.

.

Rozdział 24 - "Ona nie jest dla Ciebie..."

Uniknęłam dokładnie wymierzonego kopnięcia wyprowadzonego przez dziewczynę. Walczyłyśmy używając samego taijutsu, a nasza walka była na wyrównanym poziomie. Na jej nieszczęście nie była szybka, w przeciwieństwie do mnie. Dzięki temu mogłam przewidzieć i sparować jej cios oraz szybko wyprowadzić kontratak. Mimo iż nie była szybka, to była cholernie dokładna. Jej ciosy były silne i idealnie wymierzone. Moje taijutsu było na wysokim poziomie, ale jej było lepsze. Wkurzała mnie ta sytuacja, choć nie wiedziałam dlaczego. Być może przez to, że zbytnio skupiłam się na ninjutsu i całkowicie zapomniałam o doskonaleniu taijutsu?
W całym swoim osiemnastoletnim życiu zrobiłam niewiele błędów i dzisiejszy na pewno do nich się zaliczał. Ku mojemu niezadowoleniu zbytnio skupiłam się na walce z dziewczyną i zapomniałam o jej wilku, który aż zbytnio rwał się do walki. W mgnieniu oka wypadł z zarośli i zaatakował, rozcinając swym wielkim pazurem moje ramię. Przeklęłam cicho pod nosem. Spojrzałam morderczym wzrokiem na wilka, a w tym samym czasie dziewczyna zaatakowała kopnięciem. Ku jej nieszczęściu byłam całkowicie na to przygotowana. Złapałam ją za kostkę, pociągnęłam, okręciłam się wokół własnej osi i rzuciłam nią o najbliższe drzewo. Nie czekając aż się ocuci, ruszyłam między drzewa.
Jeśli chcą walczyć z tą nikłą przewagą dwóch na jednego, to się grubo mylą, że im na to pozwolę. Bądź co bądź, ja też mam swego asa w rękawie – pomyślałam.
Złożyłam pieczęcie Kage Bunshin no Jutsu, a wokół mnie pojawiły się moje ulepszone klony. Równie szybko jak się pojawiły, zniknęły, wbiegając na drzewa i ustawiając się wokół polany na której walczyłyśmy. Złożyłam kolejne pieczęcie i wyszeptałam Karasu Bunshin no Jutsu. Obok mnie powstał mój klon stworzony z kruków. Ruszyłam powrotem w stronę dziewczyny, w myślach układając plan walki. Ale dopóki jeden z moich klonów nie dostanie się do jej głowy, to nie będę miała pewności co do jego powodzenia.
Wybiegłam zza drzew i zaatakowałam dziewczynę kunaiem. Bez problemu odbiła mój atak swoim ostrzem. Wyrzuciłam ponownie nóż, a przeciwniczka ponownie sparowała atak. Odsunęłam się od dziewczyny i energicznym ruchem zebrałam wyrzucone przeze mnie noże. Wyskoczyły one z ziemi, w którą się wbiły, i mknęły ponownie ku dziewczynie. Przeciwniczka obejrzała się za siebie i ku swojemu zdumieniu odkryła, że kunaie wracają. Nie ma to jak Sōshuriken no Jutsu.  Chyba po raz pierwszy mogę podziękować Sasuke za jego nauki.
Dziewczyna zaczęła uskakiwać przed lecącymi w jej stronę shurikenami. Westchnęłam cicho. Mój kruczy klon wyprowadził jej wilka daleko poza obszar naszej walki. Cóż… znałam się trochę na technikach walki klanu Inuzuka i miałam jakieś odczucie, że ona walczy podobnie. Przerwałam technikę, a shurikeny opadły bezwładnie na trawę… póki co. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-Może byśmy w końcu zaczęły walczyć na poważnie? Mam dość tych podchodów – powiedziałam. Dziewczyna niedyskretnie rozejrzała się po polanie.
-Gdzie on jest? – spytała z jadem w głosie.
-Chyba powinnaś lepiej pilnować swoich zabawek – powiedziałam spokojnie, ignorując jej pytanie, na które doskonale znałam odpowiedź.
-Może i zajęłaś czymś mojego wilka, ale potrafię walczyć i bez niego – rzekła.
-Nie wątpię – powiedziałam, śmiejąc się w duchu z niepewności w jej głosie.
Wykonała pieczęcie, a spod jej nóg zaczęła wypływać stróżka wody. Czyli jednak woda? – spytałam samą siebie.
Ciecz sunęła po ziemi w moim kierunku. Co dziwne, nie znałam tego jutsu, ale mi to nie przeszkadzało. Miałam dziwne przeczucie, że owa woda chce mnie uwięzić… zupełnie jak jutsu klanu Nara. Chyba napadła mnie sama przeszłość, bo z tymi wszystkimi typami walki miałam już do czynienia. Miała taijutsu jak Hyuuga, walczyła z wilkiem jak Inuzuka, a teraz używa jutsu podobnego do klanu Nara? Co najmniej dziwne.
Odwróciłam się od dziewczyny plecami i pędem wskoczyłam na drzewo, przyczepiając się do niego czakrą. Z triumfem zauważyłam, że owa woda dotyka również kostek dziewczyny. O biedna, ma pecha, ponieważ woda jest idealnym przewodnikiem dla prądu.
Odbiłam się od kory i złożyłam pieczęcie mojego ulubionego Raitona. I nie chodzi mi o Chidori wujaszka… Nie… chodzi mi o moją technikę.
Moje dłonie owinęły błyskawice, które z uwielbieniem przeskoczyły na wodę, gdy tylko uderzyłam w nią pięścią. Woda zadziałała idealnie i po chwili błyskawice zaczęły łaskotać dziewczynę po kostkach, paraliżując jej nerwy. Nie czekając długo, złożyłam kolejne pieczęcie, a kunaie ponownie się uniosły. Pomknęły w jej stronę, po czym oplotły nitki wokół ramion, by następnie przytwierdzić ją do drzewa. Zacisnęły się jeszcze mocniej wokół jej ramion. Poczułam jak kąciki moich ust unoszą się w perfidnym uśmiechu.
Złożyłam dłonie w pieczęć Węża - Smoka - Królika Tygrysa i wypowiedziałam: Katon: Ryūka no Jutsu. Ogień przemknął na nicie i zaczął kierować się w stronę nieruchomej dziewczyny. Jej jedno widoczne oko otworzyło się w przerażeniu. Nie dziwiłam się jej, bądź co bądź zaraz zostanie spalona żywcem.
Nagle z zarośli wybiegł jej wilk. Nie zaskoczyło mnie to, ponieważ dobrze wiedziałam, że już dawno poradził sobie z moim klonem i mknął w naszym kierunku. Mam przecież swoich sześciu szpiegów.
Spojrzałam w stronę wilka. Popatrzył na dziewczynę, do której coraz bardziej zbliżały się płomienie. Zawarczał, ukazując mi swoje ostre zęby, po czym ruszył w moim kierunku. Westchnęłam cicho, przygotowując się na atak. Ku mojemu zdziwieniu nagle zniknął, by po chwili znaleźć się za moimi plecami i pociągnąć za włosy, by położyć mnie na ziemi. Sytuacja nie była za ciekawa, przynajmniej dla mnie. Wilk szarpał moje włosy i odciągał od drzewa, do którego została przywiązana sparaliżowana dziewczyna. Włożyłam rękę do kabury i, ku swojemu zdziwieniu, odkryłam, że nie ma już w niej kunai. Przeklęłam pod nosem.
Złożyłam pieczęć i wyszeptałam: Kuchiyose: Raikō Kenka, a po chwili w mojej dłoni z obłoku dymu wyłonił się kunai. Machnęłam nim do tyłu w kierunku wilka, ale nie w celu zaatakowania go. Jednym cięciem obcięłam włosy i uwolniłam się. Wstałam energicznie i rzuciłam w niego kunaiem. Szybko umknął ataku, by po chwili zniknąć i pojawić się obok dziewczyny, która była już powoli spalana przez płomienie. Machnięciem łapy zerwał nitki i złapał ją w pysk za ubranie, by umknąć do lasu. Spojrzałam w stronę jednego z drzew, w myślach polecając klonowi śledzenie ich.
Miałam chwilę dla siebie. Przyjrzałam się uważnie ranie na ramieniu. Nie była głęboka, ale rozcięcie przeszkadzało mi w walce. Cholerny wilk. Nagle w mojej głowie zaświtała myśl. Powinszowałam w duchu mojej inteligencji i temu, że nie wpadłam na to wcześniej. Przypomniałam sobie w myślach pieczęcie, by po chwili je wykonać.
Dzik - Pies - Ptak - Małpa Baran.
Przejechałam kciukiem po ranie, a następnie dotknęłam nim ziemi. Wyszeptałam Kuchiyose no Jutsu, a po ziemi rozciągnęły się symbole. Z wielkiej chmury dymu wyłoniło się zwierzę.
- Witaj przyjacielu – powiedziałam.

----
Uniknąłem lodowych igieł, które mknęły w moim kierunku z ogromną szybkością. Po chwili zawróciły i ponownie zaczęły mnie atakować. Westchnąłem cicho. Złożyłem dłonie w pieczęć Tygrysa, po czym wypowiedziałem: Katon: Gōryūka no Jutsu. Nabrałem powietrza do płuc, a następnie je wydmuchnąłem. Zamieniło się ono w kule ognia, która następnie przekształciła się w głowę smoka, który pochłoną marne lodowe jutsu.
Uniosłem kącik ust w geście niezadowolenia i ponownie ustabilizowałem TĄ specyficzna głupią czakrę.
Używając Rinnegana uniosłem przeciwnika i rzuciłem nim w najbliższe drzewo. Osunął się po korze, a ja uciszyłem wywołany przeze mnie deszcz. Ta walka była dla mnie zwykłą zabawą. Nie miał ze mną żadnych szans. Jego poziom może i był dobry, ale nie dla mnie. Nie dla kogoś, kto był uczony przez ninja rangi S. Nie dla kogoś, kto posiada Rinnengana i mimo iż ta głupia specyficzna czakra postanowiła się buntować, to i tak wygram. Bo ja, ja jestem synem Lidera. Synem człowieka uważanego za Boga.
Potarłem dłonią po policzku, w który jakimś cudem udało mu się mnie zranić.  Skupiłem tą specyficzną czakrę, a rana zaczęła się zasklepiać i po chwili nie było po niej ani śladu, żadnej blizny.
Mężczyzna zaczął się podnosić. Westchnąłem. Spojrzał na mnie z przerażeniem widocznym w jego oczach.
-Czym ty jesteś? – spytał przerażony.
-Mówiłem, żebyś nie przeceniał swoich umiejętności. Jestem członkiem Akatsuki i nie masz ze mną szans. Jestem twoim końcem – powiedziałem, uśmiechnąłem się demonicznie i złożyłem odpowiednie pieczęcie.
Otoczyła go kula stworzona z kartek i powoli zaczęła się wokół niego zacieśniać. Na chwile moją uwagę przerwała wilk walczący z wielką jaszczurką, którzy wylecieli zza linii drzew, by ponownie zniknąć po drugiej stronie. Wróciłem do kontrolowania kartek, ale ponownie mi coś przeszkodziło, a mianowicie jeden z klonów Hanami, który usadowił się na drzewie za moimi plecami. Przyjrzałem się jej uważnie, ale ta zdawała się nie zwracać na mnie uwagi.
Nagle zza drzew wyleciało ciało dziewczyny w masce, która uderzyła z hukiem w moją kulę i rozwaliła ją na kawałki. Westchnąłem cicho.  Chwilę później z tej samej strony wyłoniła się Hanami otoczona jakimś jutsu, które miało fioletowo czarny kolor oraz przeskakującymi po jej ciele błyskawicami.
W zastraszająco szybkim tempie podbiegła do przeciwniczki, złapała ją za ramie, zrobiła obrót i rzuciła nią o najbliższe drzewo. Przeciwnicza zmieniła się w kawałek drzewa. Hanami dezaktywując dziwne jutsu i podeszła do mnie.
Przyjrzałem się miejscu, w którym wcześniej siedział mężczyzna i zauważyłem, że go tam nie było. Nie przejmowałem się tym. Przecież i tak zaraz go odnajdę, ale w obecnej chwili bardziej skupiłem się na Hanami.
Zmrużyła oczy i spojrzała na jedno z drzew naprzeciwko nas. Otworzyłem umysł przed czarnowłosą, a ona instynktownie zrobiła to samo.
-Jesteś pewna? – zapytała swojego klona.
-Tak – odpowiedziała fałszywa Hanami.
Dziewczyna spojrzała na mnie i powiedziała cicho:
-Zaraz tu będą, zostawiłam tam dla nich coś ciekawego.
Kiwnąłem głową, nie starając się uzyskać odpowiedzi, bo Hanami z natury była już tajemnicza.
Przyjrzałem się jej. Miała niegroźną, acz obficie krwawiącą ranę na prawym ramieniu, kilka zadrapań, lecz raczej wyszła z tej walki bez szwanku. Odwróciła twarz w moją stronę, a ja, ku swemu zdziwieniu, stwierdziłem, że jej włosy zostały skrócone, jakby ucięte w pośpiechu. Kilka nierównych pasm opadało na jej lewe oko, zasłaniając je kompletnie. Z przodu włosy, mimo iż nierówne, były dłuższe, natomiast z tyłu kończyły się tuż przy karku. A wszystko upiększały nierówne końcówki.
Chciałem się jej spytać, co się stało z jej włosami, ale uprzedziła mnie swym pytaniem.
-Co powiesz na Hanami no Jutsu?
Nie musiała mnie błagać, bo sam nawet chciałem to zaproponować. Uśmiechnąłem się i złożyłem dłonie w pieczęcie. Obok mnie pojawił się mój papierowy klon, by równie szybko, jak się pojawił, schować się w gęstwinie korony. Hanami również zaczęła powoli składać pieczęcie. Zmrużyła oczy i przeprowadziła kolejną rozmowę ze swoim klonem. Zdołałem tylko wywnioskować, że się zbliżają.
Nagle zza drzewa przed nam wyłoniły się postacie naszych przeciwników. Nie mieli wesołych min, czyli zgadywałem, że niespodzianka od Hanami nie była przyjemna. Ale takie prezenty są normalne u mojej dziewczyny…
Moja dziewczyna, ciekawie to brzmi.
Moje wywody przerwała para, która przystanęła na skraju polanki i bacznie się nam przyglądała.
-Czas na zabawę? – spytała Hanami w myślach. Przytaknąłem.
Nagle zza naszych pleców, z korony drzew wyłoniły się kartki papieru przypominające płatki wiśni. Westchnąłem cicho, by złożyć kolejne pieczęcie, tym razem Futona, bez którego papier nie doleciałby do celu. Zza naszych pleców wystrzelił wiatr, który popchnął kawałki dalej. Uśmiechnąłem się, bo teraz przyszedł czas na najciekawsze… Przyszedł czas na wkład dziewczyny.
Otworzyliśmy nasze umysły przed  sobą jeszcze bardziej, byśmy mogli zmieszać nasze czakry. Bez tej operacji jutsu by się kompletnie nie powiodło, wiem bo już próbowaliśmy. Dziewczyna zamknęła oczy, a ja zrobiłem to samo.
Moja czakra zaczęła się mieszać z inną. Ta, należąca do dziewczyny była… hmmm, jakby to określić… Figlarna? Delikatnie muskała moje strumienie czakry. Miała nieokreślony kolor, jakby nie mogła się zdecydować na jeden, więc wybrała każdego po trochę. Nie wiem jakim cudem, ale widziałem ten pomarańczowo-fioletowy kolor jej czakry. Czułem tą siłę, czułem jej energię. Czułem się szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy… jak nigdy wcześniej. Trudno mi było opisać to uczucie innymi słowami. Była to pewnego rodzaju ekscytacja, radość z nieznanego powodu. Nasze oddechy się wyrównały, a serca zaczęły bić w jednym rytmie. Teraz czas na dalszą część zabawy.
Otworzyłem oczy, czując ich energię, czując siłę z nich promieniującą. Pierwszy raz udało nam się złączyć w tak zaawansowany sposób, na takim poziomie! To było wspaniałe!
Hanami zwróciła się w moją stronę, a ja zauważyłem, jak w jej oczach delikatnie pobłyskuje Rinnegan. To było zadziwiające. Nagle poczułem, że jeden z jej klonów wkradł się do myśli przeciwników, ale nie obchodziło mnie to zbytnio.
Hanami skończyła pieczęć. Pomiędzy kartkami zaczęły przeskakiwać małe błyskawice. Powoli zacząłem z papieru tworzyć większa kulę, a dziewczyna pomagała mi w tym dzięki nikłym umiejętnościom Rinnegana, które posiada.
Jej czakra krążyła we mnie, mieszając się z moimi pokładami, co wprawiało mnie w swego rodzaju ekstazę.
Nakazałem kartkom coraz bardziej się zacieśniać i zamykać koło. Mogliśmy zobaczyć błyskawice coraz bardziej szalejące wewnątrz niedomkniętej kuli. Pioruny muskające ciała przeciwników paraliżowały ich i spalały od środka. Słyszeliśmy ich krzyki, przekleństwa wypowiadane na nas w ich myślach, słyszeliśmy ich cierpienie i napawaliśmy się tą chwilą.
Byliśmy szczęśliwi.
Nagle Hanami odwróciła się do mnie i stanęła na palcach, by następnie wpić się w moje usta. Był to namiętny i żarliwy pocałunek, przez który przemawiało pożądanie. Był to pocałunek łaknący więcej. Złączyliśmy nasze języki, w tle mając jęki cierpienia, które stopniowo cichły. Poczułem jak Hanami mnie popycha. Upadłem na ziemię, a dziewczyna siadła na moich nogach i ponownie zaczęła mnie całować. Nie byłem jej dłużny.
Nie wiem, co nas tak podniecało. Nigdy nie miałem takich uczuć przy zabijaniu. To była po prostu moja praca i moje dziedzictwo, nie czerpałem więc z tego żadnej radości. Zabijanie to była jedyna rzecz, którą znałem i którą umiałem. Więc to może przez to połączenie? Przez to, że możemy zabić razem, jak jeden umysł? Że możemy choć na chwilę stać się jednością?
Teraz już nikt nie mógł przerwać tej burzy. I nie chodzi tu o kulę pełną błyskawic. Nie… tu chodzi o burze naszego pożądania!
Ręce dziewczyny sprawnie pozbawiły mnie spodni.
Nie przejmowaliśmy się tym co robimy. Tym, że właśnie kochamy się przy zabijaniu… Prawdę powiedziawszy, to mieliśmy to gdzieś.
Dziewczyna po raz kolejny wygięła się w łuk, jęcząc z rozkoszy. Jej szybki oddech łaskotał moje uchu, ręce kurczowo zaciskały się na mojej szyi, a wyćwiczone ciało ocierało się o moje coraz szybciej, unosząc się i opadając. Coraz mocniej wznosiła się i opadała, a mój członek coraz bardziej zanurzał się w jej wnętrzu. Teraz ona przejęła pałeczkę i wcale nie miała kłopotów z jej kontrolowaniem.
To było dopiero prawdziwe złącznie. Połączyliśmy jednocześnie nasze czakry, umysły i ciała!
Czerpaliśmy z tego największą przyjemność. Komórki mojego ciała wariowały, czując coraz większą ekstazę, czując to podniecenie. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do epicentrum, do krainy rozkoszy. Moje ciało wrzało, umysł krzyczał, a czakra dosłownie wariowała. Wydawało mi się, że ledwo utrzymuje przytomność. Z owego podniecenia widziałem mroczki przed oczami. Ono mnie zaślepiało. A jakby tego jeszcze było mało, to dokładnie czułem wszystko, co czuła Hanami!
Czułem wrzenie każdej komórki jej ciała, czułem jej rozkosz, czułem jej podniecenie!
Powoli nie mogłem już wytrzymać. Czułem jakbym płoną! Jakby moje ciało się paliło, a umysł spalał, jakby całkowicie pochłonęła mnie Hanami. Jakby miała zamiar spalić mnie żywcem, swoim wyćwiczonym ciałem, sprawnymi energicznymi ruchami. Płonąłem przez jej i moje podniecenie!
Jeszcze tylko chwila, tylko sekunda, jeden moment. I nastąpiło wyczekiwane spełnienie i wybuch!
Wszystko nagle eksplodowało i uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Nie wytrzymałem i krzyknąłem, zresztą Hanami zrobiła to samo.
Oddychając ciężko, położyłem się na zimnej, mokrej trawie. Zapomniałem zupełnie, że sam wcześniej wywołałem ten deszcz, chociaż cofnąłem go przed wykonaniem Hanami no Jutsu. W takim razie czemu padało? Postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy.
Dziewczyna położyła się na mnie i oparła swoją głowę o moje ramie. Również starała się uspokoić oddech. Nagle jej czakra zaczęła się cofać, pozostawiając po sobie wrażenie niedosytu, nieopisanej tęsknoty. Chciałem jej przerwać, chciałem by zostało wszystko tak, jak jest, ale nie zrobiłem tego. Jej czakra cofnęła się całkowicie.
Hanami zaczęła się śmiać. Dopiero drugi raz w życiu słyszę jej śmiech. Był piękny. Dziewczęcy, kobiecy, seksowny, ujmujący… Po prostu piękny.
-Jesteśmy psychopatami – powiedziała w końcu, zmęczonym głosem. – Bzykaliśmy się podczas zabijania. Czy to normalne? – spytała wciąż chichocząc.
Usiadłem, więc dziewczyna razem ze mną, i spojrzałem w jej oczy.
-Nie. To jest całkowicie nienormalne – powiedziałem, uśmiechnąłem się i pocałowałem jej nos. – Ale my nigdy nie byliśmy normalni. Więc dlaczego mamy się tak zachowywać? – spytałem.
-Bo jesteśmy ludźmi? – odpowiedziała pytaniem.
-Nie, Hanami, bo my dwoje… Tylko my dwoje, jesteśmy potworami. Ty jesteś moim demonem, a ja twoim i tak już pozostanie… Na zawsze. Jesteśmy parą potworów, która bzyka się podczas zabijania – powiedziałem, uśmiechnąłem się i, ku mojemu zdziwieniu, odpowiedziała mi tym samym.
A uśmiech jej był jeszcze piękniejszy od śmiechu. Był wyjątkowy i tylko mój… tej chwili.
Zaczęliśmy się powoli ubierać, a Hanami odwołała swoje klony, wcześniej zabierając od jednego z nich swój płaszcz, który porzuciła przed walką.
Uciszyłem deszcz i zacząłem opatrywać jej rany. Nagle dziewczyna spojrzała pomiędzy drzewa, a ja uczyniłem to samo.
-Myślę, że powinieneś kogoś poznać – powiedziała.
Wstaliśmy i spojrzeliśmy w krzaki, zza których wyłoniło się wielkie cielsko jaszczura. Hanami podeszła do zwierzęcia i położyła swoją dłoń na jego głowie.
-To mój przyjaciel, Hayazo – powiedziała.
Przyjrzałem się uważniej zwierzęciu. Był to wielki jaszczur o zielono-fioletowych łuskach, dużych żółtych ślepiach i ostrych pazurach. Nie było mi śpieszno sprawdzać stan jego uzębienia, więc z góry założyłem, że również jest ostre.
-Witaj – powiedziałem.
-Domyślam się, dlaczego nie pytasz, kiedy to zawarłam pakt z jaszczurkami - rzekła Hanami.
Spojrzałem na nią, lecz ona nie mówiła tego z wyrzutem, lecz jakby z żartem? Dziwne.
-Więc to ty – stwierdził jaszczur. Posłałem mu pytające spojrzenie. - Syn wielkiego sześciociałowego, równie wielki w swej sile – Papierowy chłopiec – powiedział.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie owego starego przydomka.
-Zgaduję, że często bywasz w Ame – stwierdziłem. W odpowiedzi wysunął swój długi rozdwojony na końcu język i równie szybko go schował.
-Mam przyjemność nie tylko znać twego ojca, czy ciebie, ale również twoją matkę i Zwierzęcego chłopca.
-Papierowy chłopiec? Zwierzęcy chłopiec? O co tu chodzi? – spytała Hanami.
-Jako dzieci mieliśmy z Itakoim pewną przygodę. Otóż byliśmy na obrzeżach Ame w Dzielnicy Smoków…
-Dzielnica Smoków? Nie słyszałam o tym… - wtrąciła się czarnowłosa.
-Jest to największa tajemnica ukrytych wiosek i praktycznie tylko nieliczni o niej wiedzą. To w owej dzielnicy znajdują się posiadłości klanowe Chowańców. Została ona zatajona i ukryta bo wielu ninja ma z nami styczność. Moglibyśmy posłużyć za broń przeciw komuś… dlatego na wszelki wypadek się ukryliśmy, by nikt nas nie mógł zaatakować czy coś w tym stylu – wytłumaczył jaszczur.
-Posiadłości klanowe Chowańców? - dopytywała dziewczyna.
-Wyobraź sobie, że nie mieszkamy w norach czy czymś podobnym. Jesteśmy na to za starzy i poważni… zbyt silni. Oczywiście, niektórzy spośród nas odmówili tego przywileju, ale to już ich problem – powiedział. – Przestarzałe dzikie wilki – dodał niemalże nie słyszalnie. - W każdym bądź razie mamy swoje posiadłości umieszczone w ukrytych dzielnicach. A Dzielnica Smoków jest pośród nich największa.
-Mogę skończyć? – wtrąciłem się. Jaszczur kiwnął głową.
-Otóż znaleźliśmy się tam w trakcie wojny między klanowej. Chowańce zrzeszyły się przeciw sobie. Nie wiem dlaczego walczyły, ale jakoś mnie to nie interesuje. Sprzymierzyliśmy się z klanem jaszczurek i ich koalicjantów i pomogliśmy im wygrać. Oni obdarzyli nas właśnie takimi przydomkami.
-Od tamtej pory dzielnica bywa pusta. Nie wszystkie chowańce chcą mieć ze sobą styczność, a nawet rozpadają się niektóre spośród klanów. Dzielnica Smoków, niegdyś wypełniona zwierzętami, teraz świeci pustkami. A po alejkach hula widmo końca – powiedział smutno jaszczur.
-Przepraszam cię, Hayazo, że nie rozpoznałem cię od razu… Zmieniłeś się – rzekłem w stronę jaszczura.
-Ty też się zmieniłeś i nie mówię tu tylko o tym, że wydoroślałeś. Czyżby udało ci się w końcu opanować umiejętność, o której ci wspominałem?
-Jak widać – odpowiedziałem.
Hanami spojrzała na mnie, by znów przenieść wzrok na jaszczura. Założyła płaszcz na ramiona i szybkim krokiem wmaszerowała między drzewa.
Nie wiedziałem, o co jej chodzi, ponieważ zaczęła mnie blokować. Nagle jaszczur zaczął się śmiać, wysuwając co chwila swój jęzor.
-Znam Hanami już jakiś czas, a jeszcze dłużej ją obserwuję, ale nigdy nie sądziłem, że jest zdolna do takich uczuć.
-Takich uczuć? Znaczy jakich? – spytałem głupio, nic nie rozumiejąc.
-Do obrażania się – powiedział tonem, jakby to było najoczywistsze na świecie. Spojrzałem na krzaki, w których zniknęła Hanami.
Czyli jednak jest zdolna do uczuć? – pomyślałem.
-Jak poznałeś Hanami? – spytałem nagle jaszczura. Nie wydawał się zaskoczony tym pytaniem.
-Cóż, gdyby nie to, że jesteś moim przyjacielem, to bym ci tego nie mówił, ale klan jaszczurek jak i wiele innych od dawna miał ją na oku. To była kwestia czasu, aż zaproponujemy jej pakt.
-Mieliście ją na oku? Czemu?
-Każdy Chowaniec bierze coś od swego „Pana” w zamian za usługi, a Hanami ma coś, czego łaknęło wiele klanów.
-Co?
-Krew. Krew klanu Uchiha i krew jej matki. Ona jest jedyną dziedziczką spuścizny swoich przodków, a stare klany bardzo sobie cenią ostatnich żyjących członków wymarłych klanów.
Nie wnikałem w wypowiedź jaszczura. Można powiedzieć, że znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jego wypowiedzi się nie kwestionuje i oczywiście nie zadaje się głupich pytań. Gdy mi to mówił, miał w tym jakiś cel i na pewno nie był to wzgląd na naszą więź. Po za tym jego słowa nigdy nie były dosłowne. Nurtował mnie jeszcze jeden fakt.
-Dlaczego nie Aanami? I jak Hanami oddaje wam swoją krew?
-Myślę, że znasz odpowiedź na swoje pierwsze pytanie. Hanami bardziej wcieliła się w swego ojca, a ja jakoś nie przepadałem za jej matką. Po za tym jej oczy i Raiton – westchnął zachwycony. – Ona jest po prostu wyjątkowa. My przecież uznajemy Raitona jako jedyny słuszny rodzaj czakry i sami często się nim posługujemy - dodał.- A krew… - zaczął.
Uniósł głowę, a ja zauważyłem, że na jego szyi wisi szklany flakonik wypełniony czerwoną cieczą. Krew Hanami…
-Nie pytaj, po co nam ona, bo i tak nie uzyskasz odpowiedzi, chłopcze. Nie jestem już potrzebny, więc znikam, a ty Papierowy chłopcze, idź za nią. Żegnaj – powiedział i zniknął. W miejscu, w którym stał jaszczur ukazała się plama krwi, która szybko wsiąkła w ziemię.
Krew klanu Uchiha i krew matki Hanami. Co w niej było takiego specjalnego? – pomyślałem. Wszedłem pomiędzy drzewa, by odnaleźć Hanami i dokończyć misję.   
 
***

Mówili, przetrwa tylko najsilniejszy. Mówili, że wygra ten, kto pakt podpisze ze śmiercią. Mówili, by wygrać trzeba być silnym. A mi daleko było do przegranej. Przy mym boku zawsze kroczyła śmierć, a miecz siał spustoszenie. Ludzie obawiali się mej siły, bali się mnie. Drżeli na widok zimnej twarzy mordercy, bezuczuciowych oczu, perfekcyjnych szybkich ruchów, które, gdy zaszła taka potrzeba, zamieniały się w męczarnie. Mówili, przetrwają tylko najsilniejsi, a morderca znaczy siła, a siła znaczy życie. A choć przy mym boku kroczyła śmierć, a miecz siał spustoszenie, to wygrana była daleka. Jej zarysy majaczyły w oddali. Bo szczęście nigdy nie było mi pisane. Bo moje szczęście zostało zabite lata temu, przeze mnie. Bo morderca nigdy nie bywa szczęśliwy. A choć los dal mi na to szansę, to nie dane mi było jej wykorzystać. Morderca nie wierzy w los, morderca nie wierzy w szczęście. Morderca zabija, by samemu nie zostać zabitym. Zabija nawet własne szczęście. Mówili, wygra tylko najlepszy, ale nikomu się to nie uda, bo nikt nie jest na tyle głupi, jak ja, by podążyć moją ścieżką. Morderca nie wieży w szczęście, morderca nie wierzy w los, morderca nie wierzy w nic. Morderca to maszyna, morderca zabija… 

***

Weszliśmy do wielkiego budynku stojącego pośrodku małej wioski. Co dziwne, przemaszerowaliśmy przez całą wioskę w strojach Akatsuki i oprócz przerażonych spojrzeń nie spotkaliśmy nic innego. A wspominając przyjemne powitanie w tych okolicach, to było podejrzane. Czyżby nasz cel uciekł, albo nagle przestał się bać?
Przemaszerowaliśmy spokojnie koło ochrony stojącej obok wejścia, a ta nie zareagowała. Weszliśmy po wysokich schodach na wyższe kondygnacje budynku i skierowaliśmy się do jedynych drzwi na piątym piętrze.
Bez pukania weszliśmy do środka i zastaliśmy tam mężczyznę w spokoju przeglądającego papiery.
-Witam kochane Akatsuki. Miło mi cię znów widzieć, Hanami.
-Nie powiedziałabym tego samego – odrzekła dziewczyna.
Zdziwiłem się. Czyżby ten koleś przestał się nas bać? A może przecenił umiejętności tamtej dwójki i wie, że nie ma już czym się przed nami bronić? I skąd on zna Hanami?
-Och, nie denerwuj się, koleś. Nim przejdziemy do interesów związanych z twoim ojcem, chciałbym najpierw powspominać stare czasy z Hanami.
-Znasz go? – spytałem, patrząc na dziewczynę.
-Powiedzmy, że był moim…
-Chłopakiem – wtrącił się owy mężczyzna. W sumie jakby mu się dobrze przyjrzeć to wyglądał na jakieś 18 lat.
-Tego bym tak nie nazwała.
-Jak to nie, kotku. To, co nas łączyło, to było właśnie to, nie zaprzeczysz. Jak się tylko dowiedziałem, że ty do mnie idziesz, to postanowiłem nie uciekać, nawet was tu spokojnie wpuściłem – powiedział z zawadiackim uśmiechem na ustach.
-Jeśli nie liczyć twojej kuzynki i brata. Jeśli chcesz ich ciał, to leżą gdzieś tam w lesie.
Chłopak zrobił zniesmaczoną minę, by po chwili znów się uśmiechnąć w ten głupkowaty sposób.
-Jak zwykle zimna i oschła Hanami, jak wtedy gdy…
-Zabiłam twego ojca? Nie zapominaj, że sam mnie o to prosiłeś – wtrąciła się Hanami.
-Oczywiście, że nie zapomnę! Jestem twym dłużnikiem. Ale jednak pozwól, że cię o coś zapytam, kochana. Teraz on ma na własność twoje ciało? Zawsze sypiasz z kolegami z drużyny?
- Przestań gadać głupoty, nigdy z tobą nie spałam – powiedziała stanowczo dziewczyna.
-Naprawdę nigdy? – spytał chłopak tajemniczo.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie podobał mi się ten chłopak i to co mówi.
-Naprawdę.
-Cóż, ze mną może i nie, ale słyszało się różne rzeczy. Sypiasz z każdym, kto nie nazywa cię dziwolągiem, co, zmiennooka? – spytał.
Napiąłem wszystkie mięśnie, gotowy do skoku, a chłopak zaczął się śmiać.
-Żałuje, że wyświadczyłam ci tą przysługę. Twój ojciec powinien był cię zabić, nim ja zabiłam go.
-Masz rację… Powinnaś, ale tego nie zrobiłaś. Za bardzo ceniłaś sobie to, że jako nieliczny uważałem cię za normalną. Wiesz co, Hanami? Teraz oboje jesteśmy tacy sami – nunekini. Zabawnie to brzmi, prawda? I wiesz co, kochana? Jak zechcesz, to możesz tu ze mną zostać. Przecież ty nie lubisz zabijać – powiedział, podchodząc do dziewczyny.
Przejechał palcem po jej policzku. Dziewczyna nie zareagowała, ale ja miałem go dość. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, za dużo już czasu straciliśmy. Odchrząknąłem, a chłopak zwrócił twarz w moją stronę i to mi wystarczyło.
Z pomocą Nonegana, którego nikłe zdolności zyskałem dzięki mutacji, wysłałem do jego głowy ładunek, który zaczął spalać jego neurony. Poczułem, jak Hanami otwiera przede mną swój umysł i czakrę bym mógł lepiej kontrolować impulsy.
Nagle coś rzuciło chłopakiem o ścianę i najprawdopodobniej była to dziewczyna oraz jej ograniczony Rinnegan. Chłopak patrzył na nas z szeroko otwartymi oczyma.
-Myślę, że teraz porozmawiamy o sprawach mego ojca, co ty na to, kochana? – spytałem, naśladując kolesia.
-Nie miałabym nic przeciwko, gdybyśmy go troszkę potorturowali, kochanie – odpowiedziała Hanami, również go naśladując.
Chłopak uśmiechnął się mimo bólu.
-Widzę, zmiennooka, że udoskonaliłaś swoje umiejętności, skoro nie widać, że używasz Nonegana.
-Cóż, widać, że ty chyba zgłupiałeś, bo dla twojej wiadomości ja nie używam Nonegana – powiedziała Hanami.
Chłopak spojrzał na mnie.
-W takim razie kto? Przecież to on mnie przytrzymuje do ściany.
-Ty chyba naprawdę zwariowałeś, bo to nie ja – odpowiedziałem.
Spojrzał na nas jak na świrów, a ja wysłałem mu kolejny impuls. Krzyknął z bólu.
-Jak będzie? Oddasz, coś dłużny, czy mamy cię torturować dalej, aż skończysz jak warzywo?
Chłopak ponownie uśmiechnął się mimo bólu, ale nie na długo, gdyż przerwał mu to trzask łamanej kości i jego krzyk. Jego ręka zwisała bezwładnie po tym, jak przed chwilą wygięła się w inną stronę niż powinna.
Spojrzałem na Hanami, która w skupieniu przyglądała się mężczyźnie. Czy to, co on mówił, to prawda? Nie byłem pierwszym, któremu Hanami się oddała? Ona nie była moją pierwszą… ale jednak nie mogłem znieść myśli, że to nie ja byłem pierwszy. I jeszcze to, co powiedział mi chłopak, wiedząc, że siedzę mu w głowie. W tym samym czasie, gdy proponował Hanami zostanie z nim. Wkurzał mnie i najchętniej bym go zabił, w szczególności za te słowa.
Wysłałem kolejny impuls do głowy chłopaka, a Hanami zapewne złamała mu jakieś żebro, ponieważ zaczął krztusić się krwią.
Uśmiechnąłem się podle i dla zabawy zaatakowałem go kartkami, które porozcinały mu ciało. Dziewczyna w pakiecie złamała mu nogę, po czym go puściła, a ten upadł na podłogę z głośnym hukiem.
Podeszłem do niego wolnymi krokami i pochyliłem się nad jego wymęczonym ciałem. Podniosłem mu głowę, uniosłem opadającą powiekę i wysłałem kolejny impuls. Krzyknął głośno w wyniku czego się zakrztusił i zapluł mi rękę swoją krwią. Spojrzałem na niego zniesmaczony i uniosłem rękę, mając zamiar go uderzyć, lecz przerwał mi jego cichy szept.
-Stop! Oddam nawet w tym tygodniu, tylko przestańcie.
Uśmiechnąłem się i poklepałem go po policzku.
-I można? Powiedzmy, że ci uwierzymy. Następnym razem będziesz miał z Kakuzu do czynienia i nie będzie taryfy ulgowej – powiedziałem.
Wstałem, odwróciłem się w stronę drzwi i powoli ruszyłem w ich kierunku. Hanami zrobiła to samo. Podała mi chusteczkę i wytarłem w nią zakrwawioną dłoń. Za plecami usłyszeliśmy jeszcze jego przekleństwa szeptane w naszym kierunku. Nazywał nas demonami, potworami i diabłami zaprzedanymi Jashinowi.
To ostatnie mnie rozwaliło. Różnie mnie nazywano, ale takiego przydomka to się nie doczekałem.
Wyszliśmy z budynku i zaczęliśmy się kierować z powrotem w stronę organizacji, gdy Hanami skręciła nagle w jakąś uliczkę. Poszedłem za nią i zauważyłem, że znajdowaliśmy się pośrodku targu.
Dziewczyna, jakby nie przejmując się tym, że paraduje po wiosce w stroju Akatsuki, ruszyła w uliczkę pełną straganów. Od niechcenia poszedłem za nią.
Zatrzymała się przy stoisku piekarza, którego wypieki było czuć na początku alejki. Przyglądałem się jej jak uważnie lustruje pieczywa, by nagle zatrzymać wzrok na bułkach nadziewanych mięsem i fasolą. Zauważyłem, jak lekko się uśmiecha. Przeniosła wzrok na przestraszonego piekarza i zamówiła po dwie bułki obu rodzajów.
Sprzedawca z przerażeniem spojrzał na nas i, trzęsącą się ręką, zaczął pakować zamówione pieczywo. Niepewnie przekazał pakunek Hanami i szybko cofnął rękę. Jednak dziewczyna szybko ją złapała i, ku zdziwieniu piekarza, wysypała na nią wyliczoną ilość jenów. Mężczyzna spojrzał na pieniądze, a następnie na Hanami i zaczął jej dziękować, kłaniając się nisko.
Dziewczyna wzięła bułki i bez słowa zaczęła kierować się w sobie tylko znanym kierunku. Zrównałem z nią krok, a ta podała mi jedną z bułek. Zacząłem ją powoli jeść. Pieczywo rozpływała mi się w ustach, przypominając o uśpionym głodzie, przez co z uwielbieniem wgryzałem się w kolejne kawałki.
Nagle Hanami znów się zatrzymała, a jej wzrok padł na iskrzącą się w promieniach słońca biżuterię. Skierowałem wzrok na rzecz, w którą wpatrywała się jak zaczarowana.
Była to para srebrnych kolczyków. W srebrnej obróbce osadzony był mały niebieskawy kryształ, który rozświetlał swym blaskiem cały kolczyk. Z tyłu przytwierdzono do niego trzy małe piórka również o niebieskawym kolorze. Całość rozświetlona blaskiem kryształku tworzyła nawet bardzo ciekawy efekt.
Spojrzałem na zaczarowaną urokiem kolczyków twarz Hanami i uśmiechnąłem się.
-Nie wiedziałem, że podobają ci się takie rzeczy – powiedziałem.
Obrzuciła mnie zimnym spojrzeniem.
-Myślałeś, że lubię patrzeć tylko na bronie i zabójcze ostrza?
-Mniej więcej – zażartowałem.
-Powinieneś wiedzieć, że ja nie lubię zabijać. Robię to tylko dlatego, że musze. Do organizacji wstąpiłam po siłę – odpowiedziała zimno, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Wpatrywałem się w owe kolczyki, aż nagle usłyszałem czyjś głos. Podniosłem wzrok i zauważyłem przed sobą starszą pani. Wzięła biżuterię w ręce i spojrzała na mnie.
-Kochasz ją, prawda? To widać po tym, jak na nią patrzysz. Ona na pewno też cię kocha, dlatego chce, byś znał ją od innej strony, nie tylko tej mrocznej. Po za tym wybrała bardzo ładne kolczyki. Wiesz… to jest specyficzna biżuteria. Otóż wystarczy, że wprowadzisz w nią trochę swojej czakry i ona swojej. To są kolczyki miłości, potocznie nazywane Kolczykami Przysięgi. To w sumie jest swego rodzaju przysięga i sto razy lepsza niż ślub. Wystarczy, że będzie je nosić, a kolczyki zapewnią jej, że żyjesz. Bo razem z tobą umarłaby czakra w nie wprowadzona - powiedziała i wręczyła mi kolczyki, – Idź, Papierowy chłopcze… goń ją – dodała.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Tak na mnie mówił tylko klan jaszczurek i moja niania w Ame. Staruszka uśmiechnęła się do mnie i nagle zniknęła równie szybko jak się pojawiła, wcześniej szepcząc jeszcze:
-Goń ją.
Ruszyłem pomiędzy alejki w celu odnalezienia dziewczyny i nie zajęło mi to dużo czasu. Stała przy stoisku z broniami i targowała się o coś ze sprzedawcą, który niestety był na przegranej pozycji.
Podszedłem bliżej, gdy płaciła mu należną kwotę, po czym szybko schowała mały pakunek.
-Idziemy? – spytała swoim zimnym głosem, który ja jednak kochałem. Bo wiedziałem, że gdyby mogła, to byłby on pełen emocji.
-Tak – przytaknąłem.
Wolnym krokiem opuściliśmy rynek, by wkrótce minąć mury wioski. Nie interesowałem się, dlaczego nie zatrzymało nas ANBU czy coś w tym rodzaju, nie obchodziło mnie to, bo wiedziałem dlaczego…
Ten skurwiel… kochał Hanami. Powiedział mi to w trakcie naszej rozmowy. Wyszeptał mi to w swoich myślach dodając jeszcze:
„Ty jesteś potworem, ona nie jest dla ciebie, demonie.”
I to zdanie chyba najbardziej mnie zdenerwowało… bo zdałem sobie sprawę z tego, że ma rację. Zacisnąłem dłoń w pięść i bez słowa ruszyłem za dziewczyną.
Odeszliśmy spory kawałek od wioski i powoli zapadła noc. Spojrzałem na dziewczynę, w której oczach odbijało się zmęczenie i przypomniałem sobie o jej ranie. 
-Przenocujemy tutaj – powiedziałem.
Dziewczyna z niechęcią siadła na ziemi. Weszłam między drzewa i nazbierałem chrustu, by następnie rozpalić go za pomocą Katona. Siadłem przy Hanami i kazałem jej zdjąć płaszcz, by przybandażować jej ranę. Nie wyglądała źle, ale jednak wolałem by nie wdało się zakażenie.
-Mam coś dla ciebie – wyszeptała cicho dziewczyna.
Znikąd w jej ręce pojawił się niewielki pakunek, który mi podarowała. Zainteresowany rozdarłem papier i zauważyłem katanę. Wykonana była z dobrze wyważonych materiałów i idealnie układała się w ręce. Uśmiechnąłem się w podziękowaniu do dziewczyny.
-Ona działa jak moja ręka – powiedziała. – Możesz tam zamagazynować nieograniczoną ilość czakry, która może ci się kiedyś przydać.
-Dziękuję… Też coś dla ciebie mam – rzekłem.
Wyciągnąłem opakowanie z kolczykami i położyłem je sobie na dłoni. Oczy dziewczyny zaświeciły na widok biżuterii. Idąc za radą staruszki wysłałem w nie trochę swojej czakry, a te pojaśniały lekko. Powiedziałem dziewczynie, by zrobiła to samo i wytłumaczyłem ich historię. Nie czekając długo założyła je i przytuliła się do mnie w ramach podziękowania. Chwilę później leżeliśmy na trawie, ogrzewani ogniskiem i powoli zasypialiśmy.

        
Znajdowaliśmy się już przed organizacją i powoli zaczęliśmy wchodzić na powierzchnię jeziora. Całą dzisiejszą podróż powrotną byłem zdenerwowany, a po głowie wciąż chodziły mi słowa chłopaka. Shi wiercił się niemiłosiernie, a ja miałem wrażenie, że jeśli czegoś za chwilę nie rozwalę, to wybuchnę.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona i dopiero wtedy zauważyłem, że powoli zacząłem się przemieniać. Shi przejmował nade mną kontrolę, a ja powoli traciłem panowanie nad swoim ciałem. Tyle lat życia w harmonii, by znów mu się poddać… a wszystko przez tego głupiego chłopaka.
        
         ***

Tori przemienił się już prawie całkowicie, a ja nie za bardzo wiedziałam, co mam robić. Niewiele myśląc, chwyciłam kunai i ruszyłam na niego. Jednak on był szybszy. Nawet nie wiem kiedy przeleciałam przez pół jeziora i uderzyłam w jego twardą powierzchnię. Na szczęście udało mi się uchronić przed wpadnięciem do niego. Podniosłam się, lecz chłopak już był przy mnie. Złapał mnie za szyję i zaczął podnosić do góry. Spojrzałam w jego oczy i zauważyłam szaleństwo… i wiedziałam, że mimo wszystko muszę mu pomóc.
Powoli traciłam kontakt ze światem przez brak powietrza, lecz ostatkami sił zmusiłam się do rzeczy, którą unikałam przez cały czas. Jednak wiedziałam, że od tego nie ucieknę.
Uaktywniłam Nonegana i sparaliżowałam chłopaka.
Rozluźnił uścisk, a przemiana powoli zaczęła się cofać. Oddychałam głęboko. Zaczęła mnie boleć głowa i upadłam na taflę wody, resztkami sił powstrzymując się przed wpadnięciem do niej. Tori mimo paraliżu również się jakoś trzymał, być może przez to, że przemiana nie cofnęła się całkowicie. Krzyknęłam głośno, gdy ból się nasilił. Próbowałam dezaktywować Nonegana, lecz nie udawało mi się to. Zaczęło mi się ściemniać przed oczami i poczułam, jak wpadam do wody. Ostatnim, co zobaczyłam, było ciało chłopaka, które z pluskiem wpadło w jezioro.

***

Głośny huk rozniósł się po całej jaskini, dlatego wszyscy wybiegliśmy na zewnątrz. Zauważyliśmy dwie postacie na jeziorze w płaszczach Akatsuki. Jedną z nich na pewno była Hanami… drugą natomiast był Tori… przemieniony w swego demona. Jedną ręką unosił Hanami, dusząc ją. Następnie rozluźnił uścisk, a przemiana zaczęła się cofać. Po okolicy rozniósł się głośny krzyk i dziewczyna opadła na kolana. Ruszyliśmy biegiem razem z Sasuke, gdy zauważyliśmy, że powoli zaczynają wpadać do wody. Szybko przemierzyliśmy dzielącą nas odległość i z rozbiegu wskoczyliśmy do wody. Ja zanurkowałem po swojego syna, Sasuke natomiast po dziewczynę.

1 komentarz:

  1. Ale się dzieje w tym rozdziale :D
    No to tak:
    Fajne opisałaś te ich walki, Hanami no jutsu jest świetne, a to co się potem działo *.* genialne!
    Super strasznie mega romantyczna sprawa z kolczykami, też chce takie ;3
    Tylko, że.. jak Tori teraz odejdzie przez słowa tamtego dupka i to, że ją zaatakował to kogoś chyba zabije ;c

    OdpowiedzUsuń