.

.

Rozdział 17 i 18 - Urodziny & Impreza

Szłam powoli przez las, trzymając się lewą ręką za prawy bark. Co jak co, ale tego się nie spodziewałam. Atak z zaskoczenia? I to jeszcze przez jakieś dzieci? Nie, no… ta zniewaga krwi wymaga.
Podniosłam wzrok z ziemi i przed sobą zaraz ujrzałam interesujące mnie drzewo. Podeszłam do niego, mocno zacisnęłam pięści i z całej siły przywaliłam barkiem w korę. Usłyszałam trzask i poczułam, że kość wskoczyła na swoje miejsce. Tyle szczęścia w nieszczęściu. Dlaczego w nieszczęściu? Dlatego, że dziś były moje osiemnaste urodziny, które spędzałam bez przyjaciół, bez rodziny… Praktycznie bez nikogo.
Oddychając ciężko, zawróciłam i zaczęłam się kierować do małego wodospadu, w którym zwykłam się kąpać. Było to miejsce, w którym czas się zatrzymała a uroku dodawał mu fakt, iż było ono zapomniane przez ludzi. Gdzieniegdzie widniały wydeptane przez zwierzynę ścieżki, ale to przecież było normalne w lesie.
Nasuwało się pytanie, gdzie ja w ogóle jestem? Cóż, sama dokładnie nie wiedziałam, ale wydawało mi się, że były to tereny Wioski Trawy. Co mnie tu przywiało? Sama nie wiedziałam… Ale nie mogłam tam zostać, wiedząc, że coś może mu się stać… A wszystko przez to kekkei genkai. Nawet moje rany są przez to! Gdyby nie obawa przed tym, co się stanie, jak go użyję, to zabiłabym te dzieciaki na miejscu. Te dzieciaki, które mają marzenia, które mają cele do spełnienia, te, którym życie jeszcze miłe. Zabiłabym je… ale nie zrobiłam tego.
Doszłam do celu mojej podróży i powoli, w czym przeszkadzał mi ból w barku i kilka ran, zaczęłam się rozbierać. Gdy byłam już naga, zanurzyłam się w lodowatej wodzie, która nie robiła już na mnie najmniejszego wrażenia. Podpłynęłam pod wodospad i stanęłam pod strumieniem wody na niewielkim kamieniu. Ciężar wody przygniatał mnie do ziemi i boleśnie obijał moje ciało, ale miałam to gdzieś.
W milczeniu wsłuchiwałam się w zagłuszający wszystko szum spadającej wody. Moje wyostrzone zmysły, zagłuszane przez wodę, zauważyły, że ktoś przyszedł i usiadł na trawię. Dobrze wiedziałam, kto to - mój stały bywalec, jedyna osoba, do której mogłam usta otworzyć. Wiedziałam, że choć starał się nie spoglądać na mnie, to jego wzrok przypadkowo kilka razy spoczął na moim nagim ciele. Ale w końcu czemu się dziwić, przecież to mężczyzna.
Wyszłam spod strumienia i zaczęłam płynąć do brzegu. Bez słów wstał i wyciągnął ku mnie rękę. Niechętnie przyjęłam pomoc i, nie wstydząc się swojego negliżu, wyszłam z wody. Usiadłam na brzegu, a on podał mi ręcznik, którym zaczęłam się wycierać. Gdy skończyłam ową czynność, bez słowa zabrał się za obandażowanie moich ran i usztywnianie barku. To była nasza swego czasu rutyna -  ja ranna, po kąpieli, siedziałam na trawie, wpatrując się w przestrzeń, a on mnie opatrywał. Kim dla mnie był? Nikim ważnym. Gdyby od tego zależało moje życie albo zachowanie tajemnicy na temat mojego pobytu, zapewne bez wahania bym go zabiła. Jednak on był jedną z nielicznych osób, która wiedziała cokolwiek o mnie, wiedziała, gdzie się znajduję i widziała mnie nago.
Ciszę przerwało burczenie w brzuchu. Ignorując je, w ciszy czekałam aż skończy mnie opatrywać. Gdy w końcu przestał, wstałam i ubrałam się w podarte zakrwawione ubrania, które po powrocie do kryjówki będę musiała spalić. Usiadłam obok niego na brzegu i zaczęłam jeść podsuniętą mi pod nos kulkę ryżową.
- Jaki on jest? - spytał w końcu, przerywając ciszę.
- Kto taki? - zapytałam.
- Ten, dla którego tu jesteś. Ten, dla którego codziennie masz nowe rany. Ten, dla którego masz tą bliznę - twoją pamiątkę.
- Hm… Ważny - odpowiedziałam po chwili zastanowienia - Jest na tyle ważny, bym mogła dla niego to wszystko znosić.
Nie skomentował tego, tylko dalej w ciszy wpatrywał się w horyzont.
- Dziś są moje urodziny - powiedziałam niemalże niesłyszalnie.
- Wszystkiego najlepszego - odparł i spojrzał na mnie.
Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Nie te, które chciałabym zobaczyć, nie te charakterystyczne, nie te inne.
- Po co życzyć najlepszego osobie, która porzuciła wszystko?
- W imię miłości… - powiedział.
- Taa… - mruknęłam cicho.
Znów otoczyła nas mgiełka utkana z ciszy, niespełnionych pragnień, porzuconych marzeń.
- Ten, który przyszedł do ciebie ostatnio… Kto to? - spytał.
Tak, ostatnio przyszedł do mnie ktoś nowy, aczkolwiek przeze mnie bardzo dobrze znany. Przez niego właśnie Lider dowiedział się o tym, gdzie byłam i przez niego, dalej wykonywałam zlecenia Akatsuki w tym rejonie.
- Wujek - powiedziałam cicho.
Nie skomentował, tylko dalej wpatrywał się w przestrzeń.
Ile bym dała, żeby zamiast niego był tu mój Książę… Żeby to on życzył mi wszystkiego najlepszego, żeby objął mnie ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze… Ale go tu nie było… Był tylko szesnastoletni chłopak mieszkający w wiosce obok, który mnie opatrywał, wmasowywał mi jakieś maści z ziół i przynosił jedzenie. Był tylko młody mężczyzna, którego w między czasie uczyłam prostych rzeczy. Młody mężczyzna, który został moim jedynym przyjacielem. Ale nie miał na imię Tori, nie był członkiem Brzasku i w żadnym stopniu nie miał w sobie demona. Był tylko chłopak o imieniem Kanu.
- Kanu - powiedziałam szeptem.
- Tak?
- Przynieś mi jutro sake… Trzeba to oblać.
- Ale co? - spytał.
- To, że jestem tu już około dwóch miesięcy.
- Dobra - powiedział i wstał. Odwrócił się na piecie i odszedł, zostawiając mnie samą w towarzystwie mgły utkanej z ciszy, niespełnionych pragnień, porzuconych marzeń.
Spojrzałam ostatni raz w horyzont.
- Kocham cię mój Książę… - szepnęłam sama do siebie i wróciłam do mojej jaskini.

***
Dzisiaj są jej urodziny. Osiemnaste. Ale co ja mogę? Nie wiedziałem, gdzie ona jest. Nie mogłem do niej podejść, przytulić jej, powiedzieć, że ją kocham i że ze mną wszystko będzie dobrze. Żeby się nie bała, zaufała mi, że nigdy bym jej nie zostawił. Ale nie mogłem. Bo jej nie było i nie wiedziałem, gdzie jest…
Hanami… Kocham Cię…



018. Impreza


- Co to do cholery ma być? – wrzasnąłem, rzucając zamalowane płótno na biurko ojca.
Wyjrzał zza czytanych dokumentów i spojrzał na ów przedmiot.
- To jest obraz, Tori - odpowiedział po chwili spokojnym głosem.
- To ja, kurwa, wiem! Tylko co on, do cholery, robił na moim łóżku?
- Zakładam, że leżał. Może ta nowa ci go dała - odpowiedział.
- To jest autorstwa Hanami - powiedziałem, starając się opanować złość.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Po pierwsze, widziałem tysiące obrazów Hanami i to jest jej styl, a tu na dole masz podpis. Po drugie, to jest moment, gdy mówiła mi, żebym jej nie szukał. W Wiosce Trawy… I na tym obrazie jestem ja!
Pain słysząc moje wywody, uśmiechnął się lekko pod nosem z nieukrywaną satysfakcją. Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Ty wiesz gdzie ona jest! - wydarłem się.
Nie odpowiedział tylko dalej się uśmiechał.
- Ty wiesz… powiedz mi - zażądałem.
- Jak sam mówiłeś, nie chciała, żebyś jej szukał. Poza tym wiem, dlaczego nie chce się z tobą zobaczyć i mimo że nie jest mi to na rękę, to jej miejsce pobytu musi zostać w tajemnicy. Dlatego odpowiedź brzmi nie. Błagała mnie o to. W zamian musi tylko nadal wykonywać misję.
- Powaliło cię? A co z twoją zasadą dwóch w grupie, co? Myślisz choć trochę? Jej się może coś stać!
- To ty zgłupiałeś. Może według ciebie jest nic nie umiejącą dziewczynką, ale oboje wiemy, że to kłamstwo. Brała lekcje u najlepszych, a jej poziom czakry wysoko przekracza twój. Ona jest silniejsza niż większość członków Akatsuki, dzięki temu cholernemu Noneganowi, mimo iż musi płacić za to wysoką cenę – powiedział - Gdyby tylko chciała go znów używać - dodał szeptem, ale ja go słyszałem. Dobrze wiedziałem, że miał rację… Ale nie mogłem dopuścić do siebie tej myśli… I dlaczego nie chciała używać Nonegana? Przecież to jej największa broń.
- Powiedz mi, gdzie ona jest!
- Nie. Nie słyszałeś do cholery, o czym ja do ciebie mówię? Wyjdź! - wrzasnął.
Zazgrzytałem zębami i  trzaskając drzwiami, opuściłem pomieszczenie. Byłem zły jak osa, więc nie zdziwiłem się, gdybym kogoś przez przypadek uderzył. Z hukiem rzuciłem się na fotel w salonie i ukryłem twarz w dłoniach, chcąc się trochę uspokoić.
Ktoś zaczął masować moje plecy, ale nie musiałem otwierać oczu, by wiedzieć, kto to. Przeklęta nowa, która lepiła się do mnie na każdym kroku. Miałem jej już serdecznie dość. Wkurzała mnie bardziej niż rodzony ojciec! Jak on się szybko denerwuje. Za byle co wrzeszczy! Dobrze, że odziedziczyłem spokój po matce… Ale o czym ja do cholery mówię? Byłem taki sam jak on… kropka w kropkę. Ehh… jak ja czasami nie chciałbym być jego synem… Przynajmniej miałbym inne wytłumaczenie swojej porywczości. Gdy ręce dziewczyny zaczęły schodzić na moją klatkę piersiową, szybko je zrzuciłem i wyszedłem z pomieszczenia, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem.

Zamknąłem się w swoim pokoju, nie chcąc mieć niespodziewanych gości. Zrzuciłem ubrania i poszedłem wziąć prysznic. Szum wody uspokoił moje zszargane nerwy. Wyszedłem spod prysznica i owinięty puchowym ręcznikiem opuściłem zaparowaną łazienkę. Na moim łóżku znów leżał obrazek wykonany przez Hanami, a obok stał Hidan, przyglądając się moim meblom.
- Co tu robisz? - spytałem.
- Mam rozkaz od Lidera - powiedział.
Podniosłem jedną brew do góry, nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Jaki?
- Mam cię zabrać na jakąś imprezę, byś się rozluźnił i odzyskał trzeźwość umysłu.
- Nigdzie nie idę - odpowiedziałem.
- Eh, Tori. Im szybciej się uspokoisz, tym szybciej wrócisz do misji. A wtedy będziesz mógł szukać Hanami, a Lider nie będzie miał nic do gadania - powiedział.
Miał rację. Wziąłem z szafy jakieś ubrania i zamknąłem się z powrotem w łazience. Gdy opuściłem pomieszczenie, miałem na sobie fioletową obcisłą koszulę i wąskie czarne spodnie.
- Dobra idziemy – powiedziałem. - Jaka okazja?
- Wieczór kawalerski Itakoi’ego - zatrzymałem się w pół kroku.
Jest moim bratem, a nawet nie wiedziałem, że się żeni?
- Kiedy się oświadczył? - spytałem.
- Jeszcze nie, ale wkrótce do zrobi. Widziałeś jak na siebie patrzą z Aanami. Szykuje nam się tutaj romansik - odpowiedział z uśmiechem.
Bardzo tego nie lubiłem, ale znowu musiałem mu przyznać rację. Oni zbyt dobrze się ze sobą dogadywali. Ale to dobrze, przynajmniej Aanami sobie mnie odpuściła.
Wyszliśmy z organizacji z męską częścią ekipy Akatsuki. Ruszyliśmy do Wioski Trawy, która słynęła z licznych klubów i barów. Droga zapewne zajęłaby nam kilka dni, gdyby nie fakt, że znaliśmy liczne skróty i ukryte przejścia. Po godzinie podróży staliśmy przy wejściu do wioski. Była już noc, a uliczki miasteczka rozświetlane były przez migoczące światła. Nocą to miejsce wyglądało bardziej fantastycznie niż za dnia. Ciekawe, czy Hanami tu jest… Ale musiałem o niej zapomnieć. Przynajmniej dzisiaj. Przyszedłem tu się wyluzować i miałem zamiar to zrobić.
Weszliśmy do jednego z najbliższych barów i zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Chwile później na stole stało kilka butelek sake, a obok nas kręciły się pijane dziewczyny. Westchnąłem, po czym dopiłem sake z ostatniej butelki. Kręciło mi się w głowie, ale nie przeszkadzało mi to. Zapomniałem i to teraz było najważniejsze.
Na stole znów postawiono sake. Chwyciłem za jedną z pełnych butelek i zacząłem pić prosto ze szklanego opakowania. Chłopaki tańczyli na parkiecie z dziewczynami. Koło mnie usiadła jakaś dziewczyna. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy i duże piersi. Tak, na pewno jej piersi należały do największych, jakie kiedykolwiek widziałem. Zaczęła coś do mnie mówić, ale jej głos nie docierał do moich uszu. Gubił się w czasie i przestrzeni, w czym pomagała mu duża ilość alkoholu, krążąca w moich żyłach.
Uśmiechnąłem się głupio, gdy zaczęła ciągnąć mnie za sobą do jednego z pokoi na piętrze. Gdy tylko za nami zamknęły się drewniane drzwi, zaczęła mnie namiętnie całować. Nie byłem jej dłużny. Po chwili wylądowaliśmy na łóżku półnadzy. Ale nie zamierzałem kończyć zabawy. To był dopiero początek. Ale, mimo że byłem kompletnie pijany, to coś mówiło mi, że robiłem źle, że kogoś tym zranię. Odrzuciłem od siebie te myśli i kontynuowałem zabawę z dziewczyną, którą pierwszy raz widziałem na oczy.

***

Stałam na dachu jednego z budynków w Wiosce Trawy. Miałam idealną widoczność na pokój znajdujący się naprzeciwko. Jakaś para uprawiała właśnie gorący seks. Tori. Wpatrywałam się, jak Tori kocha się z jakąś blondynką w pokoju naprzeciwko. Jak wsłuchuje się z szerokim uśmiechem na ustach w jej jęki. Czułam jak z oczu spływają mi łzy…  Moje serce rozpadło się na tysiące kawałków, które następnie zostały zmiksowane w malakserze, w skutek czego powstała wielka, krwista i bezkształtna breja.
- Wiedziałeś, że będę to widzieć - powiedziałam do osoby, która stała za mną.
- Nie chciałem, byś zobaczyła akurat to – odrzekł - Nie chciałem, by cię bolało.
- Nic się nie stało, wujku Hidanie.
- Hanami, chciałem żebyś zobaczyła, że on… - zaczął.
- Jest szczęśliwy. Widzę - przerwałam mu - Właśnie, dlatego odeszłam. By był szczęśliwy. I bezpieczny.
- On nie jest szczęśliwy. A bezpieczny był zawsze - odrzekł.
- Hidan, ja byłam dla niego zagrożeniem. Mało co go nie zabiłam i na pewno mogłoby dojść do podobnego przypadku w przyszłości. Wolałam odejść i dać mu żyć. Ja nie chcę go zabić przy kolejnym ataku. Chcę, by był szczęśliwy.
- Ale on… - zaczął.
- Hidan – ponownie mu przerwałam - Dla niego poświęciłabym wszystko. Zyskuje coraz to większe rany, by nie musiał chodzić na misje - odkryłam ramię, za które się trzymałam. Z ręki spływała czerwona ciecz.
- Czemu nie używasz Nonegana? - zapytał.
- To nie jest ważne - odpowiedziałam, po czym zniknęłam w chmurze dymu.

Z oczu wciąż kapały mi krystaliczne łzy.  Zrobiłam to, by był bezpieczny i szczęśliwy, ale jego widok z inną był dla mnie cholernie bolesny. Zadał mi ranę, której nawet maści i bandaże Kanu nie zasklepią. Dostałam prezent na urodziny, choć nie takiego oczekiwałam. Ale życie zawsze daje nam to, czego najbardziej nie chcemy. 

1 komentarz:

  1. Okej to najpierw komentuje 17 rozdział:
    No i jest Hanami! Zaraz, zaraz.. od dwóch miesięcy?! I Pain o tym wie i nie sprowadzi jej do organizacji?!
    Dobra wkurzyłam się, czytam 18.
    Nie nie nie nie nie nie nie. W pewnym stopniu przewidywałam, że ona zobaczy coś czego nie powinna, ale jak to przeczytałam.. Matko normalnie cierpię razem z nimi!
    Błaaaaagam niech ona już porzuci ten masochistyczny, ascetyczny styl życia, przestanie bać się Nonegana i wróci do organizacji! Kumam dlaczego to robi i wgl, ale no.. Podejrzewam, że wróci dopiero w trzecim akcie, kiedy będzie już miała te białe włosy i szare oczy i będzie wyglądać jak ze snu Toriego (achh moja cholerna ciekawość zmusiła mnie do przeczytania niektórych fragmentów z kart postaci). W każdym razie chce żeby byli razem! ;3

    OdpowiedzUsuń