.

.

Rozdział 28 - Daimyō Kraju Trawy

Po całym dniu przedzierania się przez trawę, dotarliśmy do małego miasteczka. Znajdowało się ono kilka godzin od posiadłości feudalnego. Do jego domu mieliśmy wyruszyć następnego dnia... niestety już w przebraniu. Trochę mi się to nie uśmiechało i zapewne Hanami również, ale dla dobra misji musiałyśmy to zrobić. Plan obejmował zabicie celów po uroczystej kolacji, by móc szybko uciec pod osłoną nocy, ale czy uda nam się go w pełni zrealizować...
Zameldowaliśmy się w dwóch dwuosobowych pokojach. Ja oczywiście z Itakoim, a białowłosa tą noc będzie musiała przemęczyć z blondynką. Z daleka można było zauważyć, że nie pała do niej sympatią. Chociaż teraz zastanawiam się, czy mogę powiedzieć cokolwiek o mojej siostrze, bazując jedynie na spostrzeżeniach. Strasznie się zmieniła. Jest jeszcze bardziej oziębła niż wtedy, gdy nie miała emocji. Pein twierdzi, że polubiła nawet zabijanie. Zupełnie jakby ktoś wyprał ją z możliwości czucia bólu innych osób... pozbawił ją empatii. Jakby nie wiedziała, że sprawia mi przykrość...
Razem z Itakoim zamknęliśmy się w naszym pokoju. Usiadłam na łóżku wciąż rozmyślając o Hanami. Czy możliwe, że odpycha mnie od siebie, bo nie może poradzić sobie ze swoim cierpieniem? Z tym, że ona... była zawsze moim ideałem człowieka, dla którego radzenie sobie z problemami jest łatwością. Która nawet nie zauważa owych problemów. Może to przez Nonegana? Wychodzi więc na to, że moja bliźniaczka, którą znałam... była jedynie odzwierciedleniem swojego kekkei genakai. Można więc powiedzieć, że nigdy nie znałam prawdziwej białowłosej. Wychodzi na to, że teraźniejsza Hanami jest tą prawdziwą. Nie, to niemożliwe. Ja znałam i znam moją siostrę. Trochę się pogubiłyśmy i rozeszłyśmy, ale ona wciąż jest moją bliźniaczką i na zawsze nią pozostanie.
- Myślisz o Hanami? - spytał Itakoi, siadając obok mnie i objął ramieniem.
- Tak. Ona cierpi - powiedziałam cicho.
Itakoi nagle się wyprostował i zwrócił moją twarz w jego kierunku. Jego oczy świeciły, jakby wpadł na jakiś pomysł.
- Myślisz, że mogłaby zablokować pamięć o Torim? Wiesz, o co mi chodzi. Zapieczętować, tak jak to kiedyś robiła z wspomnieniami przesłuchiwanych.
Zamknęłam oczy, analizując jego wypowiedź. To było nieprawdopodobne... lecz możliwe. Przecież nasza matka w jakiś sposób zablokowała swoje uczucia. Więc może ona mogłaby zablokować wspomnienia. Ale to byłoby złe. Kochali się. Nie mogłaby tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim. A co jeśli on by wrócił?
- Myślę, że byłoby to możliwe - powiedziałam.
Usłyszeliśmy lekki szelest dochodzący zza uchylonych drzwi, a  przecież je zamykaliśmy. Nagle z cienia w korytarzu wyłoniła się postać białowłosej.
Cholera - przemknęło mi przez myśl. Jeżeli usłyszałaby nasza rozmowę, to mogłaby to zrobić. Myślę, że w chwili obecnej gotowa by była zrobić wszystko, aby tylko poczuć się lepiej. Nawet zablokować wspomnienia związane z Torim. Wychodzi więc na to, że podsunęliśmy jej dobry pomysł na rozwiązanie problemu. Wszystko przecież wskazuje, że powinna to zrobić. A granatowowłosy nie zamierzał wracać do siedziby. Ona nie może wiecznie żyć w chwili zawieszenia, nie może go opłakiwać. Powinna iść do przodu. A jeżeli to jest jedyne wyjście... to nie będę jej w tym przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, jestem gotowa jej w tym pomóc.
Zauważyłam, że Itakoi pilnie przeskakiwał spojrzeniem między nami. Lecz mimo wszystko trwaliśmy w owym zawieszeniu.
- Nie martw się o mnie - powiedziała nagle Hanami, przerywając ciszę.
Zauważyłam uśmiech ulgi na jej ustach.
- Słyszałaś? - spytałam.
- Tak. Nie mam wam za złe, że mnie obgadywaliście - rzekła. - Ale mimo wszystko wpadliście na ciekawy pomysł. Zgadzasz się ze mną Aanami, prawda? Według Ciebie powinnam to zrobić, czyż nie? - pytała.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak znałyśmy się na tyle dobrze by móc wciąż czytać swoje odczucia jak z kart książki.
- Tak. Powinnaś to zrobić. Jeżeli to jest jedyne wyjście. Ważne byś w końcu poczuła się lepiej - powiedziałam.
Moja bliźniaczka uśmiechnęła się. Szybko przemierzyła pokój i kucając przy mnie, mocno mnie do siebie przytuliła. Jak dawno tego nie robiłyśmy? Ile czasu minęło odkąd ostatni raz zachowywałyśmy się jak siostry? To było chyba kilka lat przed ucieczką z Konohy. Nim jeszcze wstąpiłyśmy do ANBU. Nim zbyt szybko dorosłyśmy. Nim zaczęłyśmy zabijać i nim ujrzałyśmy pierwszą śmierć w męczarniach. To było wiele lat temu.
Nagle Hanami się ode mnie odsunęła i jeszcze raz uśmiechnęła. Chwilę po tym spoważniała.
- Mam jej dość - powiedziała ostrym głosem - cały czas nadaje, krząta się po pokoju i bawi tymi swoimi pudełeczkami. Jest strasznie irytująca.
Zaśmiałam się pod nosem. Jednak miałam rację. Nie przepada za blondynką.
- Proszę cię... weź ją opanuj - mruknęła. W jej głośnie zawdzięczała zabawna nutka rozpaczy.
- Przesadzasz - powiedziałam - chodźmy jeszcze raz powtórzyć plan działania. Jutro jest nasz wielki dzień - dodałam.
Ruszyliśmy do pokoju, który białowłosa dzieliła z blondynką. Bez pukania weszliśmy do środka i zauważyliśmy, że dziewczyna wciąż kręci się po pokoju i mówi coś pod nosem, jakby zupełnie nie zauważyła, że Hanami wyszła.
- Och. Jesteście! - powiedziała, nagle nas zauważając - chcecie jeszcze raz obmówić plan? - spytała.
Uśmiechnęłam się. Weszliśmy i usiedliśmy na łóżkach, a Itakoi po raz kolejny powtarzał obmyślony wcześniej przez nas plan.

Po raz kolejny poprawiłam zielone kimono, które blondynka kazała mi na siebie włożyć. Strasznie nienawidziłam go nosić, ale wiedziałam, że moja bliźniaczka nie lubiła tego równie mocno jak ja. Co w sumie ukazywała jej zniesmaczona mina, gdy po raz kolejny potknęła o długi materiał. Miała na sobie fioletowe kimono, z delikatnymi złotawymi kwiatkami wyszywanymi na rękawach i u dołu stroju. Jej białe włosy zostały puszczone wolno, oprócz górnej warstwy, która została związana w mały koczek. Całość uzupełniał umiejętnie dobrany, delikatny makijaż, podkreślający jej szare oczy.
Ja nie wyglądałam gorzej. Na zielonym kimonie był odwiązany w pasie biały obi, na którym wyhaftowane były zieloną nicią kwiaty. Włosy miałam związane w kok. Na twarzy zadziwiająco delikatny makijaż, ukazywał mnie taką, jakiej siebie nie znałam.
Za nami dreptała blondynka, również wystrojona. Długo to ona sobie tak nie pochodzi, gdyż Itakoi ma ją zabić zaraz po minięciu murów domu. Jeśli chodzi o chłopaka, to ubrany był w miarę normalnie. W końcu robi tylko za ochroniarza.
Westchnęłam cicho widząc, że przed nami rysują się ściany domu feudalnego. Nadszedł czas by rozpocząć naszą misję i ostatecznie ją zakończyć. Ze sztucznym uśmiechem, ruszyłyśmy ku budynkowi. Blondynka opuściła nas kilka metrów przed bramą, twierdząc, iż musi wejść innym wejściem.

- Kim jesteście? - zapytał jeden ze strażników stojących przy ogromnych drzwiach do posiadłości daimyō.
- Zostaliśmy zaproszeni przez Pana syna. Owe gejsze mają być prezentem z okazji urodzin - odpowiedział Itakoi, modulując trochę głos, by brzmiał bardziej chrapliwie.
Na twarze strażników wstąpiły lubieżne uśmiechy, gdy bez skrępowania przypatrywali się naszym, odzianym w barwne kimona, ciałom.
- Wejdźcie - powiedział inny.
Otworzyli wielkie drzwi wpuszczając nas tym samym do środka. Dopadła nas tam zgraja służących, którzy po wypytaniu się nas o cel naszego przybycia skierowali nas do odpowiednich drzwi. Itakoiego odesłali do innej części pałacu, gdzie miał oczekiwać nas po zakończeniu uroczystości. My wiedziałyśmy jednak, że w tym czasie wybierze się na zwiedzanie domu, by wykraść pewną rzecz, o którą prosił nas Pein. No i oczywiście po to, by zabić blondynkę. Przekazał nam wiadomość o odnalezieniu owej rzeczy, gdy byliśmy już w drodze. Nie bawił się w wyjaśnianie nam, co to jest. Stwierdził jedynie, że to coś ważnego i mniej więcej opisał wygląd. Miał to być jakiś pergamin albo skrzyneczka z pergaminem, zapewne zawierającym jakieś ciekawe jutsu, bądź tajną informację.
Usłyszałam, że kroki Hanami ucichły, więc również przystanęłam.
- Dwie? - usłyszeliśmy zdziwiony głos starszego mężczyzny.
Miał około sześćdziesięciu lat. Odziany był w kosztowną szatę, uszytą z najlepszego materiału. Jej ciemnozielona barwa idealnie kontrastowała z siwymi włosami, na czubku głowy. Jego twarz zdradzała wiekowość, poprzez liczne zmarszczki. Mimo wszystko, nie wprawne oko nie zauważyłoby tych szczegółów. Gdyż wszystkie mankamenty jego ciała ukrywał pod maską pewności siebie i majestatyczności. Jego dumnie wypięta pierś nakazywała skłonić się przed nim w pokorze. I bez względu na swe cele pozostać jego uniżonym sługą. A całości dopełniały pyszne szaty, w które zapewne zwykł się ubierać, na co dzień.
Hanami pokłoniła się i odpowiedziała, zadziwiająco delikatnym głosem.
- Wybacz panie, jednakże nasz pracodawca uznał, iż byłoby wielce podejrzane, gdy w dzień swych urodzin, dawałby pan prezent swojemu synowi w postaci naszego towarzystwa. Wysłał więc nas dwie, by nie budzić podejrzeń ludzi, jak i dziedzica - odpowiedziała.
Uśmiechnęłam się lekko, zdając sobie sprawę, że za chwilę to ja będę musiała mówić to samo mojemu celowi. Tyle dobrze, że ja mam się zająć tym młodszym.
Usłyszałam męski śmiech.
- Dobrze, niech tak będzie. Wasz pracodawca jest zaiste bardzo mądry. Może więc zechcesz mi udzielić tej łaski i obdarzyć mnie jeszcze raz tym swoim słodkim uśmiechem? Do uroczystości jest jeszcze wiele czasu, więc może oprowadzę cię po posiadłości, co słodziutka? - powiedział, kierując te słowa do białowłosej.
Niemalże czułam, jak zaciska pięści słysząc te słowa. A jej palce mechanicznie bawią się ukrytymi pod rękawem senbonami.
- A ty, ślicznotko - rzekł, tym razem kierując swoje słowa do mnie - Idź zajmij się moim synem. Znajdziesz go w jego komnatach, moja służąca cię odprowadzi.
Posłusznie skinęłam głową.
- No idź już! - ponaglił mnie.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że nie długo nie będzie mógł używać swojego języka. Mimo to, skłoniłam się i odeszłam za służącą.

***
Miałam ochotę go zabić, gdy tylko się odezwał. Ja mam z nim spędzić cały wieczór? Niemożliwe. Zabije go chyba za pierwszym stosownym, co do tego momentem. Dlaczego musi mnie tak denerwować?
Szliśmy właśnie korytarzem, ku jego osobistym pokojom, z których to ma podobno nieziemski widok na ogród. Jakoś nie za bardzo mnie to interesowało. Ale jeżeli będziemy tam sami, to z czystą przyjemnością go zabije. Nawet, jeżeli przez to miałby legnąć w gruzach cały nasz plan.
- To tutaj, słoneczko - powiedział.
Odsunął papierowe drzwi i wpuścił mnie do pokoju pierwszą. Sam wszedł za mną i zamkną za sobą wejście. Poprowadził mnie ku drugim drzwiom, lecz nie otworzył ich. Nagle poczułam, że coś jest nie tak. Jakby coś spowalniało i utrudniało moje ruchy, a moje ręce wiązane były jakimiś niewidocznymi nićmi.
- Głupia. Myślisz, że nie wiem, iż mój syn zlecił zabójstwo mnie? Domyśliłem się, gdy tylko ujrzałem was dwie. Czyli więc Akatsuki działa na dwa fronty. A miałem waszego Lidera za bardziej poczciwego człowieka.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, iż już nie muszę udawać przerażenia w związku z zaistniałą sytuacją.
- Lider jest człowiekiem interesu. Nie szukaj poczciwości u przestępców, starcze - rzekłam zimnym głosem.
Zauważyłam lekkie zmieszanie na jego twarzy, które chwilę później zastąpione zostało dziką determinacją.
- Człowiekiem interesu powiadasz? Jaki więc ma interes w przyjmowaniu do swej organizacji małolat z niewyparzonym językiem? Jakoś nie che mi się wierzyć w twoje fenomenalne umiejętności, sądząc po tym, że łatwo dałaś się złapać w moją pułapkę. A może jesteś dobra w czymś innym? - spytał, przejeżdżając językiem po swych wargach.
Poczułam, że ta sama siła, która blokowała moje ruchy, przewraca mnie na ziemię. Mimo wysiłków, musiałam jej ulec i po chwili leżałam przygwożdżona nią do podłogi.
- Widzisz, kochana. Ja również mam swoją specjalną umiejętność. Gdyby nie ona na pewno nie wygnałbym stąd poprzedniego feudalnego i nie zajął jego stanowiska.
Zauważyłam, że powoli zaczyna zdejmować fragmenty swojego ubrania, by po chwili położyć się na mnie i uchylając warstwy mojego kimona, dostać się do moich nóg. Położył swoje stare, pomarszczone dłonie na moich udach i zaczął nimi poruszać. Pochylił się nade mną i wpatrywał w moje oczy, jakby chciał w nich odnaleźć choć ślad przerażenia lub jakąkolwiek inną emocję. To była złudna nadzieja, gdyż potrafiłam efektywnie ukrywać moje uczucia.
Nie miałam jak go zabić. Moje ręce przygwożdżone były niewidzialną siłą, nie było więc mowy, o użyciu ukrytych senbonów. Nie mogłam się poruszyć, więc walka nie wchodziła w grę. Pozostawała tylko jedna, jedyna możliwość.
Zebrałam w sobie cały gniew, który wezbrał we mnie, gdy po raz pierwszy go zobaczyłam. Spojrzałam z nienawiścią w jego oczy. Wzięłam głęboki oddech i uruchomiłam Nonegana. Przesłałam do jego mózgu wielką, niekontrolowaną falę niszczącą, która dodatkowo karmiła się moją nienawiścią i wszystkimi innymi uczuciami, które władały mną ostatnio. Czułam, jak każdy nerw w jego głowie zostaje zwęglony. Jak obracają się w popiół synapsy, jak niszczone zostają dendryty i aksony.
Poczułam, że niewidzialna siła ustępuję i po chwili ulega całkowicie. Jednakże nie mogłam, nie chciałam przerwać ataku. Słyszałam jak z jego ust wydziera się dźwięk przerażenia. Jak jego oczy zamarły w otwarciu na znak wielkiego zdziwienia. Nagle wszystko ucichło, a on opadł na mnie bezwładnie. Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho, po czym zepchnęłam go z siebie. Otworzyłam z powrotem powieki i zauważyłam coś dziwnego...

***
Szłam pospiesznie za służącą, która kierowała mnie ku komnatom syna feudala. Przystanęła nagle, przy jednych z bogato zdobionych drzwi, po czym kazała mi zaczekać, a sama zniknęła za nimi. Po chwili wyszła z jakiegoś pokoju i kazała mi wejść do środka.
- O co chodzi? - spytał jakiś męski głos, nim jeszcze zdołałam zlokalizować jego właściciela - przecież mieliście zabić mojego ojca.
- Owszem. Jednakże, mój pracodawca stwierdził, iż twój ojciec mógłby coś podejrzewać. Wysłał, więc również i mnie, bym dotrzymała Ci towarzystwa dzisiejszego dnia. Oczywiście tylko po to, by nie wzbudzać niepotrzebne podejrzenia celu.
- Rozsądnie - odrzekł ponownie ten sam głos.
Z cienia wyłoniła się sylwetka rosłego bruneta. Miał na sobie tradycyjne szaty w odcieniach granatu. Szedł dumnie wyprostowany, co nadawało mu majestatycznego wyglądu, przez co wyglądał niesłychanie władczo.
- Jestem Hizuko - odpowiedział.
- Miło mi Cię poznać, panie - odrzekłam.
- A tobie jak na imię? - spytał.
- Nie uważam, by było konieczne je zdradzać.
- Owszem, brzmi to racjonalnie, ale jak w takim razie mam się do ciebie zwracać? - spytał.
- Mówią na mnie Ino - powiedziałam, wymyślając na poczekaniu imię.
- Miło mi cię poznać Ino. Co chcesz robić przez ten czas? Do uroczystości pozostało trochę czasu - rzekł.
- Słyszałam, iż macie tu wspaniałe ogrody, chętnie bym je obejrzała - odparłam.
- Niech więc będzie. Chodźmy - rzekł.
Poprowadził mnie ku drzwiom, które, jak się później okazało, wiodły na balkon. Wyprowadził mnie na nieosłonięty ścianami plac, po czym skierował swe kroki ku drewnianym schodom. Zaczęliśmy przemierzać puste ogrodowe alejki, w ciszy podziwiając ich urodę.
Nagle poczułam, że coś jest nie tak. Coś jest nie tak z Hanami. Poczułam, że swędzi mnie pieczęć, którą nałożył na nas Itakoi, by powiadomić resztę zespołu o eliminacji celu. Więc Hanami zabiła już feudalnego i dawała nam znak, byśmy się pośpieszyli. Jednak nie opuszczało mnie uczucie, że zamiast zabić cel i uciekać, to powinnam udać się do bliźniaczki.
- Coś się stało? - usłyszałam męski głos.
Zauważyłam, że przystanęłam, a on stał kilka kroków dalej i wpatrywał się we mnie wyczekująco.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Tak tu pięknie - powiedziałam.
Podeszłam do niego, sprawnie wyjmując z rękawa zatruty senbon. Przybliżyłam się jeszcze bliżej i nim zdążył zareagować wbiłam mu go szybkim ruchem w jedną z żył szyjnych. Nie było to zbyt dyskretne miejsce, ale na pewno trucizna szybciej dostanie się do serca.
Oddaliłam się o kilka kroków, w chwili, gdy ten złapał się za serce. Trucizna miała za zadanie wywołać atak i chyba właśnie to się stało. Wpatrywałam się w niego jeszcze chwilę. Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak jego ciało opada na zimną ścieżkę. Jak łapie się za serce i stara się złapać ostatni oddech. Aż nagle zamarł, z ręką wyciągnięta ku mnie i proszącą o pomoc.
Wszystko poszło nie tak. Mieliśmy ich zabić po uroczystości, nie przed. Co się stało, że Hanami postanowiła zignorować misternie ułożony plan?
Trzymając krańce kimona biegłam szybko przez park w kierunku domu. Skoro plan i tak się nie powiódł, więc równie dobrze zamiast uciekać, mogę pokierować się przeczuciem i znaleźć siostrę. Wbiegłam szybko po schodach na taras i zniknęłam we wnętrzu pokoju Hizukiego. Przemknęłam przez niego i wybiegłam na korytarz. Z cichym przekleństwem na ustach zauważyłam, że moje buty są zbyt hałaśliwe jak na tą podłogę. Zdjęłam je, więc szybko i odrzuciłam w kat. Biegłam dalej, chowając się za każdym razem, gdy usłyszałam przechodzącą służbę, czy też gości.
Wróciłam tą samą trasą, którą prowadziła mnie służąca i wylądowałam w tym samym pokoju, w którym przywitał nas feudał. Odbiegały od niego trzy korytarze. Ten, którym tu wbiegłam, ten, którym przyszłyśmy tu wcześniej i ten, którym na pewno udali się oni. Szybko podbiegłam do tego ostatniego i dyskretnie do niego weszłam. Zaczęłam się skradać, nie wiedząc, co może mnie spotkać w osobistych apartamentach feudalnego.
Nagle usłyszałam zza papierowych drzwi jakiś znajomy głos, który z kimś rozmawiał. Do moich uszu doszedł głos tłuczonego szkła i ciche przekleństwo. Weszłam do tego pokoju. Zauważyłam, że na drewnianej podłodze leżało nieruchome ciało daimyō. Kilka kroków dalej na ziemi siedziała białowłosa z jaszczurką na ramieniu, a obok niej leżał potłuczony wazon. Zamarła, gdy usłyszała moje kroki.
- Hanami, wszystko w porządku? - spytałam.
- Ahh.. to ty - westchnęła z wyraźną ulga.
- Wszystko w porządku? - powtórzyłam pytanie.
- Aanami... ja oślepłam - powiedziała po chwili ciszy.
- Jak to? - spytałam.
- Nie chciałam cię martwić. Za każdym razem jak używałam Nonegana to działo się coś nie po mojej myśli. A teraz właśnie musiałam go użyć, bo ten idiota przygwoździł mnie do ziemi jakimś jutsu i chciał mnie zgwałcić. Aanami, ja nic nie widzę - powiedziała, z przerażeniem w głosie.
- Nie czas na to, później zajmiemy się twoim wzrokiem. Teraz musimy uciekać - rzekłam.
Podeszłam do niej i pomogłam wstać. Skierowałam się w kierunku drzwi, gdy ta nagle się zatrzymała. Pochyliła się do swoich nóg i chwyciła koniec kimona, rwąc je. Uśmiechnęłam się pod nosem i zrobiłam to samo, odrywając kawał zielonego materiału, ułatwiając sobie tym możliwość ruchu.
Wyprowadziłam nas na korytarz i zaczęłam z powrotem kierować się w stronę, z której przyszłam.
- Co z Itakoim? - spytała Hanami.
- Jestem pewna, że poczuł twój sygnał tak jak ja. Zresztą ja wysłałam również swój. Spotkamy się z nim w umówionym miejscu - powiedziałam.
- Jesteś pewna, że w razie, czego jesteś w stanie walczyć? Ja nie mogę ci pomóc, a wręcz będę przeszkadzać - rzekła.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie martw się o to. Nie tylko ty się rozwijałaś w organizacji.
Włączyłam Sharingana, w poszukiwaniu pogoni, lecz nic takiego nie zauważyłam. Zaczęłam, więc szybciej prowadzić nas przez korytarze, aż nagle wylądowałyśmy w ogrodzie, w którym to zabiłam swój cel. Na oślep wybierałam alejki, chcąc tylko oddalić się od posiadłości i zbliżyć jak najbardziej do muru.
Po chwili biegu znalazłyśmy się przy, obrośniętym jakimiś roślinami, murze. Kazałam Hanami zaczekać, a sama podbiegłam do niego i kumulując chakre w pięści uderzyłam w kamień. Skalne bloki szybko się rozstąpiły, tworząc wielką dziurę po środku ściany. Odwróciłam się do siostry i zauważyłam jej zniesmaczoną minę.
- Chyba trochę przesadziłaś - powiedziała.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pomogłam jej przejść przez wyrwę w murzę, by następnie poprowadzić nas w las. Ponieważ dziura w murze była oczywistą drogą ucieczki zabójców to zrobiłam ją z dala od wyznaczonego punktu zbiórki. Tak na wszelki wypadek. W każdym bądź razie, musiałyśmy teraz skręcić i szybko przemieszczać się, by wstąpić na odpowiedni szlak, prowadzący do wyznaczonego miejsca. Znajdowało się ono kilometr od posiadłości, w pewnym ogromnym drzewie. Oczywiście nie zakładaliśmy, że któreś z nas oślepnie, w razie jakiejkolwiek rany bylibyśmy w stanie się tam dostać w miarę szybko. Ale z pozbawioną wzroku białowłosą chyba nie uda nam się tego zrobić w dość krótkim czasie.

***
Poczułem swędzenie w okolicach pieczęci. Już drugi raz z kolei, co znaczy, że Aanami również pozbyła się swojego celu. Mi natomiast nie udało się znaleźć ani blondynki, ani owej rzeczy. Bez sensu włóczyłem się po korytarzach, a przecież już dawno powinienem mieć to z głowy i udać się do miejsca, gdzie zapewne oczekują mnie dziewczyny.
Westchnąłem cicho i ze złością walnąłem w papierową ścianę. Materiał się porwał, przez co miałem wzgląd do środka pokoju. W centrum pomieszczenia stała blondynka, która całowała się z jakimś młodym chłopakiem. Czyżby zdradzała swojego zmarłego męża?
- Itakoi? Co ty tu robisz? - spytała.
- Szukam... - powiedziałem, wchodząc do wnętrza pomieszczenia.
Blondynka odepchnęła od siebie chłopaka i poprawiła kimono. Mężczyzna chciał wyjść z pokoju, lecz nim zdążył dojść do drzwi, wyciągnąłem z pochwy katanę i cięciem z pół obrotu pozbawiłem go głowy, opadł na ziemie, a z kikuta, który przed chwilą był szyją, zaczęła płynąć krew. Zwróciłem się z powrotem w stronę blondynki, wyciągając miecz w jej kierunku.
- ... ciebie - dokończyłem myśl.
Oczy blondynki rozszerzyły się z przerażenia, gdy końcówką ostrza zaznaczyłem czerwony ślad na jej szyi. Uśmiechnąłem się do niej.
- Nie bój się. Nie będzie bolało - powiedziałem.
Odsunąłem ostrze od jej szyi, dając jej nacieszyć się oddechem. Po czym energicznym ruchem wbiłem jej katanę w brzuch, by następnie mocno szarpnąć ją ku mostkowi. Jej oczy otworzyły się w geście zdziwienia, a usta zamarły w niemym przerażeniu. Skierowała wzrok w stronę ostrza tkwiącego w jej wnętrznościach. Chętnie popatrzyłbym jeszcze chwilę na tę uroczą scenkę, jednakże miałem do zrobienia jedną rzecz, więc z westchnięciem wyjąłem z kabury kunaia i szybkim cięciem wbiłem go w jej szyję. Wyciągnąłem katanę z ciała i wytarłem ostrze o jej czerwone od krwi kimono, by schować ją z powrotem do pochwy. Kunaia jednakże pozostawiłem w szyi, wiedząc, że wyjęcie go spowodowałoby niekontrolowane wypłynięcie z rany krwi pod dużym ciśnieniem. Co pewnie by mnie ubrudziło.
Wyszedłem z tamtego pomieszczenia starając się nie wdepnąć w kałuże krwi i ruszyłem w dalszą drogę korytarzem, w bliżej mi nieznanym kierunku. Usłyszałem dźwięk bitego szkła, więc szybkim krokiem ruszyłem w kierunku owego dźwięku. Znalazłem się w pomieszczeniu, pośrodku którego stało wielkie biurko. Na ścianach wisiało wiele obrazów i zdobionych szklanych talerzy. Na przeciwległym końcu pokoju stał jakiś mężczyzna, który zdejmował talerze z muru i z rozdrażnieniem rzucał je na ziemię. Nagle zapewne wyczuł moją obecność, bo obrócił się w moją stronę.
Było w nim coś znajomego. Coś, co pamiętałem, coś, co znałem. Biła od niego elegancja i klasa, nawet z tymi ściągniętymi brwiami w geście złości. Mimo wszystko wydawał mi się dziwnie znajomy. Z tymi jego dłuższymi czarnymi włosami i niebieskimi oczami.
- Ktoś ty? - warknął, stając w pozycji obronnej.
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo - powiedziałem.
- Jestem Koichi. Prawowity daimyō kraju trawy. Teraźniejszy daimyō, siłą wyrwał mi moje dziedzictwo. Zabijając jednocześnie całą moją rodzinę. Razem z żoną i jedynym synem. A ty, kim jesteś?
- Przybyszem. Jednakże wydaję mi się, że znienawidzony przez ciebie człowiek i jego syn właśnie skonali - powiedziałem z uśmiechem.
Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie, które po chwili przemieniło się w determinację.
- Na reszcie mogę wrócić na swoje prawowite stanowisko - powiedział.
- Czego tu szukasz? - spytałem.
- Myślę, że tego samego, co ty, przybyszu. Lecz w chwili obecnej mogę ci to oddać, gdyż nie będzie mi potrzebne - rzekł.
- Co to jest? - spytałem - co jest w tym zwoju?
- Szukasz rzeczy, o której nic nie wiesz? Po co ci ona? - rzekł.
- Mam rozkaz ją odnaleźć. Co jest w owym zwoju?
- Myślę, że skoro twój pracodawca ci tego nie wyjaśnił, to znaczy, że nie powinieneś tego wiedzieć. Ale masz. Jak już mówiłem, mi się to nie przyda - powiedział.
Wyciągnął z rękawa zwój, który wyglądał zupełnie jak ten, który chciał Pein. Podał mi go, a ja upewniwszy się, co do jego prawdziwości, szybko zapieczętowałem go w zwoju, który z powrotem schowałem do kabury.
- Skoro go znalazłeś, po co tłukłeś talerze? - spytałem.
- W poszukiwaniu... - powiedział.
Zdjął ze ściany kolejny talerz i go pobił. Zauważyłem na ścianie pewien dziwnie znajomy symbol.
- ... tego - dodał.
Położył dłoń na znaku, a chwilę później ściana ustąpiła ukazując przejście.
- Tajemne przejście mojego rodu. Długo nieużywane. Podążając cały czas korytarzem wyjdzie się daleko za murem posiadłości, w gęstym lesie. Skutecznie unikając pogoni. Idziesz za mną, przybyszu? - spytał.
Uśmiechnąłem się i poszedłem za mężczyzną. Gdy tylko wszedłem w progi kamiennego korytarza, wejście za nami się zamknęło. Nim zdążyłem zauważyć, ręka staruszka zajęła się ogniem. Dotknął on skalnej ściany, a chwilę później kamień sam z siebie zaczął świecić.
- Specjalne kamienie. Mają w sobie drobinki palącego się materiału, przez co można odnieść wrażenie, że się świecą. A tak naprawdę palą. Musimy się pośpieszyć - powiedział.
- Z pośpiechem to ja nie mam problemów.
Opadłem na czworaka i poczułem, jak zaczynam się przemieniać. Zmiana przebiegała od stóp, aż po głowę. Czułem mrowienie ciała poprzedzające zmianę kształtu. Chwilę później przemiana się zakończyła, a ja wyglądałem jak tygrys. Widziałem zdziwienie w oczach mężczyzny.
- Jak? - spytał.
Cóż chętnie bym mu odpowiedział, jednakże w chwili obecnej nie mogłem mówić. Postanowiłem, więc pozostawić wyjaśnienia na później i gestem łapy pokazałem mu, że musimy już iść. Mężczyzna skiną głową i zaczął biec przed siebie. Również ruszyłem, wyprzedzając go o kilka metrów.

***
Otaczała mnie wszechobecna ciemność. Czułam chłód nocy, gałęzie drapiące moje ciało, intensywny zapach lasu. Nic nie widziałam i to było w tym wszystkim najgorsze. Nie mogłam zauważyć ani gałęzi, ani lasu. Aż w końcu zaczęłam słyszeć głosy kilkudziesięciu ludzi, którzy przekrzykując się nawzajem, biegli naszym śladem.
- Mówiłam, że przesadziłaś - powiedziałam - gonią nas.
- Wiem - odpowiedziała Aanami spiętym głosem.
- Nie uciekniemy im. Musisz walczyć - dodałam.
- Wiem - powtórzyła - siadaj tu - rzekła.
Bez słowa siadłam na suchym mchu i oparłam się o pień drzewa. Czułam jak moja jaszczurka, wczepiła się mocniej łapkami w moje ramię. Nagle usłyszałam głosy jeszcze wyraźniej. Były już blisko. Za blisko. Nie byłam pewna czy Aanami sobie poradzi. Było ich przecież tak dużo. Nagle usłyszałam, że się zatrzymali. Zapewne wpatrywali się w nią z rozbawieniem. W końcu, co może im zrobić jedna dziewczyna w podartym kimonie? Usłyszałam ich ciche śmiechy, sprawnie uciszone komendą ataku. Kroki nagle się wznowiły, co czułam poprzez drganie ziemi. Poczułam znajome ciepło. Ciepło, z którym miałam do czynienia tak dawno, iż niemal go zapomniałam. Ale jednak wciąż je znałam. Znałam to ciepło i ten niepowtarzalny, towarzyszący mu zapach. Czułam tą pulsującą energię. Niemalże widziałam znajome tańczące języki... czarnego ognia. Ten zapach, to ciepło i ta energia, były zwiastunem tylko jednego jutsu. Amaterasu.
Dlaczego Aanami potrafi go używać? Musiałaby przecież aktywować Mangekyō Sharingana. A przecież nie zabiła mnie. Więc jakim cudem? Jednak miała rację. Bardzo się zmieniła od ostatniego naszego spotkania. Być może już nie wygrałabym pojedynku między Noneganem, a Sharinganem. Wszystko się zmieniło.
- Wstawaj - powiedziała.
- A co z ogniem? - spytałam.
- Przecież wiesz, że nie da się go ugasić. Mogę go stłumić, ale ogni piekielnych nie zgasisz. Chodźmy - rzekła.
- Jak?
- Opowiem Ci później... nie tylko ty się rozwijałaś Hanami. Ja też przyszłam po moc. I otrzymałam ją. Idziemy wreszcie?
- Tak, już idę – powiedziałam, wspierając się mocniej na jej ramieniu.

***
Tak ja powiedział mężczyzna, tunel zakończył się w środku lasu. Wydostaliśmy się z niego poprzez klapę w suficie. Mieliśmy lekkie problemy z otworzeniem jej, gdyż zalegała na niej kupa liści. No, ale przecież ten tunel długo był nieużywany. Gdy w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz tunelu, wróciłem do normalnej postaci. Wyprostowałem się i przeciągnąłem.
- Jak ty to zrobiłeś? - spytał mężczyzna.
- To umiejętność, z którą się urodziłem. Ale z tego, co mi mówił ojciec, nie jest to żadne kekkei genkai.
Mina mężczyzny nagle sposępniała.
- Ile masz lat? Jak się nazywasz? - spytał.
- Cóż skoro mi pomogłeś, to mogę Ci to zdradzić. Mam dwadzieścia lat. A w księdze Bigno figuruję, jako Eizo Gikhen.
- To nie jest twoje prawdziwe nazwisko, prawda? - dopytywał.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jeżeli Ci je zdradzę, to obawiam się, że będę musiał cię zabić - rzekłem.
- Nie. Nieważne jak się nazywasz to i tak nie będzie twoje prawdziwe nazwisko. Twój ojciec nie jest twoim ojcem. I owszem to jest dziedziczna umiejętność klanu. Mojego klanu - powiedział.
Po chwili zmienił się w tygrysa, identycznego jak ten, jakim ja sam przed chwilą byłem. Miałem pewność, że to nie jest genjutsu. Wyczułbym je. To dlatego wydawał mi się dziwnie znajomy. Podświadomie wiedziałem, że Koichi jest ze mną spokrewniony. A ten symbol na ścianie. Musiałem go wcześniej widzieć.
- Jak już mówiłem teraźniejszy feudalny zaatakował mnie i moją rodzinę. Myślałem, że wszystkich zabił, ale jednak udało się twojej siostrze ciebie uratować. Twój ojciec musiał być wspaniałym człowiekiem, skoro cię przyjął i wychował. Miałeś wtedy dwa lata... myślałem, że nie żyjesz -powiedział.
- Ja...
- Rozumiem. Trudno ci w to uwierzyć. Ale my jesteśmy tacy sami Eizo, czy jak na ciebie mówią. Przemyśl to, może sobie coś przypomnisz. A teraz uciekaj. Twoi znajomi chyba czekają, czyż nie? Jeżeli mi uwierzysz, to wróć do posiadłości. Przyjmę cię jak swojego syna. Jak mego dziedzica - rzekł.
Po czym odwrócił się i odszedł. Skrzywiłem się na myśl o "przyjęciu mnie, jako dziedzica" przypominając sobie, że właśnie zabiliśmy syna feudalnego z jego polecenia. Ale myśl o tym, że jednak mam rodzinę, że jest ktoś taki jak ja, nie dawała mi spokoju. Westchnąłem cicho i zamieniłem się z powrotem w tygrysa, by szybciej dotrzeć do miejsca zbiórki.

___
Można powiedzieć, że ta ślepota Hanami i to, że jest bezużyteczna w walce jest przesadzone, no bo przecież jest ninja. Ale warto zaznaczyć, że ona zawsze polegała na swoich oczach, to była jej najważniejsza i najniebezpieczniejsza broń. Po jej utracie jest zagubiona i niepełnosprawna, gdyż nigdy nie przygotowywała się na taką ewentualność i nie ćwiczyła innych zmysłów.
To tyle co mam do powiedzenia na ten temat.
Dużo się dzieje, ale to się musiało wszystko zdarzyć w tym rozdziale. Mam nadzieje, że się podoba.
Pozdrawiam, Hanami

PS Ale upał ;/ 
Edit: Zapomniałam dodać ^^ Robione specjalnie pod ten rozdział. Mam nadzieję, że się podobają ^^

 
Kliknij, aby powiększyć ;>

4 komentarze:

  1. Jestem pierwsza? Oo Nie powiem, poniekąd to dla mnie pewnego rodzaju zaskoczenie, ale mniejsza już o to... W sumie nic mi się nie chce, jednak jak mam chwilę czasu to skomentuję, bo później może jeszcze bardziej nie będzie mi się chciało niż teraz i kicha.
    Rzeczywiście w tym rozdziale już trochę bardziej skupiłaś się na drugiej z sióstr - no i nie powiem, wyszło Ci to na dobre, a fakt, że narracja była również z punktu innych bohaterów bynajmniej nie niweluje tego odczucia.
    No i cóż, coraz bardziej nam się tutaj wszystko mota. Nie dość, że Hanami stała się, jaka aktualnie jest (chodzi mi tutaj o jej wygląd oraz wszelkie dotychczasowe rzeczy), to do tego doszła jeszcze jej ślepota. No i jej dezorientacja jest tutaj jak najbardziej zrozumiała - w końcu nawet najlepszy shinobi pozbawiony wzroku, czyli czegoś, na czym zawsze w największym stopniu polegał, od razu nie zorientuje się w nowej dla niego sytuacji, mimo wszystko.
    Aanami za to rzeczywiście urosła w siłę - sama się zastanawiam, jakim sposobem zdobyła mangekyo sharingana, lecz liczę na to, że w najbliższym czasie ta sprawa, jak i wiele innych, się po prostu wyjaśni.
    No i w sumie jeszcze ta sprawa z Itakoim, który najwyraźniej odkrył swoje pochodzenie, jak i poznał swojego prawdziwego ojca. Dziwi mnie tutaj jedynie fakt, że Pain powiedział mu, iż jego zdolności nie są skutkiem więzów krwi jakiegoś klanu, ponieważ nie rozumiem, dlaczego w tej kwestii miałby go okłamać. Bo jeśli chodzi o tożsamość jego prawdziwej rodziny, na miejscu Paina, nawet jeśli bym to wiedziała, to raczej nie powiedziałabym tego Itakoiemu z wiadomych powodów.
    No cóż, po prostu robi się coraz ciekawiej.

    Dobra, wiem, komentarz strasznie, ale to strasznie ogólny, ale po prostu nie mam na nic siły, nawet w WoW'a nie chce mi się grać, co oznacza, że jest naprawdę źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i teraz trochę mniej przyjemna sprawa. Mianowicie wyłapałam dosyć sporo błędów - głównie rozchodziło się tutaj o przecinki, których albo nie było, tak gdzie być powinny, albo wręcz przeciwnie. Wiem, że masz korektora, toteż to zażalenie powinnam skierować raczej do niego, a nie do Twojej osoby, jednak i Ty raczej powinnaś o tym wiedzieć.
      Co do owych błędów, jeśli mi się zechce i znajdę czas, to Ci je wyłapię i pokarzę, żeby nie było, że to sobie wymyśliłam czy coś ^^". Jednak nie dzisiaj. Skończę pisać ten komentarz i idę wszamać czekoladę najpewniej.

      Co do zamieszczonych przez Ciebie rysunków postaram się wypowiedzieć trochę szerzej niż do tej pory, jako że poniekąd jest to moja "domena", aczkolwiek nie uważam się od razu za jakiegoś specjalistę w tym zakresie ^^".
      Same rysunki dobrze wykonane, nie mam się czego czepić, jeśli chodzi o proporcje i tego typu sprawy, więc jest dobrze :). Jednak jako żem ja wredna bestyja czepiająca się o szczegóły, to nie będzie jednak tak fajnie xD.
      Nie będę wypowiadać się o każdym z rysunków osobno, bo aż tak rozdrabniać to mi się jednak nie chce ^^". Dlatego wypowiem się o nich ogólnie, w szczególności, że chodzi tutaj poniekąd o cechy wspólne.
      Czyli tak, według mnie za mało cieni. Ich rozłożenie jest wprawdzie dobre, jednak w niektórych miejscach są za mało wyraźne jak na mój gust.
      Wiem, że każdy ma swój styl, nie tylko jeśli chodzi o rysowanie czy też pisanie, toteż nie powinnam się raczej o to czepiać. Jednak jak już wyrażam swoją opinię, to nie mogę tergo pominąć. Toteż według mnie mogłabyś dodać więcej linii, w szczególności na włosach, lecz również na materiale ubrań - ja wiem, że ja mam z nimi jakąś schizę i w moich szkicach ciężko się połapać przez nadmiar linii, ale te jednak urozmaicają całość przy końcowych efekcie.
      Nie wiem dlaczego, ale jakoś nigdy nie podobała mi się taka zależność - włosy opadają na oczy bohatera, a mimo to widać ich kontur. W sumie to zależy od gustu, a w ten nie wnikam. Po prostu zastanawiam się - ponieważ na Twoim rysunku z tą zależnością jest poniekąd pół na pół. W przypadku Aanami nie widać konturów oka, tak gdzie padają na nie włosy, a w przypadku Hanami prawe oko też jest zasłonięte, kiedy lewe "prześwituje". Dlatego też pytam się, o co tutaj chodzi? Oo Ja wiem, czepialska jestem, ale pomińmy to xD.
      No i ostatnia kwestia. Do stworzenia wzorów na strojach zapewne użyłaś jakiegoś gotowego brush'a (zwał jak zwał, chyba wiesz, o co chodzi ^^"), co jest jak najbardziej dopuszczalne, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju programy graficzne. Jednak jestem ciekawa, jak by to wyglądało, gdybyś zrobiła to ręcznie. Wiadomo, byłoby to zdecydowanie bardziej pracochłonne, jednak efekt być może lepszy. Nie to, żebym Ci coś narzucała albo coś, tylko tak po prostu wyrażam swoje spostrzeżenia ^^". W szczególności, że sama jestem dziwną osobą i wszelkiego typu zdobienia i tego typu rzeczy wykonuję w ps'ie bez użycia brush'ów (czy jak to odmienić Oo), których po prostu nie ogarniam, lecz też dlatego, że mam do tego pewnego rodzaju... sentyment, nazwijmy to tak :D.
      No ale nic, ogólnie prace ładne, chociaż należałoby tutaj jeszcze trochę popracować nad wykonaniem :).
      No i mam jeszcze takie pytanie odnośnie tła: sama je wykonałaś? Wiesz, jestem po prostu ciekawa jako osoba, która nie ma w zwyczaju wykonywać tła ^^. A jeśli już zrobię coś w ps'ie i uznam, że zdałoby się do tego jakieś tło, to po prostu idę w tym przypadku na łatwiznę i wdziabiam całość na gotową teksturkę xD.

      No nic, mimo wszystko trochę się rozpisałam - być może nie do końca na temat, ale jednak ^^".

      Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)

      Usuń
    2. Komentarz podzielony na dwoje, ponieważ jako całość jakoś nie chciało mi dodać Oo.

      Usuń
  2. Ślepa?! o.O Nooo to dowaliłaś, ciekawe jak teraz sobie poradzi..
    I nie nie nie, zabraniam jej wykasowywania wspomnieć o Torim, wiem że cierpi i wgl, ale przecież kiedyś tam w końcu będą razem prawda? ;>
    I muszę się pochwalić.. wiedziałam że to będzie jego ojciec, ciekawe czy Itakoi będzie chciał wrócić ^^

    OdpowiedzUsuń