Po całym dniu przedzierania się przez trawę, dotarliśmy do małego
miasteczka. Znajdowało się ono kilka godzin od posiadłości feudalnego. Do jego
domu mieliśmy wyruszyć następnego dnia... niestety już w przebraniu. Trochę mi
się to nie uśmiechało i zapewne Hanami również, ale dla dobra misji musiałyśmy
to zrobić. Plan obejmował zabicie celów po uroczystej kolacji, by móc szybko
uciec pod osłoną nocy, ale czy uda nam się go w pełni zrealizować...
Zameldowaliśmy się w dwóch dwuosobowych pokojach. Ja oczywiście z
Itakoim, a białowłosa tą noc będzie musiała przemęczyć z blondynką. Z daleka
można było zauważyć, że nie pała do niej sympatią. Chociaż teraz zastanawiam
się, czy mogę powiedzieć cokolwiek o mojej siostrze, bazując jedynie na
spostrzeżeniach. Strasznie się zmieniła. Jest jeszcze bardziej oziębła niż
wtedy, gdy nie miała emocji. Pein twierdzi, że polubiła nawet zabijanie.
Zupełnie jakby ktoś wyprał ją z możliwości czucia bólu innych osób... pozbawił
ją empatii. Jakby nie wiedziała, że sprawia mi przykrość...
Razem z Itakoim zamknęliśmy się w naszym pokoju. Usiadłam na łóżku
wciąż rozmyślając o Hanami. Czy możliwe, że odpycha mnie od siebie, bo nie może
poradzić sobie ze swoim cierpieniem? Z tym, że ona... była zawsze moim ideałem
człowieka, dla którego radzenie sobie z problemami jest łatwością. Która nawet
nie zauważa owych problemów. Może to przez Nonegana? Wychodzi więc na to, że
moja bliźniaczka, którą znałam... była jedynie odzwierciedleniem swojego kekkei
genakai. Można więc powiedzieć, że nigdy nie znałam prawdziwej białowłosej.
Wychodzi na to, że teraźniejsza Hanami jest tą prawdziwą. Nie, to niemożliwe.
Ja znałam i znam moją siostrę. Trochę się pogubiłyśmy i rozeszłyśmy, ale ona
wciąż jest moją bliźniaczką i na zawsze nią pozostanie.
- Myślisz o Hanami? - spytał Itakoi, siadając obok mnie i objął
ramieniem.
- Tak. Ona cierpi - powiedziałam cicho.
Itakoi nagle się wyprostował i zwrócił moją twarz w jego kierunku.
Jego oczy świeciły, jakby wpadł na jakiś pomysł.
- Myślisz, że mogłaby zablokować pamięć o Torim? Wiesz, o co mi
chodzi. Zapieczętować, tak jak to kiedyś robiła z wspomnieniami
przesłuchiwanych.
Zamknęłam oczy, analizując jego wypowiedź. To było nieprawdopodobne...
lecz możliwe. Przecież nasza matka w jakiś sposób zablokowała swoje uczucia.
Więc może ona mogłaby zablokować wspomnienia. Ale to byłoby złe. Kochali się.
Nie mogłaby tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim. A co jeśli on by wrócił?
- Myślę, że byłoby to możliwe - powiedziałam.
Usłyszeliśmy lekki szelest dochodzący zza uchylonych drzwi, a przecież je zamykaliśmy. Nagle z cienia w
korytarzu wyłoniła się postać białowłosej.
Cholera - przemknęło mi przez myśl. Jeżeli usłyszałaby nasza rozmowę,
to mogłaby to zrobić. Myślę, że w chwili obecnej gotowa by była zrobić
wszystko, aby tylko poczuć się lepiej. Nawet zablokować wspomnienia związane z
Torim. Wychodzi więc na to, że podsunęliśmy jej dobry pomysł na rozwiązanie
problemu. Wszystko przecież wskazuje, że powinna to zrobić. A granatowowłosy
nie zamierzał wracać do siedziby. Ona nie może wiecznie żyć w chwili
zawieszenia, nie może go opłakiwać. Powinna iść do przodu. A jeżeli to jest
jedyne wyjście... to nie będę jej w tym przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, jestem
gotowa jej w tym pomóc.
Zauważyłam, że Itakoi pilnie przeskakiwał spojrzeniem między nami.
Lecz mimo wszystko trwaliśmy w owym zawieszeniu.
- Nie martw się o mnie - powiedziała nagle Hanami, przerywając ciszę.
Zauważyłam uśmiech ulgi na jej ustach.
- Słyszałaś? - spytałam.
- Tak. Nie mam wam za złe, że mnie obgadywaliście - rzekła. - Ale mimo
wszystko wpadliście na ciekawy pomysł. Zgadzasz się ze mną Aanami, prawda?
Według Ciebie powinnam to zrobić, czyż nie? - pytała.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak znałyśmy się na tyle dobrze by móc
wciąż czytać swoje odczucia jak z kart książki.
- Tak. Powinnaś to zrobić. Jeżeli to jest jedyne wyjście. Ważne byś w
końcu poczuła się lepiej - powiedziałam.
Moja bliźniaczka uśmiechnęła się. Szybko przemierzyła pokój i kucając
przy mnie, mocno mnie do siebie przytuliła. Jak dawno tego nie robiłyśmy? Ile
czasu minęło odkąd ostatni raz zachowywałyśmy się jak siostry? To było chyba
kilka lat przed ucieczką z Konohy. Nim jeszcze wstąpiłyśmy do ANBU. Nim zbyt
szybko dorosłyśmy. Nim zaczęłyśmy zabijać i nim ujrzałyśmy pierwszą śmierć w
męczarniach. To było wiele lat temu.
Nagle Hanami się ode mnie odsunęła i jeszcze raz uśmiechnęła. Chwilę
po tym spoważniała.
- Mam jej dość - powiedziała ostrym głosem - cały czas nadaje, krząta
się po pokoju i bawi tymi swoimi pudełeczkami. Jest strasznie irytująca.
Zaśmiałam się pod nosem. Jednak miałam rację. Nie przepada za
blondynką.
- Proszę cię... weź ją opanuj - mruknęła. W jej głośnie zawdzięczała
zabawna nutka rozpaczy.
- Przesadzasz - powiedziałam - chodźmy jeszcze raz powtórzyć plan
działania. Jutro jest nasz wielki dzień - dodałam.
Ruszyliśmy do pokoju, który białowłosa dzieliła z blondynką. Bez
pukania weszliśmy do środka i zauważyliśmy, że dziewczyna wciąż kręci się po
pokoju i mówi coś pod nosem, jakby zupełnie nie zauważyła, że Hanami wyszła.
- Och. Jesteście! - powiedziała, nagle nas zauważając - chcecie
jeszcze raz obmówić plan? - spytała.
Uśmiechnęłam się. Weszliśmy i usiedliśmy na łóżkach, a Itakoi po raz
kolejny powtarzał obmyślony wcześniej przez nas plan.
Po raz kolejny poprawiłam zielone kimono, które blondynka kazała mi na
siebie włożyć. Strasznie nienawidziłam go nosić, ale wiedziałam, że moja
bliźniaczka nie lubiła tego równie mocno jak ja. Co w sumie ukazywała jej
zniesmaczona mina, gdy po raz kolejny potknęła o długi materiał. Miała na sobie
fioletowe kimono, z delikatnymi złotawymi kwiatkami wyszywanymi na rękawach i u
dołu stroju. Jej białe włosy zostały puszczone wolno, oprócz górnej warstwy,
która została związana w mały koczek. Całość uzupełniał umiejętnie dobrany,
delikatny makijaż, podkreślający jej szare oczy.
Ja nie wyglądałam gorzej. Na zielonym kimonie był odwiązany w pasie
biały obi, na którym wyhaftowane były zieloną nicią kwiaty. Włosy miałam
związane w kok. Na twarzy zadziwiająco delikatny makijaż, ukazywał mnie taką,
jakiej siebie nie znałam.
Za nami dreptała blondynka, również wystrojona. Długo to ona sobie tak
nie pochodzi, gdyż Itakoi ma ją zabić zaraz po minięciu murów domu. Jeśli
chodzi o chłopaka, to ubrany był w miarę normalnie. W końcu robi tylko za
ochroniarza.
Westchnęłam cicho widząc, że przed nami rysują się ściany domu
feudalnego. Nadszedł czas by rozpocząć naszą misję i ostatecznie ją zakończyć.
Ze sztucznym uśmiechem, ruszyłyśmy ku budynkowi. Blondynka opuściła nas kilka
metrów przed bramą, twierdząc, iż musi wejść innym wejściem.
- Kim jesteście? - zapytał jeden ze strażników stojących przy
ogromnych drzwiach do posiadłości daimyō.
- Zostaliśmy zaproszeni przez Pana syna. Owe gejsze mają być prezentem
z okazji urodzin - odpowiedział Itakoi, modulując trochę głos, by brzmiał
bardziej chrapliwie.
Na twarze strażników wstąpiły lubieżne uśmiechy, gdy bez skrępowania
przypatrywali się naszym, odzianym w barwne kimona, ciałom.
- Wejdźcie - powiedział inny.
Otworzyli wielkie drzwi wpuszczając nas tym samym do środka. Dopadła
nas tam zgraja służących, którzy po wypytaniu się nas o cel naszego przybycia
skierowali nas do odpowiednich drzwi. Itakoiego odesłali do innej części
pałacu, gdzie miał oczekiwać nas po zakończeniu uroczystości. My wiedziałyśmy
jednak, że w tym czasie wybierze się na zwiedzanie domu, by wykraść pewną
rzecz, o którą prosił nas Pein. No i oczywiście po to, by zabić blondynkę.
Przekazał nam wiadomość o odnalezieniu owej rzeczy, gdy byliśmy już w drodze.
Nie bawił się w wyjaśnianie nam, co to jest. Stwierdził jedynie, że to coś
ważnego i mniej więcej opisał wygląd. Miał to być jakiś pergamin albo
skrzyneczka z pergaminem, zapewne zawierającym jakieś ciekawe jutsu, bądź tajną
informację.
Usłyszałam, że kroki Hanami ucichły, więc również przystanęłam.
- Dwie? - usłyszeliśmy zdziwiony głos starszego mężczyzny.
Miał około sześćdziesięciu lat. Odziany był w kosztowną szatę, uszytą
z najlepszego materiału. Jej ciemnozielona barwa idealnie kontrastowała z
siwymi włosami, na czubku głowy. Jego twarz zdradzała wiekowość, poprzez liczne
zmarszczki. Mimo wszystko, nie wprawne oko nie zauważyłoby tych szczegółów.
Gdyż wszystkie mankamenty jego ciała ukrywał pod maską pewności siebie i
majestatyczności. Jego dumnie wypięta pierś nakazywała skłonić się przed nim w
pokorze. I bez względu na swe cele pozostać jego uniżonym sługą. A całości
dopełniały pyszne szaty, w które zapewne zwykł się ubierać, na co dzień.
Hanami pokłoniła się i odpowiedziała, zadziwiająco delikatnym głosem.
- Wybacz panie, jednakże nasz pracodawca uznał, iż byłoby wielce
podejrzane, gdy w dzień swych urodzin, dawałby pan prezent swojemu synowi w
postaci naszego towarzystwa. Wysłał więc nas dwie, by nie budzić podejrzeń
ludzi, jak i dziedzica - odpowiedziała.
Uśmiechnęłam się lekko, zdając sobie sprawę, że za chwilę to ja będę
musiała mówić to samo mojemu celowi. Tyle dobrze, że ja mam się zająć tym
młodszym.
Usłyszałam męski śmiech.
- Dobrze, niech tak będzie. Wasz pracodawca jest zaiste bardzo mądry.
Może więc zechcesz mi udzielić tej łaski i obdarzyć mnie jeszcze raz tym swoim
słodkim uśmiechem? Do uroczystości jest jeszcze wiele czasu, więc może
oprowadzę cię po posiadłości, co słodziutka? - powiedział, kierując te słowa do
białowłosej.
Niemalże czułam, jak zaciska pięści słysząc te słowa. A jej palce
mechanicznie bawią się ukrytymi pod rękawem senbonami.
- A ty, ślicznotko - rzekł, tym razem kierując swoje słowa do mnie -
Idź zajmij się moim synem. Znajdziesz go w jego komnatach, moja służąca cię
odprowadzi.
Posłusznie skinęłam głową.
- No idź już! - ponaglił mnie.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że nie długo nie będzie mógł
używać swojego języka. Mimo to, skłoniłam się i odeszłam za służącą.
***
Miałam ochotę go zabić, gdy tylko się odezwał. Ja mam z nim spędzić
cały wieczór? Niemożliwe. Zabije go chyba za pierwszym stosownym, co do tego
momentem. Dlaczego musi mnie tak denerwować?
Szliśmy właśnie korytarzem, ku jego osobistym pokojom, z których to ma
podobno nieziemski widok na ogród. Jakoś nie za bardzo mnie to interesowało.
Ale jeżeli będziemy tam sami, to z czystą przyjemnością go zabije. Nawet,
jeżeli przez to miałby legnąć w gruzach cały nasz plan.
- To tutaj, słoneczko - powiedział.
Odsunął papierowe drzwi i wpuścił mnie do pokoju pierwszą. Sam wszedł
za mną i zamkną za sobą wejście. Poprowadził mnie ku drugim drzwiom, lecz nie
otworzył ich. Nagle poczułam, że coś jest nie tak. Jakby coś spowalniało i
utrudniało moje ruchy, a moje ręce wiązane były jakimiś niewidocznymi nićmi.
- Głupia. Myślisz, że nie wiem, iż mój syn zlecił zabójstwo mnie?
Domyśliłem się, gdy tylko ujrzałem was dwie. Czyli więc Akatsuki działa na dwa
fronty. A miałem waszego Lidera za bardziej poczciwego człowieka.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, iż już nie muszę udawać przerażenia
w związku z zaistniałą sytuacją.
- Lider jest człowiekiem interesu. Nie szukaj poczciwości u
przestępców, starcze - rzekłam zimnym głosem.
Zauważyłam lekkie zmieszanie na jego twarzy, które chwilę później
zastąpione zostało dziką determinacją.
- Człowiekiem interesu powiadasz? Jaki więc ma interes w przyjmowaniu
do swej organizacji małolat z niewyparzonym językiem? Jakoś nie che mi się
wierzyć w twoje fenomenalne umiejętności, sądząc po tym, że łatwo dałaś się
złapać w moją pułapkę. A może jesteś dobra w czymś innym? - spytał,
przejeżdżając językiem po swych wargach.
Poczułam, że ta sama siła, która blokowała moje ruchy, przewraca mnie
na ziemię. Mimo wysiłków, musiałam jej ulec i po chwili leżałam przygwożdżona
nią do podłogi.
- Widzisz, kochana. Ja również mam swoją specjalną umiejętność. Gdyby
nie ona na pewno nie wygnałbym stąd poprzedniego feudalnego i nie zajął jego
stanowiska.
Zauważyłam, że powoli zaczyna zdejmować fragmenty swojego ubrania, by
po chwili położyć się na mnie i uchylając warstwy mojego kimona, dostać się do
moich nóg. Położył swoje stare, pomarszczone dłonie na moich udach i zaczął
nimi poruszać. Pochylił się nade mną i wpatrywał w moje oczy, jakby chciał w
nich odnaleźć choć ślad przerażenia lub jakąkolwiek inną emocję. To była złudna
nadzieja, gdyż potrafiłam efektywnie ukrywać moje uczucia.
Nie miałam jak go zabić. Moje ręce przygwożdżone były niewidzialną
siłą, nie było więc mowy, o użyciu ukrytych senbonów. Nie mogłam się poruszyć,
więc walka nie wchodziła w grę. Pozostawała tylko jedna, jedyna możliwość.
Zebrałam w sobie cały gniew, który wezbrał we mnie, gdy po raz
pierwszy go zobaczyłam. Spojrzałam z nienawiścią w jego oczy. Wzięłam głęboki
oddech i uruchomiłam Nonegana. Przesłałam do jego mózgu wielką, niekontrolowaną
falę niszczącą, która dodatkowo karmiła się moją nienawiścią i wszystkimi
innymi uczuciami, które władały mną ostatnio. Czułam, jak każdy nerw w jego
głowie zostaje zwęglony. Jak obracają się w popiół synapsy, jak niszczone
zostają dendryty i aksony.
Poczułam, że niewidzialna siła ustępuję i po chwili ulega całkowicie.
Jednakże nie mogłam, nie chciałam przerwać ataku. Słyszałam jak z jego ust
wydziera się dźwięk przerażenia. Jak jego oczy zamarły w otwarciu na znak
wielkiego zdziwienia. Nagle wszystko ucichło, a on opadł na mnie bezwładnie.
Przymknęłam oczy i westchnęłam cicho, po czym zepchnęłam go z siebie.
Otworzyłam z powrotem powieki i zauważyłam coś dziwnego...
***
Szłam pospiesznie za służącą, która kierowała mnie ku komnatom syna
feudala. Przystanęła nagle, przy jednych z bogato zdobionych drzwi, po czym
kazała mi zaczekać, a sama zniknęła za nimi. Po chwili wyszła z jakiegoś pokoju
i kazała mi wejść do środka.
- O co chodzi? - spytał jakiś męski głos, nim jeszcze zdołałam
zlokalizować jego właściciela - przecież mieliście zabić mojego ojca.
- Owszem. Jednakże, mój pracodawca stwierdził, iż twój ojciec mógłby
coś podejrzewać. Wysłał, więc również i mnie, bym dotrzymała Ci towarzystwa
dzisiejszego dnia. Oczywiście tylko po to, by nie wzbudzać niepotrzebne
podejrzenia celu.
- Rozsądnie - odrzekł ponownie ten sam głos.
Z cienia wyłoniła się sylwetka rosłego bruneta. Miał na sobie
tradycyjne szaty w odcieniach granatu. Szedł dumnie wyprostowany, co nadawało
mu majestatycznego wyglądu, przez co wyglądał niesłychanie władczo.
- Jestem Hizuko - odpowiedział.
- Miło mi Cię poznać, panie - odrzekłam.
- A tobie jak na imię? - spytał.
- Nie uważam, by było konieczne je zdradzać.
- Owszem, brzmi to racjonalnie, ale jak w takim razie mam się do
ciebie zwracać? - spytał.
- Mówią na mnie Ino - powiedziałam, wymyślając na poczekaniu imię.
- Miło mi cię poznać Ino. Co chcesz robić przez ten czas? Do
uroczystości pozostało trochę czasu - rzekł.
- Słyszałam, iż macie tu wspaniałe ogrody, chętnie bym je obejrzała -
odparłam.
- Niech więc będzie. Chodźmy - rzekł.
Poprowadził mnie ku drzwiom, które, jak się później okazało, wiodły na
balkon. Wyprowadził mnie na nieosłonięty ścianami plac, po czym skierował swe
kroki ku drewnianym schodom. Zaczęliśmy przemierzać puste ogrodowe alejki, w
ciszy podziwiając ich urodę.
Nagle poczułam, że coś jest nie tak. Coś jest nie tak z Hanami.
Poczułam, że swędzi mnie pieczęć, którą nałożył na nas Itakoi, by powiadomić
resztę zespołu o eliminacji celu. Więc Hanami zabiła już feudalnego i dawała
nam znak, byśmy się pośpieszyli. Jednak nie opuszczało mnie uczucie, że zamiast
zabić cel i uciekać, to powinnam udać się do bliźniaczki.
- Coś się stało? - usłyszałam męski głos.
Zauważyłam, że przystanęłam, a on stał kilka kroków dalej i wpatrywał
się we mnie wyczekująco.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Tak tu pięknie - powiedziałam.
Podeszłam do niego, sprawnie wyjmując z rękawa zatruty senbon.
Przybliżyłam się jeszcze bliżej i nim zdążył zareagować wbiłam mu go szybkim
ruchem w jedną z żył szyjnych. Nie było to zbyt dyskretne miejsce, ale na pewno
trucizna szybciej dostanie się do serca.
Oddaliłam się o kilka kroków, w chwili, gdy ten złapał się za serce.
Trucizna miała za zadanie wywołać atak i chyba właśnie to się stało.
Wpatrywałam się w niego jeszcze chwilę. Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak
jego ciało opada na zimną ścieżkę. Jak łapie się za serce i stara się złapać
ostatni oddech. Aż nagle zamarł, z ręką wyciągnięta ku mnie i proszącą o pomoc.
Wszystko poszło nie tak. Mieliśmy ich zabić po uroczystości, nie
przed. Co się stało, że Hanami postanowiła zignorować misternie ułożony plan?
Trzymając krańce kimona biegłam szybko przez park w kierunku domu.
Skoro plan i tak się nie powiódł, więc równie dobrze zamiast uciekać, mogę
pokierować się przeczuciem i znaleźć siostrę. Wbiegłam szybko po schodach na
taras i zniknęłam we wnętrzu pokoju Hizukiego. Przemknęłam przez niego i
wybiegłam na korytarz. Z cichym przekleństwem na ustach zauważyłam, że moje
buty są zbyt hałaśliwe jak na tą podłogę. Zdjęłam je, więc szybko i odrzuciłam
w kat. Biegłam dalej, chowając się za każdym razem, gdy usłyszałam przechodzącą
służbę, czy też gości.
Wróciłam tą samą trasą, którą prowadziła mnie służąca i wylądowałam w
tym samym pokoju, w którym przywitał nas feudał. Odbiegały od niego trzy
korytarze. Ten, którym tu wbiegłam, ten, którym przyszłyśmy tu wcześniej i ten,
którym na pewno udali się oni. Szybko podbiegłam do tego ostatniego i
dyskretnie do niego weszłam. Zaczęłam się skradać, nie wiedząc, co może mnie
spotkać w osobistych apartamentach feudalnego.
Nagle usłyszałam zza papierowych drzwi jakiś znajomy głos, który z
kimś rozmawiał. Do moich uszu doszedł głos tłuczonego szkła i ciche
przekleństwo. Weszłam do tego pokoju. Zauważyłam, że na drewnianej podłodze
leżało nieruchome ciało daimyō. Kilka kroków dalej na ziemi siedziała
białowłosa z jaszczurką na ramieniu, a obok niej leżał potłuczony wazon.
Zamarła, gdy usłyszała moje kroki.
- Hanami, wszystko w porządku? - spytałam.
- Ahh.. to ty - westchnęła z wyraźną ulga.
- Wszystko w porządku? - powtórzyłam pytanie.
- Aanami... ja oślepłam - powiedziała po chwili ciszy.
- Jak to? - spytałam.
- Nie chciałam cię martwić. Za każdym razem jak używałam Nonegana to
działo się coś nie po mojej myśli. A teraz właśnie musiałam go użyć, bo ten
idiota przygwoździł mnie do ziemi jakimś jutsu i chciał mnie zgwałcić. Aanami,
ja nic nie widzę - powiedziała, z przerażeniem w głosie.
- Nie czas na to, później zajmiemy się twoim wzrokiem. Teraz musimy
uciekać - rzekłam.
Podeszłam do niej i pomogłam wstać. Skierowałam się w kierunku drzwi,
gdy ta nagle się zatrzymała. Pochyliła się do swoich nóg i chwyciła koniec
kimona, rwąc je. Uśmiechnęłam się pod nosem i zrobiłam to samo, odrywając kawał
zielonego materiału, ułatwiając sobie tym możliwość ruchu.
Wyprowadziłam nas na korytarz i zaczęłam z powrotem kierować się w
stronę, z której przyszłam.
- Co z Itakoim? - spytała Hanami.
- Jestem pewna, że poczuł twój sygnał tak jak ja. Zresztą ja wysłałam
również swój. Spotkamy się z nim w umówionym miejscu - powiedziałam.
- Jesteś pewna, że w razie, czego jesteś w stanie walczyć? Ja nie mogę
ci pomóc, a wręcz będę przeszkadzać - rzekła.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie martw się o to. Nie tylko ty się rozwijałaś w organizacji.
Włączyłam Sharingana, w poszukiwaniu pogoni, lecz nic takiego nie
zauważyłam. Zaczęłam, więc szybciej prowadzić nas przez korytarze, aż nagle
wylądowałyśmy w ogrodzie, w którym to zabiłam swój cel. Na oślep wybierałam
alejki, chcąc tylko oddalić się od posiadłości i zbliżyć jak najbardziej do
muru.
Po chwili biegu znalazłyśmy się przy, obrośniętym jakimiś roślinami,
murze. Kazałam Hanami zaczekać, a sama podbiegłam do niego i kumulując chakre w
pięści uderzyłam w kamień. Skalne bloki szybko się rozstąpiły, tworząc wielką
dziurę po środku ściany. Odwróciłam się do siostry i zauważyłam jej
zniesmaczoną minę.
- Chyba trochę przesadziłaś - powiedziała.
Uśmiechnęłam się pod nosem i pomogłam jej przejść przez wyrwę w murzę,
by następnie poprowadzić nas w las. Ponieważ dziura w murze była oczywistą
drogą ucieczki zabójców to zrobiłam ją z dala od wyznaczonego punktu zbiórki.
Tak na wszelki wypadek. W każdym bądź razie, musiałyśmy teraz skręcić i szybko
przemieszczać się, by wstąpić na odpowiedni szlak, prowadzący do wyznaczonego
miejsca. Znajdowało się ono kilometr od posiadłości, w pewnym ogromnym drzewie.
Oczywiście nie zakładaliśmy, że któreś z nas oślepnie, w razie jakiejkolwiek
rany bylibyśmy w stanie się tam dostać w miarę szybko. Ale z pozbawioną wzroku
białowłosą chyba nie uda nam się tego zrobić w dość krótkim czasie.
***
Poczułem swędzenie w okolicach pieczęci. Już drugi raz z kolei, co
znaczy, że Aanami również pozbyła się swojego celu. Mi natomiast nie udało się
znaleźć ani blondynki, ani owej rzeczy. Bez sensu włóczyłem się po korytarzach,
a przecież już dawno powinienem mieć to z głowy i udać się do miejsca, gdzie
zapewne oczekują mnie dziewczyny.
Westchnąłem cicho i ze złością walnąłem w papierową ścianę. Materiał
się porwał, przez co miałem wzgląd do środka pokoju. W centrum pomieszczenia
stała blondynka, która całowała się z jakimś młodym chłopakiem. Czyżby
zdradzała swojego zmarłego męża?
- Itakoi? Co ty tu robisz? - spytała.
- Szukam... - powiedziałem, wchodząc do wnętrza pomieszczenia.
Blondynka odepchnęła od siebie chłopaka i poprawiła kimono. Mężczyzna
chciał wyjść z pokoju, lecz nim zdążył dojść do drzwi, wyciągnąłem z pochwy
katanę i cięciem z pół obrotu pozbawiłem go głowy, opadł na ziemie, a z kikuta,
który przed chwilą był szyją, zaczęła płynąć krew. Zwróciłem się z powrotem w
stronę blondynki, wyciągając miecz w jej kierunku.
- ... ciebie - dokończyłem myśl.
Oczy blondynki rozszerzyły się z przerażenia, gdy końcówką ostrza
zaznaczyłem czerwony ślad na jej szyi. Uśmiechnąłem się do niej.
- Nie bój się. Nie będzie bolało - powiedziałem.
Odsunąłem ostrze od jej szyi, dając jej nacieszyć się oddechem. Po
czym energicznym ruchem wbiłem jej katanę w brzuch, by następnie mocno szarpnąć
ją ku mostkowi. Jej oczy otworzyły się w geście zdziwienia, a usta zamarły w
niemym przerażeniu. Skierowała wzrok w stronę ostrza tkwiącego w jej
wnętrznościach. Chętnie popatrzyłbym jeszcze chwilę na tę uroczą scenkę,
jednakże miałem do zrobienia jedną rzecz, więc z westchnięciem wyjąłem z kabury
kunaia i szybkim cięciem wbiłem go w jej szyję. Wyciągnąłem katanę z ciała i
wytarłem ostrze o jej czerwone od krwi kimono, by schować ją z powrotem do
pochwy. Kunaia jednakże pozostawiłem w szyi, wiedząc, że wyjęcie go
spowodowałoby niekontrolowane wypłynięcie z rany krwi pod dużym ciśnieniem. Co
pewnie by mnie ubrudziło.
Wyszedłem z tamtego pomieszczenia starając się nie wdepnąć w kałuże
krwi i ruszyłem w dalszą drogę korytarzem, w bliżej mi nieznanym kierunku.
Usłyszałem dźwięk bitego szkła, więc szybkim krokiem ruszyłem w kierunku owego
dźwięku. Znalazłem się w pomieszczeniu, pośrodku którego stało wielkie biurko.
Na ścianach wisiało wiele obrazów i zdobionych szklanych talerzy. Na
przeciwległym końcu pokoju stał jakiś mężczyzna, który zdejmował talerze z muru
i z rozdrażnieniem rzucał je na ziemię. Nagle zapewne wyczuł moją obecność, bo
obrócił się w moją stronę.
Było w nim coś znajomego. Coś, co pamiętałem, coś, co znałem. Biła od
niego elegancja i klasa, nawet z tymi ściągniętymi brwiami w geście złości.
Mimo wszystko wydawał mi się dziwnie znajomy. Z tymi jego dłuższymi czarnymi
włosami i niebieskimi oczami.
- Ktoś ty? - warknął, stając w pozycji obronnej.
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo - powiedziałem.
- Jestem Koichi. Prawowity daimyō kraju trawy. Teraźniejszy daimyō,
siłą wyrwał mi moje dziedzictwo. Zabijając jednocześnie całą moją rodzinę.
Razem z żoną i jedynym synem. A ty, kim jesteś?
- Przybyszem. Jednakże wydaję mi się, że znienawidzony przez ciebie
człowiek i jego syn właśnie skonali - powiedziałem z uśmiechem.
Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie, które po chwili przemieniło
się w determinację.
- Na reszcie mogę wrócić na swoje prawowite stanowisko - powiedział.
- Czego tu szukasz? - spytałem.
- Myślę, że tego samego, co ty, przybyszu. Lecz w chwili obecnej mogę
ci to oddać, gdyż nie będzie mi potrzebne - rzekł.
- Co to jest? - spytałem - co jest w tym zwoju?
- Szukasz rzeczy, o której nic nie wiesz? Po co ci ona? - rzekł.
- Mam rozkaz ją odnaleźć. Co jest w owym zwoju?
- Myślę, że skoro twój pracodawca ci tego nie wyjaśnił, to znaczy, że
nie powinieneś tego wiedzieć. Ale masz. Jak już mówiłem, mi się to nie przyda -
powiedział.
Wyciągnął z rękawa zwój, który wyglądał zupełnie jak ten, który chciał
Pein. Podał mi go, a ja upewniwszy się, co do jego prawdziwości, szybko
zapieczętowałem go w zwoju, który z powrotem schowałem do kabury.
- Skoro go znalazłeś, po co tłukłeś talerze? - spytałem.
- W poszukiwaniu... - powiedział.
Zdjął ze ściany kolejny talerz i go pobił. Zauważyłem na ścianie
pewien dziwnie znajomy symbol.
- ... tego - dodał.
Położył dłoń na znaku, a chwilę później ściana ustąpiła ukazując
przejście.
- Tajemne przejście mojego rodu. Długo nieużywane. Podążając cały czas
korytarzem wyjdzie się daleko za murem posiadłości, w gęstym lesie. Skutecznie
unikając pogoni. Idziesz za mną, przybyszu? - spytał.
Uśmiechnąłem się i poszedłem za mężczyzną. Gdy tylko wszedłem w progi
kamiennego korytarza, wejście za nami się zamknęło. Nim zdążyłem zauważyć, ręka
staruszka zajęła się ogniem. Dotknął on skalnej ściany, a chwilę później kamień
sam z siebie zaczął świecić.
- Specjalne kamienie. Mają w sobie drobinki palącego się materiału,
przez co można odnieść wrażenie, że się świecą. A tak naprawdę palą. Musimy się
pośpieszyć - powiedział.
- Z pośpiechem to ja nie mam problemów.
Opadłem na czworaka i poczułem, jak zaczynam się przemieniać. Zmiana
przebiegała od stóp, aż po głowę. Czułem mrowienie ciała poprzedzające zmianę
kształtu. Chwilę później przemiana się zakończyła, a ja wyglądałem jak tygrys.
Widziałem zdziwienie w oczach mężczyzny.
- Jak? - spytał.
Cóż chętnie bym mu odpowiedział, jednakże w chwili obecnej nie mogłem
mówić. Postanowiłem, więc pozostawić wyjaśnienia na później i gestem łapy
pokazałem mu, że musimy już iść. Mężczyzna skiną głową i zaczął biec przed
siebie. Również ruszyłem, wyprzedzając go o kilka metrów.
***
Otaczała mnie wszechobecna ciemność. Czułam chłód nocy, gałęzie
drapiące moje ciało, intensywny zapach lasu. Nic nie widziałam i to było w tym
wszystkim najgorsze. Nie mogłam zauważyć ani gałęzi, ani lasu. Aż w końcu
zaczęłam słyszeć głosy kilkudziesięciu ludzi, którzy przekrzykując się
nawzajem, biegli naszym śladem.
- Mówiłam, że przesadziłaś - powiedziałam - gonią nas.
- Wiem - odpowiedziała Aanami spiętym głosem.
- Nie uciekniemy im. Musisz walczyć - dodałam.
- Wiem - powtórzyła - siadaj tu - rzekła.
Bez słowa siadłam na suchym mchu i oparłam się o pień drzewa. Czułam
jak moja jaszczurka, wczepiła się mocniej łapkami w moje ramię. Nagle
usłyszałam głosy jeszcze wyraźniej. Były już blisko. Za blisko. Nie byłam pewna
czy Aanami sobie poradzi. Było ich przecież tak dużo. Nagle usłyszałam, że się
zatrzymali. Zapewne wpatrywali się w nią z rozbawieniem. W końcu, co może im
zrobić jedna dziewczyna w podartym kimonie? Usłyszałam ich ciche śmiechy,
sprawnie uciszone komendą ataku. Kroki nagle się wznowiły, co czułam poprzez
drganie ziemi. Poczułam znajome ciepło. Ciepło, z którym miałam do czynienia
tak dawno, iż niemal go zapomniałam. Ale jednak wciąż je znałam. Znałam to
ciepło i ten niepowtarzalny, towarzyszący mu zapach. Czułam tą pulsującą
energię. Niemalże widziałam znajome tańczące języki... czarnego ognia. Ten
zapach, to ciepło i ta energia, były zwiastunem tylko jednego jutsu. Amaterasu.
Dlaczego Aanami potrafi go używać? Musiałaby przecież aktywować
Mangekyō Sharingana. A przecież nie zabiła mnie. Więc jakim cudem? Jednak miała
rację. Bardzo się zmieniła od ostatniego naszego spotkania. Być może już nie
wygrałabym pojedynku między Noneganem, a Sharinganem. Wszystko się zmieniło.
- Wstawaj - powiedziała.
- A co z ogniem? - spytałam.
- Przecież wiesz, że nie da się go ugasić. Mogę go stłumić, ale ogni
piekielnych nie zgasisz. Chodźmy - rzekła.
- Jak?
- Opowiem Ci później... nie tylko ty się rozwijałaś Hanami. Ja też
przyszłam po moc. I otrzymałam ją. Idziemy wreszcie?
- Tak, już idę – powiedziałam, wspierając się mocniej na jej ramieniu.
***
Tak ja powiedział mężczyzna, tunel zakończył się w środku lasu.
Wydostaliśmy się z niego poprzez klapę w suficie. Mieliśmy lekkie problemy z
otworzeniem jej, gdyż zalegała na niej kupa liści. No, ale przecież ten tunel
długo był nieużywany. Gdy w końcu znaleźliśmy się na zewnątrz tunelu, wróciłem
do normalnej postaci. Wyprostowałem się i przeciągnąłem.
- Jak ty to zrobiłeś? - spytał mężczyzna.
- To umiejętność, z którą się urodziłem. Ale z tego, co mi mówił
ojciec, nie jest to żadne kekkei genkai.
Mina mężczyzny nagle sposępniała.
- Ile masz lat? Jak się nazywasz? - spytał.
- Cóż skoro mi pomogłeś, to mogę Ci to zdradzić. Mam dwadzieścia lat.
A w księdze Bigno figuruję, jako Eizo Gikhen.
- To nie jest twoje prawdziwe nazwisko, prawda? - dopytywał.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jeżeli Ci je zdradzę, to obawiam się, że będę musiał cię zabić -
rzekłem.
- Nie. Nieważne jak się nazywasz to i tak nie będzie twoje prawdziwe
nazwisko. Twój ojciec nie jest twoim ojcem. I owszem to jest dziedziczna
umiejętność klanu. Mojego klanu - powiedział.
Po chwili zmienił się w tygrysa, identycznego jak ten, jakim ja sam
przed chwilą byłem. Miałem pewność, że to nie jest genjutsu. Wyczułbym je. To
dlatego wydawał mi się dziwnie znajomy. Podświadomie wiedziałem, że Koichi jest
ze mną spokrewniony. A ten symbol na ścianie. Musiałem go wcześniej widzieć.
- Jak już mówiłem teraźniejszy feudalny zaatakował mnie i moją
rodzinę. Myślałem, że wszystkich zabił, ale jednak udało się twojej siostrze
ciebie uratować. Twój ojciec musiał być wspaniałym człowiekiem, skoro cię przyjął
i wychował. Miałeś wtedy dwa lata... myślałem, że nie żyjesz -powiedział.
- Ja...
- Rozumiem. Trudno ci w to uwierzyć. Ale my jesteśmy tacy sami Eizo,
czy jak na ciebie mówią. Przemyśl to, może sobie coś przypomnisz. A teraz
uciekaj. Twoi znajomi chyba czekają, czyż nie? Jeżeli mi uwierzysz, to wróć do
posiadłości. Przyjmę cię jak swojego syna. Jak mego dziedzica - rzekł.
Po czym odwrócił się i odszedł. Skrzywiłem się na myśl o
"przyjęciu mnie, jako dziedzica" przypominając sobie, że właśnie
zabiliśmy syna feudalnego z jego polecenia. Ale myśl o tym, że jednak mam
rodzinę, że jest ktoś taki jak ja, nie dawała mi spokoju. Westchnąłem cicho i
zamieniłem się z powrotem w tygrysa, by szybciej dotrzeć do miejsca zbiórki.
Można powiedzieć, że ta ślepota Hanami i to, że jest bezużyteczna w walce jest przesadzone, no bo przecież jest ninja. Ale warto zaznaczyć, że ona zawsze polegała na swoich oczach, to była jej najważniejsza i najniebezpieczniejsza broń. Po jej utracie jest zagubiona i niepełnosprawna, gdyż nigdy nie przygotowywała się na taką ewentualność i nie ćwiczyła innych zmysłów.
To tyle co mam do powiedzenia na ten temat.
Dużo się dzieje, ale to się musiało wszystko zdarzyć w tym rozdziale. Mam nadzieje, że się podoba.
Pozdrawiam, Hanami
PS Ale upał ;/
Edit: Zapomniałam dodać ^^ Robione specjalnie pod ten rozdział. Mam nadzieję, że się podobają ^^
Jestem pierwsza? Oo Nie powiem, poniekąd to dla mnie pewnego rodzaju zaskoczenie, ale mniejsza już o to... W sumie nic mi się nie chce, jednak jak mam chwilę czasu to skomentuję, bo później może jeszcze bardziej nie będzie mi się chciało niż teraz i kicha.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście w tym rozdziale już trochę bardziej skupiłaś się na drugiej z sióstr - no i nie powiem, wyszło Ci to na dobre, a fakt, że narracja była również z punktu innych bohaterów bynajmniej nie niweluje tego odczucia.
No i cóż, coraz bardziej nam się tutaj wszystko mota. Nie dość, że Hanami stała się, jaka aktualnie jest (chodzi mi tutaj o jej wygląd oraz wszelkie dotychczasowe rzeczy), to do tego doszła jeszcze jej ślepota. No i jej dezorientacja jest tutaj jak najbardziej zrozumiała - w końcu nawet najlepszy shinobi pozbawiony wzroku, czyli czegoś, na czym zawsze w największym stopniu polegał, od razu nie zorientuje się w nowej dla niego sytuacji, mimo wszystko.
Aanami za to rzeczywiście urosła w siłę - sama się zastanawiam, jakim sposobem zdobyła mangekyo sharingana, lecz liczę na to, że w najbliższym czasie ta sprawa, jak i wiele innych, się po prostu wyjaśni.
No i w sumie jeszcze ta sprawa z Itakoim, który najwyraźniej odkrył swoje pochodzenie, jak i poznał swojego prawdziwego ojca. Dziwi mnie tutaj jedynie fakt, że Pain powiedział mu, iż jego zdolności nie są skutkiem więzów krwi jakiegoś klanu, ponieważ nie rozumiem, dlaczego w tej kwestii miałby go okłamać. Bo jeśli chodzi o tożsamość jego prawdziwej rodziny, na miejscu Paina, nawet jeśli bym to wiedziała, to raczej nie powiedziałabym tego Itakoiemu z wiadomych powodów.
No cóż, po prostu robi się coraz ciekawiej.
Dobra, wiem, komentarz strasznie, ale to strasznie ogólny, ale po prostu nie mam na nic siły, nawet w WoW'a nie chce mi się grać, co oznacza, że jest naprawdę źle.
No i teraz trochę mniej przyjemna sprawa. Mianowicie wyłapałam dosyć sporo błędów - głównie rozchodziło się tutaj o przecinki, których albo nie było, tak gdzie być powinny, albo wręcz przeciwnie. Wiem, że masz korektora, toteż to zażalenie powinnam skierować raczej do niego, a nie do Twojej osoby, jednak i Ty raczej powinnaś o tym wiedzieć.
UsuńCo do owych błędów, jeśli mi się zechce i znajdę czas, to Ci je wyłapię i pokarzę, żeby nie było, że to sobie wymyśliłam czy coś ^^". Jednak nie dzisiaj. Skończę pisać ten komentarz i idę wszamać czekoladę najpewniej.
Co do zamieszczonych przez Ciebie rysunków postaram się wypowiedzieć trochę szerzej niż do tej pory, jako że poniekąd jest to moja "domena", aczkolwiek nie uważam się od razu za jakiegoś specjalistę w tym zakresie ^^".
Same rysunki dobrze wykonane, nie mam się czego czepić, jeśli chodzi o proporcje i tego typu sprawy, więc jest dobrze :). Jednak jako żem ja wredna bestyja czepiająca się o szczegóły, to nie będzie jednak tak fajnie xD.
Nie będę wypowiadać się o każdym z rysunków osobno, bo aż tak rozdrabniać to mi się jednak nie chce ^^". Dlatego wypowiem się o nich ogólnie, w szczególności, że chodzi tutaj poniekąd o cechy wspólne.
Czyli tak, według mnie za mało cieni. Ich rozłożenie jest wprawdzie dobre, jednak w niektórych miejscach są za mało wyraźne jak na mój gust.
Wiem, że każdy ma swój styl, nie tylko jeśli chodzi o rysowanie czy też pisanie, toteż nie powinnam się raczej o to czepiać. Jednak jak już wyrażam swoją opinię, to nie mogę tergo pominąć. Toteż według mnie mogłabyś dodać więcej linii, w szczególności na włosach, lecz również na materiale ubrań - ja wiem, że ja mam z nimi jakąś schizę i w moich szkicach ciężko się połapać przez nadmiar linii, ale te jednak urozmaicają całość przy końcowych efekcie.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś nigdy nie podobała mi się taka zależność - włosy opadają na oczy bohatera, a mimo to widać ich kontur. W sumie to zależy od gustu, a w ten nie wnikam. Po prostu zastanawiam się - ponieważ na Twoim rysunku z tą zależnością jest poniekąd pół na pół. W przypadku Aanami nie widać konturów oka, tak gdzie padają na nie włosy, a w przypadku Hanami prawe oko też jest zasłonięte, kiedy lewe "prześwituje". Dlatego też pytam się, o co tutaj chodzi? Oo Ja wiem, czepialska jestem, ale pomińmy to xD.
No i ostatnia kwestia. Do stworzenia wzorów na strojach zapewne użyłaś jakiegoś gotowego brush'a (zwał jak zwał, chyba wiesz, o co chodzi ^^"), co jest jak najbardziej dopuszczalne, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju programy graficzne. Jednak jestem ciekawa, jak by to wyglądało, gdybyś zrobiła to ręcznie. Wiadomo, byłoby to zdecydowanie bardziej pracochłonne, jednak efekt być może lepszy. Nie to, żebym Ci coś narzucała albo coś, tylko tak po prostu wyrażam swoje spostrzeżenia ^^". W szczególności, że sama jestem dziwną osobą i wszelkiego typu zdobienia i tego typu rzeczy wykonuję w ps'ie bez użycia brush'ów (czy jak to odmienić Oo), których po prostu nie ogarniam, lecz też dlatego, że mam do tego pewnego rodzaju... sentyment, nazwijmy to tak :D.
No ale nic, ogólnie prace ładne, chociaż należałoby tutaj jeszcze trochę popracować nad wykonaniem :).
No i mam jeszcze takie pytanie odnośnie tła: sama je wykonałaś? Wiesz, jestem po prostu ciekawa jako osoba, która nie ma w zwyczaju wykonywać tła ^^. A jeśli już zrobię coś w ps'ie i uznam, że zdałoby się do tego jakieś tło, to po prostu idę w tym przypadku na łatwiznę i wdziabiam całość na gotową teksturkę xD.
No nic, mimo wszystko trochę się rozpisałam - być może nie do końca na temat, ale jednak ^^".
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)
Komentarz podzielony na dwoje, ponieważ jako całość jakoś nie chciało mi dodać Oo.
UsuńŚlepa?! o.O Nooo to dowaliłaś, ciekawe jak teraz sobie poradzi..
OdpowiedzUsuńI nie nie nie, zabraniam jej wykasowywania wspomnieć o Torim, wiem że cierpi i wgl, ale przecież kiedyś tam w końcu będą razem prawda? ;>
I muszę się pochwalić.. wiedziałam że to będzie jego ojciec, ciekawe czy Itakoi będzie chciał wrócić ^^