Szłam
powoli pogrążonym w ciszy korytarzem. Nawet moje kroki nie odbijały się głuchym
echem od ścian. Lata ćwiczeń pozbawiły mnie ciężkości chodu i wyuczyły
ostrożnego stąpania, niemal skradania, w każdej sytuacji, nawet bezwiednie.
Rozejrzałam się po korytarzu, mimo iż dobrze wiedziałam, że nie ma tu nikogo
oprócz mnie. Ostatni raz przebywałam w Jaskini jakiś czas temu i ciekawiło mnie
czy cokolwiek zmieniło się w tych wiecznie cichych, chłodnych i licznych
labiryntach korytarzy. Jednak, jak oczekiwałam, nie dopatrzyłam się żadnych,
nawet najmniejszych różnic.
Stąpając
bezszelestnie po kamiennym podłożu, ruszyłam w dobrze sobie znanym kierunku, a
mroki w korytarzach przede mną rozświetlały zapalające się pochodnie, które
gasły zaraz za moimi plecami. Kierowałam się bezwiednie w tym labiryncie, coraz
skręcając w różne boczne odnogi. Z każdym krokiem czułam większy nacisk w
głowie, jakby coś albo ktoś usilnie chciał przebić się przez moją barierę i
dostać do środka. W odpowiedzi na ten nieoczekiwany atak, zaczęłam umacniać
swoją myślową barierę. Czułam, jak z wysiłku oczy zachodzą mi mgłą, a nogi
powoli odmawiają posłuszeństwa. Nacisk stale rósł, aż w końcu nie byłam w
stanie kroczyć dalej i zatrzymałam się, opierając o jedną ze ścian. Jak na
złość przy Jego pokoju.
Powoli
osunęłam się po zimnej ścianie i podkuliłam nogi. Jak zaklęta wpatrywałam się w
podłogę przed sobą, byle tylko uniknąć spojrzenia na drzwi tego pokoju.
Przeklinałam się w myślach za to, że zawędrowałam tym korytarzem aż tutaj, mimo
że do gabinetu Lidera wiodło ich o wiele więcej i nie przechodziły obok tego
pokoju i tych drzwi.
Nagle
zauważyłam nikłą łunę światła wydobywającą się przez szczelinę między podłogą a
drewnem oraz cień, który się tam przemieszczał - co znaczyć mogło, że ktoś znajdował
się w pokoju. W Jego pokoju.
Wstałam
na chwiejnych nogach i opierając się ociężale o ścianę, przyczaiłam się na
osobę, która miała zamiar opuścić pokój. Ktokolwiek, bowiem, się tam znajdował,
nie miał prawa tego robić. Nawet ja nie odważyłabym się wejść do tego
pomieszczenia i zakłócać Jego spokoju, bo właściciel tego miejsca nie żył,
zabity z mojej ręki. Pokój ten powinien być równie pusty, jak moje zbolałe i
osamotnione serce.
Spięłam
wszystkie mięśnie, gdy usłyszałam niemal niesłyszalny dźwięk naciskanej klamki
i delikatnie, bezszelestnie uchylających się drzwi. Złapałam za dłoń trzymającą
zimny metal klamki i za pomocą prostego przerzutu rzuciłam intruzem o
przeciwległą ścianę, błyskawicznie przystawiając złowrogo pobłyskujący kunai do
jego szyi.
Kimkolwiek
była ta osoba, wiedziała że czekam pod drzwiami i gdyby nie wyostrzony słuch,
zapewne dałabym się jej zaskoczyć.
-
Dawno się nie widzieliśmy, Hanami - usłyszałam męski, przerażająco znajomy głos.
Ostrożnie
podniosłam wzrok z jego szyi i spojrzałam w twarz. Zamarłam. Nie wyglądał jak
Tori. Jego rysy były mniej wyostrzone i przypominał bardziej Nagato, niż Tendō.
Jego włosy były dłuższe, prawie do ramion i spływały nieokrzesanymi falami
wokół jego twarzy. Mimo to, nie mogłam nie rozpoznać tego głębokiego granitu
jego włosów oraz iskrzących oczu. Wszędzie rozpoznałabym jego Rinnegana.
-
Kim jesteś? - warknęłam, mocniej przyciskając kunai do jego szyi.
Byłam
przekonana, że zwariowałam. Byłam pewna, że po misji w wiosce mój umysł oszalał.
Że zabicie tych dzieci dotknęło mnie tak bardzo, że zaczęłam widzieć martwe
osoby. Byłam gotowa założyć się, że oszalałam, aż w końcu on się odezwał.
-
Widzę, że mnie nie pamiętasz, Hanami. Spotkaliśmy się już w Sunie. Ale znaliśmy
się jeszcze wcześniej. Jednak nie będę cię tym męczył, sama sobie przypomnisz.
Teraz, gdybyś mogła mnie puścić, spieszę się do Lidera - rzekł, nieprzejęty
moim wybuchem złości.
Powoli
odsunęłam się od niego i osłupiała oparłam się o drzwi jego pokoju. W głuchej
ciszy słychać było echo oddalających się kroków. To był Tori, choć sama nie mogłam
w to uwierzyć i się do tego przekonać. Objęłam swoją głowę rękoma, a z oczu
popłynęły mi łzy.
***
Zatrzymał
się zaraz za zakrętem korytarza i oparł o ścianę. Słyszał niosące się po
korytarzu ciche łkanie Hanami. Złapał się za pierś, w której kryło się jego
serce i powoli zjechał po ścianie.
Zobaczenie
Hanami, po tak długim czasie, było wręcz marzeniem. Mimo swoich słów do Sasuke,
nie mógł zaprzeczyć, że jego serce ucieszyło się na wieść o jej nieudanym
ślubie i z wytęsknieniem czekało, by móc ją zobaczyć. Jednak Yoshito miał rację
- to już nie była jego Hanami. Dziewczyna, z którą się skonfrontował chwilę
temu, była kimś zupełnie innym, niż ta, którą zostawił podłączoną do aparatury.
To była już dojrzała kobieta po przejściach, a w jej oczach widział traumę,
którą w sobie nosiła i ból, który przeszła.
To
nie była już tamta Hanami, która nie miała przed nim tajemnic. Ta miała ich
mnóstwo. Walczyła z ich umysłowym połączeniem i on nie mógł ich poznać. A co
się z tym wiąże, nie mógł jej również zrozumieć. Tamta Hanami rzuciłaby się mu
w ramiona albo błyskawicznie zabiła. Ta była przerażona na jego widok. Po raz
pierwszy widział w jej oczach taki strach. I po raz pierwszy słyszał jej świadomy
płacz. Czuł jej cierpienie przez to, że je z nią dzielił. Wziął kilka głębokich
wdechów, wstał i nie obracając się za siebie ruszył dalej.
***
Uspokoiłam
się dopiero po dłuższej chwili. Przetarłam dłońmi załzawione oczy i wolnym,
posuwistym krokiem ruszyłam korytarzem w stronę gabinetu Lidera, modląc się by
Jego już tam nie było. Ku mojej uldze, okazało się, że w ogóle nie dotarł do
tego pomieszczenia.
Bez
zaproszenia podeszłam do wielkiego, drewnianego biurka Lidera i ociężale usiadłam
na krześle przy nim ustawionym. Lider podniósł zaciekawiony wzrok z nad
papierów i uważnie mi się przyjrzał. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale
równie nagle je zamknął.
-
To był Tori, prawda? - zapytałam słabym głosem.
Nie
odpowiedział, jedynie nieznacznie przytaknął głową. Westchnęłam.
-
Pamiętasz go? - zapytał nagle.
Spojrzałam
na niego niepewnie.
-
Owszem. Fragmenty. Ale według mojej pamięci, własnoręcznie go zabiłam -
powiedziałam, ignorując absurdalność tej sytuacji.
Kto
by oczekiwał poważnej rozmowy z Liderem.
-
Więc nie wróciły ci wszystkie wspomnienia - westchnął.
-
Czemu miałyby wrócić? Gdzie się podziały?
-
Zablokowałaś je. Po tym jak odszedł, usunęłaś go ze swojej pamięci tak, jak
twoja matka zrobiła z Sasuke - rzekł rzeczowo.
Zdziwiła
mnie ta odpowiedź, jednak wiedziałam, choć raczej czułam, że była prawdziwa.
Tłumaczyła ona bowiem wszystko, co do tej pory doświadczyłam.
-
Gdzie byłaś? - zapytał, zmieniając temat.
-
Na misji od Skrytobójców - powiedziałam, a w połowie zdania załamał mi się głos.
-
Wszystko w porządku? – spytał Lider, szczerze zmartwiony.
-
Nic nie jest w porządku, Pain - rzuciłam, ze łzami w oczach. - Całe życie jest cholernie
ironiczne i wzięło sobie za punkt honoru, by ze mnie non stop kpić. Kazali mi
zabijać dzieci... zaraz po tym jak uśmierciłam swoje własne. A na domiar złego,
ten którego uważałam za zmarłego, chodzi sobie spokojnie po jaskini i powoduje
niezrozumiały nacisk na moją głowę. Nie radzę sobie z tym! - wrzasnęłam,
wybuchając płaczem.
Wtem
Lider zrobił coś, o co go nie posądzałam. Wstał szybko ze swojego fotela,
podszedł do mnie i przytulił mnie tak, bym mogła wypłakać się na jego ramieniu.
-
Spokojnie, Hanami - szeptał mi cicho do ucha, głaszcząc po głowie. - Teraz już
wszystko wróci do normy i stanie na swoim miejscu.
W
połowie zaskoczona, a w połowie uspokojona jego słowami - przestałam płakać.
-
Zobaczymy - rzekłam cicho i opuściłam jego gabinet.
***
Zrobiłam
silny wymach i wyrzuciłam kilka kunai w stronę ściany, w którą się wbiły. Z
głośnym westchnieniem opadłam na zimną, kamienną podłogę i ukryłam twarz w
dłoniach.
-
Hanami - usłyszałam zawsze chłodny głos Sasuke.
-
Witaj, papciu - odrzekłam z przekąsem, on jednak nie zareagował na moją słowną
zaczepkę.
-
Co ty tutaj robisz? - zapytał bez cienia zainteresowania.
Zawsze
ciekawiło mnie, jak on potrafi zadawać pytania takim tonem, jakby odpowiedź go
nie obchodziła, mimo że wszyscy i tak wiedzieli, że muszą mu odpowiedzieć, bo
to go ciekawi. Czy było to coś w jego tonie czy postawie, co zmuszało do
mówienia?
-
Nie widać? Ćwiczę. To się przecież robi w sali treningowej.
-
Przez tydzień? - zapytał ironicznie. - Chcesz mi powiedzieć, że przez tydzień
nie wychodzisz z tego miejsca, bo dzień w dzień ćwiczysz? Ty, która regularnych
ćwiczeń unika na kilometr?
Westchnęłam
cicho. Czy byłam, aż tak oczywista?
-
Tu jest cicho - wyszeptałam po dłuższej chwili ciszy.
-
Cicho? Bo Toriego tu nie ma?
Nie
odpowiedziałam mu, gdyż oboje dobrze wiedzieliśmy, że miał słuszność. Jedynie
tutaj z całej jaskini, w tej sali, nie czułam ucisku w głowie. Wszędzie indziej
czułam ciągły napór, który pogłębiał się, gdy zbliżałam się do jego osoby. Nie
dawałam rady ciągle się temu opierać i nie potrafiłam się temu poddać.
Czymkolwiek był ten nacisk, próbował zaingerować w mój umysł. A ja nie mogłam
pozwolić nikomu na zajrzenie do mojej głowy i poznanie wszystkich moich myśli i
doświadczeń. Mój umysł był teraz w zbyt dużym chaosie, bym sama mogła go
zrozumieć. A dla kogoś mogłabym przez to wyjść na wariatkę.
-
Jak tam wizyta w Konoha? - zapytałam, zmieniając temat.
Spojrzałam
na Sasuke i zauważyłam nieznaczną zmianę w jego mimice. Była ona jednak
chwilowa.
-
Nie twój interes - warknął.
-
Właśnie, że mój, tatku. Chciałabym znać powody całej tej maskarady, w której
grałam główną rolę - odpowiedziałam spokojnie, zaciekawiona jego zachowaniem.
-
Gdybyś była dojrzała na tyle, by znać prawdę, to Itachi sam by ci o tym
powiedział i wszystko wyjaśnił - odpowiedział i odwrócił się z zamiarem
odejścia.
-
Dlaczego czuję się właśnie jak pouczane dziecko? Czyżbyś wczuwał się w rolę? -
zapytałam ironicznie, sama nie wiedząc czemu, próbując wyprowadzić go z
równowagi.
Może
miałam nadzieję, że prawdziwa walka, a nie tylko ćwiczenia, ułoży moje myśli i
pomoże wrócić do początku. Zacząć wszystko od nowa tak, jak powinno być.
-
Prosisz się, by zginąć, jak twoje dziecko - warknął, a mnie zamurowało.
Wpatrywałam
się w niego osłupiała, niezdolna do wypowiedzenia nawet słowa, nie potrafiąca
znaleźć riposty. On również wyglądał na zaskoczonego i zszokowanego własnymi
słowami. Zrobił krok w moją stronę i otworzył usta, jakby chciał coś
powiedzieć, lecz zamiast tego odwrócił się na pięcie i wyszedł. Pozostawił mnie
samą sobie, w pustym kamiennym pomieszczeniu, w chłodzie i w bólu. Wszystko, co
próbowałam zwalczyć, wróciło do mnie ze zdwojoną siłą.
Moje
dziecko.
Odwróciłam
się na bok i skuliłam, pozwalając słonym łzom płynąć po policzkach. Ile jeszcze?
Ile jeszcze będę musiała płakać? Kim jestem? Kim się stałam?
***
Otworzyłem
drzwi z zamiarem wyjścia, lecz zostałem z powrotem wepchnięty do jego wnętrza
przez małą, białą osóbkę. Patrzyła na mnie morderczym wzrokiem, jakby samym
spojrzeniem chciała mnie zamordować - a była do tego zdolna.
-
Odejdź stąd - warknęła, zanim zdołałem się odezwać. - Opuść Jaskinię.
Uśmiechnąłem
się mimowolnie pod nosem. To była moja Hanami. Brała sprawy w swoje ręce,
zamiast ukrywać się przez tydzień w pokoju ćwiczeń.
-
Dlaczego mam to zrobić? To jest mój dom.
-
Nie był nim przez tyle czasu i nagle się nim stał? - zapytała.
-
Jest tu mój ojciec, więc jest to mój dom. Nie odejdę stąd - odrzekłem, ciekawy
co zrobi, jak się zdenerwuje.
-
Nie przeszkadzało ci to ostatnim razem. Dlaczego akurat teraz przeszkadza?
-
Inna sytuacja.
-
Wiec zmień ją - warknęła.
Prychnęła
pod nosem, niczym kotka, tak jak tylko ona potrafi. Uśmiechnąłem się i odwróciłem
do niej plecami. Bawiło mnie to, a jednocześnie ciekawiło, ile w tej osobie
jest mojej Hanami. Ile jest w stanie zrobić, by mnie stąd przegnać?
Nagle,
niespodziewanie, poczułem ciężar na plecach i dźwignię na szyi. Zaskoczyło mnie
to, że już po raz drugi udało jej się mnie przechytrzyć, a jednocześnie
irytowało, że robiła to z taką łatwością, a ja nie mogłem tego przewidzieć.
Czułem
jak powoli ucisk na mojej szyi, stworzony z jej silnych ramion, się zacieśnia i
zaczyna brakować mi powietrza. Warknąłem pod nosem i chwyciłem ją za ramiona,
po czym pochyliłem się i przerzuciłem jej chude ciało nad głową, a ona z hukiem
upadła na moje łóżko. Usłyszałem głośny huk, gdy nóżki łóżka pękły pod naporem
uderzenia, a mebel rozpadł się na niespodziewanie małe kawałki.
Głośne
warknięcie uświadomiło mi, że Hanami się wkurzyła.
-
Zabiję cię - potwierdził jej rozwścieczony głos.
-
Spróbuj - rzuciłem, podjudzając ją jeszcze bardziej.
Hanami rzuciła się
na mnie z pięściami. Obdarowała mnie szybką serią uderzeń, nim zdołałem
zareagować. Albo nim zechciałem zareagować. Później jednak blokowałem i
kontratakowałem. Czymkolwiek miała zakończyć się ta bójka, nie mogłem pozwolić,
by poszła tak gładko.
Poczułem, jak
Hanami łapie moją nogę, zanim zdołała uderzyć w jej ciało i wykorzystując
energię mojego ataku, rzuciła mną o ścianę.
Uśmiechnąłem się
od ucha do ucha, ścierając krew z kącika ust. Napiąłem wszystkie mięśnie i
skoczyłem na białowłosą. Złapałem ją, podniosłem i uderzyłem nią w przeciwległą
ścianę pokoju, swoim ciałem przyduszając ją do zimnej powierzchni. Poczułem pod
skorą zawirowania chakry Shi, gdy moja dłoń zaciskała się na jej szyi.
Z wrednym
uśmiechem na ustach dziewczyna przywaliła mi pięścią w nos, lecz to nie
wystarczyło, by się oswobodzić.
Przyjrzałem się
jej coraz bladszej, z braku powietrza, twarzy i ujrzałem w niej moją Hanami. W
tych zmrużonych nieznacznie z wściekłości oczach i zaciśniętych wargach. Mimo,
że moja Hanami nie okazywała emocji, ja potrafiłem rozpoznać te nieznaczne
zmiany w jej mimice.
Nim zdołałem się
powstrzymać, zrobiłem coś, o co się nie podejrzewałem. Z brutalnością wbiłem
się w jej usta i przełamując barierę jej zębów, połączyłem nasze języki w tańcu.
Zszokowana
dziewczyna zamarła na moment, lecz po chwili oddała ów dziki pocałunek z równą
żarliwością i pragnieniem. Czułem, jak napełnia mnie fala dawno nieodczuwanego
pożądania, jak gdyby coś, co porzuciłem, do mnie wróciło. Przez długi czas się
tak nie czułem. Nie wiedziałem, że byłem aż tak głodny jej bliskości. A teraz
nagle dostałem pożywienie.
Oderwałem się na
chwilę od jej ust, by złapać oddech i poczułem silne uderzenie w twarz. Z moich
ust wyrwał się cichy śmiech, któremu zawtórował jej. W ciszy pomieszczenia
unosiły się jedynie nasze przyspieszone oddechy i głośne śmiechy. Zdjąłem
dłonie z jej szyi i umieściłem na biodrach, podnosząc ją do góry. Poczułem jak
jej sprężyste łydki obejmują moje biodra.
Umilkliśmy.
Spojrzałem głęboko
w jej oczy i zauważyłem dzikie, nieskrępowane pożądanie, pomieszane z iskrami
radości. Był to widok, który widziałem po raz pierwszy. Dłoń Hanami wplątała
się w moje włosy i przyciągnęła moją głowę. Nasze usta znów złączyły się w
brutalnym pocałunku.
Moje dłonie
zsunęły się z jej bioder, błądząc po jej napiętych udach i zamykając się na
pośladkach. Przywarłem do jej ciała jeszcze bardziej, a z ust wyrwał się jej rozkoszny
pomruk. Zacząłem obsypywać pocałunkami jej szyję, czemu towarzyszyła fala jej
błogich jęków. W moich uszach brzmiały jak rozkoszna muzyka.
Oderwałem się od
ściany i nie przestając jej całować, skierowałem się w stronę rozwalonego łóżka,
po czym brutalnie rzuciłem ją na materac. Dziewczyna zaśmiała się cicho, gdy
siadłem na niej okrakiem i jednym ruchem rozerwałem jej koszulkę odkrywając,
nieokryte stanikiem, mleczne piersi. Ona nie pozostała mi dłużna, zrywając ze
mnie koszulkę i pozbawiając mnie spodni. Przycisnąłem ją do materaca i ponownie
złączyłem nasze usta w brutalnym tańcu.
Wiedziałem, że
połączenie naszych umysłów skutkowałoby podwojoną przyjemnością płynąca ze
stosunku. Próbowałem nawiązać połączenie, lecz ona usilnie z nim walczyła.
Wiedziałem, że było to dla niej niezwykle bolesne, lecz nie chciałem przerywać,
ani przekonywać jej do zaakceptowania tego. Pragnąłem, by sama pękła, choć
skutkować by to mogło brutalną falą wspomnień. Byłem jednak gotów znieść to w
imię naszego zejścia. Bowiem w ten tylko sposób mogliśmy być znowu naprawdę
razem.
***
Czułam coraz
większą przyjemność, a zarazem coraz silniejszy ucisk w umyśle. Czułam jak
powoli słabnę przed jego bolesnym naporem. Im większą przyjemność odczuwał mój
organizm, tym słabsza była moja wola. Wiedziałam, że zaraz pęknę, choć czułam,
że niekoniecznie może to przynieść coś dobrego. Instynktownie wręcz moje ciało
błagało o jego bliskość, a umysł krzyczał o poddanie się temu, jednak przez to
moje myśli zostaną otwarte i możliwe będzie zajrzenie w moje wstydliwe i
zagmatwane wspomnienia.
Poczułam jak jego
usta wracają z wycieczki po moim ciele, by przywitać się z powrotem z moimi.
Nastało chwilowe napięcie, po czym poczułam go w sobie w całej okazałości. Moje
ciało zadrżało z podniecenia, a ja aż krzyknęłam od zalewającej mnie
upragnionej przyjemności. Z brutalnością, równą pocałunkom, zaczął poruszać
swoimi biodrami, dając nam obojgu narkotyczną przyjemność.
Czułam jak moje
mięśnie niekontrolowanie się zaciskają, a upragnione apogeum znajduje się
niezwykle blisko. Zaskoczył mnie fakt, że zaledwie kilkoma ruchami potrafił
doprowadzić mnie do tak szalonej przyjemności.
Pomieszczenie wypełniały
moje coraz głośniejsze jęki, świadczące o zbliżającej się rozkoszy. Ciało wrzało,
umysł krzyczał, a bariera... pękła wraz z zalewającą moje ciało falą orgazmu.
Wrzasnęłam, gdy mój
umysł zalała feeria wspomnień. Jego wspomnień. Czułam, jak moje własne wyrywają
się z moich myśli, lecz w tej chwili nie to było ważne.
Przyjemność, którą
dawał mi jego orgazm i ciecz wypełniająca moje wnętrze była nie do opisania.
Krzyczałam jak mordowana, jak mordowana nieokiełznaną przyjemnością.
Nie ważny był ból
głowy wypełnianej po brzegi jego wspomnieniami. Nie liczyło się nic.
Widziałam go
błądzącego po odejściu z jaskini, jego cierpienie i zagubienie. Widziałam Sunę,
w której znalazł lokum i nowego przyjaciela. Widziałam jego wizyty u prostytutki,
którą później zabił. Widziałam niekończące się poszukiwania Kogoś. A później
widziałam mnie, odzianą w skrytobójczy płaszcz i jego bolesną decyzję powrotu.
Smutne pożegnanie z jedynym przyjacielem i długą drogę do domu z głęboko ukrytą
nadzieją, że jednak tu jestem i na niego czekam.
***
Poczułem, że
bariera w jej głowie pęka w momencie, gdy doszła z głośnym okrzykiem. Jej ciało
niekontrolowanie wygięło się w łuk i wciągnęło mnie jeszcze bardziej w głąb
siebie.
Jej wspomnienia
zalały moją głowę ogromną falą, lecz wraz z bólem ,towarzyszącym temu
gwałtownemu odczuciu, przyszła ulga. Ulga całkowitego z nią połączenia.
Poczułem ogromną przyjemność wstrząsającą jej ciałem. Usłyszałem jej wrzaski i
sam chyba mimowolnie krzyknąłem, nie wytrzymując naporu rozkoszy.
Nie przejmowałem
się jej wspomnieniami, mimo iż byłem bardzo ciekaw, co do tej pory przede mną
ukrywała. Gdy się tego dowiedziałem - olałem to. Nie liczyło się to z jakim
bólem straciła wzrok i wymazała mnie z pamięci. Niczym wydawało się jej
przerażające uczucie pustki i choroba umysłu. Zbyłem to z iloma ludźmi się
przespała i ilu z nich zabiła. Nie
interesował mnie jej alkoholizm i krótki związek z kuzynem. Zignorowałem nawet
jej krótki związek ze swoim mentorem w gildii, choć delikatnie zabolała mnie jej
miłość do niego. Poznałem jej samotność podczas związku ze zdrajcą. Widziałem
jej rozpacz po utracie dziecka i zadowolenie po krwawym zakończeniu wesela.
Widziałem jej zagubienie podczas testu skrytobójcy i strach… nie… przerażenie,
gdy odkryła że żyję. Czułem jej rozterki... Lecz zwyczajnie je zignorowałem.
Nagle nie to było ważne.
W tym momencie
liczyło się dla mnie jedynie jej nagie ciało wijące się pod moim. Jej głośne jęki.
Czułem kres swojej wytrzymałości i doszedłem w niej, niezdolny do wykonania
jednego chociażby jeszcze ruchu. Przyjemność była tak ogromna, że ograbiła mnie
ze wszelkich sił.
Usłyszałem jej
cichy śmiech i sam zacząłem się śmiać.
- Już wiesz -
powiedziała, głośno sapiąc.
- Wiem - odrzekłem,
opierając głowę o jej pobłyskujące od potu ciało.
- I co o tym sądzisz?
- zapytała. - Mi się wydaje, że nasza rozłąka uczyniła mnie brudniejszą od
ciebie - rzekła ze śmiechem.
Podniosłem z
trudem głowę i spojrzałem głęboko w jej białe oczy.
- Myślę, że cię
kocham, Hanami. Kocham cię nawet bardziej, niż wcześniej - rzekłem.
Dziewczyna
zaskoczona, a zarazem zadowolona złożyła delikatny pocałunek na moich wargach,
po czym wysunęła się spod mojego ciała i przewróciła mnie na plecy. Usiadła na
moich biodrach i pochyliła się, zbliżając do mojego ucha.
- To jeszcze nie
koniec, kochanie. Za to, że mnie zostawiłeś, nie dam ci dzisiaj odpocząć -
wyszeptała.
- Więc pamiętasz?
- zapytałem, lecz odpowiedzią był jedynie namiętny pocałunek złożony na moich
ustach.
***
Powoli wysunęłam
się spod kołdry leżącej na szczątkach jego łóżka. Rozejrzałam się w poszukiwaniu
odzienia, gdy przypomniałam sobie, że niewiele z niego zostało.
- Gdzie uciekasz?
- usłyszałam jego glos, a ciepłe ramiona przyciągnęły mnie do jego ciała.
- Yoshito wskazał
na mapie, którą ukradłam, położenie ruin klanu Shin. Obiecał, że pójdzie tam
razem ze mną - powiedziałam. - Jestem już trochę spóźniona.
- Nie podoba mi
się to, że idziesz tam sama, gdy dopiero co się dogadaliśmy - rzekł.
Zaśmiałam się
cicho i pocałowałam go w usta, dłonie wplątując w jego granatowe włosy.
- Bardzo przyjemne
było to dogadywanie - powiedziałam cicho. - Nie martw się, niedługo wrócę.
Nawet nie zauważysz, że mnie nie było.
___
Przepraszam za wszystkie opóźnienia z tym rozdziałem. Postaram się po sesji sumiennie przyłożyć do tej historii, by w niedługim czasie ją ukończyć (zostało już kilka rozdziałów).
Trzymajcie kciuki za moje zaliczenia ;P I dziękujcie korektorowi za sprawdzenie rozdziału, bo inaczej nie dałoby się go czytać ;)
Pozdrawiam, Hanami
No nareszcie :) nic dodać nic ująć ;) czekam na więcej ;)))
OdpowiedzUsuńCzytam tą historię już jakiś czas, ale dopiero teraz postanowiłam skomentować :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, ciekawy pomysł: Hanami i Aanami córki Sakury i Itachiego, później okazuje się, że jednak ich ojcem jest Sasuke przyznaje trochę mnie to zaskoczyło...
Hanami i Tori znowu razem! Nareszcie! :D
Pozdrawiam i życzę dużo weny i zaliczenia ^^
Czekam na nowy rozdział! :)
Hanami, Trochę czasu już minęło od ostatniego posta... xD Tak z pół roku <3 Czekamy, pamiętaj o nas!
OdpowiedzUsuńPamiętam... rozdział już został napisany i czeka na korektę. Niestety nie mogę zapewnić, że pojawi się w tym tygodniu. Jak nie w tym to w następnym :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHanami bo wiesz xD Rozdział napisany a go nie widać xDD Dobrze że zaraz wakacje ! Liczę że nadrobisz straty ^^ Może uda się zakończyć historię do końca wakacji mhh? Jak tam kryształ? :D
OdpowiedzUsuń