
jakby nie mogła się zdecydować na jeden, więc wybrała każdego po trochę. Nie
wiem jakim cudem, ale widziałem ten pomarańczowo-fioletowy kolor jej czakry.
Czułem tą siłę, czułem jej energię. Czułem się szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy…
jak nigdy wcześniej. Trudno mi było opisać to uczucie innymi słowami. Była to
pewnego rodzaju ekscytacja, radość z nieznanego powodu. Nasze oddechy się
wyrównały, a serca zaczęły bić w jednym rytmie. Teraz czas na dalszą część
zabawy.
Otworzyłem oczy,
czując ich energię, czując siłę z nich promieniującą. Pierwszy raz udało nam
się złączyć w tak zaawansowany sposób, na takim poziomie! To było wspaniałe!
Hanami zwróciła się w
moją stronę, a ja zauważyłem, jak w jej oczach delikatnie pobłyskuje Rinnegan.
To było zadziwiające. Nagle poczułem, że jeden z jej klonów wkradł się do myśli
przeciwników, ale nie obchodziło mnie to zbytnio.
Hanami skończyła
pieczęć. Pomiędzy kartkami zaczęły przeskakiwać małe błyskawice. Powoli
zacząłem z papieru tworzyć większa kulę, a dziewczyna pomagała mi w tym dzięki
nikłym umiejętnościom Rinnegana, które posiada.
Jej czakra krążyła we
mnie, mieszając się z moimi pokładami, co wprawiało mnie w swego rodzaju
ekstazę.
Nakazałem kartkom
coraz bardziej się zacieśniać i zamykać koło. Mogliśmy zobaczyć błyskawice
coraz bardziej szalejące wewnątrz niedomkniętej kuli. Pioruny muskające ciała
przeciwników paraliżowały ich i spalały od środka. Słyszeliśmy ich krzyki,
przekleństwa wypowiadane na nas w ich myślach, słyszeliśmy ich cierpienie i napawaliśmy
się tą chwilą.
Byliśmy szczęśliwi.
Nagle Hanami odwróciła
się do mnie i stanęła na palcach, by następnie wpić się w moje usta. Był to
namiętny i żarliwy pocałunek, przez który przemawiało pożądanie. Był to
pocałunek łaknący więcej. Złączyliśmy nasze języki, w tle mając jęki
cierpienia, które stopniowo cichły. Poczułem jak Hanami mnie popycha. Upadłem
na ziemię, a dziewczyna siadła na moich nogach i ponownie zaczęła mnie całować.
Nie byłem jej dłużny.
Nie wiem, co nas tak
podniecało. Nigdy nie miałem takich uczuć przy zabijaniu. To była po prostu
moja praca i moje dziedzictwo, nie czerpałem więc z tego żadnej radości.
Zabijanie to była jedyna rzecz, którą znałem i którą umiałem. Więc to może
przez to połączenie? Przez to, że możemy zabić razem, jak jeden umysł? Że
możemy choć na chwilę stać się jednością?
Teraz już nikt nie
mógł przerwać tej burzy. I nie chodzi tu o kulę pełną błyskawic. Nie… tu chodzi
o burze naszego pożądania!
Ręce dziewczyny
sprawnie pozbawiły mnie spodni.
Nie przejmowaliśmy się
tym co robimy. Tym, że właśnie kochamy się przy zabijaniu… Prawdę
powiedziawszy, to mieliśmy to gdzieś.
Dziewczyna po raz
kolejny wygięła się w łuk, jęcząc z rozkoszy. Jej szybki oddech łaskotał moje
uchu, ręce kurczowo zaciskały się na mojej szyi, a wyćwiczone ciało ocierało
się o moje coraz szybciej, unosząc się i opadając. Coraz mocniej wznosiła się i
opadała, a mój członek coraz bardziej zanurzał się w jej wnętrzu. Teraz ona
przejęła pałeczkę i wcale nie miała kłopotów z jej kontrolowaniem.
To było dopiero
prawdziwe złącznie. Połączyliśmy jednocześnie nasze czakry, umysły i ciała!
Czerpaliśmy z tego
największą przyjemność. Komórki mojego ciała wariowały, czując coraz większą
ekstazę, czując to podniecenie. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do epicentrum,
do krainy rozkoszy. Moje ciało wrzało, umysł krzyczał, a czakra dosłownie
wariowała. Wydawało mi się, że ledwo utrzymuje przytomność. Z owego podniecenia
widziałem mroczki przed oczami. Ono mnie zaślepiało. A jakby tego jeszcze było
mało, to dokładnie czułem wszystko, co czuła Hanami!
Czułem wrzenie każdej
komórki jej ciała, czułem jej rozkosz, czułem jej podniecenie!
Powoli nie mogłem już
wytrzymać. Czułem jakbym płoną! Jakby moje ciało się paliło, a umysł spalał,
jakby całkowicie pochłonęła mnie Hanami. Jakby miała zamiar spalić mnie żywcem,
swoim wyćwiczonym ciałem, sprawnymi energicznymi ruchami. Płonąłem przez jej i
moje podniecenie!
Jeszcze tylko chwila,
tylko sekunda, jeden moment. I nastąpiło wyczekiwane spełnienie i wybuch!
Wszystko nagle
eksplodowało i uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Nie wytrzymałem i krzyknąłem,
zresztą Hanami zrobiła to samo.
Oddychając ciężko,
położyłem się na zimnej, mokrej trawie. Zapomniałem zupełnie, że sam wcześniej
wywołałem ten deszcz, chociaż cofnąłem go przed wykonaniem Hanami no Jutsu. W
takim razie czemu padało? Postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy.
Dziewczyna położyła
się na mnie i oparła swoją głowę o moje ramie. Również starała się uspokoić
oddech. Nagle jej czakra zaczęła się cofać, pozostawiając po sobie wrażenie
niedosytu, nieopisanej tęsknoty. Chciałem jej przerwać, chciałem by zostało
wszystko tak, jak jest, ale nie zrobiłem tego. Jej czakra cofnęła się
całkowicie.
Hanami zaczęła się
śmiać. Dopiero drugi raz w życiu słyszę jej śmiech. Był piękny. Dziewczęcy,
kobiecy, seksowny, ujmujący… Po prostu piękny.
-Jesteśmy psychopatami
– powiedziała w końcu, zmęczonym głosem. – Bzykaliśmy się podczas zabijania.
Czy to normalne? – spytała wciąż chichocząc.
Usiadłem, więc
dziewczyna razem ze mną, i spojrzałem w jej oczy.
-Nie. To jest
całkowicie nienormalne – powiedziałem, uśmiechnąłem się i pocałowałem jej nos.
– Ale my nigdy nie byliśmy normalni. Więc dlaczego mamy się tak zachowywać? –
spytałem.
-Bo jesteśmy ludźmi? –
odpowiedziała pytaniem.
-Nie, Hanami, bo my dwoje…
Tylko my dwoje, jesteśmy potworami. Ty jesteś moim demonem, a ja twoim i tak
już pozostanie… Na zawsze. Jesteśmy parą potworów, która bzyka się podczas
zabijania – powiedziałem, uśmiechnąłem się i, ku mojemu zdziwieniu,
odpowiedziała mi tym samym.
A uśmiech jej był
jeszcze piękniejszy od śmiechu. Był wyjątkowy i tylko mój… tej chwili.
Zaczęliśmy się powoli
ubierać, a Hanami odwołała swoje klony, wcześniej zabierając od jednego z nich
swój płaszcz, który porzuciła przed walką.
Uciszyłem deszcz i
zacząłem opatrywać jej rany. Nagle dziewczyna spojrzała pomiędzy drzewa, a ja
uczyniłem to samo.
-Myślę, że powinieneś
kogoś poznać – powiedziała.
Wstaliśmy i
spojrzeliśmy w krzaki, zza których wyłoniło się wielkie cielsko jaszczura.
Hanami podeszła do zwierzęcia i położyła swoją dłoń na jego głowie.
-To mój przyjaciel, Hayazo – powiedziała.
Przyjrzałem się uważniej zwierzęciu. Był to
wielki jaszczur o zielono-fioletowych łuskach, dużych żółtych ślepiach i
ostrych pazurach. Nie było mi śpieszno sprawdzać stan jego uzębienia, więc z
góry założyłem, że również jest ostre.
-Witaj – powiedziałem.
-Domyślam się, dlaczego nie pytasz, kiedy
to zawarłam pakt z jaszczurkami - rzekła Hanami.
Spojrzałem na nią, lecz ona nie mówiła tego
z wyrzutem, lecz jakby z żartem? Dziwne.
-Więc to ty – stwierdził jaszczur. Posłałem
mu pytające spojrzenie. - Syn wielkiego sześciociałowego, równie wielki w swej
sile – Papierowy chłopiec – powiedział.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie owego
starego przydomka.
-Zgaduję, że często bywasz w Ame –
stwierdziłem. W odpowiedzi wysunął swój długi rozdwojony na końcu język i
równie szybko go schował.
-Mam przyjemność nie tylko znać twego ojca,
czy ciebie, ale również twoją matkę i Zwierzęcego chłopca.
-Papierowy chłopiec? Zwierzęcy chłopiec? O
co tu chodzi? – spytała Hanami.
-Jako dzieci mieliśmy z Itakoim pewną
przygodę. Otóż byliśmy na obrzeżach Ame w Dzielnicy Smoków…
-Dzielnica Smoków? Nie słyszałam o tym… -
wtrąciła się czarnowłosa.
-Jest to największa tajemnica ukrytych
wiosek i praktycznie tylko nieliczni o niej wiedzą. To w owej dzielnicy
znajdują się posiadłości klanowe Chowańców. Została ona zatajona i ukryta bo
wielu ninja ma z nami styczność. Moglibyśmy posłużyć za broń przeciw komuś…
dlatego na wszelki wypadek się ukryliśmy, by nikt nas nie mógł zaatakować czy
coś w tym stylu – wytłumaczył jaszczur.
-Posiadłości klanowe Chowańców? -
dopytywała dziewczyna.
-Wyobraź sobie, że nie mieszkamy w norach
czy czymś podobnym. Jesteśmy na to za starzy i poważni… zbyt silni. Oczywiście,
niektórzy spośród nas odmówili tego przywileju, ale to już ich problem –
powiedział. – Przestarzałe dzikie wilki – dodał niemalże nie słyszalnie. - W
każdym bądź razie mamy swoje posiadłości umieszczone w ukrytych dzielnicach. A
Dzielnica Smoków jest pośród nich największa.
-Mogę skończyć? – wtrąciłem się. Jaszczur
kiwnął głową.
-Otóż znaleźliśmy się tam w trakcie wojny
między klanowej. Chowańce zrzeszyły się przeciw sobie. Nie wiem dlaczego
walczyły, ale jakoś mnie to nie interesuje. Sprzymierzyliśmy się z klanem
jaszczurek i ich koalicjantów i pomogliśmy im wygrać. Oni obdarzyli nas właśnie
takimi przydomkami.
-Od tamtej pory dzielnica bywa pusta. Nie
wszystkie chowańce chcą mieć ze sobą styczność, a nawet rozpadają się niektóre
spośród klanów. Dzielnica Smoków, niegdyś wypełniona zwierzętami, teraz świeci
pustkami. A po alejkach hula widmo końca – powiedział smutno jaszczur.
-Przepraszam cię, Hayazo, że nie
rozpoznałem cię od razu… Zmieniłeś się – rzekłem w stronę jaszczura.
-Ty też się zmieniłeś i nie mówię tu tylko
o tym, że wydoroślałeś. Czyżby udało ci się w końcu opanować umiejętność, o
której ci wspominałem?
-Jak widać – odpowiedziałem.
Hanami spojrzała na mnie, by znów przenieść
wzrok na jaszczura. Założyła płaszcz na ramiona i szybkim krokiem wmaszerowała
między drzewa.
Nie wiedziałem, o co jej chodzi, ponieważ
zaczęła mnie blokować. Nagle jaszczur zaczął się śmiać, wysuwając co chwila
swój jęzor.
-Znam Hanami już jakiś czas, a jeszcze
dłużej ją obserwuję, ale nigdy nie sądziłem, że jest zdolna do takich uczuć.
-Takich uczuć? Znaczy jakich? – spytałem
głupio, nic nie rozumiejąc.
-Do obrażania się – powiedział tonem, jakby
to było najoczywistsze na świecie. Spojrzałem na krzaki, w których zniknęła
Hanami.
Czyli jednak jest zdolna do uczuć? –
pomyślałem.
-Jak poznałeś Hanami? – spytałem nagle
jaszczura. Nie wydawał się zaskoczony tym pytaniem.
-Cóż, gdyby nie to, że jesteś moim
przyjacielem, to bym ci tego nie mówił, ale klan jaszczurek jak i wiele innych od
dawna miał ją na oku. To była kwestia czasu, aż zaproponujemy jej pakt.
-Mieliście ją na oku? Czemu?
-Każdy Chowaniec bierze coś od swego „Pana”
w zamian za usługi, a Hanami ma coś, czego łaknęło wiele klanów.
-Co?
-Krew. Krew klanu Uchiha i krew jej matki.
Ona jest jedyną dziedziczką spuścizny swoich przodków, a stare klany bardzo
sobie cenią ostatnich żyjących członków wymarłych klanów.
Nie wnikałem w wypowiedź jaszczura. Można
powiedzieć, że znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego wypowiedzi się
nie kwestionuje i oczywiście nie zadaje się głupich pytań. Gdy mi to mówił,
miał w tym jakiś cel i na pewno nie był to wzgląd na naszą więź. Po za tym jego
słowa nigdy nie były dosłowne. Nurtował mnie jeszcze jeden fakt.
-Dlaczego nie Aanami? I jak Hanami oddaje
wam swoją krew?
-Myślę, że znasz odpowiedź na swoje
pierwsze pytanie. Hanami bardziej wcieliła się w swego ojca, a ja jakoś nie
przepadałem za jej matką. Po za tym jej oczy i Raiton – westchnął zachwycony. –
Ona jest po prostu wyjątkowa. My przecież uznajemy Raitona jako jedyny słuszny
rodzaj czakry i sami często się nim posługujemy - dodał.- A krew… - zaczął.
Uniósł głowę, a ja zauważyłem, że na jego
szyi wisi szklany flakonik wypełniony czerwoną cieczą. Krew Hanami…
-Nie pytaj, po co nam ona, bo i tak nie
uzyskasz odpowiedzi, chłopcze. Nie jestem już potrzebny, więc znikam, a ty
Papierowy chłopcze, idź za nią. Żegnaj – powiedział i zniknął. W miejscu, w
którym stał jaszczur ukazała się plama krwi, która szybko wsiąkła w ziemię.
Krew klanu Uchiha i krew matki Hanami. Co w
niej było takiego specjalnego? – pomyślałem. Wszedłem pomiędzy drzewa, by
odnaleźć Hanami i dokończyć misję.
***
Mówili, przetrwa tylko najsilniejszy.
Mówili, że wygra ten, kto pakt podpisze ze śmiercią. Mówili, by wygrać trzeba
być silnym. A mi daleko było do przegranej. Przy mym boku zawsze kroczyła
śmierć, a miecz siał spustoszenie. Ludzie obawiali się mej siły, bali się mnie.
Drżeli na widok zimnej twarzy mordercy, bezuczuciowych oczu, perfekcyjnych
szybkich ruchów, które, gdy zaszła taka potrzeba, zamieniały się w męczarnie.
Mówili, przetrwają tylko najsilniejsi, a morderca znaczy siła, a siła znaczy
życie. A choć przy mym boku kroczyła śmierć, a miecz siał spustoszenie, to
wygrana była daleka. Jej zarysy majaczyły w oddali. Bo szczęście nigdy nie było
mi pisane. Bo moje szczęście zostało zabite lata temu, przeze mnie. Bo morderca
nigdy nie bywa szczęśliwy. A choć los dal mi na to szansę, to nie dane mi było
jej wykorzystać. Morderca nie wierzy w los, morderca nie wierzy w szczęście.
Morderca zabija, by samemu nie zostać zabitym. Zabija nawet własne szczęście.
Mówili, wygra tylko najlepszy, ale nikomu się to nie uda, bo nikt nie jest na
tyle głupi, jak ja, by podążyć moją ścieżką. Morderca nie wieży w szczęście,
morderca nie wierzy w los, morderca nie wierzy w nic. Morderca to maszyna,
morderca zabija…
***
Weszliśmy do wielkiego budynku stojącego
pośrodku małej wioski. Co dziwne, przemaszerowaliśmy przez całą wioskę w
strojach Akatsuki i oprócz przerażonych spojrzeń nie spotkaliśmy nic innego. A
wspominając przyjemne powitanie w tych okolicach, to było podejrzane. Czyżby
nasz cel uciekł, albo nagle przestał się bać?
Przemaszerowaliśmy spokojnie koło ochrony
stojącej obok wejścia, a ta nie zareagowała. Weszliśmy po wysokich schodach na
wyższe kondygnacje budynku i skierowaliśmy się do jedynych drzwi na piątym
piętrze.
Bez pukania weszliśmy do środka i
zastaliśmy tam mężczyznę w spokoju przeglądającego papiery.
-Witam kochane Akatsuki. Miło mi cię znów
widzieć, Hanami.
-Nie powiedziałabym tego samego – odrzekła
dziewczyna.
Zdziwiłem się. Czyżby ten koleś przestał
się nas bać? A może przecenił umiejętności tamtej dwójki i wie, że nie ma już
czym się przed nami bronić? I skąd on zna Hanami?
-Och, nie denerwuj się, koleś. Nim przejdziemy
do interesów związanych z twoim ojcem, chciałbym najpierw powspominać stare
czasy z Hanami.
-Znasz go? – spytałem, patrząc na
dziewczynę.
-Powiedzmy, że był moim…
-Chłopakiem – wtrącił się owy mężczyzna. W
sumie jakby mu się dobrze przyjrzeć to wyglądał na jakieś 18 lat.
-Tego bym tak nie nazwała.
-Jak to nie, kotku. To, co nas łączyło, to
było właśnie to, nie zaprzeczysz. Jak się tylko dowiedziałem, że ty do mnie
idziesz, to postanowiłem nie uciekać, nawet was tu spokojnie wpuściłem –
powiedział z zawadiackim uśmiechem na ustach.
-Jeśli nie liczyć twojej kuzynki i brata.
Jeśli chcesz ich ciał, to leżą gdzieś tam w lesie.
Chłopak zrobił zniesmaczoną minę, by po
chwili znów się uśmiechnąć w ten głupkowaty sposób.
-Jak zwykle zimna i
oschła Hanami, jak wtedy gdy…
-Zabiłam twego ojca? Nie zapominaj, że sam
mnie o to prosiłeś – wtrąciła się Hanami.
-Oczywiście, że nie zapomnę! Jestem twym
dłużnikiem. Ale jednak pozwól, że cię o coś zapytam, kochana. Teraz on ma na
własność twoje ciało? Zawsze sypiasz z kolegami z drużyny?
- Przestań gadać głupoty, nigdy z tobą nie
spałam – powiedziała stanowczo dziewczyna.
-Naprawdę nigdy? – spytał chłopak
tajemniczo.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie podobał mi
się ten chłopak i to co mówi.
-Naprawdę.
-Cóż, ze mną może i nie, ale słyszało się
różne rzeczy. Sypiasz z każdym, kto nie nazywa cię dziwolągiem, co, zmiennooka?
– spytał.
Napiąłem wszystkie mięśnie, gotowy do
skoku, a chłopak zaczął się śmiać.
-Żałuje, że wyświadczyłam ci tą przysługę.
Twój ojciec powinien był cię zabić, nim ja zabiłam go.
-Masz rację… Powinnaś, ale tego nie
zrobiłaś. Za bardzo ceniłaś sobie to, że jako nieliczny uważałem cię za
normalną. Wiesz co, Hanami? Teraz oboje jesteśmy tacy sami – nunekini. Zabawnie
to brzmi, prawda? I wiesz co, kochana? Jak zechcesz, to możesz tu ze mną
zostać. Przecież ty nie lubisz zabijać – powiedział, podchodząc do dziewczyny.
Przejechał palcem po jej policzku.
Dziewczyna nie zareagowała, ale ja miałem go dość. Postanowiłem wziąć sprawy w
swoje ręce, za dużo już czasu straciliśmy. Odchrząknąłem, a chłopak zwrócił
twarz w moją stronę i to mi wystarczyło.
Z pomocą Nonegana, którego nikłe zdolności
zyskałem dzięki mutacji, wysłałem do jego głowy ładunek, który zaczął spalać
jego neurony. Poczułem, jak Hanami otwiera przede mną swój umysł i czakrę bym
mógł lepiej kontrolować impulsy.
Nagle coś rzuciło chłopakiem o ścianę i
najprawdopodobniej była to dziewczyna oraz jej ograniczony Rinnegan. Chłopak
patrzył na nas z szeroko otwartymi oczyma.
-Myślę, że teraz porozmawiamy o sprawach
mego ojca, co ty na to, kochana? – spytałem, naśladując kolesia.
-Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy go
troszkę potorturowali, kochanie – odpowiedziała Hanami, również go naśladując.
Chłopak uśmiechnął się mimo bólu.
-Widzę, zmiennooka, że udoskonaliłaś swoje
umiejętności, skoro nie widać, że używasz Nonegana.
-Cóż, widać, że ty chyba zgłupiałeś, bo dla
twojej wiadomości ja nie używam Nonegana – powiedziała Hanami.
Chłopak spojrzał na mnie.
-W takim razie kto? Przecież to on mnie
przytrzymuje do ściany.
-Ty chyba naprawdę zwariowałeś, bo to nie
ja – odpowiedziałem.
Spojrzał na nas jak na świrów, a ja
wysłałem mu kolejny impuls. Krzyknął z bólu.
-Jak będzie? Oddasz, coś dłużny, czy mamy
cię torturować dalej, aż skończysz jak warzywo?
Chłopak ponownie uśmiechnął się mimo bólu,
ale nie na długo, gdyż przerwał mu to trzask łamanej kości i jego krzyk. Jego
ręka zwisała bezwładnie po tym, jak przed chwilą wygięła się w inną stronę niż
powinna.
Spojrzałem na Hanami, która w skupieniu
przyglądała się mężczyźnie. Czy to, co on mówił, to prawda? Nie byłem
pierwszym, któremu Hanami się oddała? Ona nie była moją pierwszą… ale jednak
nie mogłem znieść myśli, że to nie ja byłem pierwszy. I jeszcze to, co
powiedział mi chłopak, wiedząc, że siedzę mu w głowie. W tym samym czasie, gdy
proponował Hanami zostanie z nim. Wkurzał mnie i najchętniej bym go zabił, w
szczególności za te słowa.
Wysłałem kolejny impuls do głowy chłopaka,
a Hanami zapewne złamała mu jakieś żebro, ponieważ zaczął krztusić się krwią.
Uśmiechnąłem się podle i dla zabawy
zaatakowałem go kartkami, które porozcinały mu ciało. Dziewczyna w pakiecie
złamała mu nogę, po czym go puściła, a ten upadł na podłogę z głośnym hukiem.
Podeszłem do niego wolnymi krokami i
pochyliłem się nad jego wymęczonym ciałem. Podniosłem mu głowę, uniosłem
opadającą powiekę i wysłałem kolejny impuls. Krzyknął głośno w wyniku czego się
zakrztusił i zapluł mi rękę swoją krwią. Spojrzałem na niego zniesmaczony i
uniosłem rękę, mając zamiar go uderzyć, lecz przerwał mi jego cichy szept.
-Stop! Oddam nawet w tym tygodniu, tylko
przestańcie.
Uśmiechnąłem się i poklepałem go po
policzku.
-I można? Powiedzmy, że ci uwierzymy.
Następnym razem będziesz miał z Kakuzu do czynienia i nie będzie taryfy ulgowej
– powiedziałem.
Wstałem, odwróciłem się w stronę drzwi i
powoli ruszyłem w ich kierunku. Hanami zrobiła to samo. Podała mi chusteczkę i
wytarłem w nią zakrwawioną dłoń. Za plecami usłyszeliśmy jeszcze jego
przekleństwa szeptane w naszym kierunku. Nazywał nas demonami, potworami i
diabłami zaprzedanymi Jashinowi.
To ostatnie mnie rozwaliło. Różnie mnie
nazywano, ale takiego przydomka to się nie doczekałem.
Wyszliśmy z budynku i zaczęliśmy się
kierować z powrotem w stronę organizacji, gdy Hanami skręciła nagle w jakąś
uliczkę. Poszedłem za nią i zauważyłem, że znajdowaliśmy się pośrodku targu.
Dziewczyna, jakby nie przejmując się tym,
że paraduje po wiosce w stroju Akatsuki, ruszyła w uliczkę pełną straganów. Od
niechcenia poszedłem za nią.
Zatrzymała się przy stoisku piekarza, którego
wypieki było czuć na początku alejki. Przyglądałem się jej jak uważnie lustruje
pieczywa, by nagle zatrzymać wzrok na bułkach nadziewanych mięsem i fasolą.
Zauważyłem, jak lekko się uśmiecha. Przeniosła wzrok na przestraszonego
piekarza i zamówiła po dwie bułki obu rodzajów.
Sprzedawca z przerażeniem spojrzał na nas
i, trzęsącą się ręką, zaczął pakować zamówione pieczywo. Niepewnie przekazał
pakunek Hanami i szybko cofnął rękę. Jednak dziewczyna szybko ją złapała i, ku
zdziwieniu piekarza, wysypała na nią wyliczoną ilość jenów. Mężczyzna spojrzał
na pieniądze, a następnie na Hanami i zaczął jej dziękować, kłaniając się
nisko.
Dziewczyna wzięła bułki i bez słowa zaczęła
kierować się w sobie tylko znanym kierunku. Zrównałem z nią krok, a ta podała
mi jedną z bułek. Zacząłem ją powoli jeść. Pieczywo rozpływała mi się w ustach,
przypominając o uśpionym głodzie, przez co z uwielbieniem wgryzałem się w
kolejne kawałki.
Nagle Hanami znów się zatrzymała, a jej
wzrok padł na iskrzącą się w promieniach słońca biżuterię. Skierowałem wzrok na
rzecz, w którą wpatrywała się jak zaczarowana.
Była to para srebrnych kolczyków. W
srebrnej obróbce osadzony był mały niebieskawy kryształ, który rozświetlał swym
blaskiem cały kolczyk. Z tyłu przytwierdzono do niego trzy małe piórka również
o niebieskawym kolorze. Całość rozświetlona blaskiem kryształku tworzyła nawet
bardzo ciekawy efekt.
Spojrzałem na zaczarowaną urokiem kolczyków
twarz Hanami i uśmiechnąłem się.
-Nie wiedziałem, że podobają ci się takie
rzeczy – powiedziałem.
Obrzuciła mnie zimnym spojrzeniem.
-Myślałeś, że lubię patrzeć tylko na bronie
i zabójcze ostrza?
-Mniej więcej – zażartowałem.
-Powinieneś wiedzieć, że ja nie lubię
zabijać. Robię to tylko dlatego, że musze. Do organizacji wstąpiłam po siłę –
odpowiedziała zimno, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Wpatrywałem się w owe kolczyki, aż nagle
usłyszałem czyjś głos. Podniosłem wzrok i zauważyłem przed sobą starszą pani.
Wzięła biżuterię w ręce i spojrzała na mnie.
-Kochasz ją, prawda? To widać po tym, jak
na nią patrzysz. Ona na pewno też cię kocha, dlatego chce, byś znał ją od innej
strony, nie tylko tej mrocznej. Po za tym wybrała bardzo ładne kolczyki. Wiesz…
to jest specyficzna biżuteria. Otóż wystarczy, że wprowadzisz w nią trochę
swojej czakry i ona swojej. To są kolczyki miłości, potocznie nazywane
Kolczykami Przysięgi. To w sumie jest swego rodzaju przysięga i sto razy lepsza
niż ślub. Wystarczy, że będzie je nosić, a kolczyki zapewnią jej, że żyjesz. Bo
razem z tobą umarłaby czakra w nie wprowadzona - powiedziała i wręczyła mi
kolczyki, – Idź, Papierowy chłopcze… goń ją – dodała.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Tak na mnie
mówił tylko klan jaszczurek i moja niania w Ame. Staruszka uśmiechnęła się do
mnie i nagle zniknęła równie szybko jak się pojawiła, wcześniej szepcząc
jeszcze:
-Goń ją.
Ruszyłem pomiędzy alejki w celu
odnalezienia dziewczyny i nie zajęło mi to dużo czasu. Stała przy stoisku z
broniami i targowała się o coś ze sprzedawcą, który niestety był na przegranej
pozycji.
Podszedłem bliżej, gdy płaciła mu należną
kwotę, po czym szybko schowała mały pakunek.
-Idziemy? – spytała swoim zimnym głosem,
który ja jednak kochałem. Bo wiedziałem, że gdyby mogła, to byłby on pełen
emocji.
-Tak – przytaknąłem.
Wolnym krokiem opuściliśmy rynek, by
wkrótce minąć mury wioski. Nie interesowałem się, dlaczego nie zatrzymało nas
ANBU czy coś w tym rodzaju, nie obchodziło mnie to, bo wiedziałem dlaczego…
Ten skurwiel… kochał Hanami. Powiedział mi
to w trakcie naszej rozmowy. Wyszeptał mi to w swoich myślach dodając jeszcze:
„Ty jesteś potworem, ona nie jest dla ciebie, demonie.”
I to zdanie chyba najbardziej mnie
zdenerwowało… bo zdałem sobie sprawę z tego, że ma rację. Zacisnąłem dłoń w
pięść i bez słowa ruszyłem za dziewczyną.
Odeszliśmy spory kawałek od wioski i powoli
zapadła noc. Spojrzałem na dziewczynę, w której oczach odbijało się zmęczenie i
przypomniałem sobie o jej ranie.
-Przenocujemy tutaj – powiedziałem.
Dziewczyna z niechęcią siadła na ziemi. Weszłam między drzewa i
nazbierałem chrustu, by następnie rozpalić go za pomocą Katona. Siadłem przy
Hanami i kazałem jej zdjąć płaszcz, by przybandażować jej ranę. Nie wyglądała
źle, ale jednak wolałem by nie wdało się zakażenie.
-Mam coś dla ciebie – wyszeptała cicho dziewczyna.
Znikąd w jej ręce pojawił się niewielki pakunek, który mi podarowała.
Zainteresowany rozdarłem papier i zauważyłem katanę. Wykonana była z dobrze
wyważonych materiałów i idealnie układała się w ręce. Uśmiechnąłem się w
podziękowaniu do dziewczyny.
-Ona działa jak moja ręka – powiedziała. – Możesz tam zamagazynować
nieograniczoną ilość czakry, która może ci się kiedyś przydać.
-Dziękuję… Też coś dla ciebie mam – rzekłem.
Wyciągnąłem opakowanie z kolczykami i położyłem je sobie na dłoni.
Oczy dziewczyny zaświeciły na widok biżuterii. Idąc za radą staruszki wysłałem
w nie trochę swojej czakry, a te pojaśniały lekko. Powiedziałem dziewczynie, by
zrobiła to samo i wytłumaczyłem ich historię. Nie czekając długo założyła je i
przytuliła się do mnie w ramach podziękowania. Chwilę później leżeliśmy na
trawie, ogrzewani ogniskiem i powoli zasypialiśmy.
Znajdowaliśmy się już przed organizacją i powoli zaczęliśmy wchodzić
na powierzchnię jeziora. Całą dzisiejszą podróż powrotną byłem zdenerwowany, a
po głowie wciąż chodziły mi słowa chłopaka. Shi wiercił się niemiłosiernie, a
ja miałem wrażenie, że jeśli czegoś za chwilę nie rozwalę, to wybuchnę.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona i dopiero wtedy zauważyłem, że
powoli zacząłem się przemieniać. Shi przejmował nade mną kontrolę, a ja powoli
traciłem panowanie nad swoim ciałem. Tyle lat życia w harmonii, by znów mu się
poddać… a wszystko przez tego głupiego chłopaka.
***
Tori przemienił się już prawie całkowicie, a ja nie za bardzo
wiedziałam, co mam robić. Niewiele myśląc, chwyciłam kunai i ruszyłam na niego.
Jednak on był szybszy. Nawet nie wiem kiedy przeleciałam przez pół jeziora i
uderzyłam w jego twardą powierzchnię. Na szczęście udało mi się uchronić przed
wpadnięciem do niego. Podniosłam się, lecz chłopak już był przy mnie. Złapał
mnie za szyję i zaczął podnosić do góry. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam
szaleństwo… i wiedziałam, że mimo wszystko muszę mu pomóc.
Powoli traciłam kontakt ze światem przez brak powietrza, lecz
ostatkami sił zmusiłam się do rzeczy, którą unikałam przez cały czas. Jednak
wiedziałam, że od tego nie ucieknę.
Uaktywniłam Nonegana i sparaliżowałam chłopaka.
Rozluźnił uścisk, a przemiana powoli zaczęła się cofać. Oddychałam
głęboko. Zaczęła mnie boleć głowa i upadłam na taflę wody, resztkami sił powstrzymując
się przed wpadnięciem do niej. Tori mimo paraliżu również się jakoś trzymał,
być może przez to, że przemiana nie cofnęła się całkowicie. Krzyknęłam głośno,
gdy ból się nasilił. Próbowałam dezaktywować Nonegana, lecz nie udawało mi się
to. Zaczęło mi się ściemniać przed oczami i poczułam, jak wpadam do wody.
Ostatnim, co zobaczyłam, było ciało chłopaka, które z pluskiem wpadło w
jezioro.
***
Głośny huk rozniósł się po całej jaskini, dlatego wszyscy wybiegliśmy
na zewnątrz. Zauważyliśmy dwie postacie na jeziorze w płaszczach Akatsuki.
Jedną z nich na pewno była Hanami… drugą natomiast był Tori… przemieniony w
swego demona. Jedną ręką unosił Hanami, dusząc ją. Następnie rozluźnił uścisk,
a przemiana zaczęła się cofać. Po okolicy rozniósł się głośny krzyk i
dziewczyna opadła na kolana. Ruszyliśmy biegiem razem z Sasuke, gdy
zauważyliśmy, że powoli zaczynają wpadać do wody. Szybko przemierzyliśmy
dzielącą nas odległość i z rozbiegu wskoczyliśmy do wody. Ja zanurkowałem po
swojego syna, Sasuke natomiast po dziewczynę.
Ale się dzieje w tym rozdziale :D
OdpowiedzUsuńNo to tak:
Fajne opisałaś te ich walki, Hanami no jutsu jest świetne, a to co się potem działo *.* genialne!
Super strasznie mega romantyczna sprawa z kolczykami, też chce takie ;3
Tylko, że.. jak Tori teraz odejdzie przez słowa tamtego dupka i to, że ją zaatakował to kogoś chyba zabije ;c