Stałem
na brzegu niewielkiego jeziorka, którego wodę mącił wpadający do niego
wodospad. Było tu całkowicie pusto, żadna żywa dusza nie zapuszczała się w to
zapomniane przez wszystkich miejsce. Nagle z zarośli niedaleko mnie wyszła
dziewczyna. Była do tego stopnia niezwykła, że przez kilkanaście minut
wpatrywałem się w nią z otwartymi ustami. Przeszła obok mnie, nie zauważając
mojej natarczywie się w nią wpatrującej osoby.
Była
ubrana w długą utkaną z porannej mgły sukienkę na wąskich ramiączkach. Długie
białe włosy spadały kaskadami z jej głowy, kończąc się gdzieś w okolicy łydek.
Szare roześmiane oczy zdawały się emanować energią i siłą, a uroku dodawał jej
szeroki uśmiech na twarzy. Najbardziej zaskakujący był fakt, że była łudząco
podobna do Hanami, mojej Hanami.
Bosymi
stopami weszła na środek jeziora i zaczęła obracać się wokół własnej osi. Po
chwili owe obroty zamieniły się w taniec, który był najwspanialszym jaki
kiedykolwiek widziałem. Znikąd pojawił się obok niej wysoki mężczyzna, również
ubrany na biało. Chwycił jej dłoń i wprawną ręką zaczął prowadzić, by tańczyli
razem… parą.
Po
kilku ruchach ów mężczyzna upadł na kolana, by następnie przewrócić się
całkiem. Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza, gdy mężczyzna wtapiał
się z wodą. Miałem ochotę podbiec do niej i zetrzeć tą bezbarwną kroplę, ale
nie mogłem. Moje ręce i nogi odmawiały mi posłuszeństwa i od tej pory mogłem
być jedynie tylko świadkiem tego, co miało nastąpić. Gdy mężczyzna zniknął
całkowicie, dziewczyna szybko zbiegła z tafli i zniknęła z powrotem w
zaroślach. Przez chwilę nie działo się nic i miejsce znów opustoszało.
Ciszę,
która zaczęła otaczać okolicę przerwało szumienie w krzakach. Spojrzałem w
tamtym kierunku i zobaczyłem wyłaniającą się z nich ową dziewczynę z małym
chłopczykiem na rękach. Okolicą zawładną jej piękny śmiech. Wbiegła na taflę
wody i zaczęła obracać się powoli, unosząc dziecko do góry. Po kilku minutach
opadła na wodę i, siedząc na niej, bawiła się z dzieckiem. Mogłem tylko stać w
miejscu i obserwować, ale czułem, że za wszelką cenę chciałbym być z nią i
razem bawić się z niemowlakiem.
Piękną
sielankową scenę przerwał przecinający powietrze grom, któremu towarzyszył
okropny grzmot. Kobieta spojrzała wystraszona w niebo i przytuliła dziecko do
swej piersi, jakby chcąc go uchronić przed tą burzą. Siedziała tak cały czas,
usiłując uchronić dziecko przed wiatrem. Po chwili spojrzała na mnie. byłem
pewien, że właśnie na mnie. Krzyknęła coś do mnie, ale wiatr zagłuszył ją
całkowicie. Próbując przekrzyczeć wiatr, który z każdą chwilą przybierał na
mocy, starała się przekazać mi jakąś wiadomość. Wstała i posadziła dziecko na
wodzie. Gdy upewniła się, że siedzi dobrze i nie wpadnie do niej, zbiegła z
jeziora i znikła między drzewami. Byłem pewien, że przy granicy lasu z łąką za
jednym z drzew stała kobieta z czarnymi włosami. Dziewczyna z jeziora dołączyła
do niej i obie znikły.
Burza,
jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ustała. Wszystko powróciło do
swojej normy. Poczułem, że mogę już się swobodnie ruszać. Jezioro wróciło do
swej normalnej formy, którą zakłócało siedzące na środku dziecko. Ruszyłem w
jego kierunku i gdy już wziąłem je na ręce, woda pod moimi nogami zaczęła się
rozstępować, a ja spadłem w przepaść.
Obudziłem
się cały zlany potem. To był tylko sen… tylko sen - powtarzałem sobie w
myślach. W głowie wciąż widziałem tą kobietę i dziecko na jej rękach. To, które
zostawiła same i zniknęła między drzewami. Czy to miała jakiś związek z Hanami?
Przecież ta kobieta była łudząco do niej podobna.
Powoli
zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. W moim pokoju panował istny
bałagan, gdyż nie za bardzo chciało mi się sprzątać po powrocie. Wszedłem pod
strumień ciepłej wody, uciszając tym samym swoje myśli, które wciąż z zawrotną
prędkością kręciły się wokół tego snu.
Po
skończonej kąpieli, ubrałem się i ruszyłem do kuchni wcześniej zamykając pokój.
Zdziwił mnie fakt, że cała organizacja, oprócz jednej osoby, znajdowała się na
wspólnym posiłku. Gestem ręki Pain kazał mi siąść, więc wykonałem ten rozkaz.
Po zajęciu swojego miejsca spojrzałem w kierunku wolnego krzesła między Aanami
i Sasuke - oczami wyobraźni widziałem Hanami, wcinającą bez zainteresowania
jakiś serek i bujającą w obłokach. Moją retrospekcję przerwało chrząknięcie
Lidera. Podniósł szanowne cztery litery ze swojego stołka i zabrzmiał tym swoim
barytonem:
- Dzisiaj,
przybędzie nasza nowa członkini.
- Co?
- spytał się Itakoi.
- To
co słyszałeś. Nie mamy pełnego składu, dlatego przyjdzie nowa.
- Po
co nam kolejna dziewczyna? One są do niczego - mruknął Sasori, za co oberwał
widelcem od Aanami.
- Przepraszam
mistrzu, jestem do niczego - odpowiedziała kąśliwie.
- Oj…
nie ciebie miałem na myśli - powiedział, patrząc na Karin.
- Nie
potrzebujemy żadnej nowej osoby, poczekamy aż wróci Hanami, bo ona wróci -
powiedział stanowczo Hidan.
Ojciec
obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Wróci.
Ale nie mamy pełnego składu - odparł Lider.
- Mnie
i tak nie wyślesz na misję, więc masz po równo. A tak w ogóle to jak to
zamierzasz zrobić? Oddasz jej pokój matki? – powiedziałem, wstając i gromiąc
ojca jego sławnym spojrzeniem, którego sam mnie nauczył.
Zmierzył
mnie wzrokiem i zacisnął mocno usta, zapewne powstrzymując się przed wrzaskiem.
- Jak
ty się do mnie odzywasz? - odparł w końcu.
- Tak,
jak na to zasługujesz… ojcze - powiedziałem z niechęcią. - Nic dziwnego, że
matka od ciebie odeszła! - krzyknąłem.
Organizacja
wpatrywała się w naszą kłótnię jak w jakiś spektakl albo, co gorsza, brazylijską
telenowelę.
- Zamknij
się! – ryknął. - Nie masz o tym zielonego pojęcia.
- To
mnie oświeć! Zresztą oddasz jej ten pokój czy nie!?
- Zamknij
się!
- To
odpowiedz!
- Cicho
siedź! - wrzasnął i uderzył mnie pięścią w policzek.
Splunąłem
krwią i spojrzałem na niego z nienawiścią, by po chwili rzucić się na niego z
pięściami. Organizacja szybko się ewakuowała z kuchni, zapewne nie wiedząc, do
czego ta nasz kłótnia może doprowadzić.
Dostałem
pięścią w brzuch, by następnie oberwać w podbródek. Nie obyło się bez
kontrataków, także mój ojciec też dostał w prezencie piękne sino-fioletowe limo
pod okiem. Po chwili w ruch poszły kunai’e, przez co trzeba będzie zakupić nowy
stół do kuchni. Mój demon zaczął się poruszać, gdy ojciec składał pieczęcie.
Walka przeniosła się na korytarz, gdy jednym z jutsu rozwaliliśmy ścianę. Po
raz kolejny dostałem w brzuch, tylko że tym razem poleciałem do tyłu, lądując w
czyimś pokoju.
Wygrzebałem
się z gruzów i za plecami zacząłem składać pieczęcie wymyślonego przeze mnie
jutsu. Było to połączenie kartek papieru z ukrytymi w nich kunai’ami, a na
dodatek owe kartki zawierały silną truciznę. Mimo że ojciec znał wszystkie
jutsu związane z kartkami, to jego wiedza nie obejmowała tego, gdyż trzymałem
je w wielkiej tajemnicy i nikt o tym nie wiedział.
Pain
wdepnął w stertę papierów rozwalonych po podłodze. Te zaczęły oplątywać się
wokół jego nogi, kierując się dalej. Jednym plusem owego jutsu, było to, że w
żaden sposób nie dało się go uniknąć, a udoskonalone czakrą demona, tak jak
teraz, użyte na klonie, rani nie tylko cienistego ale i również tego, kto owego
klona utworzył. Nie zdziwił mnie więc fakt, że po chwili usłyszałem głośne
„puuf” i przekleństwo gdzieś w pobliżu kuchni.
Wiedząc,
że koniec walki nastąpił i trzeba ojca odtruć, podszedłem wolnym krokiem do
niego. Leżał na podłodze w opłakanym stanie, zresztą ja nie lepiej wyglądałem…
Tym razem udało mi się go pokonać dzięki podstępowi, bo nic nie wiedział o owym
jutsu.
- Nieźle
- mruknął, zaciskając zęby z bólu. - Co to za jutsu?
- Nieważne
- powiedziałem, kucając przy nim i otaczając jego rękę karteczkami
zawierającymi odtrutkę.
- Trucizna?
- spytał.
- Ta…
Od Sasori'ego…
Gdy w
krwi ojca nie zostało już nic z wcześniejszej trucizny, wstałem i wolnym
krokiem zacząłem się kierować ku salonowi. Zdziwił mnie fakt, że Aanami z
Itakoi’m oglądali razem film i śmieli się przy tym w najlepsze. Zresztą, nie
zauważyłem tego wcześniej, ale oni coś podejrzanie dobrze się ze sobą
dogadywali. Muszę się o to zapytać brata, w końcu widać, że mają się ku sobie.
Westchnąłem, co przyciągnęło uwagę parki. Aanami spojrzała się na mnie
przerażona i już po chwili siedziałem na fotelu otaczany jej zieloną czakrą.
- I
jak? - spytał Itakoi.
- Wygrałem
- mruknąłem.
Przesiedzieliśmy
kilka godzin, oglądając jakieś kmioty, które niby miały być straszne. Nagle do
pomieszczenia zwaliła się cała organizacja, a zaraz potem obok ojca weszła
jakaś niska blondyna.
- To jest Chimi Moriou.
-Ale
mówcie mi Otakou- wtrąciła dziewczyna.
Cała
organizacją, z wyjątkiem mnie, Sasori’ego i Ojca, ryknęła głośnym śmiechem.
Wstałem leniwie z fotela i ruszyłem ku wyjściu. Nie miałem zamiaru się z nią
witać. Gdy przechodziłem obok niej, odruchowo wszedłem do jej myśli i od razu
tego pożałowałem. Jej myśli o tym, jaki to ja jestem słodki i piękny, o tym co
by ze mną zrobiła, były dziwne…
Świetny był ten sen Toriego, no i walka ojciec - syn? o.O Też tam mogę przywalić mojemu jak mnie wkurzy? :D
OdpowiedzUsuńCiekawe co ta nowa będzie potrafiła, mam nadzieje, że nie będzie ładna, jeśli nie to spoko może szaleć za Torim xd