.

.

Rozdział 12 - Prosta misja...

- Waszą misją będzie zabicie córki jednego z najbogatszych handlarzy Suny, który…
- Jest winny nam sporo kasy? - przerwałam jej.
- Tak, nawet bardzo sporo. Celem jest Ayamee Dai Fugo – powiedziała, przysuwając mi pod nos zdjęcie.
Na obrazku widniała młoda na oko dziewiętnastoletnia brunetka o dużych oczach tegoż samego koloru. Ubrana była w wielokolorowe kimono, lekko rozwiewane przez wiatr. Choć mimo wszystko urodą to ona nie grzeszyła…
- Cechy szczególne? - spytał Tori.
- Brak.
- A jakaś inna podpowiedź? - spytał.
- Codziennie wieczorem jest w klubie „Motylek”. Tak, to klub ze striptizem. A do tego jest lesbijką - powiedziała.
Przejechałam sobie ręką po twarzy. Nie no… tylko się jeszcze za lesbijką nie uganiałam. Zauważyłam, że Tori spojrzał na mnie.
- Plan? - zapytałam, przerywając ciszę.
- Pain kazał mi go ułożyć, gdyż najwięcej o niej wiem. Mam plan i dwa wyjścia ewakuacyjne. Jak nie wypalą to lecimy na żywioł - powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
-A oto plan A - zaczęła.

Szłam kamienistą uliczką w duchu przeklinając Lynn i te jej plany, jednocześnie dziękując Aanami za to, że mnie męczyła ucząc chodzić na dziesięciocentymetrowych obcasach. Stanęłam przed drzwiami, nad którymi wisiał szyld „Motylek”. Jeszcze raz naciągnęłam krótką czarną sukienkę na odsłonięte uda i weszłam do środka.
Uderzył mnie zapach piwa i przyprawiających o mdłości kobiecych perfum. Przedarłam się przez tłum do baru i rozsiadłam na jednym z wolnych krzeseł. Nie musiałam szukać mojego celu, dobrze wiedziałam, gdzie był. Wiedziałam też, że byłam w zasięgu jej wzroku i że na moje nieszczęście byłam w jej typie. Zamówiłam jakiegoś lekkiego drinka na „odwagę” i zaczęłam go powoli sączyć. Czułam na sobie pożądliwe spojrzenia mężczyzn oraz kobiet…
Po chwili usłyszałam skrzypienie drzwi. Czyli plan czas zacząć. Obróciłam się tyłem do baru, dalej sącząc mojego drinka i spojrzałam na długowłosą blondynkę w krótkiej czarnej spódnicy, spod której wystawały czerwone koronki z majtek i również czarnej kamizelce o mocnych wcięciach, która była narzucona na czerwony koronkowy stanik. Dziewczyna wolnym krokiem podeszła do stolika mojej ofiary i po krótkiej wymianie zdań przysiadła się.

Ofiara, ignorując przymilania się blondynki - czyli nikogo innego jak Lynn - odwróciła wzrok i spojrzała na mnie. Nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. Odstawiłam pustą szklankę po drinku na bar i tą samą ręką zaczęłam powoli jeździć sobie po udzie. Wzrok kobiety spoczywał na mojej dłoni, zachłannie wpatrując się w jej ruch. Poruszyła się nieznacznie, gdy dłonią podsunęłam lekko sukienkę do góry, tak że miała teraz idealny wzgląd na moją czarną koronkową bieliznę. Wstała i ruszyła w moją stronę. Za nią jak mur szło dwóch ochroniarzy. Stanęła obok mnie, nadal wpatrując się w moją dłoń, po czym położyła na niej swoją. Przejechała delikatnie po moim udzie, po czym nachyliła się do mnie i szepnęła:
- Chodź - posłusznie wstałam i razem z nią zaczęłam się kierować do pokoi nad lokalem.
Ayamee kroczyła przodem, wciąż trzymając w uścisku moją dłoń. Weszła do jednego z pokoi, a ochroniarze ustawili się przy wyjściu. Zostałam pociągnięta do pokoju, a za mną zatrzasnęły się drzwi. Pomieszczenie było ukryte w egipskich ciemnościach i nic nie było widać.
Poczułam kolejne szarpnięcie i po chwili stykałam się ciałem z jakimś drugim. Na mojej szyi poczułam delikatne pocałunki, które przemieniały się w bardziej namiętne i kierowały się ku moim piersiom. Zimne, chude palce zaczęły delikatnie zsuwać ramiączka od mojej sukienki, a pocałunki, niczym wierne ich towarzysze, śledziły drogę spadania jednego z nich, po czym owe muśnięcia przeniosły się na moje usta. Najpierw delikatnie a potem namiętnie. Najchętniej zabiłabym ją tu i teraz ale po pierwsze plan tego nie przewidział, a po drugie jej dotyk nawet mi się podobał.

Uchyliłam usta i po chwili czułam jak jej język penetruje moje wnętrze. Jako że musiałam uśpić jej czujność, zaczęłam oddawać ów pocałunek. Jej dłonie spoczęły na moich piersiach i zaczęły je na zmianę ściskać. Spojrzałam na moją przyszłą ofiarę i już miałam aktywować Nonegana, żeby ją uśmiercić, gdy usłyszałam hałasy na korytarzu.
Ayamee przestała pieścić moje ciało i spojrzała w kierunku drzwi, nie kryjąc zdenerwowania. Ruszyła w stronę wejścia, a ja przeklinałam pod nosem sprawce owego hałasu. Dziewczyna otworzyła drzwi i uderzyła w tors mężczyzny, tak że upadła na ziemię. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy zauważyła płaszcz Akatsuki. Wstała i na chwiejnych nogach zaczęła się lekko cofać do tyłu. Mężczyzna spojrzał na mnie i najwidoczniej zdziwił go fakt, że moja sukienka była do połowy zsunięta. Teatralnie wywróciłam oczami i poprawiłam ubranie.
Dziewczyna, która była przerażona próbowała opanować strach, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Zaczęłam do niej podchodzić, by ją uspokoić i przy okazji zabić. Gdy zauważyła mój ruch i moją opanowaną twarz, przeraziła się jeszcze bardziej, a ja już wiedziałam, że wiedziała, jakie miałam intencje. Zebrała w sobie trochę odwagi i nim się zorientowałam podbiegła do mężczyzny – Tori’ego - kopnęła go w krocze i biegiem ruszyła przez korytarz.
Ruszyłam za nią. Więc plan A się nie powiódł przez Tori’ego, który nie wiem co robił w tym barze. Plan B też nie wypalił, bo on jej nie zabił, więc czas na plan C – powiedziałam sobie w myślach. Zorientowałam się, że nigdzie nie widać dziewczyny, więc uruchomiłam Nonegana i postanowiłam poszukać jej myśli. Po kilku minutach dotknęłam jej umysłu wypełnionego przerażonymi myślami. Zaintrygował mnie fakt, że już zdążyła umknąć na dwór i biec w stronę domu jej ojca. Odwróciłam się i zauważyłam za plecami Tori’ego i Lynn.
- Jest na dworze - powiedziałam i biegiem ruszyłam poza budynek.
Nie przerywając połączenia z umysłem dziewczyny, który był moim nadajnikiem, biegliśmy w jej stronę. Obcasy ślizgały mi się na kamiennej ścieżce - w sumie kto mądry rusza do pościgu w dziesięciocentymetrowych szpilkach?
Po kilku minutach znaleźliśmy ją na opuszczonej ścieżce prowadzącej przez las do jej domu, znajdującego się poza obszarem Suny. Odwróciła głowę i krzyknęła przerażona, widząc pościg. Wiedziałam, że nie miała już sił do dalszego biegu, lecz mimo to dalej uciekała.
Wybiegłam do przodu, chcąc szybciej ją złapać i zakończyć tą głupią misję. Już miałam pociągnąć ją za jej długie brązowe włosy, rozwiewane przez wiatr, gdy poczułam, że lecę w dół i z hałasem runęłam na ubitą ziemię, brudząc sobie sukienkę. Podniosłam się do siadu i zauważyłam, że wywaliłam się o kilku centymetrowy pień drzewa, które spadło na ziemię. Jak mogłam go nie zauważyć? A no tak… Widziałam, tylko myślałam, że był dalej. Nie no… moja koordynacja oczy-noga była po prostu boska.
Tori przystanął koło mnie, ale Lynn biegła dalej i już po chwili dopadła przerażona dziewczynę, która z braku sił upadła na kolana. Wzięła kunai i jednym ruchem podcięła jej gardło. Krew trysnęła na wszystkie strony przy okazji brudząc dziewczynę, która zaczęła starannie zacierać ślady mordercy.
Postanowiłam wstać, ale skutecznie uniemożliwił mi to ból w prawej kostce. Nie no, kostkę sobie skręciłam. Ja to jestem boska… - powiedziałam w myślach.
- Skręcona - powiedziałam do Tori’ego, widząc jego pytające spojrzenie.
- Ja nie jestem medykiem - powiedziała za moimi plecami Lynn.
Nie no, bomba! Jak ja wrócę do siedziby?
Z lekką pomocą blondynki wstałam i oparłam cały ciężar na lewej nodze. Tori podszedł do ciała i rzucił na nie jakąś kopertę, po czym podszedł do mnie i wziął mnie na barana. Zaczęliśmy wracać, zacierając jakiekolwiek ślady pościgu.

Lynn oddaliła się od nas, gdy tylko zaczęliśmy się zbliżać do granic Suny. O świcie przeszliśmy przez mur graniczny przez jedną z licznych dziur w tej części fortyfikacji. Nie zaprzestając marszu, Tori wracał do siedziby, a ja zwisałam uczepiona jego pleców. Dopiero koło południa zatrzymaliśmy się na krótki postój koło małego jeziorka z wpadającym do niego wodospadem.
Rozebrałam się do bielizny, spalając tą okropną sukienkę katonem i kuśtykając, weszłam do wody. Była lodowata, ale to dawało ukojenie moim napiętym podczas drogi mięśniom. Zmywałam dokładnie, każdy dotyk i pocałunek Ayamee, choć nie powiem, że nie były one nie przyjemne.
Po jakże starannym umyciu się, ociekając wodą, wyszłam na suchy ląd. Gdy tylko opuściłam zbiornik, zaczęłam telepać się z zimna, jak podczas jakiejś padaczki. Szybko odpieczętowałam jeden płaszcz, który pozbawiony był wzroków Akatsuki i szczelnie się nim opatuliłam. Czułam na sobie badawczy wzrok Tori’ego, który siedział przy niewielkim, dogasającym już ognisku, pichcąc coś w małym garnku. Usiadłam obok źródła ciepła i przyjrzałam się chłopakowi.
- Dlaczego? - spytałam.
- Co? - mruknął.
- Dlaczego się wtrąciłeś? Wszystko szło dobrze. Plan A miał największe szanse powodzenia, ale nie... - powiedziałam z lekkim i prawie niewyczuwalnym wyrzutem w głosie.
Zauważyłam, że przygrywa wargi, czyli zastanawiał się nad wymijająca odpowiedzią, albo nad jakimś nieskutecznym kłamstwem.
- Od początku nie podobał mi się ten plan - powiedział w końcu.
Była to prawda. Można to było stwierdzić po jego zachowaniu, gdy Lynn przedstawiała nam plan.
- To nie znaczy, że musiałeś się wtrącać! Mogłam to zrobić na spokojnie, bez świadków.
- A co byś zrobiła z ochroniarzami! - zaczął krzyczeć na mnie.
- Zabiłabym, to proste! - wykrzyczałam.
- Nie dałabyś rady!
- Mylisz się! Nigdy nie byłam słaba! Szczególnie nie jestem teraz! - w moim głosie wyczuwałam zmianę.
- Wszystko przez to twoje kekkei genkai! Bez niego byłabyś nikim! Zwykłym nic nie wartym shinobi! - wykrzyczał.
Poczułam w brzuchu taką dziwną zmianę, a w oczach napięcie, łzy… Tak, łzy… Usiłowały wypłynąć z moich oczy, ale je powstrzymywałam . Czułam się tak dziwnie… Odechciało mi się wszystkiego.
- Jesteś nikim! - krzyczał dalej. - Nawet porządnie biegać nie umiesz! - Jego słowa sprawiały, że miałam chęć wbić sobie kunai’a prosto w serce. Był to pierwszy raz, gdy miałam takie odczucie, gdy ktoś mnie obrażał.
- Jesteś nikim! Jesteś jednym wielkim, bezużytecznym dziwolągiem, który nie ma stałego kolory oczu! - wykrzyczał.
To dotknęło mnie najbardziej. Nienawidziłam, jak ktoś mówił, że jestem dziwolągiem, a zdarzało  się to często. Czułam jak po policzkach spływają mi łzy. Tori, z odrazą i wzgardą wymalowaną na twarzy, przyglądał się mi. Ale jego wyraz się zmienił, gdy zauważył kapiące po brodzie strużki słonych kropel.
- Hanami… ja…- zaczął spokojnie, takim dziwnym głosem.
- Nienawidzę cię - powiedziałam cicho.
- Przepraszam, ja nie chciałem - mówił dalej.
- Nienawidzę cię - powtórzyłam głośniej.
- Ja nie wiem dlaczego… Hanami… Wybacz – nie rezygnował.
-Nienawidzę cię – krzyknęłam, po czym złożyłam pieczęcie i zniknęłam w kłębie dymu.
Nie obchodziło mnie to, że zanim teleportuje się do siedziby będę musiała składać te cholerne pieczęcie kilka razy, gdyż odległość była zbyt daleka. Nie obchodził mnie fakt, że nie będę miała siły, by wstać na nogi. Liczyło się tylko to, by się od niego oddalić. Jego słowa wciąż krążyły w mojej głowie i raniły.
Pierwszy raz, ktoś sprawił, że przez jego słowa zaczęły płynąć mi łzy, które nadal kapały po mojej twarzy. Pierwszy raz czułam, jakby moje serce było rozrywane na pół. Pierwszy raz miałam ochotę się zabić.
Przeteleportowałam się na jakąś polane daleko od miejsca, gdzie został Tori. Siedziałam na trawie i wpatrywałam się w jeden punkt. W głowie wciąż grzmiały mi jego słowa, jakby je powtarzał co chwile. Nie miałam siły na nic… Nie miałam siły, by żyć.
Już miałam składać pieczęcie by, teleportować się kawałek dalej w stronę siedziby, gdy poczułam jak czyjeś ręce unieruchamiają moje. Zarzucone mi coś na oczy. Zaczęłam się szarpać, by się uwolnić i po chwili poczułam uderzenie w kark.
Zemdlałam. Gdzie jesteś mój Książę?- zapytałam wracając na swoją równinę. Ale go nigdzie nie było…    

Mówisz uwielbiam, ja - udowodnij.
Mówisz współczuję, ja - to okaż.
Mówisz przepraszam, ja - żartujesz.
Mówisz kocham, ja - oszukujesz.
Gdy mówisz nienawidzę, to boli
Gdy mówisz jesteś nikim, to boli.
Gdy mówisz oszukuję, to boli.
Gdy mówisz jesteś potworem, to boli.
Chce słyszeć uwielbiam, by powiedzieć udowodnij.
Chce słyszeć współczuję, by powiedzieć to okaż.
Chce słyszeć przepraszam, by powiedzieć żartujesz.
Chce słyszeć kocham, by powiedzieć oszukujesz.
Chce słyszeć dobrze, by móc uwierzyć.
Chce słyszeć ufaj, by móc zawierzyć.
Chce słyszeć dobrze, nie słyszeć źle.
By móc zrozumieć, że kocham Cię.

1 komentarz:

  1. Najpierw było mega, pierwszy raz spotykam się z pomysłem na lesbijczy-plan-na-zabicie-ofiary, fajny pomysł :D
    Ale potem.. och mi zrobił się chyba tak samo przykro jak Hanami kiedy Tori mówił jej to wszystko! No i teraz przez niego ktoś ją porwał?! Achhhhh ;ccccc

    OdpowiedzUsuń