Leżałam na polanie obok jeziora.
Spokojny wiatr dmuchał mi po twarzy i rozwiewał nie ułożone włosy. Nie obchodziło
mnie to. Myślami byłam daleko, w przeszłości. Przypomniał mi się moment z
mojego nastoletniego życia w Konoha. A wszystko spowodowane jedną nowiną. Tym
jednym zdaniem usłyszanym od jednego z ciał Paina, które odwiedziło mnie
dzisiaj w mojej kryjówce. Zapomniałam wtedy o bólu w ramieniu, o roztrzaskanym
sercu i o łzach, które zgubiłam po drodze do mej samotni. Te jedno zdanie wlało
do mojego serca nadzieję i posklejało jego nieliczne kawałki. To jedno
zdanie…
- Itakoi oświadczył się Aanami. Planują ślub.
Sama chciałabym się znaleźć na
miejscu siostry. Z pierścionkiem na palcu i poczuciem bycia potrzebnym drugiej
osobie. Ale nie byłam. Uciekłam od mojej jedynej miłości. Ze strachu… Ze
strachu o nią. Bałam się kolejnego wybuchu Nonegana i tego, co mogłabym
zrobić, gdybym straciła kontrolę. Za każdym razem, gdy zamierzam już wrócić,
widziałam jego oczy. Przepełnione bólem. Jego słabnący umysł i uginające się
kolana. A to wszystko przeze mnie… Przez moc, której nie potrafiłam opanować.
To jedno zdanie, które usłyszałam
z ust lidera przypomniało mi o starych czasach, w których to wcale nie myślałam
o tym, by ma siostra mogła być z Itakoi’m. Ale wtedy wszystko było inne. Choć
moje relacje z Tori’m już wtedy uległy zmianie.
Siedzieliśmy nad brzegiem małego jeziorka, oddalonego nieznacznie od
Konohy. Nikt tu nigdy nie przybywał, ponieważ krążyły plotki, że w tym miejscu
straszy. Byłam tu z siostrą i rodzeństwem Fumma. Siedziałam na małej skarpie
obok jeziora z nogami spuszczonymi w dół. Miałam czternaście lat, a widziałam
już więcej rzeczy, niż wszyscy inni w moim wieku.
Obok mnie siedział Tori, który jak zawsze nic się nie odzywał. W
pewnym sensie byliśmy podobni - zamknięci w sobie, cisi, często nieobecni i
zamyśleni. Na twarzy maska, a w głębi duszy burza, choć u mnie załagodzona
brakiem emocji. Siedzieliśmy jak nic nie czujące masywne góry opatulone
szalikiem z białego śniegu.
Moje oczy spoczęły na mojej siostrze zanurzonej w niebieskim jeziorze.
Z tyłu za nią zakradał się Itakoi z szatańskim uśmiechem na twarzy. Po chwili
zniknął pod powierzchnią wody, ale zdążyłam jeszcze zauważyć, jak jego ręce
nieznacznie zmieniają kolor na złoty, a na skórze pojawiają się łuski. Ciszę,
która opanowała okolice, przerwał wrzask mojej siostry. Wyleciała jak strzała z
wody. Po chwili wynurzył się z niej również Itakoi, zanosząc się głośnym
śmiechem. Nie wnikałam w to, co chłopak robił Aanami pod wodą. Jego wygłupy
były zabawne, ale w obecnej chwili nie miałam na nie ochoty.
Moja bliźniaczka zaczęła krzyczeć na chłopaka, wracając do wody. Jej
pięści opatulone były niebieską czakrą. Chłopak szybko zaczął uciekać, gdy
Aanami zaczęła go atakować. Po chwili wpatrywałam się w ciało Itakoi’ego
bezwładnie lecące w powietrzu i z hukiem uderzające w ziemię. Co jak co, ale
trzeba było przyznać, że Aanami siłę odziedziczyła po mamie. Wybiegła z wody i
zaczęła okładać pięściami chłopaka.
- Ja ci tak dam! Nie można mnie straszyć ocierając się o moje nogi w
postaci węgorza! - krzyczała.
Do moich uszu dochodziło ciche jęknięcie. Wstałam leniwie i,
przeczesując czarne włosy, westchnęłam. Moja siostra wprost nienawidziła
bruneta, zresztą tak samo jak on jej. Kłócili się i bili za każdym razem jak
się widzieli i to zawsze ja musiałam przerwać jatkę. Stanęłam na ciepłym piasku
koło Aanami i ściągnęłam ją z chłopaka.
- Dzięki, już myślałem, że ta wariatka mnie zabije – powiedział
Itaoki.
Aanami znów rzuciła się na niego z pięściami. Zatrzymałam ją w miejscu
i westchnęłam ponownie.
- Dobra! Możecie się kłócić! Tylko najpierw musicie się pocałować! -
powiedziałam wkurzona całą tą sytuacją.
Że też zawsze ja musiałam ich rozdzielać.
Oboje popatrzyli na mnie, jakbym się z choinki urwała. Aanami
przestała się szarpać. Już myślałam, że to koniec, że już dzisiaj przestaną. W
tym momencie moja bliźniaczka zrobiła coś, czego się najmniej po niej
spodziewałam. Uklękła przy chłopaku i wbiła się w jego usta. Itakoi oddał
pocałunek. Zauważyłam nawet, że dodają do niego języki. Wpatrywałam się w tu
zupełnie zdezorientowana. Po chwili Aanami oderwała się od chłopaka i spoliczkowała
go.
- Ugryzłeś mnie! - krzyknęła.
- Sama tego chciałaś! Trzeba było nie wpychać mi go do buzi… - zaczął
Itakoi.
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Nigdy nie byłam za
samookaleczeniem, ale w tej chwili najchętniej coś bym sobie zrobiła.
- Mam was dość -powiedziałam.
- Gdybyś nie dała takiego głupiego warunku, już dawno nie mieli by
powodów do kłótni - rzekł Tori, pojawiając się znikąd. Odwróciłam się w jego
stronę.
- Sam jesteś głupi - warknęłam zdenerwowana.
- Odezwała się… - powiedział spokojnie.
Złożyłam dłoń w pięść i zaatakowałam. Moja ręka została zatrzymana
przez Aanami. Trzymała moją pięść w silnym uścisku, a na jej twarzy pojawił się
szatański uśmieszek.
- Jeśli chcecie się kłócić, musicie się pocałować - powiedziała,
udając mój głos, co nie za bardzo jej wychodziło przez śmiech.
Prychnęłam cicho pod nosem i wyrwałam pięść z jej uścisku. Odeszłam od
nich, siadając z powrotem na skarpie. Zamknęłam oczy i wyłączyłam wszystkie
zmysły, co było moim błędem. Czyjeś ręce zepchnęły mnie ze skarpy i z głośnym
pluskiem uderzyłam w wodę. Wszystko byłoby zapewne dobrze gdybym nie uderzyła
głową w jeden z kamieni na dnie. Wypuściłam z ust powietrze, którego nie było
za wiele. Obraz przed oczami zamglił się. Zauważyłam tylko, że ktoś wskakuje do
wody. Niebieską plamę przed oczami i usta, które przekazywały mi powietrze.
Porwał nas prąd, ciągnąc w kierunku odpływu z jeziorka.
Zemdlałam.
Gdy się ocknęłam leżałam na plaży. Aczkolwiek nie była to tamta, na
której byłam poprzednio. Wstałam ociężale, łapiąc się za głowę i westchnęłam
cicho. Zobaczyłam, że niewiele dalej przy małym ognisku suszy się Tori.
Podeszłam do niego i usiadłam obok. Odwrócił do mnie twarz, a ja zapatrzyłam
się w jego oczach. W brzuchu znów poczułam to dziwne uczucie, które
towarzyszyło mi od niedawna.
- Uratowałeś mnie - powiedziałam szeptem - Dziękuję.
Spojrzał na mnie i kiwnął głową. Podsunęłam się bliżej, gdy moją skórę
objęły dreszcze. Tori popatrzył na mnie uważnie, po czym nieśmiało objął mnie
ramieniem, przyciągając do siebie. Zrobiło mi się gorąco, gdy poczułam jego
ciepłą skórę. Coś paliło mnie w twarz, więc schowałam się przed jego
intensywnym spojrzeniem.
Westchnęłam kilka razy, wciągając nosem jego woń. Uniosłam głowę i
odważnie spojrzałam w jego oczy. Przybliżyłam twarz do jego i delikatnie
pocałowałam. Bałam się, że mnie odtrąci, odrzuci. Ale nic takiego się nie
zdarzyło. Oddał pocałunek. Po chwili oderwałam się od niego i, z rumieńcami na
policzkach, przytuliłam bardziej do jego nagiej klatki piersiowej.
- Dziękuję - wyszeptałam cicho i zasnęłam.
To był mój pierwszy pocałunek. Był
jedynym chłopakiem, z którym się całowałam. Czy to przeznaczenie? Tylko on nie
uważał mnie za dziwoląga, chociaż powiedział mi, że myśli podobnie jak inni.
Nie wiedziałam, co nim kierowało, ale zraniło mnie to. A później mnie ratował.
Po co? Przecież miał mnie za nic niewartą osobę? A ja go kochałam.
***
Szedł przez gęsty konoszański las
zastanawiając się, po co Pain go wezwał. Powinien w sumie zerwać z nim
kontakty. Ale nie mógł. Zbyt wiele wspomnień, których mieć nie powinien.
Obejrzał się jeszcze raz za siebie, świecąc czerwonymi oczami w poszukiwaniu
szpiegów. Może i odzyskał szacunek i pozycje w wiosce, gdy wszystko wyjaśniło,
ale to nie znaczy, że mógł przestać uważać. W końcu miał zamiar spotkać się z
jednym z największych przestępców na świecie.
Wszedł do małej jaskini ukrytej
głęboko w skale, która wyrastała znikąd pośrodku lasu. Przy małym migoczącym
ognisku zauważył postać w ciemnym płaszczu z dodatkiem czerwonych chmurek. Usiadł
naprzeciwko niej. Zmierzył swym słynnym nieczułym wzrokiem czarnych tęczówek
jedno z ciał Paina.
- Po co mnie wzywałeś? - spytał
równie słynnym bezuczuciowym głosem, który zrzucał tylko w obecności córek.
- Ogłosić ci radosną nowinę -
powiedział Pain.
- Tori oświadczył się Hanami? -
spytał czarnowłosy osobnik w stroju ANBU.
- Jeszcze nie… Jak wiesz Hanami
tymczasowo… zniknęła - powiedział rudzielec.
- Tak wiem… Mam nadzieję, że już
ją odnalazłeś.
- Sasuke ją znalazł w okolicach
Wioski Trawy - powiedział człowiek w płaszczu Akatsuki. Czarnooki przekręcił
teatralnie oczami.
- Mam nadzieję, że on nie wie… -
powiedział.
- Nie. Dowie się od ciebie, jak
dziewczyny zdradzą mu twój adres - powiedział.
Czarnooki uśmiechnął się
niewidocznie.
- Więc co to za nowina? - spytał.
- Itakoi oświadczył się Aanami -
rzekł spokojnie Pain.
- Co?! - krzyknął czarnowłosy.
- Itachi, uspokój się. Ja wiem, że
naszym planem było złączenie Torie’go i Hanami, ale Itakoi też jest silnym
shinobi.
- Tak, ale nie znamy jego
pochodzenia. Masz szpiegów w każdej wiosce i nawet nie wiesz, kim są jego
biologiczni rodzice! - krzyknął Itachi.
- Może i nie znamy jego
biologicznych rodziców. Ale ja go wychowałem i nauczyłem wszystkiego. Jest moim
synem tak samo jak Tori! - odwarknął zdenerwowany rudowłosy.
- Jest adoptowany, nie jest twoim
synem! Nie ma Rinnegana! On jest niczyj! - krzyczał Itachi.
- Mam ci przypomnieć coś o twoich
córkach!? - krzyknął Pain. - Może i nie ma mojego kekkei genkai, ale ma inne
umiejętności i dobrze o tym wiesz!
Itachi usiadł na kamieniu ciężko
oddychając i próbując uspokoić nerwy. Nie taki był plan. Hanami miała być z
Tori’m, by stworzyć silne dzieci. Oczywiście gdyby go nie zechciała, to by jej
nie zmuszali. Ale ona go chciała, więc gdzie do cholery była? Natomiast
odnośnie Itakoi’ego. Pain miał racje. Znał go od dziecka i od zawsze był silny.
Mimo iż nie był synem lidera, to miał w sobie jego zawziętość.
Spojrzał na swojego towarzysza, na
którego twarzy rysowało się oczekiwanie. Westchnął cicho, przybierając z
powrotem maskę obojętności. Tylko w sprawie córek zrzucał ją na chwilę. Tylko
dla nich był otwarty, tak jak kiedyś dla Sakury.
- Niech będzie. Zgadzam się -
powiedział po chwili i teleportował się poza obszar jaskini.
***
Leżałem na kanapie w salonie
przypominając sobie rozmowę z bratem. Oświadczył mi, że on i Aanami pobierają
się. Nigdy nic na to nie wskazywało. Oni zawsze się kłócili, a Hanami ich
rozdzielała.
Spróbowałem sobie przypomnieć
wieczór w klubie. Wiem, że obudziłem się w swoim pokoju i dowiedziałem się, że
chłopaki mnie przynieśli. Nie pamiętałem nic. Tylko miałem takie dziwne
odczucie, że kogoś zraniłem. Że sprawiłem komuś ból. Jedynie nie wiedziałem,
jak, czym i dlaczego.
Eh… Jaki ten świat jest dziwny…
Przymknąłem oczy i zasnąłem,
zmęczony dzisiejszym treningiem z Hidanem. Ten kosiarz może i miał swoje lata,
ale na pewno nie ubyło mu przez to siły.
Usłyszałem w myślach wezwanie do
gabinetu ojca i z westchnieniem ruszyłem w jego stronę. Przemierzałem ciemne
korytarze, zastanawiając się, czego ten rudzielec znowu chce. Bez pukania
wszedłem do gabinetu, za co, o dziwo, nie dostałem żadnym niezidentyfikowanym
przedmiotem latającym.
- Wysyłam cię na misje -
powiedział, nie spoglądając w moją stronę.
- Z kim?
- Sam - odparł szybko.
- Gdzie, po co i dlaczego teraz?
Jutro przecież ślub Aanami i Itakoi’ego – powiedziałem, opierając się o framugę
drzwi.
- W pobliże Wioski Trawy, po jedną
bardzo ważną rzecz, bo będzie potrzebna przy ślubie – powiedział, na co ja
westchnąłem.
- Co to za przedmiot? - spytałem.
- Nie mam zielonego pojęcia -
powiedział.
- Czyli mam iść nie wiadomo gdzie,
po nie wiadomo, co, bo jest ci potrzebne?
- Tak.
- A skąd wiesz, że jest ci to
potrzebne, skoro nie wiesz, co to jest? - spytałem.
- Jak to zobaczysz, to zrozumiesz,
po co mi to jest - odrzekł zagadkowo.
Przetarłem sobie dłonią po twarzy.
On miał jakiś kryzys wieku średniego, czy co? Westchnąłem i opuściłem gabinet.
Przed wyjściem z organizacji
zabrałem ze swojego pokoju broń, która mogłaby mi się przydać. Opuściłem
kamienne korytarze i ruszyłem w stronę Wioski Trawy, po coś… tylko nie wiedziałem,
co…
Ślub.. jakoś mi nie leży ślub w Akatsuki, dziwnie to nawet brzmi xd Myślałam, że to Tori będzie z Aanami, a Hanami z Itakoiem, a tu zupełnie na odwrót xD
OdpowiedzUsuńCzyżby tą 'rzeczą' po którą ma iść Tori była Hanami? Oby tak i oby już wróciła *.*
No i co to za sekret Itachiego o którym Sasuke nie wie ;>