.

.

Rozdział 43 - Bracia

Poczułam, jak ciało Sasuke sztywnieje. W chwili szybszej niż mgnienie oka odsunął mnie od siebie na długość wyciągniętych ramion. Jego oczy, na powrót, starały się być zimne, a oblicze ukazywało nieskutecznie ukrywane zaskoczenie.
- O czym ty mówisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Znalazłam pozostałe strony z dziennika matki - powiedziałam spokojnie, ruchem dłoni wycierając mokre ślady na policzkach, pozostałe po niedawnych łzach. - Sakura nigdy nie poroniła twojego dziecka. Urodziła je. A tak właściwie, to urodziła nas. Ja i Aanami jesteśmy twoimi córkami, nie Itachi'ego - dodałam.
Sasuke wpatrywał się we mnie oniemiały, z dużą dozą niepewności w oczach.
- Urodziłyśmy się w kwietniu , a nie w sierpniu, więc tak naprawdę jesteśmy starsze niż wszyscy, a nawet my same, uważałyśmy. Prawdę znali tylko nieliczni, wszyscy inni uwierzyli w ojcostwo Itachi'ego.
Sasuke puścił moje ramiona i odsunął się ode mnie, jakbym była nosicielem jakiejś choroby zakaźnej. Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od komentarza. Miał prawo być w szoku, ja sama byłam. W sumie, chyba nieczęsto ktoś się dowiaduje, że ma dziewiętnastoletnie córki z kobietą, którą zabił i które do tej pory uważał za córki własnego brata. To chyba całkiem niespotykane zjawisko.
Złożyłam dłonie w pieczęci i pojawił się w nich wypchany zeszyt o starych i obdrapanych okładkach -  dziennik Sakury.
- Proszę, przeczytaj to. Obszerniejsze wytłumaczenie znajdziesz w Konosze, w twoim starym domu.
Wręczyłam, wciąż zszokowanemu, Sasuke dziennik mojej matki, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwnym kierunku, pozostawiając go przed kaplicą samego, zamyślonego i zakrwawionego.
***
Idąc przez las wciąż nie wiedziałem czemu to robię. Po co tak właściwie tam wracam, choć obiecywałem sobie, że nigdy tego nie zrobię. Co skłoniło mnie do tego, żeby pędzić tam, nie przejmując się możliwością wpadnięcia w zasadzkę. Bo, znając mojego brata, tego powinienem się spodziewać. Czyżbym uwierzył w to, co mówiła Hanami? Czyżbym naprawdę rozmyślał nad tym czy one są, czy nie są moimi córkami? Od kiedy to mnie obchodzi?
Jeśli jednak by nie obchodziło, to czy dalej leciałbym, jak wariat, na spotkanie z najbardziej znienawidzonym przeze mnie człowiekiem? Dlaczego, tak właściwie, mnie to obchodzi?
Zatrzymałem się w pół kroku z zamiarem zawrócenia, gdy dotarła do mnie pewna myśl. Dlaczego idę tam w sprawie tej zagadki, a nie mojej zemsty. Czemu szykuję się na rozmowę, a nie walkę. Szukałem go tyle lat, tracąc na to swoje całe życie, podczas gdy on bawił się w rodzinę z jedyną kobietą, którą kochałem i moimi dziećmi w moim rodzinnym domu. Nie, one nie są moimi dziećmi - to niemożliwe.
Spojrzałem na swoją dłoń. Wciąż ściskałem w niej dziennik Sakury. Mogłem znaleźć w nim odpowiedzi na wszystkie pytania i rozwiązania nurtujących mnie zagadek. Robiono ze mnie głupca przez tyle lat, a ten zeszyt tłumaczył dlaczego. Ja jednak wolałem dowiedzieć się u źródła, u człowieka, który brał czynny udział w tym wszystkim. Pragnąłem wiedzieć, czy one są naprawdę moimi córkami. Czy ja jestem ich ojcem  i dlaczego wszystko stało się tak, jak się stało.
Chcąc nie chcąc, ruszyłem w dalszą drogę na spotkanie z bratem. Czas na powrót do domu.
***
Przemknąłem się do wioski sobie tylko znanymi ścieżkami, którymi niegdyś wymykałem się z niej na treningi. Nie zatrzymałem się ani razu na pustych ulicach miasta, podążając nimi niezauważony, niczym cień. Zatrzymałem się z szybko bijącym sercem przed bramą do naszej dzielnicy i zamarłem. Odetchnąłem głęboko, by uspokoić oddech i rozszalałe bicie serca. Zacisnąłem dłonie w pięści i napiąłem mięśnie.  Wkroczyłem do dzielnicy mojego klanu napięty niczym struna, skupiony na tworzeniu bariery, która oddzieliłaby mnie od niechcianych wspomnień. Czy obawę przed wspomnieniami można nazwać strachem? Wobec tego byłem tchórzem. Całe życie uciekałem od tej dzielnicy, od myśli o tym wszystkim, przekuwając swój strach w nienawiść i chęć zemsty. Tak samo uciekałem od wspomnień związanych z Sakurą. Jeśli taką ucieczkę można było nazwać słabością, wobec tego byłem słaby. Tak cholernie słaby, mimo wielu lat ćwiczeń i treningów. Słaby i tchórzliwy, bo uciekałem od tego, zamiast stawić temu czoła. Teraz jednak przyszedł czas na to, by wykazać się odwagą. Odrzucić na bok zemstę i strach.
Tylko w jednym z budynków zapalone było światło - w tym, w którym mieszkałem jako dziecko. Ruszyłem pewnie w tamtą stronę, skupiając się na tym, by nie wydawać przy tym nawet najcichszych odgłosów. Zatrzymałem się przed drzwiami domu i wpatrywałem w nie jak zaklęty, zastanawiając się, co za nimi znajdę. Ciała rodziców, pustkę, czy może swojski i rodzinny wystrój domu, tak niepasujący do tego miejsca? To było miejsce moich koszmarów, nie mogło więc wyglądać przytulnie!
Odliczyłem do trzech i powoli otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka cicho niczym duch i skierowałem swe kroki w stronę pomieszczenia, z którego wydobywało się światło.
Pokój, przez który przechodziłem, był zapewne salonem. Umeblowany jedynie w kanapę i półki na książki. Czy to było miejsce, w którym wychowywały się dziewczynki? Miejsce pozbawione ciepła, surowe i twarde? Czy tego chciałaby dla nich taka Sakura, jaką zapamiętałem?
Zatrzymałem się w progu pomieszczenia, z którego wylewał się blask światła. Była to kuchnia. Przy jednym z blatów, odwrócony tyłem do mnie, stał mężczyzna o długich czarnych włosach i spokojnie kroił coś za pomocą noża. Nawet po tylu latach, które minęły od naszego ostatniego spotkania, mogłem śmiało stwierdzić, że był to mój brat - Itachi. Zamarłem na moment, wpatrując się w spokojne i wyćwiczone ruchy jego ręki dzierżącej nóż, zastanawiając się, kiedy ów przedmiot zostanie rzucony w moim kierunku.
Nagle Itachi zaprzestał krojenia i spokojnie odłożył nóż na blat, jednak wciąż, w razie czego, mając go pod ręką.
- Wejdź, Sasuke - powiedział.
Nie ruszyłem się na krok, lecz on wcale nie zdawał się być tym poruszony. Pewną ręką chwycił pokrojone warzywa i wrzucił je do rondelka stojącego na kuchence obok, po czym z wprawą, nabytą zapewne przez lata, zaczął mieszać zawartość garnka, pomrukując do siebie pod nosem.
Był to dla mnie absurdalny widok. Mój brat, ten który wymordował moją całą rodzinę, zbieg, przestępca, morderca. Ten sam, który poślubił dziewczynę, którą kochałem i miał z nią dzieci. Właśnie on, stał sobie w kuchni naszego rodzinnego domu i gotował, mówiąc do siebie pod nosem. Ten, który zniszczył moje życie stał tu obok, emanując swoim poukładanym szczęściem. Poczułem, jak ze złości zagotowała mi się krew w żyłach. Jak on mógł niszczyć mnie jeszcze bardziej w ten sposób?
Itachi odłożył łyżkę na bok i ostrożnie chwycił za rączkę rondelka, zdejmując go z gazu, po czym przelał zawartość garnka do dwóch misek. Chwycił jedną z nich i powoli postawił ją na stole, który stał pomiędzy nami. Ułożył ją po mojej stronie mebla, by następnie chwycić drugie naczynie i postawić je po swojej stronie stołu. Przez chwilę wydawało mi się, że jego dłonie błądzą w poszukiwaniu oparcia od krzesła, lecz było to jedynie przywidzenie, gdyż chwilę później pewnie je odsunął i rozsiadł się na nim.
- Siądź i spróbuj, Hanami mówi, że robię bardzo udany ramen - powiedział, wskazując mi miejsce trochę zbyt na lewo od miski.
- Nie przyszedłem tu jeść - warknąłem.
- Tym bardziej usiądź. Mamy wiele do omówienia - stwierdził z uśmiechem, lecz jego oczy się nie śmiały. Były jakby lekko nieobecne. - Pomyślałem, że po takiej drodze i walce będziesz głodny - dodał ciszej i chwycił za pałeczki, zaczynając jeść swój posiłek.
Usiadłem niepewnie na krześle, nie kwapiąc się jednak do jedzenia.
- Więc już o wszystkim wiesz? Skąd wiedziałeś że przyjdę?
-  Poprosiłem Hanami o zdradzenie ci miejsca mojego pobytu. Uznałem, że już czas, by wszystko wyjaśnić. Oboje jesteśmy wystarczająco dorośli, by przeprowadzić tę rozmowę bez zbędnego rozlewu krwi - odpowiedział. - Jedz, zanim wystygnie - dodał, ponownie wskazując ręką trochę zbyt na prawo od miski.
- Nie mam pałeczek - skłamałem, gdyż znajdowały się one tuż obok mojej prawej ręki.
Itachi jednak, jakby nie dostrzegając mojego przekrętu, uśmiechnął się przepraszająco, wstał i wyjął z szuflady inne. Zamarłem na moment, a w mojej głowie pojawiło się tysiące hipotez, z których tylko jedna była realna. Potwierdziło ją niemalże niezauważalne zawahanie Itachi'ego, gdy podawał mi pałeczki.
- Jesteś ślepy - wypaliłem.
Mój brat zamarł, a jego ręka, trzymająca pałeczki, opadła. Usiadł spokojnie na zajmowanym wcześniej krześle i uśmiechnął się trochę smutno.
- Czym się zdradziłem? - zapytał, wytrącając mnie z równowagi. Czy on naprawdę sądził, że zdoła przede mną ukryć swoją ślepotę.
- Pałeczki - powiedziałem zadziwiająco spokojnie. Zresztą, nie wiedząc czemu, tutaj, w tej kuchni, w tym strasznym domu byłem bardzo spokojny i opanowany. Czyżby ta absurdalna otoczka rodzinnego obiadu tak na mnie wpływała? - Podałeś mi nowe, mimo że jedne leżą tuż obok mnie.
- Zawsze byłeś za bardzo dociekliwy, Sasuke - powiedział spokojnie Itachi.
Przestał jeść i skłaniać mnie do posiłku, mimo iż danie stojące przed nami stygło. Jego mina spoważniała.
- Nie ma co tego odwlekać, Sasuke, musimy porozmawiać - powiedział.
- Na temat tego, że wytłukłeś całą naszą rodzinę i zmusiłeś mnie do tułaczki po świecie, samemu bawiąc się w rodzinkę? - zapytałem ironicznie.
- Nic jeszcze nie wiesz na ten temat, prawda? Owszem, zmusiłem cię do nienawidzenia mnie i zdobywania siły. Przez pewien okres czasu chciałem, byś zabił mnie za to, co uczyniłem. Ale sytuacja się zmieniła. We wszystkim tym jednak chodziło o twoje bezpieczeństwo. O to, byś był w stanie o siebie zadbać, gdy mnie obok ciebie nie będzie.
- Na prawdę sądzisz, że ci uwierzę? W jaki sposób wymordowanie naszej rodziny miało zwiększyć moje bezpieczeństwo? - zapytałem podnosząc lekko głos.
Itachi westchnął ze zrezygnowaną miną.
- Nie znasz okropieństwa wojny, Sasuke. Nie widziałeś nawet połowy tego, co ja. Nasza rodzina planowała uczynić coś podobnego naszej wiosce, a ja dostałem rozkaz. Jako członek ANBU musiałem go wykonać. Nie, ja chciałem go wykonać, by ochronić naszą wioskę, a przede wszystkim ciebie, Sasuke. Nie chciałem, byś był świadkiem tego, co ja sam musiałem oglądać. Nie oczekuję, że to zrozumiesz, mój bracie, nie oczekuję, że mi przebaczysz. Chciałem jedynie powiedzieć ci jak było naprawdę, gdyż trzymanie tego dłużej w tajemnicy nie ma już sensu - powiedział.
Ku swojemu zaskoczeniu uwierzyłem mu. Coś w jego głosie, postawie, gestach zmuszało mnie do uwierzenia w jego słowa, w jego skruchę. A może było to po prostu jego genialne genjutsu.
- Nic mi nie odpowiesz? -  zapytał, po dłuższej chwili milczenia.
- Czy naprawdę jestem ojcem bliźniaczek? - wypaliłem, nim zdołałem się powstrzymać. W głowie kłębiło mi się tysiące pytań, lecz, nie wiedząc czemu, zapytałem właśnie o to.
Itachi zamarł na chwilę.
- Kto ci powiedział? - zapytał po chwili.
Zamarłem. Nie było żadnego: "nie wygłupiaj się", "a skąd!", czy czegoś w tym rodzaju. Tylko zwykłe pytanie, które jednocześnie było zawoalowanym potwierdzeniem.
- Hanami - odpowiedziałem, nie widząc powodu, by tego nie robić.
- Czyli ona wie i nic mi nie powiedziała. Wciąż traktowała mnie jak ojca... - zaczął mamrotać do siebie. Wyglądał na przygnębionego i zatroskanego tym faktem.
- Czyli to prawda? - zapytałem, niedowierzając, a zachowanie brata całkiem wytrącało mnie z równowagi. Wyglądał jak porzucony szczeniak. Kiedy stał się taki miękki i podatny na zranienie? Kiedy przestał być naśmiewającym się potworem? Kto go zmienił?
- Tak, Sasuke, to prawda. Dziewczyny są twoimi córkami. Twoimi i Sakury.
Na chwilę uciekło mi powietrze z ust i usilnie nie chciało wrócić. Albo to ja je wypuściłem i zapomniałem złapać oddech. Nie był to jednak długi okres, wystarczyła chwilka, bym przypomniał sobie, jak się oddycha.
- Jak? - zapytałem.
- Naprawdę chcesz ze mną rozmawiać o  tym, jak powstają dzieci? Wydawało mi się, że jesteś na tyle dorosły, by to wiedzieć - zaczął Itachi, ale przerwałem mu poprzez uderzenie dłonią w stół.
- Po co była ta cała maskarada? Tyle lat...
- A co, gdybyś się dowiedział? Wtedy przybiegłbyś do niej i zmienił się w kochającego tatusia? Porzuciłbyś zemstę, która stała się celem twojego życia? Miałeś wtedy 18 lat, Sasuke. Wiadomość ta nic by nie znaczyła - zaczął.
- Ty jakoś mogłeś się zmienić w kochającego ojczulka. Tak bardzo mnie nienawidziłeś, że przywłaszczyłeś sobie moje dzieci? - warknąłem, czując jak myśli w mojej głowie wariują.
Itachi westchnął.
- Nigdy cię nie nienawidziłem, Sasuke. Wszystko co robiłem, robiłem z miłości do ciebie. Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy. Poza tym, zapominasz o czymś, braciszku - powiedział, przez co moja uwaga skupiła się na nim i wróciło logiczne myślenie. - Wtedy to były córki Sakury. A ona była zagubioną, samotną i zranioną dziewczyną. Nie dałaby sobie rady z tym, co ludzie by mówili, zwłaszcza że było pewne, że dziecko odziedziczy Sharingana. To było jedyne logiczne wyjście z sytuacji - powiedział.
Nic nie odpowiedziałem.
- Wiesz, że Hanami, sama z siebie, nie wymyśliła jutsu niepamięci? To nie ona wpadła na usuwanie osób ze swojej głowy, a Sakura - kontynuował. - Po twoim odejściu nie mogła sobie poradzić z cierpieniem i postanowiła usunąć cię z pamięci. Wiedziała, że nie byłem ojcem dzieci, ale łatwiej było jej unikać pytań i nieprzyjemnych dziur w głowie, gdy to ja zajmowałem się sprawami związanymi z naszą umiejętnością klanową.
Miał rację, było to logiczne wytłumaczenie. Wciąż jednak czułem się zdradzony i okłamany. Pozwolono mi myśleć, że to nie są moje córki, pozwolono mi myśleć, że Itachi odebrał mi wszystko. Nie mogłem mu tego wybaczyć, mimo że robił to z dobrej woli, po to, by pomóc Sakurze, a przez co i mnie. Wychował dziewczyny tak, jak umiał najlepiej. Tak jak ja bym nie potrafił. Przekazał im najważniejsze wartości klanowe, które ja porzuciłem. Był lepszym ojcem moich dzieci, niż ja kiedykolwiek mógłbym być. Porzucił możliwość założenia własnej rodziny, by zająć się moją. Rozluźniłem się i położyłem dłonie na stole w pokojowym znaku, zupełnie zapominając, że Itachi nie jest w stanie tego zobaczyć.
- Mam uwierzyć, że kierowały tobą jedynie te, czyste jak łza, powody?
- Chciałem też odpokutować za to, co ci zrobiłem. W ten sposób, choć ty o tym nie wiedziałeś, miałem nadzieję wymazać poczucie winy - odpowiedział pewnie.
Głęboko westchnąłem.
- A co z twoim wzrokiem? - zapytałem, przypominając sobie nagle o tym.
- Martwisz się o mnie braciszku? - spytał z kwaśnym uśmiechem. - Od bardzo dawna widziałem coraz gorzej, więc wymyśliłem ślepe treningi. Zmuszałem godzinami Aanami i siebie do ćwiczeń, tylko po to, by upewnić się, że będziemy w stanie walczyć dalej, nawet po utracie wzroku. Rok temu straciłem wzrok kompletnie, ale radzę sobie dzięki ćwiczeniom i wciąż jestem niezastąpiony w ANBU.
- Dziewczyny wiedzą? - spytałem.
- Owszem, przed nimi, a szczególnie przed Hanami, nic się nie ukryje. Jest pod tym względem zupełnie jak ty - odpowiedział.
- A jednak coś się ukryło. A nawet wiele. Opowiedz mi o wszystkim, co zdarzyło się, gdy miałem siedem lat - zażądałem.
- Dobrze Sasuke, ale później. Teraz, póki mamy czas, opowiem ci o czymś, co odkryła Sakura i przypłaciła za to życiem. Coś, co dotyczy bezpośrednio Hanami.
Zamarłem.
- O co chodzi? Co zabiło Sakurę? Co grozi Hanami? - wypadło mi z ust, nim zdołałem to powstrzymać.
- Najpierw musisz mi obiecać jedną rzecz - zażądał.
- Co znowu? - warknąłem podenerwowany.
- Zgodzisz się na wymianę oczami z Aanami - powiedział.
Zamarłem na chwilę. Czy on wiedział o co prosi?
- Owszem, wiem że zabieg ten przeprowadza się między braćmi. Ty jednak jesteś jej ojcem, więc nie powinno być większego problemu - rzekł. - Inaczej oboje oślepniecie, a to nie jest los, którego życzyłbym któremukolwiek z was - dodał, nim zdołałem zareagować. - Ponadto, Sasuke, to byłby pierwszy ojcowski czyn, jaki byś dla nich uczynił.
Nie odpowiedziałem, jednak powolnie skinąłem głową, by następnie odchrząknąć i mruknąć cicho moją obietnicę. Mnie również nie ciągnęło do ślepoty. A może nie chodziło tylko o egoistyczne pobudki, ale również o chęć zrobienia czegoś dla Aanami. Czegoś wielce istotnego. Może myślałem, że w ten sposób odpłaciłbym jej za wszystkie dni mojej nieobecności.
- W takim razie opowiem ci historię, o której Hanami wiedzieć nie może - zaczął i rzeczywiście opowiedział mi opowieść, podczas słuchania której coraz gotowało się we mnie ze złości, a dłonie niekontrolowanie zaciskały się w pięści.
Rozmawialiśmy spokojnie do późna, a zupa między nami stygła. Żaden z nas jej nie tknął, żaden z nas nie był głodny, mimo iż potrawa pachniała zachęcająco. Dyskusja, o dziwo spokojna, zaabsorbowała nas całkowicie. Itachi wyjaśnił mi wszystko, o czym nie wiedziałem, rozjaśnił wszystkie zakamarki mojej przeszłości. Przedstawił prawdę taką, jaką była. Albo przynajmniej tak, jak on ją widział.
Po skończonej rozmowie, gdy w ciemnościach wymykałem się z wioski z powrotem do jaskini Akatsuki, wciąż rozmyślałem o tym, co mi powiedział. Musiałem przyznać, że Itachi był dobrym oratorem. Zaczynając odkrywać przede mną tajemnice, zaczął od zszokowania mnie informacjami o Sakurze. Wymusił na mnie obietnicę, wiedząc że jeśli nie dowiem się tego wszystkiego, to oszaleję z ciekawości. Później wyjawił mi całą historię, która niestety zgrywała się z tym, co sam przeżyłem. Wciąż chodziło mi po głowie jego pytanie: "Pomyśl Sasuke, dlaczego, tak właściwie, wróciłeś wtedy do wioski? Z własnego kaprysu, czy może ktoś cię o to poprosił?". Gdyby słowa Itachi'ego nie były prawdą, to nie wiedziałby o tym.
Jego umiejętności oratorskie nie ograniczały się jedynie do tego. Po skończeniu opowieści o Sakurze i dziewczynkach, gdy cały już kipiałem z wściekłości i przysiągłem zemstę, opowiedział mi historię rodziny. Zdradził mi, co tak naprawdę się zdarzyło, gdy byłem mały. Kto, tak naprawdę, był winny. Gdyby powiedział mi to wcześniej, zapewne nie powstrzymałby mnie przed zemstą na wiosce i ludziach za to odpowiedzialnych. On jednak najpierw rzucił mi opowieść o Sakurze, o losie, który z nas zakpił. Wiedział co robił, gdy to mówił. Wiedział, że będę bardziej przejęty pierwszą opowieścią, niż drugą. Mimo, iż przez wydarzenia z drugiej opowieści zmarnowałem całe życie. Wiedział, że w tym momencie, po tylu latach cierpienia po zabiciu Sakury i wszystkich pokutach, które na siebie nakładałem, ta historia odmieni moje postrzeganie. I w końcu raz, raz w życiu, to ona będzie ważniejsza od zemsty. Ona, ma różowowłosa, zielonooka ukochana. Ona i to co ją zabiło. Zaskakujące, że po tylu latach Itachi wciąż doskonale mnie zna.
Przystanąłem i uderzyłem pięścią w pobliskie drzewo, czemu towarzyszył dźwięk pękającej kory.

Los zakpił ze mnie okrutnie, wciągając w taniec do wybijanego przez niego rytmu. Teraz ja, tak jak kiedyś Sakura, zaproszę go do tanga.

---
Rozdział nudny jak flaki z olejem, ale niedługo akcji będzie aż w nadmiarze ;P

Pozdrawiam, Hanami 

7 komentarzy:

  1. Ile tajemnic .... Brrr smuteczek ! -.- też chce znać te sekrety o Hanami i sakurze i wgl :( mam nadzieję że następny rozdział rozwieje nutkę tajemniczości ;) rozdział krótki ale ciekawy, no i (powtórzę się) TAJEMNICZY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że udała mi się ta jego cała tajemniczość ;>
      Pozdrawiam, Hanami

      Usuń
  2. Hej ;) Czytam twojego bloga już od dawna , ciesze się że jak wpadnę tu od czasu do czasu to ciągle kontynuujesz tą historie. Strasznie jestem ciekawa jak to będzie z Hanami, i jaką tajemnice miała Sakura, będzie się działo ^^ Planujesz już kiedy/ w którym rozdziale zakończysz ta historie ? Pozdrawiam cieplutki i życzę weny ;) karola9099@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że wpadasz na mojego bloga i czytasz moje opowiadanie ;) Co do zakończenia, nie jestem pewna jak mi to wszystko wyjdzie, ale planuje zakończyć około 50-55 rozdziału :>
      Dziękuję i również pozdrawiam, Hanami

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam :P na kolejne :P super piszesz ale juz pewnie nie raz slyszalas komplementy wiec napisze tylko :
      wytrwalosci w pisaniu i organizowaniu czasu zebys z latwoscia godziła codzienne obowiazki z pisaniem <3 pozdrawiam

      Usuń
  4. Pan / Pani (chyba Pan xD) korektor coś zajęty widać :( Rozdział napisany a nie można go przeczytać :( Czekamy :))

    OdpowiedzUsuń