Przeklęłam siarczyście, widząc że znowu mi się wymknął. Zniknął między
drzewami, pędząc slalomem wśród ich pni. Westchnęłam cicho i ponowiłam gonitwę.
Jedynym, co udało mi się zobaczyć pomiędzy kępami zielonych liści, były
końcówki jego ciemnych włosów. Przeskakiwałam z drzewa na drzewo z uśmiechem na
ustach, widząc że powoli słabnie. Zauważyłam jego nerwowe oglądanie się na
wszystkie strony, więc ukryłam się jeszcze bardziej wśród liści. Widziałam jak
ufnie opiera się o pień, odpoczywając po nieustannym, kilkugodzinnym biegu. Z
demonicznym uśmiechem na ustach, przesunęłam się na gałąź nad nim. Przymknęłam
powieki i wzięłam głęboki wdech, by uspokoić przyspieszony oddech. Uchyliłam
je, chcąc zeskoczyć z drzewa i uśmiercić go jednym ciosem, lecz jedyne, co zdołałam
zauważyć to czerń. Otaczała mnie wszechobecna ciemność. Zdziwiona zrobiłam krok
do tyłu i poczułam, że moja noga ześlizguje się z gałęzi, ciągnąc mnie za sobą.
Spadałam. Lecz nie nastąpiło uderzenie. Nie nastąpiło nic. Utknęłam we
wszechobecnej nicości, a jedyne co mogłam robić to krzyczeć.
***
Zauważyłam jak Hanami nerwowo
mruga powiekami, po czym energicznie się podnosi. Jej ręce odruchowo lądują na
oczach. Z przerażeniem dotyka ich opuszkami palców, jakby zapomniała o tym, że
nie widzi i chciała sprawdzić, czy nie ma na nich przepaski. A może to miało
związek z jej snem. Podsunęłam się do niej i oparłam ją o siebie. Była to dość
komiczna sytuacja, gdyż to zawsze ja byłam tą pocieszaną, tą zagubioną… tą
słabszą. Białowłosa była wspaniałym shinobi. Z wrodzonym talentem do tego,
który odziedziczyła po ojcu. Ale cała jej siła polegała głównie na jej oczach.
Przez wiele lat treningu, one były jej główną bronią. Niezbędnym elementem
walki. To dzięki nim zasłynęła… A bez nich była bezbronna. Ja zawsze byłam
pogodzona z możliwością stracenia wzroku… Z moim kekkei genkai, bez
odpowiednich operacji, z czasem do tego dochodzi. Ojciec przygotowywał mnie
latami, podczas ślepych treningów, do obchodzenia się bez nich. Ona jednakże
nie była na to przygotowana, nie miała treningów. To stało się nagle i w jednym
momencie straciła swą główną broń… jeden, z niezbędnych jej do walki, zmysłów.
- Aanami? – spytała niepewnie.
- Tak, to ja. Itakoi jeszcze
nie wrócił, więc czekamy na niego w umówionym miejscu. Wszystko jest w porządku
– odpowiedziałam, nim zdążyła zadać pytania.
- Amaterasu. Użyłaś go –
powiedziała po chwili milczenia.
- Tak, przywołałam piekielne
płomienie.
- Przepraszam – rzekła nagle.
Instynktownie na nią
spojrzałam, chcąc wyrazem twarzy, przekazać jej swoje pytanie. Dopiero po
chwili zrozumiałam, że nie jest w stanie go dostrzec. Uświadomiłam sobie, że ja
też nie przygotowana na to, że ona nagle straci wzrok. To było coś nowego… Coś
niespodziewanego.
- Za co? – zapytałam.
- Byłam przejęta sobą. Tylko ja
i ja. Zupełnie zapomniałam o tobie. Oddaliłyśmy się przeze mnie, przez mój
egoizm. Ty aktywowałaś Mangekyō Sharingana, a ja nic o tym nie wiedziałam.
Jestem okropna… Zawsze byłam złą siostrą.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Przesadzasz. Owszem
oddaliłyśmy się od siebie, ale to nie tylko twoja wina. Zobacz, jak wiele stało
się w twoim życiu. To było dla ciebie coś nowego i musiałaś uporać się z tym
sama. Nie mogłam ci w żaden sposób pomóc. Dla mnie pobyt w organizacji też był
czymś zgoła innym, od tego, do czego przywykłam i sama również musiałam sama
stawić temu czoła. Obie się zmieniłyśmy, Hanami. Zmieniły się nasze wartości i
cele. Ale wciąż jesteśmy siostrami. Ja zawszę będę mogła polegać na tobie, tak
jak ty na mnie. To się nigdy nie zmieni.
Przytuliłam ją mocniej do
siebie, dając jej znak, że zakończyłam monolog. Ale ona nie reagowała. Co
udowodniło mi, że nie przekonałam jej co do swoich racji, nie uspokoiłam jej
cierpienia wywołanego faktem, iż oddaliłyśmy się od siebie.
- Pamiętasz, jak byłyśmy małe?
Miałyśmy może sześć lat, może mniej. To było w pierwszych dniach uczęszczania
do Akademii. Ojciec odprowadził nas praktycznie pod same drzwi budynku, mimo iż
wystraszył tym wszystkie dzieciaki. Powiedział nam: „Jeżeli ktoś będzie wam
dokuczał, to ty Aanami bronisz Hanami, tak jak ona ciebie”. I miał rację, wiele
dzieciaków nam docinało. W końcu byłyśmy dziećmi mordercy. Kilka dni później
pewien chłopak, nawet nie pamiętam jak miał na imię, zaczął mnie popychać i
straszyć. Byłam wtedy przerażona, bo mimo iż miałam aktywowanego Sharingana, to
bałam się go użyć, nie chcąc mu robić krzywdy. Lecz ty nagle podbiegłaś do
niego, złapałaś za koszulę i rzuciłaś na ziemię. Powiedziałaś: „Ten kto
zadziera z jedną z nas…”
- …zadziera również i z drugą –
dokończyła opowieść Hanami.
- Właśnie. Od tamtej pory, nikt
nie odważył się mnie zaczepić. Przerażałaś inne dzieci swoim tajemniczym
zachowaniem i brakiem emocji. Jednakże zawsze stawałaś w mojej obronie. Zarówno
wtedy, jak i podczas egzaminów, mimo iż byłyśmy w innych grupach. Nie jesteś i
nie byłaś złą siostrą. Broniłaś mnie cały czas, przed różnymi zagrożeniami. Teraz
pozwól mi ochronić ciebie.
Poczułam jak Hanami wysuwa się
z mojego uścisku. Spojrzała na moją twarz niewidzącymi nic oczami i uśmiechnęła
się, dając mi tym samym znać, że przyjmuje moją pomoc, jakakolwiek by ona nie
była.
- Więc co z tym Mangekyō
Sharinganem? – spytała nagle.
- Och, to było okropne. Pomogli
mi w tym Sasuke z Peinem. Podczas, gdy Pein siedział mi w głowie i wyciągał z
pamięci coraz to gorsze wspomnienia, łącznie ze śmiercią matki, to Sasuke
wprowadził mnie w genjutsu i pokazywał co raz to nowsze sceny. Związane ze
śmiercią twoją, ojca jak i Itakoiego. Po tym wszystkim, przez tydzień nie
mogłam dojść do siebie i rozpoznać, co było rzeczywistością, a co wymysłem
Sasuke. Ty wtedy byłaś przez kilka dni na treningu z Kisame i Torim, co wcale
nie ułatwiało mi dojścia do siebie. Mimo wszystko, cierpienie związane z tym,
że musiałam patrzeć na coraz to wymyślniejsze sceny śmierci moich najbliższych,
przeplatane fragmentami z mojej pamięci i ten cały ból, gdy nie mogłam dojść do
siebie, aktywował Mangekyō Sharingana. Jestem drugim przypadkiem, który
aktywował go bez zabijania przyjaciela. Co prawda nie mieliśmy pewności, czy
ten cały eksperyment się powiedzie, jednakże udało się nam. A później Sasuke
uczył mnie wszystkich znanych mu technik, jedna po drugiej. Ćwiczył ze mną nowe
kekkei genkai i na nowo uczył je opanowywać. Była to żmudna i trudna praca –
powiedziałam.
- Ale teraz jesteś silniejsza.
Pewnie byś ze mną wygrała w pojedynku – rzekła.
- No nie wiem, ja też nie znam
twoich nowych możliwości. Nie wiem, co teraz kryje w sobie twój Nonegan. Ale
można by to sprawdzić – odpowiedziałam.
- Jedynym, co w sobie kryje
jest śmierć, ból, a teraz również ślepota. Z tego, co zdążyłam zauważyć,
straciłam wszystkie jego możliwości, oprócz zabijania. A z nowych umiejętności
nie mogę skorzystać bez obecności Toriego – powiedziała.
Westchnęłam cicho.
- Daj, przebadam ci jeszcze raz
te oczy – rzekłam.
Skrzywiła się lekko, jednakże
dała się po raz kolejny wprowadzić w stan snu. Położyłam oświetlone zieloną
chakrą dłonie na jej powiekach, by po raz kolejny utwierdzić się w przekonaniu
o fatalnym stanie jej oczu. Nerw wzrokowy, przesyłający informację do mózgu,
był poważnie uszkodzony. Pręciki jak i czopki, umieszczone w siatkówce, również
nie były w dobrym stanie, jednakże o niebo lepszym niż nerw. Wystarczyłaby
niedługa operacja i wróciłyby do właściwego stanu. Jednakże odbudowanie nerwu,
zaliczało się do tych trudniejszych i dłuższych operacji. Żadnej z nich nie
mogłam jednak wykonać, bez odpowiedniego sprzętu, a w organizacji takiego nie
było. Nawet jeżeli udałoby mi się go zdobyć i wykonać tę operację, to i tak nie
ma stuprocentowej pewności, że Hanami odzyska wzrok lub czy będzie on tak
sprawny jak wcześniej.
Westchnęłam cicho i odsunęłam
dłonie od jej oczu. Wszystko poszło nie tak. Najpierw za szybkie zabójstwa,
potem ucieczka, uwolnienie ogni piekielnych, a teraz jeszcze Itakoi nie wraca.
A na dodatek moja bliźniaczka straciła wzrok. Można by powiedzieć, że nic
gorszego nie może mnie już spotkać, jednakże wiedziałam, że los lubi płatać
figle i mogę się spodziewać kolejnych niespodzianek.
Usłyszałam, że ktoś się zbliża,
więc szybko naprężyłam wszystkie mięśnie, by w odpowiednim momencie zaatakować.
Postać była coraz bliżej naszego schronienia, gdy usłyszałam, że jej kroki są
zniekształcone. Zupełnie jakby zbliżało się do nas zwierzę. Rozluźniłam powoli
mięśnie, mając nadzieję, że się nie pomyliłam. Nie włączałam Sharingana, gdyż
nie chciałam go zbytnio nadużywać. Co jak co, ale wizja oślepnięcia nie była
kusząca, mimo iż byłam na to przygotowana.
Kroki coraz bardziej zwalniały,
aż w końcu ich dźwięk ucichł. Zakładałam więc, że postać się zatrzymała. Nagle
kępy roślinności, które zakrywały dostęp do naszej kryjówki, odsunęły się, a do
środka weszła postać czarnowłosego. Odetchnęłam z ulgą.
- Cześć, wybacz spóźnienie -
powiedział Itakoi - musiałem skontaktować się z Peinem i powiedzieć, że mamy
zwój. Wracamy jutro, gdyż właśnie pada. Co prawda deszcz skutecznie
zamaskowałby nasze ślady, lecz nie uśmiecha mi się ponowne przemakanie do
suchej nitki - dodał.
Nagle z jego ubrań zaczęła
unosić się para, gdy suszył ją za pomocą jednego ze słabszych katonów.
- Co z nią? – zapytał,
spoglądając na niespokojnie śpiącą białowłosą.
- Ona... oślepła -
powiedziałam.
Chłopak przerwał suszenie i
spojrzał mi poważnie w oczy.
- Nonegan? - spytał.
Przytaknęłam, a on głośno
westchnął.
- Potrzebuje specjalistycznego
sprzętu lekarskiego, by przeprowadzić operację, która może uzdrowić jej wzrok,
jednakże... może mi się to nie udać. W każdym bądź razie muszę mieć salę
operacyjną; z tego, co wiem w organizacji można by było zorganizować coś na jej
kształt, ale jakoś wątpię w sterylność kamiennych pomieszczeń.
- Pójdziemy do Ame. Właśnie
miałem mówić, że ojciec kazał nam tam iść, gdyż on sam się tam znajduje.
Uśmiechnęłam się z ulgą. W Ame
Pein szybko zorganizuje potrzebny sprzęt i szybciej będę mogła przeprowadzić
operację, która jest niezbędna by białowłosa odzyskała wzrok.
Usłyszałam krzyk, który
dobiegał ze strony bliźniaczki. Spojrzeliśmy na nią, by zobaczyć jak ta, z
wrzaskiem na ustach, energicznie podnosi się z posłania. Po raz kolejny jej
dłonie automatycznie powędrowały na oczy, w poszukiwaniu opaski, której tam nie
było.
- Hanami? - spytał Itakoi,
zmartwionym głosem.
- Wszystko w porządku, to tylko
te sny - powiedziała głęboko oddychając, by uspokoić przerażone serce i szybki
puls.
Następnego dnia wyszliśmy z
pnia drzewa i ruszyliśmy w drogę do Ame. Szliśmy spacerkiem, ostentacyjnie
szeleszcząc płaszczami Akatsuki. Mimo iż bardzo nam się spieszyło, to nie
zwiększaliśmy tempa. Po pierwsze, ze względu na chwilową niemoc Hanami, która
bez pomocy naszej i Anby wywróciłaby się kilkanaście razy, a po drugie, ze
zwykłego wyczerpania. Ostatnie dni były bardzo szybkie i energiczne, oraz
kosztowały nas wiele chakry, która nie zdążyła się całkowicie
zregenerować.
Przeszliśmy kilka kilometrów,
gdy Hanami znów prawie się wywróciła. Rzuciła pod nosem wiązankę przekleństw i
odwróciła się do nas plecami. Zauważyłam, jak wyjmuje kunaia i przejeżdża nim
po wewnętrznej stronie dłoni. Złożyła pieczęcie i dotknęła zakrwawioną ręką ziemi,
po której natychmiastowo rozeszły się czarne symbole. Anbā zamachała radośnie
łuskowatym ogonem, jakby na powitanie. Nagle z pieczęci na ziemi wyłoniły się
kłęby pary. Hanami odsunęła się energicznie od znaków i zachwiała, jakby z
upływu krwi. Mała jaszczurka zapiszczała i podbiegła do białowłosej. Dotknęła
jej dłoni języczkiem, a rana natychmiastowo się zasklepiła. Moja siostra
nabrała kolorów i pewnie stanęła na nogach, uśmiechając się z podziękowaniem do
bursztynowej jaszczurki. Nagle kłęby pary opadły i ukazał się naszym oczom
wielki jaszczur.
- Witaj - powiedziała
białowłosa.
- Witaj - odrzekł jaszczur,
oblizując pysk jęzorem.
Wtedy zrozumiałam, że Hanami
przywołując go, oddała mu jednocześnie dużo swojej krwi, jako zapłaty za ich
usługi. Czyżby jaszczury żywiły się jej krwią? A reakcja Anby? Ona ją uleczyła.
Umowa między bliźniaczką a summonami jest niezwykle tajemnicza.
- Potrzebuje twojej pomocy.
Zapewne dotarła już do was wiadomość, że oślepłam. Pragnę, żebyś zawiózł mnie
na swoim grzbiecie do Ame.
Jaszczur mruknął coś
niezrozumiale, wysuwając swój długi język. Ale o ile ja tego nie zrozumiałam,
to białowłosa wiedziała, o co mu chodzi, aż za dobrze.
- Ofiara była wystarczająca.
Zabrałeś dużo mojej krwi, więcej niż ustalone jest w umowie. Rozumiem jednakże,
że miałeś zapotrzebowanie na więcej energii. Może i ugodzi to twoją dumę, jako
wysoko ustawionego jaszczura w hierarchii waszego gatunku, wykonując moją
prośbę, ale sam zaproponowałeś mi swoją służbę. Więc pomóż mi... Proszę.
Jaszczur ponownie mruknął coś
gniewnie, wysuwając swój długi język. Hanami uśmiechnęła się zwycięsko i
wsiadła na jego grzbiet.
- Idziemy dalej?- spytała,
zwracając niewidzące oczy w naszym kierunku.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Takie rozwiązanie znacznie przyspieszy podróż. Poczułam mrowienie na plecach -
znak uwalnianej energii, zauważyłam, że Itakoi po raz kolejny zmienił się w
zwierzę - wielkiego tygrysa. Spojrzał na mnie swymi ciemnymi oczyma, a ja
wiedziałam, o co mu chodzi. Wdrapałam się na jego umięśniony grzbiet, a on
wystartował ścigając się z wielkim jaszczurem Hanami.
Gdy słońce schowało się za
horyzontem, wjechaliśmy w deszczowe lasy Ame. Poruszaliśmy się bezszelestnie
wśród roślinności Deszczu, mknąc ku jego głównemu miastu. Po kilku godzinach
nocnej podróży, co zadawało się nie przeszkadzać ani Tygrysiemu Itakoiemu, ani
jaszczurowi Hanami, zauważyliśmy przed sobą dziwne zabudowania Amegakure.
Zeszłam z Itakoiego, który błyskawicznie przemienił się z powrotem, a
białowłosa odwołała swojego gada, po tym jak Anbā się z nim pożegnała.
Ruszyliśmy w stronę zabudowań
moknąc do suchej nitki przez nienaturalny deszcz. Czarnowłosy szedł przodem,
gdyż lepiej się orientował w tym mieście i tylko on wiedział, jak wejść do
budynku, w którym znajduje się Bóg. Przechodziliśmy tunelami, ciągnącymi się na
całym obszarze Ame. Itakoi co chwila skręcał w ich odnogi, nie zastanawiając
się nawet, czy się nie zgubi. Jak prawdziwy mieszkaniec tego miasta.
Po kilku minutach ciągłych
zwrotów i niekończących się, nieoświetlonych tuneli, wyszliśmy z ich betonowych
objęć i stanęliśmy przed wysokim budynkiem. Była to siedziba godna Boga. Mimo
obdrapanych i starych ścian biła od niej duma... wzbudzająca w przechodniach
przerażenie. Itakoi wytłumaczył nam, że przed panowaniem Peina, znajdowało się
tam więzienie. Teraz nikt tu nie przychodzi. Podobno zapomniano nawet o drogach
do tego miejsca. Nic dziwnego, że właśnie tutaj, w tym odludnym i przerażającym
miejscu, znajduje się siedziba Boga.
Spojrzałam na spokojną i
kamienną twarz Hanami. Z uwagą wsłuchiwała się w głos małej jaszczurki, która
opisywała jej ten budynek. Zaczęliśmy podążać w stronę gmachu, by chwilę
później zniknąć w jego progach.
Czarnowłosy zaprowadził nas na
klatkę schodową, kierując się na wyższe kondygnacje. Ruszyłyśmy za nim. Schody
ciągnęły się w nieskończoność, a zakurzone stopnie wskazywały, że od bardzo
dawna nikt tam nie chodził. Kilkadziesiąt minut później, opuściliśmy klatkę
schodową, by następnie kierując się starymi korytarzami, zbliżyć się do
pomieszczeń zajętych przez Boga. Ominęliśmy drzwi, na których plastikowymi
literami, z wyblakłymi kolorami, napisane było "Itakoi & Tori".
Zakładałam więc, że wcześniej przebywając w Ame, mieszkali w tym pokoju. To nie
wyglądało na dobre miejsce do wychowywania dzieci, nawet do mieszkania z nimi
tutaj. Stare więzienie, pełne wspomnień o cierpiących i umierających tam
ludziach, było jedynie dobrą kryjówką dla kogoś wpływowego, kogoś kto nie
pragnie się ujawniać. Boga... i jego Anioła.
Zatrzymaliśmy się przed
ostatnimi drzwiami, spod których biła łuna światła. Itakoi zapukał i
energicznie otworzył drzwi, nim jeszcze usłyszał "Proszę". O dziwno
nic nie poszybowało w naszym kierunku. Zauważyliśmy Peina w swojej osobie,
wygodnie rozwalonego na fotelu, z głową podtrzymywaną przez zgiętą w pięść
dłoń.
- Witajcie - powiedział.
Kiwnęliśmy głowami i bez
zaproszenia legliśmy na fotelach.
- Widzę, że jesteście zmęczeni.
Zaraz dostaniecie coś do jedzenia, a potem odpoczniecie. Itakoi, zwój. Aanami,
napisz mi listę rzeczy, których potrzebujesz. Hanami... porozmawiamy później. A
teraz wypocznijcie i witajcie na moich włościach. Pięknie tu, prawda?
Niechętnie przytaknęłam, nawet
nie próbując go zrozumieć. Lider podniósł się z fotela, a my razem z nim, by
chwilę później ruszyć za nim w stronę naszych tymczasowych pokoi.
- Zrobiłem z tego budynku
kryjówkę, nie tylko dla siebie, ale również dla moich podwładnych, gdy znajdują
się w Ame; co jak widzieliśmy po schodach, nieczęsto następuje. A oto wasz
pokój, dziewczyny. Jedzenie zaraz przyniesie mój klon, sam je nawet dla was
przygotuje, więc bądźcie wdzięczne. Nie ma tu nikogo, prócz naszej czwórki -
powiedział i odszedł na bok razem z Itakoim.
Hanami niepewnie otworzyła
stare, drewniane drzwi, które zareagowały na jej czyn głośnym skrzypieniem.
Weszła do pokoju i stanęła na środku, uważnie przysłuchując się słowom
wypływającym z pyska summona. Zrobiła niepewnie jeden krok i wpadła na krzesło.
Warknęła przekleństwo pod nosem, a jaszczurka zapiszczała, jakby w obronie.
Odwróciłam się w stronę, w którą poszedł Itakoi z Peinem.
Czarnowłosy stał sam z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, wpatrując się uważnie w drzwi przed sobą.
Niepewnie położył dłoń na klamce, nacisnął i popchnął. Wypuścił z ulgą
powietrze z płuc i powoli wszedł do pomieszczenia. Zaintrygowana jego
zachowaniem poszłam w jego ślady i chwilę później stałam za jego sylwetką w
nieoświetlonym pokoju.
- Był tu - powiedział,
wskazując na pozostawiony w nieładzie pokój.
Na podłodze leżały opakowania
po obiadach na wynos, w kącie kilka pogiętych map, a całości dopełniały
niepościelone łóżko i porozrzucane męskie ubrania. Pokój wyglądał na opuszczony
w pośpiechu, jakby ten, kto tu mieszkał, nie chciał, by wykryto jego obecność.
- Tori... był tu. Niedługo po
zniknięciu Hanami i powrocie ojca do Akatsuki. Znalazłem go tutaj, gdy wysłano
mnie na jakiś czas do wioski, bym ją kontrolował. Ukrył się tutaj, gdy tylko z
Ame zniknął nienaturalny deszcz. Ale nie wiem gdzie później poszedł, nie wiem
gdzie teraz jest. A Lider i tak się dowiedział, że tutaj był. Sam odwiedził ten
pokój, sam go szukał. To trochę dziwne, jak to, że wrócił akurat wtedy gdy
zniknęli Hanami i Tori. Co on knuje? - mówił.
- Ja...
- Wiem, nie wiesz. Ale Tori się
chyba czegoś domyślał. Mówił, że mutacja ściągnie na Hanami niebezpieczeństwo,
że on Go do niej zaprowadzi. Że sam musi zniknąć. Ale nie powiedział mi, kim
jest ten Ktoś. Wspomniał, że Pein coś o nim wiedział i że próbował go ostrzec
jak odchodził.
- Nic mu nie jest. Nie martw
się - powiedziałam, kładąc dłoń na jego ramieniu. Odwrócił się do mnie i
przyciągnął do siebie, zamykając w swym uścisku.
- Hanami planuje to zrobić?
Chce o nim zapomnieć?
- Tak - powiedziałam.
- Dobrze zrobi. Może wtedy
cofnie się mutacja i ten Ktoś przestanie jej zagrażać. A Tori będzie mógł
bezpiecznie wrócić do organizacji.
- A ona zapomni o cierpieniu -
przytaknęłam.
Oboje stwierdziliśmy, że lepiej
będzie, jeśli zapomni o nim, gdy ich drogi się rozejdą. Najwyraźniej nie dane
im było być razem. Nie pasują do siebie.
Wyszliśmy z pokoju. Skierowałam
się do pomieszczenia, gdzie znajdowała się Hanami. Zauważyłam jak delikatnie
rozwija małą, starą karteczkę i przejeżdża po niej palcami, jakby chciała się
zapoznać z jej zawartością. Jednakże brak zmysłu widzenia skutecznie jej to
utrudniał.
- Hanami? - powiedziałam,
wchodząc do pomieszczenia.
Ta energicznie zapieczętowała kartkę. Odezwała się dopiero, gdy chmura dymu się ulotniła.
Ta energicznie zapieczętowała kartkę. Odezwała się dopiero, gdy chmura dymu się ulotniła.
- Tak?
- Zbadam Cię po raz kolejny,
dobrze?
- Niech będzie - odpowiedziała
bez entuzjazmu.
- Ej... Hanami, kiedy wykonasz
pieczętujące jutsu?
- Jak będę gotowa, jeszcze nie
czas na to. Ale jak to zrobię, to ty pierwsza się o tym dowiesz - powiedziała.
Przytaknęłam ruchem głowy, mimo
iż wiedziałam, że tego nie zauważyła. Wprowadziłam ją ponownie w stan śpiączki
i ostrożnie przywołałam zieloną chakrę, by powoli zacząć badać jej oczy. Jej
powieki drgały nerwowo, gdy niewielką ilością energii delikatnie naprawiałam
mniejsze uszkodzenia. Stan jej oczu był poważny, ale wiedziałam, że dam radę go
naprawić. Musiałam. Bo bez oczu nie będzie w stanie się bronić przed tym, o
którym mówił Tori. Tym, którego on ma niby do niej doprowadzić.
***
Przeklęłam siarczyście, widząc że znowu mi się wymknął. Zniknął między
drzewami, pędząc slalomem wśród ich pni. Westchnęłam cicho i ponowiłam gonitwę.
Jedynym, co udało mi się zobaczyć pomiędzy kępami zielonych liści, były
końcówki jego ciemnych włosów. Przeskakiwałam z drzewa na drzewo z uśmiechem na
ustach, widząc że powoli słabnie. Zauważyłam jago nerwowe oglądanie się na
wszystkie strony, więc ukryłam się jeszcze bardziej wśród liści. Widziałam jak
ufnie opiera się o pień, odpoczywając po nieustannym, kilkugodzinnym biegu.
Wiedziałam, co zaraz się stanie. Będę się rozkoszować chwilą przed zabójstwem,
przymknę oczy, a gdy już je otworzę… nie będę w stanie nic zobaczyć.
Przystanęłam nad gałęzią znajdującą się centralnie nad nim. Przytrzymałam się
pnia i głębokimi wdechami uspokajałam przyspieszony oddech. Lecz nagle stało
się coś, co nigdy nie zdarzyło mi się w tym śnie. Obrócił się i spojrzał na
mnie. Nie na gęstwinę liści, za którą się chowałam, lecz prosto na mnie. Był
nawet całkiem ładny… Ciemne, wpadające w granat, włosy opadały w bezładzie na
jego umięśnione plecy, a na twarzy błyszczały oczy o niespotykanej barwie.
Znałam te oczy…
Zrobiłam niepewnie krok do tyłu i poślizgnęłam się na gałęzi. Spadałam
w ciemności, która błyskawicznie mnie otuliła. Otwierałam szeroko oczy, choć
wiedziałam, że nic nie zobaczę. Oślepłam i to właśnie sprawiło, że ukazał się
otaczający mnie mrok. A jego oczy były ostatnią rzeczą, którą widziałam. Były
mym blaskiem w mroku, były mym światłem w ciemności…
Wow!!! Twój blog to jeden z najlepszych jakie czytałam! Nie przejmuj się brakiem komentarzy, bo jestem pewna, że większości się podoba, a jeśli nie to znaczy, że się nie znają. Pisz dalej i odwieś bloga, bo nie mogę się doczekać na następny wpis... masz talent do tego! POWODZENIA!!!
OdpowiedzUsuńTrochę pogmatwana ta sprawa z Torim, Painem i tym Kimś, nie za bardzo zczaiłam o co chodzi, mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach to wyjaśnisz. I kurde ona nie może zapieczętować tych wspomnień! ;c
OdpowiedzUsuńBo nawet jeśli ona zapomni i przestanie cierpieć, to Tori nie i co wtedy? Achhh ;<