.

.

Rozdział 16 - Nowa

Stałem na brzegu niewielkiego jeziorka, którego wodę mącił wpadający do niego wodospad. Było tu całkowicie pusto, żadna żywa dusza nie zapuszczała się w to zapomniane przez wszystkich miejsce. Nagle z zarośli niedaleko mnie wyszła dziewczyna. Była do tego stopnia niezwykła, że przez kilkanaście minut wpatrywałem się w nią z otwartymi ustami. Przeszła obok mnie, nie zauważając mojej natarczywie się w nią wpatrującej osoby.
Była ubrana w długą utkaną z porannej mgły sukienkę na wąskich ramiączkach. Długie białe włosy spadały kaskadami z jej głowy, kończąc się gdzieś w okolicy łydek. Szare roześmiane oczy zdawały się emanować energią i siłą, a uroku dodawał jej szeroki uśmiech na twarzy. Najbardziej zaskakujący był fakt, że była łudząco podobna do Hanami, mojej Hanami.
Bosymi stopami weszła na środek jeziora i zaczęła obracać się wokół własnej osi. Po chwili owe obroty zamieniły się w taniec, który był najwspanialszym jaki kiedykolwiek widziałem. Znikąd pojawił się obok niej wysoki mężczyzna, również ubrany na biało. Chwycił jej dłoń i wprawną ręką zaczął prowadzić, by tańczyli razem… parą.
Po kilku ruchach ów mężczyzna upadł na kolana, by następnie przewrócić się całkiem. Po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza, gdy mężczyzna wtapiał się z wodą. Miałem ochotę podbiec do niej i zetrzeć tą bezbarwną kroplę, ale nie mogłem. Moje ręce i nogi odmawiały mi posłuszeństwa i od tej pory mogłem być jedynie tylko świadkiem tego, co miało nastąpić. Gdy mężczyzna zniknął całkowicie, dziewczyna szybko zbiegła z tafli i zniknęła z powrotem w zaroślach. Przez chwilę nie działo się nic i miejsce znów opustoszało.
Ciszę, która zaczęła otaczać okolicę przerwało szumienie w krzakach. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem wyłaniającą się z nich ową dziewczynę z małym chłopczykiem na rękach. Okolicą zawładną jej piękny śmiech. Wbiegła na taflę wody i zaczęła obracać się powoli, unosząc dziecko do góry. Po kilku minutach opadła na wodę i, siedząc na niej, bawiła się z dzieckiem. Mogłem tylko stać w miejscu i obserwować, ale czułem, że za wszelką cenę chciałbym być z nią i razem bawić się z niemowlakiem.
Piękną sielankową scenę przerwał przecinający powietrze grom, któremu towarzyszył okropny grzmot. Kobieta spojrzała wystraszona w niebo i przytuliła dziecko do swej piersi, jakby chcąc go uchronić przed tą burzą. Siedziała tak cały czas, usiłując uchronić dziecko przed wiatrem. Po chwili spojrzała na mnie. byłem pewien, że właśnie na mnie. Krzyknęła coś do mnie, ale wiatr zagłuszył ją całkowicie. Próbując przekrzyczeć wiatr, który z każdą chwilą przybierał na mocy, starała się przekazać mi jakąś wiadomość. Wstała i posadziła dziecko na wodzie. Gdy upewniła się, że siedzi dobrze i nie wpadnie do niej, zbiegła z jeziora i znikła między drzewami. Byłem pewien, że przy granicy lasu z łąką za jednym z drzew stała kobieta z czarnymi włosami. Dziewczyna z jeziora dołączyła do niej i obie znikły.
Burza, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ustała. Wszystko powróciło do swojej normy. Poczułem, że mogę już się swobodnie ruszać. Jezioro wróciło do swej normalnej formy, którą zakłócało siedzące na środku dziecko. Ruszyłem w jego kierunku i gdy już wziąłem je na ręce, woda pod moimi nogami zaczęła się rozstępować, a ja spadłem w przepaść. 

Obudziłem się cały zlany potem. To był tylko sen… tylko sen - powtarzałem sobie w myślach. W głowie wciąż widziałem tą kobietę i dziecko na jej rękach. To, które zostawiła same i zniknęła między drzewami. Czy to miała jakiś związek z Hanami? Przecież ta kobieta była łudząco do niej podobna.  
Powoli zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki. W moim pokoju panował istny bałagan, gdyż nie za bardzo chciało mi się sprzątać po powrocie. Wszedłem pod strumień ciepłej wody, uciszając tym samym swoje myśli, które wciąż z zawrotną prędkością kręciły się wokół tego snu.
Po skończonej kąpieli, ubrałem się i ruszyłem do kuchni wcześniej zamykając pokój. Zdziwił mnie fakt, że cała organizacja, oprócz jednej osoby, znajdowała się na wspólnym posiłku. Gestem ręki Pain kazał mi siąść, więc wykonałem ten rozkaz. Po zajęciu swojego miejsca spojrzałem w kierunku wolnego krzesła między Aanami i Sasuke - oczami wyobraźni widziałem Hanami, wcinającą bez zainteresowania jakiś serek i bujającą w obłokach. Moją retrospekcję przerwało chrząknięcie Lidera. Podniósł szanowne cztery litery ze swojego stołka i zabrzmiał tym swoim barytonem: 
- Dzisiaj, przybędzie nasza nowa członkini.
- Co? - spytał się Itakoi.
- To co słyszałeś. Nie mamy pełnego składu, dlatego przyjdzie nowa.
- Po co nam kolejna dziewczyna? One są do niczego - mruknął Sasori, za co oberwał widelcem od Aanami.
- Przepraszam mistrzu, jestem do niczego - odpowiedziała kąśliwie.
- Oj… nie ciebie miałem na myśli - powiedział, patrząc na Karin.
- Nie potrzebujemy żadnej nowej osoby, poczekamy aż wróci Hanami, bo ona wróci - powiedział stanowczo Hidan.
Ojciec obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Wróci. Ale nie mamy pełnego składu - odparł Lider.
- Mnie i tak nie wyślesz na misję, więc masz po równo. A tak w ogóle to jak to zamierzasz zrobić? Oddasz jej pokój matki? – powiedziałem, wstając i gromiąc ojca jego sławnym spojrzeniem, którego sam mnie nauczył.
Zmierzył mnie wzrokiem i zacisnął mocno usta, zapewne powstrzymując się przed wrzaskiem.
- Jak ty się do mnie odzywasz? - odparł w końcu.
- Tak, jak na to zasługujesz… ojcze - powiedziałem z niechęcią. - Nic dziwnego, że matka od ciebie odeszła! - krzyknąłem.
Organizacja wpatrywała się w naszą kłótnię jak w jakiś spektakl albo, co gorsza, brazylijską telenowelę.
- Zamknij się! – ryknął. - Nie masz o tym zielonego pojęcia.
- To mnie oświeć! Zresztą oddasz jej ten pokój czy nie!?
- Zamknij się!
- To odpowiedz!
- Cicho siedź! - wrzasnął i uderzył mnie pięścią w policzek.
Splunąłem krwią i spojrzałem na niego z nienawiścią, by po chwili rzucić się na niego z pięściami. Organizacja szybko się ewakuowała z kuchni, zapewne nie wiedząc, do czego ta nasz kłótnia może doprowadzić.
Dostałem pięścią w brzuch, by następnie oberwać w podbródek. Nie obyło się bez kontrataków, także mój ojciec też dostał w prezencie piękne sino-fioletowe limo pod okiem. Po chwili w ruch poszły kunai’e, przez co trzeba będzie zakupić nowy stół do kuchni. Mój demon zaczął się poruszać, gdy ojciec składał pieczęcie. Walka przeniosła się na korytarz, gdy jednym z jutsu rozwaliliśmy ścianę. Po raz kolejny dostałem w brzuch, tylko że tym razem poleciałem do tyłu, lądując w czyimś pokoju.
Wygrzebałem się z gruzów i za plecami zacząłem składać pieczęcie wymyślonego przeze mnie jutsu. Było to połączenie kartek papieru z ukrytymi w nich kunai’ami, a na dodatek owe kartki zawierały silną truciznę. Mimo że ojciec znał wszystkie jutsu związane z kartkami, to jego wiedza nie obejmowała tego, gdyż trzymałem je w wielkiej tajemnicy i nikt o tym nie wiedział.
Pain wdepnął w stertę papierów rozwalonych po podłodze. Te zaczęły oplątywać się wokół jego nogi, kierując się dalej. Jednym plusem owego jutsu, było to, że w żaden sposób nie dało się go uniknąć, a udoskonalone czakrą demona, tak jak teraz, użyte na klonie, rani nie tylko cienistego ale i również tego, kto owego klona utworzył. Nie zdziwił mnie więc fakt, że po chwili usłyszałem głośne „puuf” i przekleństwo gdzieś w pobliżu kuchni.
Wiedząc, że koniec walki nastąpił i trzeba ojca odtruć, podszedłem wolnym krokiem do niego. Leżał na podłodze w opłakanym stanie, zresztą ja nie lepiej wyglądałem… Tym razem udało mi się go pokonać dzięki podstępowi, bo nic nie wiedział o owym jutsu.
- Nieźle - mruknął, zaciskając zęby z bólu. - Co to za jutsu?
- Nieważne - powiedziałem, kucając przy nim i otaczając jego rękę karteczkami zawierającymi odtrutkę.
- Trucizna? - spytał.
- Ta… Od Sasori'ego…
Gdy w krwi ojca nie zostało już nic z wcześniejszej trucizny, wstałem i wolnym krokiem zacząłem się kierować ku salonowi. Zdziwił mnie fakt, że Aanami z Itakoi’m oglądali razem film i śmieli się przy tym w najlepsze. Zresztą, nie zauważyłem tego wcześniej, ale oni coś podejrzanie dobrze się ze sobą dogadywali. Muszę się o to zapytać brata, w końcu widać, że mają się ku sobie. Westchnąłem, co przyciągnęło uwagę parki. Aanami spojrzała się na mnie przerażona i już po chwili siedziałem na fotelu otaczany jej zieloną czakrą.
- I jak? - spytał Itakoi.   
- Wygrałem - mruknąłem.
Przesiedzieliśmy kilka godzin, oglądając jakieś kmioty, które niby miały być straszne. Nagle do pomieszczenia zwaliła się cała organizacja, a zaraz potem obok ojca weszła jakaś niska blondyna.
-  To jest Chimi Moriou.
-Ale mówcie mi Otakou-  wtrąciła dziewczyna.

Cała organizacją, z wyjątkiem mnie, Sasori’ego i Ojca, ryknęła głośnym śmiechem. Wstałem leniwie z fotela i ruszyłem ku wyjściu. Nie miałem zamiaru się z nią witać. Gdy przechodziłem obok niej, odruchowo wszedłem do jej myśli i od razu tego pożałowałem. Jej myśli o tym, jaki to ja jestem słodki i piękny, o tym co by ze mną zrobiła, były dziwne…

1 komentarz:

  1. Świetny był ten sen Toriego, no i walka ojciec - syn? o.O Też tam mogę przywalić mojemu jak mnie wkurzy? :D
    Ciekawe co ta nowa będzie potrafiła, mam nadzieje, że nie będzie ładna, jeśli nie to spoko może szaleć za Torim xd

    OdpowiedzUsuń