Poczułam, jak
ciało Sasuke sztywnieje. W chwili szybszej niż mgnienie oka odsunął mnie od
siebie na długość wyciągniętych ramion. Jego oczy, na powrót, starały się być
zimne, a oblicze ukazywało nieskutecznie ukrywane zaskoczenie.
- O czym ty
mówisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Znalazłam
pozostałe strony z dziennika matki - powiedziałam spokojnie, ruchem dłoni
wycierając mokre ślady na policzkach, pozostałe po niedawnych łzach. - Sakura
nigdy nie poroniła twojego dziecka. Urodziła je. A tak właściwie, to urodziła
nas. Ja i Aanami jesteśmy twoimi córkami, nie Itachi'ego - dodałam.
Sasuke wpatrywał
się we mnie oniemiały, z dużą dozą niepewności w oczach.
- Urodziłyśmy
się w kwietniu , a nie w sierpniu, więc tak naprawdę jesteśmy starsze niż
wszyscy, a nawet my same, uważałyśmy. Prawdę znali tylko nieliczni, wszyscy
inni uwierzyli w ojcostwo Itachi'ego.
Sasuke puścił
moje ramiona i odsunął się ode mnie, jakbym była nosicielem jakiejś choroby
zakaźnej. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od komentarza. Miał prawo być w
szoku, ja sama byłam. W sumie, chyba nieczęsto ktoś się dowiaduje, że ma dziewiętnastoletnie
córki z kobietą, którą zabił i które do tej pory uważał za córki własnego
brata. To chyba całkiem niespotykane zjawisko.
Złożyłam dłonie
w pieczęci i pojawił się w nich wypchany zeszyt o starych i obdrapanych
okładkach - dziennik Sakury.
- Proszę, przeczytaj
to. Obszerniejsze wytłumaczenie znajdziesz w Konosze, w twoim starym domu.
Wręczyłam, wciąż
zszokowanemu, Sasuke dziennik mojej matki, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam
w przeciwnym kierunku, pozostawiając go przed kaplicą samego, zamyślonego i
zakrwawionego.
***
Idąc przez las
wciąż nie wiedziałem czemu to robię. Po co tak właściwie tam wracam, choć
obiecywałem sobie, że nigdy tego nie zrobię. Co skłoniło mnie do tego, żeby
pędzić tam, nie przejmując się możliwością wpadnięcia w zasadzkę. Bo, znając
mojego brata, tego powinienem się spodziewać. Czyżbym uwierzył w to, co mówiła
Hanami? Czyżbym naprawdę rozmyślał nad tym czy one są, czy nie są moimi
córkami? Od kiedy to mnie obchodzi?
Jeśli jednak by
nie obchodziło, to czy dalej leciałbym, jak wariat, na spotkanie z najbardziej
znienawidzonym przeze mnie człowiekiem? Dlaczego, tak właściwie, mnie to
obchodzi?
Zatrzymałem się
w pół kroku z zamiarem zawrócenia, gdy dotarła do mnie pewna myśl. Dlaczego idę
tam w sprawie tej zagadki, a nie mojej zemsty. Czemu szykuję się na rozmowę, a
nie walkę. Szukałem go tyle lat, tracąc na to swoje całe życie, podczas gdy on
bawił się w rodzinę z jedyną kobietą, którą kochałem i moimi dziećmi w moim
rodzinnym domu. Nie, one nie są moimi dziećmi - to niemożliwe.
Spojrzałem na
swoją dłoń. Wciąż ściskałem w niej dziennik Sakury. Mogłem znaleźć w nim
odpowiedzi na wszystkie pytania i rozwiązania nurtujących mnie zagadek. Robiono
ze mnie głupca przez tyle lat, a ten zeszyt tłumaczył dlaczego. Ja jednak
wolałem dowiedzieć się u źródła, u człowieka, który brał czynny udział w tym
wszystkim. Pragnąłem wiedzieć, czy one są naprawdę moimi córkami. Czy ja jestem
ich ojcem i dlaczego wszystko stało się tak,
jak się stało.
Chcąc nie chcąc,
ruszyłem w dalszą drogę na spotkanie z bratem. Czas na powrót do domu.
***
Przemknąłem się
do wioski sobie tylko znanymi ścieżkami, którymi niegdyś wymykałem się z niej
na treningi. Nie zatrzymałem się ani razu na pustych ulicach miasta, podążając
nimi niezauważony, niczym cień. Zatrzymałem się z szybko bijącym sercem przed
bramą do naszej dzielnicy i zamarłem. Odetchnąłem głęboko, by uspokoić oddech i
rozszalałe bicie serca. Zacisnąłem dłonie w pięści i napiąłem mięśnie. Wkroczyłem do dzielnicy mojego klanu napięty
niczym struna, skupiony na tworzeniu bariery, która oddzieliłaby mnie od
niechcianych wspomnień. Czy obawę przed wspomnieniami można nazwać strachem?
Wobec tego byłem tchórzem. Całe życie uciekałem od tej dzielnicy, od myśli o
tym wszystkim, przekuwając swój strach w nienawiść i chęć zemsty. Tak samo
uciekałem od wspomnień związanych z Sakurą. Jeśli taką ucieczkę można było
nazwać słabością, wobec tego byłem słaby. Tak cholernie słaby, mimo wielu lat
ćwiczeń i treningów. Słaby i tchórzliwy, bo uciekałem od tego, zamiast stawić
temu czoła. Teraz jednak przyszedł czas na to, by wykazać się odwagą. Odrzucić
na bok zemstę i strach.
Tylko w jednym z
budynków zapalone było światło - w tym, w którym mieszkałem jako dziecko.
Ruszyłem pewnie w tamtą stronę, skupiając się na tym, by nie wydawać przy tym
nawet najcichszych odgłosów. Zatrzymałem się przed drzwiami domu i wpatrywałem
w nie jak zaklęty, zastanawiając się, co za nimi znajdę. Ciała rodziców,
pustkę, czy może swojski i rodzinny wystrój domu, tak niepasujący do tego
miejsca? To było miejsce moich koszmarów, nie mogło więc wyglądać przytulnie!
Odliczyłem do
trzech i powoli otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka cicho niczym duch i skierowałem
swe kroki w stronę pomieszczenia, z którego wydobywało się światło.
Pokój, przez
który przechodziłem, był zapewne salonem. Umeblowany jedynie w kanapę i półki
na książki. Czy to było miejsce, w którym wychowywały się dziewczynki? Miejsce
pozbawione ciepła, surowe i twarde? Czy tego chciałaby dla nich taka Sakura,
jaką zapamiętałem?
Zatrzymałem się
w progu pomieszczenia, z którego wylewał się blask światła. Była to kuchnia.
Przy jednym z blatów, odwrócony tyłem do mnie, stał mężczyzna o długich czarnych
włosach i spokojnie kroił coś za pomocą noża. Nawet po tylu latach, które
minęły od naszego ostatniego spotkania, mogłem śmiało stwierdzić, że był to mój
brat - Itachi. Zamarłem na moment, wpatrując się w spokojne i wyćwiczone ruchy
jego ręki dzierżącej nóż, zastanawiając się, kiedy ów przedmiot zostanie
rzucony w moim kierunku.
Nagle Itachi
zaprzestał krojenia i spokojnie odłożył nóż na blat, jednak wciąż, w razie
czego, mając go pod ręką.
- Wejdź, Sasuke
- powiedział.
Nie ruszyłem się
na krok, lecz on wcale nie zdawał się być tym poruszony. Pewną ręką chwycił
pokrojone warzywa i wrzucił je do rondelka stojącego na kuchence obok, po czym
z wprawą, nabytą zapewne przez lata, zaczął mieszać zawartość garnka,
pomrukując do siebie pod nosem.
Był to dla mnie
absurdalny widok. Mój brat, ten który wymordował moją całą rodzinę, zbieg,
przestępca, morderca. Ten sam, który poślubił dziewczynę, którą kochałem i miał
z nią dzieci. Właśnie on, stał sobie w kuchni naszego rodzinnego domu i
gotował, mówiąc do siebie pod nosem. Ten, który zniszczył moje życie stał tu
obok, emanując swoim poukładanym szczęściem. Poczułem, jak ze złości zagotowała
mi się krew w żyłach. Jak on mógł niszczyć mnie jeszcze bardziej w ten sposób?
Itachi odłożył
łyżkę na bok i ostrożnie chwycił za rączkę rondelka, zdejmując go z gazu, po
czym przelał zawartość garnka do dwóch misek. Chwycił jedną z nich i powoli
postawił ją na stole, który stał pomiędzy nami. Ułożył ją po mojej stronie
mebla, by następnie chwycić drugie naczynie i postawić je po swojej stronie
stołu. Przez chwilę wydawało mi się, że jego dłonie błądzą w poszukiwaniu
oparcia od krzesła, lecz było to jedynie przywidzenie, gdyż chwilę później
pewnie je odsunął i rozsiadł się na nim.
- Siądź i
spróbuj, Hanami mówi, że robię bardzo udany ramen - powiedział, wskazując mi
miejsce trochę zbyt na lewo od miski.
- Nie
przyszedłem tu jeść - warknąłem.
- Tym bardziej
usiądź. Mamy wiele do omówienia - stwierdził z uśmiechem, lecz jego oczy się
nie śmiały. Były jakby lekko nieobecne. - Pomyślałem, że po takiej drodze i
walce będziesz głodny - dodał ciszej i chwycił za pałeczki, zaczynając jeść
swój posiłek.
Usiadłem
niepewnie na krześle, nie kwapiąc się jednak do jedzenia.
- Więc już o
wszystkim wiesz? Skąd wiedziałeś że przyjdę?
- Poprosiłem Hanami o zdradzenie ci miejsca
mojego pobytu. Uznałem, że już czas, by wszystko wyjaśnić. Oboje jesteśmy
wystarczająco dorośli, by przeprowadzić tę rozmowę bez zbędnego rozlewu krwi -
odpowiedział. - Jedz, zanim wystygnie - dodał, ponownie wskazując ręką trochę
zbyt na prawo od miski.
- Nie mam
pałeczek - skłamałem, gdyż znajdowały się one tuż obok mojej prawej ręki.
Itachi jednak,
jakby nie dostrzegając mojego przekrętu, uśmiechnął się przepraszająco, wstał i
wyjął z szuflady inne. Zamarłem na moment, a w mojej głowie pojawiło się
tysiące hipotez, z których tylko jedna była realna. Potwierdziło ją niemalże
niezauważalne zawahanie Itachi'ego, gdy podawał mi pałeczki.
- Jesteś ślepy -
wypaliłem.
Mój brat zamarł,
a jego ręka, trzymająca pałeczki, opadła. Usiadł spokojnie na zajmowanym
wcześniej krześle i uśmiechnął się trochę smutno.
- Czym się zdradziłem?
- zapytał, wytrącając mnie z równowagi. Czy on naprawdę sądził, że zdoła przede
mną ukryć swoją ślepotę.
- Pałeczki -
powiedziałem zadziwiająco spokojnie. Zresztą, nie wiedząc czemu, tutaj, w tej
kuchni, w tym strasznym domu byłem bardzo spokojny i opanowany. Czyżby ta absurdalna
otoczka rodzinnego obiadu tak na mnie wpływała? - Podałeś mi nowe, mimo że
jedne leżą tuż obok mnie.
- Zawsze byłeś
za bardzo dociekliwy, Sasuke - powiedział spokojnie Itachi.
Przestał jeść i
skłaniać mnie do posiłku, mimo iż danie stojące przed nami stygło. Jego mina
spoważniała.
- Nie ma co tego
odwlekać, Sasuke, musimy porozmawiać - powiedział.
- Na temat tego,
że wytłukłeś całą naszą rodzinę i zmusiłeś mnie do tułaczki po świecie, samemu
bawiąc się w rodzinkę? - zapytałem ironicznie.
- Nic jeszcze
nie wiesz na ten temat, prawda? Owszem, zmusiłem cię do nienawidzenia mnie i
zdobywania siły. Przez pewien okres czasu chciałem, byś zabił mnie za to, co
uczyniłem. Ale sytuacja się zmieniła. We wszystkim tym jednak chodziło o twoje
bezpieczeństwo. O to, byś był w stanie o siebie zadbać, gdy mnie obok ciebie
nie będzie.
- Na prawdę
sądzisz, że ci uwierzę? W jaki sposób wymordowanie naszej rodziny miało
zwiększyć moje bezpieczeństwo? - zapytałem podnosząc lekko głos.
Itachi westchnął
ze zrezygnowaną miną.
- Nie znasz
okropieństwa wojny, Sasuke. Nie widziałeś nawet połowy tego, co ja. Nasza
rodzina planowała uczynić coś podobnego naszej wiosce, a ja dostałem rozkaz.
Jako członek ANBU musiałem go wykonać. Nie, ja chciałem go wykonać, by ochronić
naszą wioskę, a przede wszystkim ciebie, Sasuke. Nie chciałem, byś był
świadkiem tego, co ja sam musiałem oglądać. Nie oczekuję, że to zrozumiesz, mój
bracie, nie oczekuję, że mi przebaczysz. Chciałem jedynie powiedzieć ci jak było
naprawdę, gdyż trzymanie tego dłużej w tajemnicy nie ma już sensu - powiedział.
Ku swojemu
zaskoczeniu uwierzyłem mu. Coś w jego głosie, postawie, gestach zmuszało mnie
do uwierzenia w jego słowa, w jego skruchę. A może było to po prostu jego
genialne genjutsu.
- Nic mi nie
odpowiesz? - zapytał, po dłuższej chwili
milczenia.
- Czy naprawdę
jestem ojcem bliźniaczek? - wypaliłem, nim zdołałem się powstrzymać. W głowie kłębiło
mi się tysiące pytań, lecz, nie wiedząc czemu, zapytałem właśnie o to.
Itachi zamarł na
chwilę.
- Kto ci
powiedział? - zapytał po chwili.
Zamarłem. Nie
było żadnego: "nie wygłupiaj się", "a skąd!", czy czegoś w
tym rodzaju. Tylko zwykłe pytanie, które jednocześnie było zawoalowanym
potwierdzeniem.
- Hanami -
odpowiedziałem, nie widząc powodu, by tego nie robić.
- Czyli ona wie
i nic mi nie powiedziała. Wciąż traktowała mnie jak ojca... - zaczął mamrotać
do siebie. Wyglądał na przygnębionego i zatroskanego tym faktem.
- Czyli to
prawda? - zapytałem, niedowierzając, a zachowanie brata całkiem wytrącało mnie
z równowagi. Wyglądał jak porzucony szczeniak. Kiedy stał się taki miękki i
podatny na zranienie? Kiedy przestał być naśmiewającym się potworem? Kto go
zmienił?
- Tak, Sasuke,
to prawda. Dziewczyny są twoimi córkami. Twoimi i Sakury.
Na chwilę
uciekło mi powietrze z ust i usilnie nie chciało wrócić. Albo to ja je wypuściłem
i zapomniałem złapać oddech. Nie był to jednak długi okres, wystarczyła chwilka,
bym przypomniał sobie, jak się oddycha.
- Jak? -
zapytałem.
- Naprawdę
chcesz ze mną rozmawiać o tym, jak
powstają dzieci? Wydawało mi się, że jesteś na tyle dorosły, by to wiedzieć -
zaczął Itachi, ale przerwałem mu poprzez uderzenie dłonią w stół.
- Po co była ta
cała maskarada? Tyle lat...
- A co, gdybyś
się dowiedział? Wtedy przybiegłbyś do niej i zmienił się w kochającego tatusia?
Porzuciłbyś zemstę, która stała się celem twojego życia? Miałeś wtedy 18 lat,
Sasuke. Wiadomość ta nic by nie znaczyła - zaczął.
- Ty jakoś
mogłeś się zmienić w kochającego ojczulka. Tak bardzo mnie nienawidziłeś, że
przywłaszczyłeś sobie moje dzieci? - warknąłem, czując jak myśli w mojej głowie
wariują.
Itachi
westchnął.
- Nigdy cię nie
nienawidziłem, Sasuke. Wszystko co robiłem, robiłem z miłości do ciebie.
Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy. Poza tym, zapominasz o czymś, braciszku
- powiedział, przez co moja uwaga skupiła się na nim i wróciło logiczne
myślenie. - Wtedy to były córki Sakury. A ona była zagubioną, samotną i
zranioną dziewczyną. Nie dałaby sobie rady z tym, co ludzie by mówili,
zwłaszcza że było pewne, że dziecko odziedziczy Sharingana. To było jedyne
logiczne wyjście z sytuacji - powiedział.
Nic nie
odpowiedziałem.
- Wiesz, że
Hanami, sama z siebie, nie wymyśliła jutsu niepamięci? To nie ona wpadła na
usuwanie osób ze swojej głowy, a Sakura - kontynuował. - Po twoim odejściu nie
mogła sobie poradzić z cierpieniem i postanowiła usunąć cię z pamięci. Wiedziała,
że nie byłem ojcem dzieci, ale łatwiej było jej unikać pytań i nieprzyjemnych
dziur w głowie, gdy to ja zajmowałem się sprawami związanymi z naszą
umiejętnością klanową.
Miał rację, było
to logiczne wytłumaczenie. Wciąż jednak czułem się zdradzony i okłamany.
Pozwolono mi myśleć, że to nie są moje córki, pozwolono mi myśleć, że Itachi
odebrał mi wszystko. Nie mogłem mu tego wybaczyć, mimo że robił to z dobrej
woli, po to, by pomóc Sakurze, a przez co i mnie. Wychował dziewczyny tak, jak
umiał najlepiej. Tak jak ja bym nie potrafił. Przekazał im najważniejsze
wartości klanowe, które ja porzuciłem. Był lepszym ojcem moich dzieci, niż ja
kiedykolwiek mógłbym być. Porzucił możliwość założenia własnej rodziny, by
zająć się moją. Rozluźniłem się i położyłem dłonie na stole w pokojowym znaku,
zupełnie zapominając, że Itachi nie jest w stanie tego zobaczyć.
- Mam uwierzyć,
że kierowały tobą jedynie te, czyste jak łza, powody?
- Chciałem też
odpokutować za to, co ci zrobiłem. W ten sposób, choć ty o tym nie wiedziałeś,
miałem nadzieję wymazać poczucie winy - odpowiedział pewnie.
Głęboko
westchnąłem.
- A co z twoim
wzrokiem? - zapytałem, przypominając sobie nagle o tym.
- Martwisz się o
mnie braciszku? - spytał z kwaśnym uśmiechem. - Od bardzo dawna widziałem coraz
gorzej, więc wymyśliłem ślepe treningi. Zmuszałem godzinami Aanami i siebie do
ćwiczeń, tylko po to, by upewnić się, że będziemy w stanie walczyć dalej, nawet
po utracie wzroku. Rok temu straciłem wzrok kompletnie, ale radzę sobie dzięki
ćwiczeniom i wciąż jestem niezastąpiony w ANBU.
- Dziewczyny wiedzą?
- spytałem.
- Owszem, przed
nimi, a szczególnie przed Hanami, nic się nie ukryje. Jest pod tym względem
zupełnie jak ty - odpowiedział.
- A jednak coś
się ukryło. A nawet wiele. Opowiedz mi o wszystkim, co zdarzyło się, gdy miałem
siedem lat - zażądałem.
- Dobrze Sasuke,
ale później. Teraz, póki mamy czas, opowiem ci o czymś, co odkryła Sakura i przypłaciła
za to życiem. Coś, co dotyczy bezpośrednio Hanami.
Zamarłem.
- O co chodzi?
Co zabiło Sakurę? Co grozi Hanami? - wypadło mi z ust, nim zdołałem to
powstrzymać.
- Najpierw
musisz mi obiecać jedną rzecz - zażądał.
- Co znowu? -
warknąłem podenerwowany.
- Zgodzisz się
na wymianę oczami z Aanami - powiedział.
Zamarłem na
chwilę. Czy on wiedział o co prosi?
- Owszem, wiem
że zabieg ten przeprowadza się między braćmi. Ty jednak jesteś jej ojcem, więc
nie powinno być większego problemu - rzekł. - Inaczej oboje oślepniecie, a to
nie jest los, którego życzyłbym któremukolwiek z was - dodał, nim zdołałem
zareagować. - Ponadto, Sasuke, to byłby pierwszy ojcowski czyn, jaki byś dla
nich uczynił.
Nie
odpowiedziałem, jednak powolnie skinąłem głową, by następnie odchrząknąć i
mruknąć cicho moją obietnicę. Mnie również nie ciągnęło do ślepoty. A może nie
chodziło tylko o egoistyczne pobudki, ale również o chęć zrobienia czegoś dla
Aanami. Czegoś wielce istotnego. Może myślałem, że w ten sposób odpłaciłbym jej
za wszystkie dni mojej nieobecności.
- W takim razie
opowiem ci historię, o której Hanami wiedzieć nie może - zaczął i rzeczywiście
opowiedział mi opowieść, podczas słuchania której coraz gotowało się we mnie ze
złości, a dłonie niekontrolowanie zaciskały się w pięści.
Rozmawialiśmy
spokojnie do późna, a zupa między nami stygła. Żaden z nas jej nie tknął, żaden
z nas nie był głodny, mimo iż potrawa pachniała zachęcająco. Dyskusja, o dziwo
spokojna, zaabsorbowała nas całkowicie. Itachi wyjaśnił mi wszystko, o czym nie
wiedziałem, rozjaśnił wszystkie zakamarki mojej przeszłości. Przedstawił prawdę
taką, jaką była. Albo przynajmniej tak, jak on ją widział.
Po skończonej
rozmowie, gdy w ciemnościach wymykałem się z wioski z powrotem do jaskini
Akatsuki, wciąż rozmyślałem o tym, co mi powiedział. Musiałem przyznać, że
Itachi był dobrym oratorem. Zaczynając odkrywać przede mną tajemnice, zaczął od
zszokowania mnie informacjami o Sakurze. Wymusił na mnie obietnicę, wiedząc że
jeśli nie dowiem się tego wszystkiego, to oszaleję z ciekawości. Później
wyjawił mi całą historię, która niestety zgrywała się z tym, co sam przeżyłem.
Wciąż chodziło mi po głowie jego pytanie: "Pomyśl Sasuke, dlaczego, tak
właściwie, wróciłeś wtedy do wioski? Z własnego kaprysu, czy może ktoś cię o to
poprosił?". Gdyby słowa Itachi'ego nie były prawdą, to nie wiedziałby o
tym.
Jego
umiejętności oratorskie nie ograniczały się jedynie do tego. Po skończeniu
opowieści o Sakurze i dziewczynkach, gdy cały już kipiałem z wściekłości i
przysiągłem zemstę, opowiedział mi historię rodziny. Zdradził mi, co tak naprawdę
się zdarzyło, gdy byłem mały. Kto, tak naprawdę, był winny. Gdyby powiedział mi
to wcześniej, zapewne nie powstrzymałby mnie przed zemstą na wiosce i ludziach
za to odpowiedzialnych. On jednak najpierw rzucił mi opowieść o Sakurze, o
losie, który z nas zakpił. Wiedział co robił, gdy to mówił. Wiedział, że będę
bardziej przejęty pierwszą opowieścią, niż drugą. Mimo, iż przez wydarzenia z
drugiej opowieści zmarnowałem całe życie. Wiedział, że w tym momencie, po tylu
latach cierpienia po zabiciu Sakury i wszystkich pokutach, które na siebie
nakładałem, ta historia odmieni moje postrzeganie. I w końcu raz, raz w życiu,
to ona będzie ważniejsza od zemsty. Ona, ma różowowłosa, zielonooka ukochana.
Ona i to co ją zabiło. Zaskakujące, że po tylu latach Itachi wciąż doskonale mnie
zna.
Przystanąłem i
uderzyłem pięścią w pobliskie drzewo, czemu towarzyszył dźwięk pękającej kory.
Los zakpił ze
mnie okrutnie, wciągając w taniec do wybijanego przez niego rytmu. Teraz ja,
tak jak kiedyś Sakura, zaproszę go do tanga.
---
Rozdział nudny jak flaki z olejem, ale niedługo akcji będzie aż w nadmiarze ;P
Pozdrawiam, Hanami
Ile tajemnic .... Brrr smuteczek ! -.- też chce znać te sekrety o Hanami i sakurze i wgl :( mam nadzieję że następny rozdział rozwieje nutkę tajemniczości ;) rozdział krótki ale ciekawy, no i (powtórzę się) TAJEMNICZY
OdpowiedzUsuńMiło mi, że udała mi się ta jego cała tajemniczość ;>
UsuńPozdrawiam, Hanami
Hej ;) Czytam twojego bloga już od dawna , ciesze się że jak wpadnę tu od czasu do czasu to ciągle kontynuujesz tą historie. Strasznie jestem ciekawa jak to będzie z Hanami, i jaką tajemnice miała Sakura, będzie się działo ^^ Planujesz już kiedy/ w którym rozdziale zakończysz ta historie ? Pozdrawiam cieplutki i życzę weny ;) karola9099@gmail.com
OdpowiedzUsuńMiło mi, że wpadasz na mojego bloga i czytasz moje opowiadanie ;) Co do zakończenia, nie jestem pewna jak mi to wszystko wyjdzie, ale planuje zakończyć około 50-55 rozdziału :>
UsuńDziękuję i również pozdrawiam, Hanami
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekam :P na kolejne :P super piszesz ale juz pewnie nie raz slyszalas komplementy wiec napisze tylko :
Usuńwytrwalosci w pisaniu i organizowaniu czasu zebys z latwoscia godziła codzienne obowiazki z pisaniem <3 pozdrawiam
Pan / Pani (chyba Pan xD) korektor coś zajęty widać :( Rozdział napisany a nie można go przeczytać :( Czekamy :))
OdpowiedzUsuń