Obudziłem się rano. Poczułem na swoim ciele ciepły ciężar, którym
okazała się wtulająca się we mnie Hanami. Miała spokojny wyraz twarzy, a kąciki
jej ust uniesione były ku górze. Jakby się uśmiechała, jakby tylko przez sen
mogła panować nad swoim uśmiechem. Miała na sobie moją koszulkę, która
podwinęła się i miałem idealny wgląd na jej
bieliznę. Przełknąłem ślinę i zakryłem jej ciało kołdrą. Czułem się tak samo
jak wtedy, gdy Hanami była pijana. Wówczas, co
prawda, gdy się obudziłem byłem nagi, ale moje uczucia były identyczne. Leżałem
bezczynnie, czekając, aż dziewczyna się obudzi. Bo gdybym wstał, zapewne
przerwałbym jej sen, który wywołuje u niej uśmiech. Położyłem się wygodnie na
plecach i wsłuchiwałem w spokojny oddech dziewczyny. Delikatnie przeczesywałem
jej włosy i dyskretnie wdychałem jej kobiecą woń.
Zmieniła się przez ten miesiąc, przez który jej nie było. Jej ciało
stało się bardziej umięśnione, a czakra jakby bardziej ukryta. Przyzwyczaiłem się
do tego, że jej energia ulatywała z jej ciała, niczym czarna aura. Ilość jej
czakry była nie do odczytania, ponieważ cały czas mieszała się z energią
Aanami. A teraz? Niemalże wyczuwałem to, co płynie w jej kanalikach. Jakby się
jej pozbyła, jakby nie była ninja! I już nie stają mi włosy na dłoni po każdym
zetknięciu z jej czakrą. Może nauczyła się przez ten miesiąc ją kontrolować?
Ciekawe, jakie jeszcze inne niespodzianki kryje jej piękne ciało.
Nie musiałem długo czekać na pobudkę dziewczyny. Chwilę później
poruszyła się i wtuliła bardziej w moją klatkę piersiową. Wyszeptała coś cicho
pod nosem i połaskotała moją pierś małymi włoskami, tworzącymi jej rzęsy.
Przesunęła delikatnie palcem po moim torsie, wywołując dreszcze. Po chwili
uniosła głowę i nasze spojrzenia się spotkały się.
- Długo nie śpisz? - spytała zaspanym głosem. Uśmiechnąłem się w
odpowiedzi. Nim zdążyłem zareagować, dziewczyna wstała i uwolniła mnie ze
swojego uścisku. Zeszła z łóżka i bez słowa zaczęła kierować się w stronę
drzwi. Poszedłem w jej ślady i zatrzymałem ją przy samej klamce, łapiąc jedną
ręką w pasie i przysuwając do siebie. Oparła się o mój tors i spojrzała w moją
stronę swoimi czarnymi oczyma. Coś ją gryzło, ale nie wiedziałem co.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi o barku i krwawiącej ranie?- spytałem.
-Bo ona nie krwawiła- odpowiedziała szybko.
-Jakby nie krwawiła to byś nie zemdlała- powiedziałem. Dziewczyna
spuściła głowę.
-Nie krwawiła, dopóki Aanami mnie nie
uderzyła- powiedziała i uwolniła się z mojego uścisku. Poprawiła koszulkę i
wyszła z pokoju. Przeczesałem dłonią włosy i ruszyłem do łazienki. Zrobiłem coś
nie tak, że się na mnie złości?
***
Szybko opuściłam jego pokój i zaczęłam
przemierzać korytarze organizacji,
ignorując ciekawskie spojrzenia większości mężczyzn z Akatsuki. Czy oni nie
widzieli pół nagiej nastolatki?
Gdy obudziłam się rano i zauważyłam, że leżę na klatce Toriego,
zrobiło mi się strasznie gorąco. Chciałam cały czas tak leżeć, przez wieki, na
zawsze. Ale wtedy przypomniało mi się zdarzenie z Wioski Trawy. Bo przecież ta
blondynka zapewne również się do niego przytulała w ten sposób… Moje serce znów
zaczęło pękać i rozpadać się niczym niezłożone puzzle. Ten ból w brzuchu,
któremu Aanami nadałaby z pewnością nazwę rozpaczy, nie dał mi spokojnie funkcjonować…
a szczególnie, gdy spojrzałam w jego piękne oczy. Coś we mnie pękło i jak
najszybciej musiałam opuścić tamto pomieszczenie. Oddalić się od niego… uciec.
Jakby miało mi to w czymś pomóc.
Niemalże wbiegłam do swojego pokoju i nie witając się z siostrą,
wpadłam do łazienki. Wzięłam szybki zimny prysznic, myśląc, że może to uspokoi
moje nerwy i zachowanie. To dziwne uczucie w brzuchu było okropne! Wyszłam spod natrysku i zanim opuściłam łazienkę, owinęłam się
puchatym ręcznikiem. Otworzyłam drzwi a przed
moimi oczami od razu pojawił się obraz Aanami, obściskującej się z Itakoim.
Poczułam, jak kąciki ust bezwiednie unoszą mi się do góry. Tak się kiedyś
nienawidzili, a teraz proszę… ale czy ze mną i Torim nie było tak samo?
Westchnęłam cicho, zwracając tym samym na siebie ich uwagę. Oderwali się od
siebie, jakby to, co teraz robili, było grzechem.
- O, Hanami… już jesteś - powiedziała moja siostra, rumieniąc się.
- Jak tam noc u Toriego? - spytał Itakoi. Drgnęłam lekko i wyminęłam
ich bez słowa, podchodząc do mojej szafy. Wyjęłam strój do ćwiczeń, kaburę z
kunai’ami i ochraniacze na przedramiona i piszczele. Bez słowa zamknęłam się w
łazience i zaczęłam się przebierać. Byłam niemalże pewna, że zaraz zaczną
interpretować moje zachowanie.
Wyszłam z łazienki i szybko opuściłam pomieszczenie, ruszając na salę
treningową, by sprawdzić rozwój moich umiejętności. Dużo ćwiczyłam przez ten
miesiąc. Uczyłam się obywać bez użycia kekkei genkai i polegać tylko na tym, co
potrafię. Stwierdziłam, że znacznie lepiej wychodzi mi ukrywanie czakry, w czym
pomagała mi sprytna sztuczka, którą wymyśliłam pewnego
dnia. Stworzyłam kilka nowych jutsu związanych z moimi naturami czakry-
ogniem i błyskawicą. Wykradłam jednej z wiosek zwój zawierający techniki
Raitona, który ze względów technicznych był u mnie ograniczony. Mój ojciec,
który był również moim sensei, nie posiada błyskawicy jako natury chakry, a
Kakashi nie chciał mnie uczyć swoich jutsu. Musiałam polegać tylko na swoim
instynkcie. Nie posiadałam zbyt wielu technik tej chakry, przeważnie
zadawalałam się Noneganem i Katonami, które są na dość wysokim poziomie
użytkowania. Co najdziwniejsze, moja siostra posiada oprócz ognia naturę
wiatru. Niespotykane, że żadna z nas nie odziedziczyła wody po ojcu, co nie
znaczy, że nie znam technik z nią związanych. Zauważyłam, że gdy raz zobaczę
jakieś jutsu, zapamiętuję je i przerabiam według moich własnych potrzeb.
Dotarłam na salę i zaczęłam ćwiczenia od rozciągania. Poświęcałam temu
dużo czasu, wiedząc, jak ważna jest forma fizyczna. Po pół godziny intensywnego
rozciągania zauważyłam, że nie jestem tu sama. Zdziwił mnie fakt, iż wcześniej
nie wyczułam czakry owego osobnika. Odwróciłam się za siebie i szybkim ruchem
rzuciłam w Sasuke shurikenem. Bez większych trudności odbił atak i podszedł do
mnie wolnym krokiem. Miał wygodne spodnie i luźną koszulę, a przy pasie zwisała
jego katana. Nic nie mówił tylko
wpatrywał się w moje lekko połyskujące od potu ciało. Przygryzłam delikatnie dolną wargę i postanowiłam zdobyć się na odwagę…
-Sensei…- zaczęłam niepewnie- czy… no… nauczyłbyś mnie Chidori?-
spytałam, podnosząc głowę i spotkając się ze spojrzeniem jego zdziwionych,
czarnych tęczówek.
-Posiadasz naturę błyskawicy?- spytał.
-Gdybym nie posiadała, to bym się pytała, czy byś mnie nauczył?- spytałam z ironią. Uśmiechnął się
dziwnie, jakby był zadowolony, że może nauczyć mnie czegoś, czego nie zdołał
zrobić mój ojciec.
-Jakie jutsu potrafisz z wykorzystaniem tego typu czakry?- spytał po
chwili zastanowienia.
-Umh… niewiele- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Pokaż- powiedział i odszedł na bezpieczną odległość, pozostawiając na
swoim miejscu cienistego klona. Wpatrywałam się w niego niepewnie, po czym
zaczęłam składać pierwsze pieczęcie. Najpierw dobrze by było zacząć od czegoś
łatwego i ulepszającego moje ataki fizyczne. Westchnęłam cicho, kończąc składać
pieczęć i krzyknęłam: Raiton no Yoroi!
Było to jedno z jutsu zawarte w tym wykradzionym
zwoju. Moje ciało zaczęła obchodzić warstwa ochronna czakry w postaci
błyskawicy. Plusem tego jutsu było
również to, że powiększało siłę fizyczną i pozwalało zdobyć ogromną prędkość.
Klon Sasuke wpatrywał się w to ze zdziwieniem, ale chyba nie zamierzał stać
bezczynnie. Skoczył w moją stronę i zaczął szybko atakować. Nie zdawało
egzaminu, gdyż moje neurony - dzięki wpływowi Raitona - zaczęły pracować na
zwiększonych obrotach i mogłam natychmiast
reagować na nawet najszybsze ataki. Podbiegłam do ściany sali i skupiłam
w nogach trochę czakry, nie było to trudne mimo wciąż aktywnego jutsu. Odbiłam
się od ziemi i przyczepiłam do ściany. Wbiegłam kawałek wyżej i szybko się
obróciłam. Odskoczyłam od ściany i w powietrzu zaczęłam składać kolejne
pieczęcie, lecąc w stronę klona Sasuke. Moją rękę zaczęły otaczać błyskawice, które można byłoby wziąć za Chidori
tyle, że nie formowała się kula czakry. Spadłam prosto w miejsce, gdzie
wcześniej stał klon, i uderzyłam z hukiem w posadzkę, po której zaczęła się
rozprzestrzeniać błyskawica. Dotknęła nogi uciekającego klona, który wydał z
siebie głośne „puff” i zamienił się w kawałek drzewa. To jutsu
stworzyłam, wzorując się na popisowej technice mojej matki. Dodałam do niej
element błyskawicy i tak oto powstał ten atak. Nie nadałam mu jeszcze nazwy,
ale to nie jest najważniejsze. Z kurzu, unoszącego się po sali, wyłoniła się sylwetka prawdziwego Sasuke.
Przeklęłam cicho w myślach, gdy pierwsze jutsu zniknęło. Westchnęłam, uciekając
przed atakami katany wujaszka. Musiałam szybko zakończyć tą walkę, jako że w
starciu z jego Chidori nie miałam najmniejszych szans bez aktywnego Raiton
no Yoroi. Zaczęłam uciekać, unikając oczywiście ostrza Sasuke. Przydałoby
się coś, czym mogłabym go zaskoczyć. Myśl Hanami.. myśl…- powtarzałam
sobie w głowie. Nagle wpadłam na szalony pomysł. Nie używałam tego jutsu od
bardzo dawna, ale na pewno zaskoczy ono wujaszka… w końcu zostało stworzone
przez niego. Złożyłam pieczęcie i wypowiedziałam szeptem: Chidori Eisō. Z
moich dłoni wystrzeliły dwa długie ostrza wykonane z błyskawicy. Była to jedyna
technika Chidori, którą znałam i podpatrzyłam ją u Sasuke bardzo dawno temu, i normalnym dla mnie sposobem - zmodyfikowałam. Odwróciłam się w jego stronę
i zaczęłam atakować dwoma ostrzami, zmuszając go tym
samym do odejścia. Zmieniałam długość ostrzy i zmuszałam go do cofania. Z ulgą
stwierdziłam, że do tej pory jeszcze nie użył żadnego jutsu. Podbiegłam do
niego, czując, że ubyła ze mnie znaczna część czakry. Odbiłam się nogą od jego
klatki piersiowej i wyskoczyłam w górę. Zaczęłam składać pieczęcie.
Tygrys,
Małpa, Dzik, Pies, Ptak, Królik
Wyszeptałam „Raiton: Shichū Shibari”, a wokół Sasuke wyłoniły
się cztery filary. Wśród nich zaczęły błyskać niewielkie cząstki błyskawicy,
który miały za zadanie unieruchomić przeciwnika. Ciężko dysząc, opadłam na
ziemię i klęknęłam. Oparłam się rękami o ziemię i starałam uspokoić oddech. Co
jak co, ale Sasuke wcale mnie nie żałował. Jego ataki były szybkie, perfekcyjne
i silne. Gdyby zaczął używać jutsu, to najprawdopodobniej już dawno bym leżała.
Wystarczyłoby tylko jedno Chidori. Przerwałam technikę, którą nauczył mnie
jeden z członków ANBU, i wypuściłam Sasuke. Podszedł do mnie wolnym krokiem i
usiadł obok mnie.
- Skąd znasz te jutsu? - spytał.
- Nie próżnowałam przez ten miesiąc - powiedziałam i wymusiłam lekki
uśmiech, który zapewne mi nie wyszedł.
- A Chidori Eisō?
- Nasze spotkanie w organizacji nie było tym pierwszym- odpowiedziałam
zagadką - Podpatrzyłam je, zapamiętałam i zmodyfikowałam, jak zresztą
zauważyłeś. Nauczysz mnie Chidori? - nalegałam. Spojrzał na mnie takim dziwnym
wzrokiem.
- Taa.. zaczynamy od jutra… teraz nie masz już czakry – powiedział -
Co zrobiłaś z tymi gwiazdkami? - spytał, pokazując na moją rękę. Westchnęłam
cicho. On i ten jego przeklęty Sharingan. Tatuaż wyglądał tak jak dawniej, ale
dzięki mojej sprytnej sztuczce w gwiazdkach pieczętowałam czakrę, która mogłaby
mi się przydać na później.
-Zapieczętowałam czakrę na czarną
godzinę- powiedziałam.
-Sprytnie- rzekł i opuścił salę. Posapałam jeszcze trochę i wstałam.
Przed pójściem na obiad przydałby się jeszcze trening taijutsu. Westchnęłam
cicho. Złożyłam pieczęcie i wyszeptałam Kage Bunshin
no Jutsu. Przede mną pojawił się mój klon. Schyliłam się lekko i
oparłam ręce o kolana. Oddychałam ciężko… jednak Sasuke miał rację. Nie mam już
za wiele czakry. Podniosłam głowę i zamachnęłam się, by zadać pierwszy cios i
zamarłam. Mój klon… nie był moim klonem! Wszystko miałyśmy niemalże
identyczne, poczynając od rysów, na ubraniu kończąc, tylko gdy ja ostatnio
patrzyłam w lustro - nie miałam niebieskich oczu, krótko ściętych włosów i
kolczyka przy dolnej wardze. Nie mój… klon wpatrywał się we mnie
błękitnymi tęczówkami. Przełknęłam ślinę i poczułam coś dziwnego. Jakbym
patrzyła na samą siebie, wykonującą ten sam gest z
nieodgadnionym grymasem na twarzy. Westchnęłam cicho i wtedy napadła mnie
szalona myśl. Czy reszta moich klonów też tak wygląda? Nie myśląc wiele,
ponownie wykonałam jutsu, a koło mnie pojawiło się kolejne pięć klonów. Każdy z
nich miał inny kolor oczu, inaczej ścięte włosy i coraz większą ilość kolczyków
na twarzy. Upadłam na ziemię z wyczerpania. W mojej głowie zaczęły się tworzyć
obrazy, jak gdybym spoglądała… na samą siebie.
Skuliłam się i schowałam twarz w ramionach, chcąc od tego uciec, ale to nic nie
dawało. Po chwili klony zniknęły i zabrały ze
sobą te dziwne obrazy. Oddychałam ciężko, opierając czoło o zimną podłogę. Co
to było? Czyżbym wpadła w jakieś genjutsu? Rozejrzałam się niepostrzeżenie po
sali, szukając potencjalnego wroga.
Ociężale wstałam i ruszyłam do kuchni na obiad.
Zauważyłam, że na moim miejscu między Sasuke a Aanami, siedzi jakaś
blondyna. Podeszłam do niej i zatrzymałam się zaraz za nią.
- Wstawaj - poleciłam swoim bezuczuciowym głosem. Byłam wyczerpana i
poważnie zdruzgotana wydarzeniami z sali. Dziewczyna obróciła się w moją
stronę, ale nic więcej nie zrobiła, oprócz bezmyślnego przenoszenia wzroku ze
mnie na Aanami. Otwierała co chwilę usta, chcąc coś powiedzieć.
- Powiedziałam: wstawaj - rzekłam ostro. Uśmiechnęła się.
- To jest moje miejsce - powiedziała. Nie wytrzymałam. Chwyciłam ją za
materiał bluzki i podniosłam, moja pięść mknęła szybko w stronę jej zdziwionej
twarzy, ale w porę powstrzymała ją dłoń Paina. Spojrzałam na niego
zdenerwowana.
- Jutro będziesz miała miejsce, teraz usiądź gdzieś indziej -
powiedział. Przewróciłam teatralnie oczami i puściłam blondynkę. Obeszłam stół
wokoło i z uwielbieniem opadłam na krzesło Toriego. Wpatrywałam się w stół, a
chwilę później przed moim nosem wylądował parujący posiłek. Podniosłam oczy i
zauważyłam Sasuke, który podsuwał mi talerz pod nos.
- Jedz i nie gadaj. Jutro zaczynamy trening, a nie mam zamiaru uczyć
flaka - powiedział. Westchnęłam cicho i chwyciłam za pałeczki. Zaczęłam jeść.
Wyczułam, że do kuchni zbliża się Tori. Stanął we framudze drzwi, a do moich
uszu dotarły dźwięki licznych, głośnych rozmów. Głosy nakładały się na siebie i
nie mogłam rozróżnić, co mówią. Podniosłam głowę na organizację, ale oni
siedzieli w grobowej ciszy. Zauważyłam, że Tori lekko się krzywi, a po chwili
dźwięki ucichły. Spojrzał na mnie zdziwiony, a później przeniósł wzrok na
blondynkę, która z uwielbieniem się w niego wpatrywała. Dziwne, ale wraz z jego
wejściem poczułam, jakbym w mojej głowie nie była sama. Jakby ktoś tam był i
czuł wszystko, co ja, słyszał wszystko, o czym myślę. Skrzywiłam się na ten
pomysł.
Tori podszedł do mnie i bezceremonialnie podniósł mnie ze swojego
krzesła, sam na nim usiadł, a mnie położył na swoje kolana. Poczułam, że robi
mi się gorąco. Wróciłam energicznie do jedzenia posiłku, ale zdążyłam zauważyć
zdenerwowanie w oczach blondynki.
- Hanami - powiedział Pain, zwracając moją uwagę- To jest Chimi
Moriou. Nie znacie się jeszcze. Masz jej nie zabić, nie pobić, nie grozić ani
stosować wobec niej żadnej przemocy, z Noneganem włącznie - rzekł. Posłałam mu
spojrzenie zielonych oczu, a dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
- Łał… twoje oczy zmieniają kolor! - powiedziała jak małe dziecko. Zignorowałam jej uwagę i zaczęłam jeść
dalej.
- Wiesz co, Tori - przerwał zaistniałą ciszę Hidan - musiałeś się w
nocy nie postarać, że Hanami wracała od ciebie zdenerwowana, pomijając fakt, że
była półnaga- powiedział. Wszyscy jak na komendę wstrzymali oddech. Nawet ja.
Byłam ciekawa reakcji Toriego. Nic nie powiedział, tylko posłał kosiarzowi
słynne zabójcze spojrzenie Paina. Nikt nie ważył się odezwać. Ciszę przerwał
głośny krzyk Hidana. Upadł na ziemię, łapiąc się za głowę, a do mojego nosa
dotarł zapach spalanych komórek. Zaraz! Przecież ja nie używam Nonegana.
Spojrzałam na Toriego, na kolanach którego siedziałam, i zauważyłam, że dalej z nienawiścią wpatruje się w
siwowłosego. Z jego oczu spłynęły dwie krople. Wytarłam je, czego od razu
pożałowałam. One były kwasowe! Szybko wygięłam się tak, by Tori wpatrywał się w
moje oczy, a nie Hidana. Krzyki nie ustały, więc zrobiłam jedyną rzecz, która
przyszła mi do głowy. Schyliłam się bardziej i go pocałowałam, zakrywając jego
oczy dłońmi. Krzyki ustały, a w kuchni znów panowała cisza. Oderwałam się od
zdziwionego chłopaka i odsłoniłam jego oczy. On używał Nonegana! Ale jak?
Odwróciłam się w stronę stołu i ponownie zaczęłam jeść podany mi przez
wujka posiłek. Zauważyłam jak Aanami podbiega do kosiarza z ręką otoczoną
zieloną, medyczną czakrą. Zbadała go i posłała mi zdenerwowane spojrzenie.
- Hanami!
- To nie ja! - odpowiedziałam szybko.
- Tylko ty tutaj masz Nonegana! - krzyknęła.
- Po pierwsze, gdybym go użyła to wszyscy zwijalibyście się z bólu, a
niektórzy wygraliby lot pierwszą klasą do kostnicy -
powiedziałam. Zrobiłam dramatyczną przerwę i spojrzałam na blondynkę - a po
drugie, ja zwijałabym się z bólu gorzej
niż wy - dodałam ciszej. Wszyscy wpatrywali się we mnie.
- Więc w takim razie, kto? - spytał Pain.
- Tori - odpowiedziałam. Wszyscy spojrzeli się na chłopaka zdziwieni,
a ten miał minę, jakby nie wiedział, o czym mowa. Lider wstał i gestem ręki kazał
nam iść za sobą. Leniwie zwlokłam się z kolan chłopaka i pociągnęłam go za
sobą. Opuściliśmy kuchnię i przemierzaliśmy ciemne korytarze w stronę gabinetu
rudego. Otworzyłam bez pukania drzwi, weszłam do środka i usiadłam na fotelu.
Obok mnie przysiadł Tori, a po przeciwnej stronie biurka świeciły oczy Lidera.
- Dlaczego uważasz, że to Tori? - spytał Pain.
- Umh. Spojrzał na Hidana, ten zaczął krzyczeć. Toriemu z oczu
wypłynęły kwasowe łzy, a jak odwróciłam jego uwagę, to kosiarz przestał jęczeć.
Nie wiem, dlaczego tak się stało… - powiedziałam. Lider siedział w ciszy.
- To nie wszystko - powiedział. Ale to raczej było stwierdzenie niż
pytanie.
- Hm… znaczy, bo… nie jestem pewna. Wpuść Toriego do swojej głowy i o
czymś intensywnie myśl - rzekłam. Mężczyźni popatrzyli się na mnie zdziwieni,
więc ponagliłam ich spojrzeniem. Tori odwrócił twarz do ojca, a ja poczułam
takie dziwne ukłucie w głowie, a chwilę później rozniósł się po niej głos
Paina. Powtórzyłam na głos wszystko, co powiedział. Obaj wpatrywali się we mnie
jak na kosmitkę- ze zdziwieniem, lustrującym się na twarzy.
- To nie wszystko - powtórzył
swoje twierdzenie Lider.
Westchnęłam cicho i położyłam dłoń na ręce Toriego. Otoczyła mnie
czarna czakra, a Tori skrzywił się lekko. Przejmowanie energii wcale nie było
przyjemne. Oderwałam się od chłopaka i wstałam. Wykonałam pieczęcie, a wokół
mnie znów pojawiły się moje-nie moje klony. Pain popatrzył się na mnie
osobliwie, ale czułam, że chodzą mu po głowie dziwne myśli.
- Ja no… mam tak jakby z tymi klonami… mhm.. połączenie -
powiedziałam, zwracając na siebie uwagę mężczyzn i strącając ich na ziemię -
mogę widzieć to, co one widzą - rzekłam pewniej. Pain pokiwał głową i kazał mi
usiąść. Odwołałam klony i wykonałam jego polecenie.
- Wydaje mi się, że… wasze kekkei genkai… ewoluowały - powiedział po chwili. Poruszyłam się niespokojnie-
połączyły się i przejęliście niektóre ze swoich zdolności. Mam pytanie – dodał
- czujecie się, jakbyście w swojej głowie nie byli sami? Jakbyście byli w dwóch
miejscach naraz? - spytał. Kiwnęłam głową i zauważyłam, że Tori robi to samo.
Pain uśmiechnął się demonicznie.
- To tylko potwierdza moją teorię. Rzeczywiście - nie jesteście sami w
swoich głowach. Jesteście połączeni. Możecie rozmawiać telepatycznie bez
używania kekkei genkai. Czytać sobie w myślach. Odczuwać to, co czuje druga
osoba - powiedział. Wstrzymałam oddech. Co to miało być? Jakie znowu
połączenie? Jaka znowu mutacja? Mam sobie po prostu żyć, wiedząc, że część
mojej świadomości siedzi u Toriego w głowie, a on w mojej? - myślałam
intensywnie, a Tori ponownie się skrzywił. Spojrzał na mnie, jakby… urażony?
Westchnęłam i uspokoiłam myśli. Tego było za wiele jak na jeden dzień.
Stanowczo za wiele.
-Musicie trenować razem i opanować tą nową mutację- przerwał ciszę Pain-
Pomogę wam.
Po rozmowie z Liderem, wykończona
położyłam się spać w swoim pokoju. Tego było za wiele, a najlepszym sposobem na
odcięcie się od nowości, jest pójście spać.
Następnego dnia poświęciłam trening Chidori na rzecz opanowywania
nowej mutacji. Razem z Torim mieliśmy za zadanie pokonać Paina. Walczyliśmy na
salce już kilka godzin, a cała organizacja się nam przypatrywała. Westchnęłam
ciężko, kucając w tumanie unoszącego się kurzu. Ta naturalna zasłona była
idealna, żeby odetchnąć. Byłam wyczerpana, ale kto by nie był? Walczymy kilka
godzin, a po Painie nie widać śladów zmęczenia! On jest jakimś robotem, czy
jak? Wstałam i szybko odskoczyłam z miejsca, w które parę minut później wbiło się kilka shurikenów. Odbiegłam
kawałek. W głowie wciąż czułam obecność Toriego, ale nie zamierzałam z niej
skorzystać. Poradzimy sobie bez tej mutacji. Jesteśmy jednymi z najlepszych,
walczymy wspólnie i nie możemy pokonać jednego shinobi! To wstyd! Nieważne, że tym
shinobi jest Pain- jeden z najsilniejszych i najgroźniejszych. My oboje byliśmy
lepsi. Chyba…
Westchnęłam cicho i okrążając Paina szerokim łukiem, minęłam się z
pędzącym w drugim kierunku Torim. Kurz zaczął opadać, a my traciliśmy zasłonę.
Westchnęłam, postanawiając zakończyć tą walkę. Do głowy przychodziła mi tylko
jedna rzecz… użycie Katona. Złożyłam ręce w pieczęć Tygrysa i
wypowiedziałam Katon: Gōryūka no Jutsu. Wydmuchnęłam z płuc kulę ognia,
która zaczęła się przemieniać w głowę ognistego smoka. Pędziła z zawrotną
prędkością w Paina. Już miała go uderzyć, gdy z drugiej strony zetknęła się z
wodnym jutsu. Przeklęłam cicho i upadłam na kolana z braku czakry. Katon:
Gōryūka no Jutsu był jedną z trudniejszych technik klanu Uchiha, łączącą
szybkość z płomieniem i wymagającą wielkiej siły i precyzji. Gdybym miała
więcej czakry, to mogłabym wykonać kilkugłowego smoka. Nad sylwetką Paina
unosiła się para, a on sam jakby zniknął. Poczułam szarpnięcie i zimne ostrze
kunai’a przy szyi.
- Przegraliście - powiedział Lider zza moich pleców. Opuścił nóż i
wypuścił mnie ze swoich objęć. Zmęczona, upadłam na ziemię i oddychałam
głęboko.
- Ta mutacja jest po to, byście mogli
działać wspólnie, byście mogli się dopasowywać i uzupełniać, a nie rywalizować
ze sobą. Możecie rozmawiać ze sobą w myślach nie tracąc czakry, ale nie! Wy
musicie wszystko robić po swojemu. Ten trening pokazał mi tylko, że oboje nie
potraficie działać wspólnie. Idźcie się umyć i przebrać, i spotykamy się w salonie - powiedział Pain, nieznoszącym sprzeciwu
głosem. Jak potulne owieczki wstaliśmy z kamiennej posadzki i wyszliśmy z Sali.
Udałam się do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Zabandażowałam rany
powstałe wskutek walki z Painem i przebrana,
opuściłam pokój. Związałam długie włosy w niedbałego warkocza i zarzuciłam go
na plecy. Gdy dotarłam do salonu, Tori już tam był. Szklany stolik, ustawiony
między fotelami a kanapą, został przestawiony. Chłopak siedział na dywanie, a
nad nim stał Pain. Gdy mnie zobaczyli, Lider kazał usiąść mi po turecku
naprzeciwko chłopaka. Wykonałam polecenie i po chwili czułam miękki dywan.
Polecono nam złączyć swoje dłonie i zamknąć oczy.
- Teraz musicie zaakceptować swoją obecność w waszych umysłach i ją
kontrolować. Od tej chwili nie będziecie mieć przed sobą żadnych tajemnic, a
jedno będzie odczuwało to, co czuje drugie - powiedział i wyszedł. Zostaliśmy
sami, nie za bardzo wiedząc, co robić. Po chwili poczułam, jak obecność Toriego
w mojej głowie staje się bardziej wyraźna. Dziwne uczucie. Jakby w naszej świadomości
kiełkowało coś jeszcze, co mogłoby się nam przyglądać i wiedzieć to, co my
wiemy. Właśnie. Czy Tori mógłby się dowiedzieć, że widziałam go wtedy z tamtą
blondynką? Otoczyłam swój umysł barierą i zmusiłam świadomość chłopaka do
wycofania się. Ale on wcale nie miał zamiaru odpuścić. Zaczął ponawiać próby, a
ja starałam się mu to uniemożliwić. Nagle przerwał. Uchyliłam powieki i
zauważyłam jego twarz przed sobą.
- Co się dzieje? - spytał.
- Nic - odpowiedziałam szybko.
- Blokujesz mnie. Czy nie chcesz bym się o czymś dowiedział? - spytał.
- Ale naprawdę… - zaczęłam.
- Hanami. Nie możemy mieć przed sobą tajemnic, a to połączenie tylko
nam pomoże, a nie zaszkodzi. Jeśli nie chcesz mi czegoś pokazać, bo myślisz, że
to mnie zrani… to przestań. Pokaż mi, nic się nie stanie - nalegał. Spojrzałam
w jego piękne oczy. On i te jego sztuczki przekonywania. Z nimi jest w stanie
przekonać mnie do wszystkiego, choć raczej jest to zasługa jego oczu.
Westchnęłam cicho i pozwoliłam mu przeniknąć do mojej głowy. Ignorując to
dziwne uczucie, pokazałam mu te raniące wspomnienia, przez co z oczu spłynęły
mi łzy. Przypomniałam sobie wszystko z tamtej nocy, a było to dla mnie
koszmarem. Otworzyłam powieki i zauważyłam zdezorientowaną twarz Toriego. Był w
szoku. Nie pamiętał nic z tamtej nocy?
-Byłaś tam- stwierdził- Hanami, ja przepraszam… ja byłem… to przez…
Hanami… wybacz- zaczął się plątać Tori. Wytarł kciukiem moje łzy i wpatrywał
się we mnie smutnym wzrokiem. Jakby bolało go, że to widziałam. Jakby bolało
go, że złamał mi serce. Jakby bolały go, moje łzy. Nieśmiało przysunęłam się do
niego i lekko przytuliłam. Wybaczyłam. Choć kiedyś było to dla mnie obcym
terminem.
Poczułam dziwną pełność. Jakbym wcześniej była tylko połówką. Jakbym
nie była całością. A wszystko przez ten gest. Czułam obecność Toriego w mojej
głowie, ale nie przeszkadzało mi to. Zaakceptowałam jego świadomość. A
najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że czułam to, co on. Wiedziałam, jaką
radość sprawia mu moje wybaczenie. To było coś niezwykłego… i pięknego.
Jak na kogoś kto ma nieograniczone zapasy chakry, to coś często jest wyczerpana xd
OdpowiedzUsuńUuu fajne rzeczy dzieją się z tymi ich kekkei genkai, takie to słodkie nawet :D Cieszę się, że już sobie wyjaśnili tamtą sprawę z blondynką i mam nadzieje, że Hanami dowali jakoś tej nowej!
A właśnie, ona nazywa się Chimi Moriou, oglądałaś może Króla Szamanów ;>