.

.

Rozdział 14 - Krwawy kunai

Dalej wisiałam przypięta owymi łańcuchami, które skutecznie krępowały moje ruchy. Nie słyszałam porywaczy, aż do momentu, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Później szybkie kroki i niemalże czułam na sobie ich chore spojrzenia. Następnie kilka cichych szeptów i znowu cisza.
Poszli sobie? - spytałam się w myślach. Bardzo dobrą odpowiedzią na moje pytanie było dostanie pięścią w brzuch. Cholernie bolało… Szarpnęłam się, chcąc się uwolnić, ale moje wysiłki poszły na nic, a w podziękowaniu za marne starania dostałam lewym sierpowym w policzek. Chwila przerwy i znowu ogromy ból w brzuchu… To chyba był kopniak. Czułam w ustach metaliczny smak mojej wiernej towarzyszki – krwi. Nie krzyczałam, nie wydałam żadnego najmniejszego odgłosu. Po raz kolejny dostałam w policzek i tym razem krew trysnęła z warg. Ktoś wytarł ją z mojej twarzy.
Nagle wszystko ustało… słyszałam tylko ciche szepty, wmawiając sobie w duchu, że choćby mieli mnie bić do śmierci, to się nie poddam. Poczułam czyjąś paskudną męską dłoń na moim udzie. Kierowała się ku górze, dotykając mojego prawie nagiego ciała - byłam w samej bieliźnie - kierując się ku piersiom. Nie no… Już po raz kolejny w ciągu niecałego tygodnia ktoś mnie obmacuje. Gdzie sprawiedliwość na tym świecie? Moje wywody przerwał ból, który powstał przez rękę tego imbecyla ściskającego brutalnie moją pierś. Zacisnęłam wargi, obiecując sobie, że gdy jak tylko się stąd wydostane, to go zabiję. Usłyszałam chichot. Bawi cię to? - spytałam w myślach, szarpiąc się. Ktoś mnie spoliczkował.
- Uspokój się - powiedział.
- Bo co? - odparłam i splunęłam w nieznanym kierunku.
Do moich uszu dobiegło ciche przekleństwo, co oznaczało, że trafiłam.
- Bo jeśli się nie uspokoisz, to zabijemy twoją siostrę, twojego ojca, a na końcu Tori’ego… A ty będziesz się bezczynnie na to wszystko patrzeć. Na krew tryskającą z ich ciał i na flaki, które będziemy z nich wyciągać - powiedział powoli, nadal jeżdżąc ręką po moim ciele.

Jak dotarło do mnie, że oni chcą zabić Tori’ego, zaczęłam się wiercić jak głupia. Moja reakcja była tak spontaniczna, że sama się zdziwiłam. Mężczyzna odszedł ode mnie na jakieś kilka metrów i dołączył do reszty porywaczy.
Po policzkach zaczęły spływać mi kwasowe łzy. Chciałam zabić tych debili nawet przez pieprzoną chustkę, byleby tylko Tori był bezpieczny. Choć nie rozumiałam dlaczego, nie mogłam znieść myśli, że coś mogłoby mu się stać.
Szarpnęłam się kilka razy najmocniej jak potrafiłam i poczułam, że więzy puściły na tyle, bym mogła cicho wylądować na ziemi. Pociągnęłam po raz ostatni i cicho, jak przystało na ninje, wylądowałam na obu nogach. Dopiero ból mnie uświadomił, że skręciłam kostkę. Nie mogłam skupić czakry w dłoni - zapewne czymś mnie naszpikowali, ale Nonegan działał sprawnie. Zdjęłam opaskę z oczu i przymrużyłam powieki pod naporem światła. Mrugnęłam kilkakrotnie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Imbecyle stali niecałe dziesięć metrów ode mnie i nic nie zauważyli.

Cicho, kulejąc, podkradłam się do nich. Zauważyli, że coś jest nie tak dopiero, gdy dwóch z nich padło martwych na ziemię. Odwrócili się w moją stronę, co było ich ostatnim błędem. Sparaliżowałam ich i, podchodząc do każdego, zabijałam powoli. Cieszył mnie ich ból, radowały krzyki, a zapach zwęglonego mięsa pobudzał do dalszej zabawy. Ostatniego, który był zapewne szefem bandy, zostawiłam na koniec.
Wolnym krokiem podeszłam do niego, przez przypadek kopiąc truchła tych, co jeszcze niedawno byli moimi porywaczami. Poprawiłam płaszcz i uklękłam przed nim. Otworzyłam jego powieki i wyszczerzyłam się w demonicznym uśmiechu, posyłając ku niemu falę energii. Jego krzyk był najładniejszą melodią, jaką kiedykolwiek słyszałam i stworzoną wręcz do słuchania. Przerwałam zabawę, czując, że już długo nie wytrzyma. Puściłam spokojnie jego powiekę i przyjrzałam się mu. On nawet ninja nie był! Naprawdę porwała mnie banda imbecyli!
Miałam powrócić do swojej zabawy, gdy poczułam na ramieniu stal, która gładko wbiła się w moje ciało, przecinając kilka żył i rozcinając skórę. Przeklęłam w duchu, zapominając, że paraliż jest tymczasowy. Spojrzałam w jego oczy z nienawiścią i z potrojoną chęcią zemsty. Jednym szybkim przekazem wysłałam do jego mózgu falę energii i spaliłam jego szare komórki.

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że zapomniałam, że nie mogłam zebrać czakry i że nie miałam za dużo energii. To przeklęte kekkei genkai zaczęło się buntować i po chwili wyrwało się z moich osłabionych mentalnych więzów. Traciłam kontrolę nad moim ciałem. Ostatnie co pamiętałam, to fakt, że opuściłam ten budynek i wyszłam na zatłoczoną uliczkę Konohy oraz krzyk. Krzyk dziecka, które spojrzało w moje oczy. Później zachęcony wizją krwi Nonegan przejął nade mną kontrolę.
„Ratuj, mój Książę!” - powiedziałam, ostatnimi siłami.

***
„Ratuj, mój Książę!” - usłyszałem. Zatrzymałem się w pół kroku, szukając osoby, do której ów głos mógłby należeć. Gdy nie znalazłem nikogo w okolicy oprócz Itakoi’ego, zrozumiałem, że to Hanami. Spróbowałem wejść do jej głowy, ale coś mnie powstrzymywało i to na pewno nie była ona.
-Co jest? - spytał Itakoi.
- Hanami… coś jest nie tak - odpowiedziałem.
- Jasne, że jest nie tak! Porwali ją! - krzyknął.
- Coś mnie blokuję, nie mogę się połączyć… Musimy… – zacząłem, ale moje zdanie przerwał mi przeraźliwy krzyk.

Razem z Itakoi'm patrolowaliśmy okolicę biedniejszej części Konohy, jednocześnie tej bardziej zamieszkanej. Spojrzeliśmy na siebie.
- Chyba już wiem, co cię powstrzymuje. Zaczęło się - powiedział Itakoi i ruszyliśmy w stronę wioski.
Modliłem się w duchu, aby to nie była prawda… Nie mogli tego zrobić… Ona by się nie złamała za żadne skarby.

Wbiegliśmy przez bramę, w której o dziwo nie było strażników. Zapewne dostali już rozkazy dotyczące osoby, która powodowała owe krzyki. Wbiegliśmy w wąskie uliczki, biegnąc w przeciwną stronę niż uciekający tłum. W niewielkiej odległości od nas znów rozniósł się potworny krzyk, który dla zabójcy był normą, ale najwidoczniej nie dla kruków, które kluczami odlatywały, uciekając za tłumem.
Dobiegliśmy na niewielki placyk służący za rynek i stanęliśmy wmurowani. Było tu chyba całe ANBU, które atakowało jakąś osobę, ale gdy tylko podeszli za blisko owej postaci, padali martwi na ziemię. Obok mnie przebiegł oddział ninja, zupełnie nas ignorując - teraz ten ktoś był dla nich zagrożeniem.
W przesmyku między shinobi zauważyłem ją, odzianą w czarny płaszcz, ten sam co wcześniej - stała na kopcu ciał i zabijała kolejne. Twarz i włosy miała ubabrane krwią… jej własną, gdyż po żadnym z ciał nie było widać śladów walki.

„Hanami” - przemknęło mi przez myśl, gdy do moich uszy dobiegł kolejny krzyk. Usłyszałem zgrzyt metalu i odwróciłem się w stronę Itakoi’ego.
- Pomóż jej… Inaczej nigdy jej nie powstrzymamy - powiedział i ruszył na niczego niespodziewające się ANBU.
Wyciągnąłem kunai’e i w biegu rzucałem w odwróconych do mnie tyłem ninja. Najgorszy typ walki…

Po kilku minutach, któremu towarzyszył przeraźliwy krzyk, który sprawiał że jeżyły mi się włosy na karku, oraz hektolitry krwi, zostało tylko kilku ninja, którzy po chwili dołączyli do swoich przyjaciół.  Wpatrywałem się w Hanami, która nadal stała na swoim kopcu i bujała się jak dziecko chore na chorobę sierocą. Nie mogłem uwierzyć, jak udało się im to zrobić. Od dawna wiedzieliśmy, że ktoś chce porwać Hanami i Aanami  użyć ich by zniszczyć Konohe. One razem były śmiertelnie niebezpieczną bronią, oddzielnie zresztą też, ale nie aż tak bardzo.
Usłyszeliśmy kroki i po chwili dołączyła do nas Aanami i ojciec.
- Co tu się stało? - spytała dziewczyna.
Wskazałem palcem w stronę kopca, sam się odwracając. Hanami wpatrywała się w nas z szaleńczym uśmiechem na twarzy.
- Zamknijcie oczy - krzyknęła Aanami, aktywując Sharingana.

Jednak ja miałem ją gdzieś. Wolnym krokiem zacząłem się kierować w stronę kopca z ciał. Po kilku krokach moją głowę odwiedził wielki impuls energii, niszczący moje synapsy. Utworzyłem barierę umysłową, chcąc się obronić przed kolejnym atakiem, ale nie miałem aż tak wielkiej siły, by to zrobić. Byłem u podnóża górki, gdy poczułem jeszcze dotkliwiej jej moc.
- Hanami - powiedziałem głośno.
Zesztywniała jakby na chwilę, ale dalej mnie atakowała.
- Hanami - powtórzyłem.
Zaprzestała walki i zamknęła oczy. Cała się trzęsła, a ja wiedziałem dobrze, że walczyła z tym potwornym kekkei genkai. Byłem już kilka centymetrów od niej, gdy po jej policzkach spłynęły łzy. Przetarłem je kciukiem, uświadamiając sobie po chwili, że nie były one zwykłe, tylko przepełnione kwasem, który dość boleśnie wsysał  się w moja skórę. Jednak nie obchodziło mnie to.

Podniosła głowę i wpatrywała się we mnie przez zamknięte powieki, cały czas drgając. Uniosła ręce i dotknęła moich policzków. Gdy tylko to zrobiła, wokół niej zaczęła się unosić czarna czakra, a demon we mnie zaczął się wiercić niemiłosiernie. Zdjąłem jej dłonie z mojej twarzy, a ta dziwna czakrowa poświata zniknęła. Poczułem się trochę słabiej, pierwszy raz doświadczyłem na własnej skórze wysysania czakry, co właśnie zrobiła dziewczyna. Przejęła trochę mojej energii, by móc walczyć z Noneganem. Myliłem się, uświadamiając to sobie dopiero w tedy, gdy uścisk na umysł spotężniał tak bardzo, że aż musiałem klęknąć. Usłyszałem, że ktoś mnie nawołuje z tyłu, ale miałem to gdzieś i podniosłem się, chwiejąc się lekko. Łzy spływały po jej twarzy potokami.
- Hanami – szepnąłem - Wróć do mnie.

***
- Hanami, wróć do mnie - usłyszałam jak przez mgłę głos Tori’ego, gdy walczyłam z tym przekleństwem.
Przejęłam kontrolę nad moimi rękami i twarzą i uśmiechnęłam się krzywo. Spojrzałam na niego, nie otwierając powiek, co i tak niewiele dawało, gdyż na pewno dalej odczuwał ten ból. Dotknęłam opuszkami palców jego policzka, walcząc ze sobą, by nie pobrać od niego czakry. Przyciągnęłam go bliżej siebie i po raz kolejny wymusiłam uśmiech.
- Kocham cię - szepnęłam.

Czułam jak zesztywniał na dźwięk moich słów. Pocałowałam go nieśmiało, a jednocześnie czule. Teraz wiedziałam, co do niego czułam i dlaczego. Za żadne skarby nie pozwolę by coś mu się stało… szczególnie z mojej ręki. Oddał mój pocałunek, pogłębiając go jednocześnie. Na oślep wymacałam jego dłoń, a w niej, jak się spodziewałam, kunai’a.
- Kocham cię - szepnęłam jeszcze raz po czym szybkim ruchem, za pośrednictwem jego ręki, wbiłam sobie owe zakrwawione ostrze w brzuch.
Chłopak szybko się ode mnie oderwał i z przerażeniem spojrzał w moje otwarte już oczy. Po raz kolejny wymusiłam uśmiech, tracąc grunt pod nogami. Złapał mnie i trzymał w swoich ramionach.
- Hanami… Dlaczego? - spytał, a w jego oczach tańczyły mokre plamki.
W odpowiedzi zacytowałam mu zdanie, które przeczytałam w dzienniku mojej matki. Gdy je usłyszał, z jego oczy wypłynęły łzy.
- Ja ciebie też… też cię kocham - odpowiedział, ale nie dotarło to do mnie. Byłam już gdzie indziej… i nie była to moja polana. Było tu jasno, bardzo jasno. Wszechobecna biel. Co to za miejsce?

***

Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiła i te jej słowa… ostatnie zdanie. Powiedziałem jej to, czego tak bardzo się obawiałem. Ale ona tego już chyba nie usłyszała. Była już gdzie indziej. Miałem nadzieję, że była to jej równina i że było tam ciemno. Cholernie ciemno. Wszechobecna czerń. Bo stamtąd wróci do mnie.
  

Uśmiechasz się krzywo, dla mnie to jak uśmiech anioła.
Całujesz mnie czule, dla mnie to jak dotyk motyla.
Dotykasz mej twarzy, dla mnie to jak dotyk Boga.
Mówisz „Kocham”, dla mnie to jak zbawienna woda.
Przymykasz oczy, nie chowaj swych oczu!
Ukrywasz uśmiech, nie rań mych oczu!
Przestajesz całować, nie zabieraj narkotyku!
Nie mówisz już kocham, nie zabieraj promyków!
Będę Ci mówić co tylko zechcesz,
Będę Ci robić co tylko zechcesz,
Będę dla Ciebie kim tylko zechcesz,
Będę dla innych tym czym ty zechcesz.
Tylko nie odchodź, nie znikaj.
Tylko bądź przy mnie, nie unikaj.
Mów do mnie kocham, kochaj i kochać będę.
Tylko nie odchodź…

Bądź tutaj…

Koniec Aktu 1

1 komentarz:

  1. Aaaaaaaale się działo! To było najbardziej romantyczno-psychiczne wyznanie miłosne na świecie!
    Stoją w otoczeniu martwych ciał, ona przypala mu mózg, próbuje się powstrzymać od zabicia go, potem się całują, wyznają miłość a na koniec ona się dźga w brzuch! *.*
    No świetne no, achh super ;3
    Ciekawa sprawa z tym demonem w środku Toriego, no i jakie to słowa powiedziała mu na koniec ;>

    OdpowiedzUsuń